Krótka historia Korei (Północnej) – cz. 3

Część II

Do stale knującej Japonii, co i raz inspirującej kolejne zamachy na rządzących, którzy nie mieli ochotę na hentai, dołącza wreszcie Rosja, pragnąca rozszerzyć swoje panowanie na Syberii, w Azji, a pewnie w końcu także na Marsie. Korei, to tej pory ze zmiennym szczęściem utrzymującej się na powierzchni dzięki temu, że każdy z mających na nią chętkę krajów miał do pieńku z pozostałymi, tym razem przychodzi na pomoc Wielka Brytania. To jednak znów Japończycy wkroczyli do kraju po porządnej rebelii w 1894 roku, przy okazji dając po dupie wycofującym się z półwyspu Chińczykom.

Japonia przywiozła ze sobą kolejne nie-do-końca-złe reformy, w tym m.in. zniesienie niewolnictwa czy zaprzestanie stosowania odpowiedzialności zbiorowej za czyny jednej osoby (jak widać, ten trend nie utrzymał się ostatecznie w późniejszej KRLD). Poza reformami przywiozła również układy z Ruskimi, późniejszymi nazistami i żabojadami w beretach, którzy w zamian za protektorat żądali koncesji handlowych o zakresie tylko niewiele różniącym się od rozboju w biały dzień.

Panująca królowa Min popełniła wreszcie ostatni błąd w życiu i zaczęła romansować z Rosjanami, co doprowadziło do jej śmierci w zamachu, za którym – a jakże – stali Japończycy (którzy jednak zostali wywaleni z kraju w roku 1895). Kraj jednak nie potrafił dać sobie rady sam ze sobą. Przeróżne stronnictwa próbowały jakoś ratować tonący okręt, ale ostatecznie – w przededniu Pierwszej Wojny Światowej – mocarstwa ponownie zdecydowały za nią. W roku 1904 wybuchła krótka, ale obfita w skutki wojna rosyjsko-japońska, a sytuacja w Korei była tylko jedną z jej przyczyn. Konflikt zakończył się po roku pokojem w Portsmouth, na mocy którego Rosja m.in. dostała bana na wpieprzanie się w sprawy Korei, musiała wycofać wojska z Mandżurii, a także ogólnie ograniczyć swoją aktywność wojskową w tej części świata. Oba kraje potrzebowały tego pokoju, jako że w Rosji właśnie panoszyła się rewolucja, a Japonia generalnie raczej dostawała wciry, choć zadała szyku w bitwie pod Cuszimą. Pomimo tego, że Rosja wyraźnie zaznaczyła, że Japonia nie może wpłynąć na suwerenność Korei, to już dwa lata później został zawarty koreańsko-japoński układ, na bazie którego żółte skurwysyny (chyba wiadomo, o kim mowa) m.in. przejęły prawotwórstwo, a krajowa armia została rozwiązana. Nieśmiały opór źle zorganizowanej partyzantki nie przydał się na wiele – w 1910 roku został wydany traktat aneksacji, a Korea dostała się pod władzę cesarza z dynastii Meiji i formalnie przestała itnieć jako osobny byt. Brzmi znajomo?

Japończycy, wkurwieni przedłużającą się krnąbrnością państewka, które stale wyrywało jej się spod kontroli, zaczęli zaprowadzać własne porządki, a robili to tak, jak tylko oni potrafią. Germanizacja w Polsce po ’39 roku w porównaniu do japonizacji, jaką nowi gospodarze zaserwowali koreańczykom, była niczym delikatna pieszczota w zestawieniu z gwałtem analnym za pomocą rakiety ziemia-ziemia. Wszelkie większe zgromadzenia zostały zakazane, podobnie jak druk gazet w języku lokalnym; całość ekonomii kraju została przestawiona na produkcję ryżu, którego gros płynęło przez morze do Kraju Kwitnącej Wiśni aka Kraju Bezbrzeżnego Skurwysyńswa. To ostatnie oczywiście miało też „plusy dodatnie”, jednak trzeba pamiętać, że Japonia najzwyczajniej w świecie chciała zrobić z Korei kontynentalną część swojego imperium, nieodróżnialną po kilkudziesięciu latach pod żadnym względem od mamusi leżącej na wyspach. Działania te jeszcze zwielokrotniły się po tzw. Incydencie mandżurskim, czyli wysadzeniu – w roku 1931 – japońskiego pociągu niedaleko chińskiego miasta Shenyang. Przygotowania do wojny zaowocowały nowymi fabrykami , drogami i liniami kolejowymi, co jednak nie cieszyło obywateli okupowanego kraju.

