Pjongjang bez nadzoru: atrakcje turystyczne, cz. 3

30 kwietnia 2015 był naszym drugim, a zarazem ostatnim dniem w całości spędzonym w Pjongjangu i jego najbliższych okolicach. W trakcie jego trwania mieliśmy odwiedzić te miejsca w stolicy Korei Północnej, których nie udało nam się zobaczyć poprzedniego dnia. Niestety, okres modernizacyjno-konserwatorski w KRLD nieco pokrzyżował nasz plan, w tym jedną jego część w sposób wręcz spektakularny; ale  – jak to zwykł mawiać Bogusław Wołoszański – nie uprzedzajmy faktów.

Pierwszym punktem na liście „do odhaczenia” było Muzeum Zwycięskiej Wojny o Wyzwolenie Ojczyzny (WWO), a pisząc bardziej po europejsku – Wojny Koreańskiej. Jak wszystkie muzea w KRLD, i to zajmuje ogromny obszar, w całości zagospodarowany tak, by zrobić jak największe wrażenie na odwiedzających. Warto zaznaczyć, że tymi ostatnimi są przede wszystkim Koreańczycy z Północy, prowadzani na miejsce już na wczesnym etapie edukacji, w ramach umacniania w ich głowach jedynego słusznego wizerunku sportretowanych zdarzeń.

Muzeum WWO podzielone jest na dwie, a właściwie trzy główne sekcje. Pierwszą z nich ujrzymy od razu po przekroczeniu imponującej bramy, bowiem znajduje się na otwartej przestrzeni. Jest nią nic innego, jak wystawa sprzętów armii amerykańskiej i południowokoreańskiej, przejętych bądź zniszczonych przez wojska Północy podczas całego trwania wojny. Czołgi, samochody opancerzone, samoloty i helikoptery w różnym stanie (od niemal kompletnie nienaruszonych, aż po kupy złomu, które równie dobrze mogą być pozostałościami po radzieckich traktorach) ustawione są w równych rzędach po obu stronach alei prowadzącej do wejścia do budynku Muzeum. Aby się do nich dostać, zwiedzający musi najpierw przejść przez nasypy upozorowane na okopy. Każdy z eksponatów opatrzony jest tablicą (zazwyczaj zdecydowanie więcej niż jedną) zawierającą nie tylko ogólne informacje o danym pojeździe, ale także krótką historię jego przejęcia lub zestrzelenia. Historie są również rozpisane w języku angielskim, w tonie, którego łatwo się domyślić. Standardowa informacja tego typu opisuje, jak zdradzieckie i nieudolne wojsko przeciwnika uległo presji znakomicie wyszkolonych oddziałów północnokoreańskich, co skutkowało zniszczeniem albo przejęciem wrogiego wehikułu. W tej części spędziliśmy około 30 minut, po czym przenieśliśmy się do „sekcji”, w której zakotwiczony jest USS Pueblo.

Muzeum Zwycięskiej Wojny o Wyzwolenie - wystawa sprzętu USA

Trochę pracy młotkiem i będzie jak nowy…

Czegokolwiek by nie mówić o Muzeum WWO, to USS Pueblo jest jedną z atrakcji, których nie powstydziłoby się żadne muzeum marynarki na świecie. Ten pechowy pancernik był głównym bohaterem wydarzenia zwanego Incydentem Pueblo, które na długo zdefiniowało stosunki pomiędzy Koreą Północną a Stanami Zjednoczonymi. W skrócie mówiąc, na kilka dni przed Ofensywą Tet w Wietnamie, okręt USS Pueblo PODOBNO kilkukrotnie naruszył wody terytorialne Korei Północnej, choć Amerykanie do tej pory utrzymują, że wciąż był na wodach międzynarodowych (spór wynika między innymi z faktu różnych stanowisk na temat granicy wód terytorialnych). Wkurwieni nie na żarty Koreańczycy próbowali dokonać abordażu na niepokorną jednostkę, ale jej obsada przez dwie godziny skutecznie tego unikała, jednocześnie w pośpiechu niszcząc tajne materiały zgromadzone na pokładzie. Po krótkiej walce, w związku z niemożliwością otrzymania wsparcia z powietrza, USS Pueblo poddał się, ale już po tym został ponownie ostrzelany, tracąc jednego z 83 członków załogi. Pozostali marynarze zostali wzięci do niewoli, co rozpoczęło 11-miesięczny okres negocjacji i przerzucania się zarzutami, by wreszcie załoga – po konkretnej dawce tortur i „oficjalnym” przyznaniu się do szpiegostwa – została uwolniona przez Koreę Północną.  Sam okręt jednak, wraz ze sporą ilością wrażliwych materiałów, jak również z nowoczesną jak na ówczesne czasy radiostacją szyfrującą, pozostał w KRLD, gdzie najprawdopodobniej został poddany szczegółowej analizie.

