Trekkingowe opowieści

Trekking zaczęliśmy z małym opóźnieniem, bo mnie i B. udało się nieco zaspać (great success!). Niemniej, o 9:20 ruszyliśmy z kopyta – najpierw kawałek w trishaw, a potem już z buta. I tak do samego wieczora, przez około 6 godzin.

Czy było warto zapieprzać łącznie 12 godzin po birmańskich bezdrożach? Tak. Czy dlatego, że było ładnie i interesująco? Nope.

Generalnie mijane przez nas krajobrazy miały podejrzanie wiele wspólnego z tym, co zobaczymy choćby podczas porannej przebieżki po okolicach Murzasichla. Trochę zieleni, kilka ładnych dolinek, malownicze ścieżynki i tyle. No dobra, do tego doszły hodowle herbaty, ale umówmy się, że to po prostu zwykłe krzuny z potencjałem spożywczym. Było też kilka typowo rustykalnych rzeczy, jak kosze pełne wspomnianej herbaty, służące do jej suszenia, czy cała masa gołych dzieci gapiąca się na nas z mieszaniną lęku i zaciekawienia na umorusanych gębach. Aż dziw, że nie postawili tam kościoła.

Okolice Hsipaw

To akurat było urokliwe miejsce

Niemniej, krajobrazowo była to wycieczka co najwyżej średnia, nijak mająca się do tego, co można zobaczyć w Indonezji, na Filipinach czy – z bliższych Polsce klimatów – w Gruzji. Poza tym nie było dziwnych zwierzaków, a zawsze fajnie, jak podczas trekkingu wpadnie Wam jakiś tygrys.

Natomiast tym, co zadecydowało o dużej wartości naszego „spaceru”, był nasz przewodnik o dźwięcznym imieniu, które dla polskiego ucha brzmi jak Aj-Tej. Jeśli kiedyś będziecie w Hsipaw, pytajcie o niego w Lily’s.

Chłopakowi, który ciągnął za sobą nasze grube dupy, bardzo szybko rozwiązał się język. Nieprawdą okazało się twierdzenie z przewodnika LP, że Birmańczycy nie chcą rozmawiać o polityce czy sytuacji w kraju. Dowiedzieliśmy się kilku arcyciekawych rzeczy, w tym wielu związanych bezpośrednio z osobą naszego guide’a.

Okolice Hsipaw

Dzieciaki. Ubrane dla przyzwoitości

Na ten przykład – ziom jeszcze 10 lat temu zarabiał miesięcznie około 25 dolarów miesięcznie (obecnie ok. 75, co jest w kraju sporą kwotą), kiedy to pracował (30 dni w miesiącu, z dwiema przerwami: na half– i full-moon day) na plantacji herbaty. Narzekacie na czas pracy w Polsce? Think twice. Idąc dalej osią czasu – 7 lat temu w jego wiosce nie znano nowoczesnych leków, co rokrocznie skutkowało śmiercią około 10% mieszkańców. Z kolei jeszcze 4 lata temu w jego okolicy zdarzały się rządowe czystki ze względu na nieznajomość lokalnego dialektu, jako że Birmańczycy są bardzo wyczuleni w kwestiach plemiennych (i, najwyraźniej, także w gramatycznych).

Podobnych informacji było więcej, jak choćby cały wykład o systemie szkolnym w Złotym Kraju (przejście całości to zaledwie 8 lat), imionach (ich częścią w Birmie jest dzień tygodnia, który zastępuje nazwisko) czy opowiastki o codziennym życiu (w tym na przykład o tym, jak łatwo można stracić pracę zadzierając przez przypadek z kimś w kręgów wojskowych; czy o tym, jak wyglądają typowe posiłki klasy „pracującej” – trzy razy ryż i mięso od święta). Niestety, spisałem pewnie z połowę tego, o czym nam opowiadał, a tu nie będę też przelewał wszystkiego co spisałem – jest tego po prostu za dużo… No i mi się nie chce. Dość powiedzieć, że otwartymi ze zdziwienia czy szoku szczękami praktycznie zamietliśmy cały dom.

Birmańskie realia nasz przewodnik roztaczał przed nami idąc, ale najciekawsze tematy poruszył już w wiosce, do której zdążaliśmy cały dzień. Przy ognisku rozpalonym na środku domu i przy dodatkowym świetle jarzeniówki zasilanej akumulatorem samochodowym gadaliśmy dość długo w noc, a nasz gospodarz powoli nawalał winem ryżowym jak trzynastolatek na koloniach. Wino to załatwił specjalnie dla nas (wódz wioski zabronił bowiem mieszkańcom spożywania alkoholu). Do tego było oczywiście prawdziwe birmańskie żarcie, a więc głównie ryż z ryżem i odrobiną ryżu.

Wreszcie, kiedy oczy zaczęły nam się kleić, a na zewnątrz było już tak ciemno, że każdy krok był grą o życie, wtarabaniliśmy się na pięterko, gdzie już czekały na nas nasze luksusowe łoża. Czytaj: koce rozłożone na drewnianej podłodze. Początkowe obawy o to, że będzie nam zimno, rozwiały się momentalnie – czasem było wręcz nieznośnie gorąco. Zasnęliśmy bardzo szybko – wyczerpani, ale z głowami pełnymi nowej, nierzadko nieprzyjemnej wiedzy, któej połowa wyleciała nam z głów po przebudzeniu następnego dnia.

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?