Rzeczeni obywatele w tym samym czasie desperacko walczyli o tożsamość narodową. W 1919 roku przedstawiciele koreańskiej inteligencji wysłali delegację do Wersalu, której organizatorzy mieli jednak ważniejsze rzeczy do roboty. Zarówno Koreańczycy, jak i przebywający na miejscu młody Ho Chi Minh z Wietnamu, zostali zlani ciepłym moczem, a ich sukcesem było co najwyżej zjedzenie kilku naprawdę dobrych koreczków.

Po powrocie do kraju Koreańczycy doszli do wniosku, że w dupie mają mocarstwa i zajmą się sprawą po swojemu. 1 marca 1919 (na dwa dni przed pogrzebem byłego króla Kojonga) zostaje ogłoszona deklaracja niepodległości, a Japończycy są oczywiście zachwyceni. Ruch Samil szybko zyskuje około miliona zwolenników, ale światowa opinia publiczna bardziej skupia się na brutalnym tłumieniu protestów przez Japońców (którzy strzelają bez litości – także z okrętów), niż na przyczynie całej awantury. Kolejne partyzantki zostają zepchnięte do Mandżurii, a tym w kraju pojawia się – w sekrecie – Koreańska Partia Komunistyczna. Kiedy kolejny były władca – tym razem Sunjong – umiera w 1926 roku, komuniści chcą użyć tego wydarzenia jako siły napędowej kolejnego zrywu narodowego, co może uzmysłowić Wam, jak świetnie Koreańczycy rozumieli swego czasu ideę komunizmu.

Młody Kim Ir Sen

Taki był z niego przystojniak (źródło: Oficjalna Strona Stowarzyszenia Przyjaźni Koreańskiej; tak, serio)

W tym samym czasie bojownicy na gościnnych występach w Mandżurii radzą sobie coraz lepiej, a jednym z odznaczających się bojowników jest niejaki Kim Ir Sen, który – w przerwach pomiędzy zabijaniem Japończyków i leżeniem w okopie – powoli buduje swoją filozofię polityczną – Dżucze. W 1931 roku nasz bohater wstępuje do Komunistycznej Partii Chin. Komunistyczna Partia Korei niby sobie istnieje, ale Komintern wywala ją ze spisu, bo ci śmieszni, skośni goście mocno focusują się na nacjonalizmie, co nie do końca zgadza się z zasadami całej zabawy w czerwonych.

W 1936 roku Japończykom totalnie odbija szajba. Fanatyczni oficerowie armii wycinają się wzajemnie w pień, a cesarz Hirohito tłumi rebelię i umacnia wpływ wojskowych na rządy w kraju. Koreańscy mężczyźni są hurtowo wysyłani na front (w 1937 wybucha kolejna wojna chińsko-japońska). Koreańskie kobiety w sumie też, ale w zupełnie innym celu, którego na pewno możecie się domyślić. Jednocześnie Japonia jeszcze bardziej zaostrza politykę antykoreańską, m.in. zmieniając wszystkie koreańskie imiona na ich japońskie odpowiedniki (np. Li na Li).

Jak wiadomo, na froncie szło im dobrze tylko do momentu zadarcia ze Stanami Zjednoczonymi. Nie na żarty wkurwieni po Pearl Harbour Amerykanie spuszczają Japończykom łupnia na Pacyfiku (ze zmiennym szczęściem, ale jednak), a ich Żabie Skoki kończy srogie pierdolnięcie w sensie dosłownym. 6 sierpnia 1945 roku Enola Gay zrzuca Małego Chłopca na Hiroszimę, a trzy dni później Bock’s Car dostarcza wypasionego Grubasa do Nagasaki. Japonia leży i kwiczy, Rosjanie są impressed, a Korea wreszcie dostaje swoją szansę na wybicie się na niepodległość.

Jak zwykle w takich przypadkach, karty rozdali zwycięzcy. Nie pytając samych zainteresowanych o zdanie (Koreańczycy zostali uznani za zbyt niedojrzałych, bo rządzić własnym krajem), USA i ZSSR dzielą kraj wzdłuż 38 równoleżnika, jednocześnie zgadzając się na to, by w ciągu najbliższych lat wspólne wybory doprowadziły do scalenia kraju. Bo naszym trupie, pomyśleli czerwoni. Gdzie jest ropa naftowa?, pomyśleli Amerykanie.

Na północy tak potrzebny Sowietom lider był już na miejscu. 33-letni Kim Ir Sen z radością dał się zainstalować na szczycie lokalnej Partii Komunistycznej, podczas kiedy na południu wszyscy komuniści byli kolejno wywalani ze stanowisk, w sposób naturalny trafiając następnie na północ. Zaczyna się nowa era w historii kraju.

Część IV

komentarze 2

  1. Hrabia Potocki 28 maja 2015
    • Brewa 29 maja 2015

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?