Muzeum Zwycięskiej Wojny o Wyzwolenie - USS Pueblo

Kawałek USA w środku Korei Północnej

USS Pueblo to obecnie jedyna na świecie jednostka pływająca formalnie wciąż należąca do USA, ale nadal przetrzymywana przez rząd innego państwa (zanim w 2012 została przeciągnięta pod Muzeum WWO, stała w doku na rzece Taedong). Zwiedzając ją, turysta formalnie rzecz biorąc wchodzi – pozostając osobą nieuprawnioną – na terytorium Stanów Zjednoczonych (a co gorsza – na obiekt wojskowy). Nie wiem, jak to się ma do ewentualnego późniejszego ubiegania się o wizę, ale nie sądzę, by ktokolwiek nie miał tego gdzieś. Tak czy owak, zwiedzanie USS Pueblo to ciekawe doświadczenie, tym bardziej że duża część okrętu pozostaje w stanie niezmienionym od 1968 roku (a przynajmniej na zewnątrz, bo co ważniejszy sprzęt wojskowy został zdemontowany).

Po kolejnych 30 minutach na statku i zrobieniu sobie obowiązkowego zdjęcia z karabinem maszynowym, przeszliśmy wreszcie do głównej części Muzeum WWO, zlokalizowanej w okazałym budynku. Było to nasze pierwsze zetknięcie się z budynkiem muzealnym na terenie KRLD i muszę powiedzieć, że na długo pozostanie w mojej pamięci. Koreańczycy – pomimo głodu panującego w kraju i ogólnie nieciekawej sytuacji ekonomicznej – pakują w muzea furę grubego hajsu. Marmurowe kolumnady i podłogi, imponujące klatki schodowe, złocenia na ramach, rzeźby (najlepiej zapamiętałem tę przedstawiającą żołnierza, który usiłuje rzucić granat przy pomocy zębów) – tego wszystkiego jest w Muzeum Wielkiej Wojny tak dużo, że człowiek aż łapie się za głowę. W środku oficjalnie nie wolno filmować ani robić zdjęć, ale – w odróżnieniu od kilku innych, podobnych obiektów tego typu w Korei Północnej – nikt nie zabiera turystom aparatów czy kamer (prawdopodobnie ze względu na dość spory ruch). Wcześniej przydzielona przewodniczka, odziana w mundur armii północnokoreańskiej z czasów Wojny, dość szybkim krokiem przeprowadzała nas najważniejszą „ścieżką”, zawierającą tylko najbardziej kluczowe eksponaty (takich „ścieżek” jest w północnokoreańskich muzeach mnóstwo – liczba eksponatów sprawia, że praktycznie niemożliwe byłoby obejrzenie wszystkich w ciągu jednego dnia, nie mówiąc już o kilku godzinach). Po obejrzeniu kilkunastu zdjęć, egzemplarzy broni i dioram, trafiliśmy wreszcie do sali zawierającej największą z tych ostatnich. Na tle imponującego obrazu przedstawiającego wojenną zawieruchę ustawione są modele symbolicznie oddające najważniejsze – z punktu widzenia Koreańczyków z Północy – momenty Wojny. Siedząc na obrotowej platformie, turysta – do wtóru głosu przewodniczki – powoli ogląda całość, wykonując pełen obrót 360 stopni, jednocześnie czując się jak w bardzo smutnym Disneylandzie. Co by jednak nie mówić, diorama jest naprawdę imponująca, a za jakiś czas pokażę Wam tę jej część, którą – pomimo pewnych trudności – udało mi się uwiecznić na filmie. Na razie musicie uwierzyć mi na słowo.

Muzeum Zwycięskiej Wojny o Wyzwolenie - budynek

Jak widać, obszar jest SOLIDNIE wielki


Podobał Ci się ten wpis? Poczytaj inne notki o Korei Północnej! Możesz również polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?