Gry video dla fanów podróżowania

Ten post początkowo miał być nieco o czym innym, ale Zależna w podróży uprzedziła mnie ze swoim wpisem o tym, dlaczego szał na Pokemon GO, pomimo całej swojej niezmierzonej kretyńskości, nie jest wcale takim złym zjawiskiem. Nie chciałem jednak zarzucać pomysłu i postanowiłem nieco go rozwinąć.

Niektórzy ludzie myślą, że podróżowanie to hobby w stylu one and only – takie, na które poświęca się cały swój czas wolny, często kładąc laskę na innych aktywnościach, które „szary człowiek” uznaje za standardowe formy spędzania wolnego czasu. Oczywiście jest to bzdura – trudno wyobrazić sobie, że każdy z freaków podróży poświęca każdą wolną chwilę na siedzenie przed mapą i kreślenie wymarzonej trasy po Antylach. Nie zmienia to jednak faktu, że zagraniczne (i nie tylko) wojaże wpływają na światopogląd i gusta odnośnie innych rozrywek – na przykład takich, jak gry video.

Osobiście jestem ogromnym fanem tej ostatniej rozrywki. Pomimo tego, że większość wolnej gotówki poświęcam na wyjazdy oraz kompletowanie nowego sprzętu foto- i video, to w ciągu kilku ostatnich lat stałem się również szczęśliwym posiadaczem dwóch konsol do gry, z których ekstensywnie korzystam – zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, kiedy pogoda nie zachęca do pozadomowych aktywności (czyli mniej-więcej teraz). Nie ukrywam, że na moje preferencje w zakresie wyboru ogrywanych tytułów bardzo mocno rzutuje fakt, że lubię poznawać nowe kraje, kultury czy środowiska. Pomyślałem więc, że ktoś, kto o podróżach czytać lubi, a jednocześnie nigdy nie pomyślał, że gry video mogą stanowić naturalne przedłużenie podobnych zainteresowań, mógłby skorzystać na zestawieniu kilku pozycji wręcz stworzonych dla podróżników.

I tak właśnie powstał niniejszy tekst, w którym wszystkim fanom podróżowania rekomenduję kilka tytułów gier video, bezbłędnie trafiających w ich gusta. Możecie mi podziękować albo znienawidzić, w zależności od stanów Waszych finansów.

Seria Wiedźmin

Zestawienie otwiera rdzennie polski tytuł, którego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Wiedźmin to fenomen, a trzecia część gry – Dziki Gon – sprawiła, że zyskał on światową skalę. Jeśli przez ostatnie kilka lat żyliście pod kamieniem, to napiszę tylko, że seria gier luźno opiera się na sadze fantasy stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego – pisarza tyleż utalentowanego, co bucowatego; mocno nasyconej elementami mitologii słowiańskiej, tak dobrze znanymi każdemu mieszkańcowi naszego kraju. Godna rekomendacji jest zwłaszcza trzecia część sagi, osadzona w dużym, otwartym świecie, który można zwiedzać przez kilkaset godzin realnego (sic!) czasu. Sama wielkość świata to jedno, ale to co liczy się dla fana podróży to to, jak ów świat jest oddany. Widoki zapierają dech w piersi i obejmują górskie przełęcze, zachody słońca nad oceanem czy lasy pełne zwierzyny (i krwiożerczych potworów). Całość gry okraszona jest dodatkowo przyzwoitą fabułą, świetnymi dialogami (nie stroniącymi od bluzgów czy urągań), a także niesamowitym klimatem, który ujął serca graczy na całym świecie. No i są tez cycki w ilościach hurtowych, więc nie oddawajcie bezrefleksyjnie gry Waszemu młodszemu rodzeństwu.

Wiedźmin jest przedstawicielem dość szerokiego zakresu gier typu open-world, czyli takich, w których możemy bez większych przeszkód eksplorować duuuży świat, ograniczony mocno oddalonymi od siebie brzegami. Tego typu tytuły charakteryzują się dużą swobodą rozgrywki, ale jednocześnie wprawiają w szał perfekcjonistów, jako że trudno skończyć je w 100%, zaliczając każde możliwe zadanie i wyzwanie. Wśród gier dysponujących dużym, wartym odwiedzenia każdego zakątka światem znajdziecie również takie tytuły jak Fallout 4 (świat po nuklearnej apokalipise), MadMax (podobnie, ale w klimacie pustynnym) czy Far Cry Primal (grę rozgrywającą się w czasach prehistorycznych). Jeśli się wkręcicie, dowolna z tych pozycji jest w stanie zapewnić Wam rozrywkę na pół roku albo i więcej.

Wiedźmin III: Dziki Gon dostępny jest na wszystkie konsole nowej generacji, a we wcześniejsze części pogracie przede wszystkim na komputerach PC.

