Gruby hajs, czyli ile kyatów za dolca

Pierwszego pełnego dnia w Rangunie obudziliśmy się o 7:00, bowiem M. nie mógł już spać. Trudno nazwać go najcichszym człowiekiem na świecie, ale tego ranka przeszedł samego siebie, tłukąc po całym pokoju sprzętem fotograficznym i innymi bambetlami, których wyjęcie z plecaka w tym momencie uznał za absolutnie niezbędne.

Naszym pierwszym zadaniem na miejscu była wymiana waluty. O ile bowiem za niektóre stricte turystyczne usługi można jeszcze w Birmie płacić w dolarach (co często bardziej się opłaca), o tyle w sklepie już amerykańskiej waluty nie przyjmą – jej posiadanie przez osoby prywatne jest tam bowiem ciągle, na ile się zorientowaliśmy, zabronione. Za 100 dolarów w tym pięknym kraju otrzymacie zazwyczaj ok. 100 000 kyatów. Wymiany można dokonać w kantorze, czasem w hotelu, a coraz bardziej sporadycznie – na ulicy. Jeśli czytaliście wcześniej, że kurs czarnorynkowy jest korzystniejszy – zapomnijcie o tym. W styczniu 2014 roku wspomniany przelicznik oscylował tak blisko swojego bankowego odpowiednika, że nie warto było w ogóle ryzykować ewentualnego przekręcenia przez cinkciarza (typową taktyką było „przytrzymywanie” pieniędzy klienta podczas kiedy ten liczył zawartość kolejnego zwitka, a tym czasem handlarz dyskretnie wyciągał kilka tysięcy ze zwitka już przeliczonego).

Tak czy owak – 100 tys. kyatów to zaledwie 100 dolarów. Tu warto zaznaczyć, że owa kwota jest wręcz katastrofalna, jeśli idzie o jej przechowywanie. Jeśli transakcji dokonacie w kantorze (BTW – tych jest na miejscu coraz więcej, aczkolwiek nigdy nie znajdziecie żadnego w momencie, w którym będzie najbardziej potrzebny) i będziecie mieli szczęście, kwotę dostaniecie podzieloną na banknoty o nominale 5000 kyatów, co daje 20 świstków papieru, które trzeba gdzieś upchnąć (a przypominam, że to zaledwie 100 dolców). Typowa wymiana początkowa owocuje więc ok. 60 sporej wielkości banknotami. Słowo daję – od czasów wizyty w Mongolii nie kombinowałem tak bardzo nad upchnięciem tego wszystkiego w miejscu jednocześnie bezpiecznym i takim, do którego łatwo sięgnąć. Bywa jednak gorzej – podczas naszej wizyty w Baganie dostałem 80 tys. kyatów w banknotach „tysięcznych”, których rolka ledwo mieściła się w pięści. Na szczęście, jak pewnie każdy kiedyś się przekonał, pieniądze na wyjazdach znikają w tempie ekspresowym, nawet bez udziału okazjonalnych amatorów kradzieży kieszonkowej (których, nota bene, w Birmie raczej nie uświadczycie).

Po wymianie, obciążeni dodatkowym kilogramem papieru na głowę, wybraliśmy się na rekonesans połączony z poszukiwaniem hotelu na najbliższą noc. Poszukiwania zakończyły się stosunkowo szybko, więc już koło 10:30 nasze bagaże wylądowały w Triple H Hotel na Mahabandoola str., która okazała się wspomniają już wcześniej główną ulicą tej części miasta. Przyszedł czas na spacer.

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?