Wiedźmin 3 - widok

Całe miasto do zwiedzenia. Źródło: www.imgbase.info

Seria Assasin’s Creed

Jeśli lubicie klimaty historyczne, a jednocześnie nie chcecie godzinami tułać się po ogromnym świecie, to z pomocą nadchodzi seria Assasin’s Creed – każda z gier cyklu osadzona jest w nieco późniejszym okresie historycznym, otwieranym przez wczesne średniowiecze i okres wojen krzyżowych. Wcielając się w członków starożytnego brastwa Assasynów, będziecie przemierzać szczegółowo odwzorowane, ważne miasta kolejnych epok, włączając w to np. Jerozolimę, Wenecję czy Florencję, przy czym sztab specjalistów zadbał o to, by każda z tych lokalizacji została oddana jak najwierniej i najdokładniej. Szczególnie fajnie ogrywa się całość serii, jeśli w jakimś mieście już byliście albo wybierzecie się do niego tuż po skończeniu którejś części gry. W obu tych przypadkach mapę danej lokalizacji będziecie już mieli w głowie, o ile oczywiście przez ostatni 1000 lat ktoś nie postawił Wam na drodze jakiegoś centrum handlowego.

Ciekawostką jest również to, że także większość ważnych wydarzeń mających miejsce w serii gier Assassin’s Creed wydarzyła się naprawdę, niejednokrotnie dokładnie w tych momentach, w których seria je pokazuje. Dotyczy to zwłaszcza morderstw postaci historycznych, z których większość padnie za sprawą Waszego udziału.

Seria Assasin’s Creed dostępna jest na wszystkie platformy, chociaż najlepiej gra się w nią za pomocą konsolowego pada.

Assassin's Creed Unity - widok

Rzut okiem na jedną z lokalizacji w Assassin’s Creed Unity. Źródło: wallpaperlayer.com

Heroes of Might & Magic III

Ten staruteńki klasyk to zupełnie inna odmiana gry niż te, o których pisałem wcześniej. Powszechnie lubiani „Herołsi” to tak zwana turowa gra strategiczna, w której gracz zarządza miastami i bohaterami, rozbudowując te pierwsze i wyposażając w jak najsilniejsze armie tych drugich. Nasi herosi podróżują po kolorowych, tętniących życiem mapach, na których aż roi się od dzikich potworów, skarbów, starożytnych ruin i innych miejsc, tylko czekających na odkrycie. HoM&MIII to także idealna pozycja dla par – tryb Hot Seat umożliwia grę kilku osobom na raz, zarówno w kooperacji, jak i przeciwko sobie. Mi i Beacie niejednokrotnie zdarzyło się przesiedzieć nad partyjką w „Hirołsów” całą noc.

Kolejne części gry, a było ich multum, nigdy nie dorównały „trójce” – nawet jeśli dysponowały grafiką 3D czy setką przeróżnych bajerów. To właśnie brak tych ostatnich oraz prosta, bajkowa grafika (z dodatkiem muzyki, która wryje Wam się w mózg do głębi) zadecydowały o tym, że wielu nałogowych graczy wraca do HoM&MIII z niepokojącą regularnością, pomimo faktu, że gra w przyszłym roku będzie mogła legalnie kupić sobie piwo.

Heroes of Might & Magic III - widok

Ten widok śnił mi się swego czasu po nocach. Źródło: ubisoft.com

Ingress

Zanim pojawił się Pokemon GO, światem gier rzeczywistości rozszerzonej rządził Ingress. Nie słyszeliście o nim? To w sumie nieco dziwne, bo była to gra, która zapewniła Pokemonom tak zwany Proof of Content – to właśnie Ingress udowodnił, że Niantic Labs są w stanie stworzyć grę, która zaangażuje graczy nie tylko duchem i dłońmi, ale także całym ciałem.

Ingress - widok

Dla niewtajemniczonych nie wygląda to zapewne imponująco… Źródło: Google Play

Ingress powstał 4 lata temu i dość szybko zawojował serca graczy, którzy szukali czegoś nowego. W ogólnym zarysie jej scenariusz opiera się o to, że na świecie żyją dwie frakcje „oświeconych”, walczących o kontrolę nad umysłami „szaraków” – ludzi niewiedzących o ich istnieniu. Kontrolę ową sprawuje się przez łączenie ze sobą specjalnym portali – im portale są od siebie bardziej oddalone, rym więcej mind units wpada na konto odpowiedniej frakcji. Rzecz jasna, portale to te miejsca i punkty w realnym świecie, które mają duże znaczenie dla ludzi – a więc pomniki, ważne budynki czy inne miejsca, które „szaraki” darzą estymą.

Wszechobecne, choć powolutku umierające Pokemony opierają się więc na sprawdzonym i mocno zubożonym pomyśle, odartym dodatkowo ze swoistego klimatu, który w Ingress jest naprawdę mocną stroną. W nim również premiowany jest faktyczny ruch, a dodatkowo duża część portali opisana jest już przez innych graczy prawdziwymi i dość wyczerpującymi informacjami odnośnie danego miejsca. „Zwiedzanie” danej miejscowości „przy pomocy” Ingressa może być więc znacznie bardziej informatywne niż zabieranie się za to w towarzystwie Pokemon GO.

Jeśli więc macie wstręt przez dziwnymi stworkami z Japonii, a ponadto uważacie, że łapanie gołębi do dwukolorowych kulek jest poniżej waszej godności, to możecie dać szansę Ingressowi. Ja swego czasu odkryłem dzięki niemu kilka pomników, o których istnieniu nie miałem pojęcia.

Ingress, podobnie jak Pokemon GO, dostępny jest na komórki z systemem Android lub IOS.

Seria Uncharted

Najlepsze zostawiłem na koniec.

Uncharted to najlepsza rzecz, jaka może spotkać posiadacza konsol PlayStation 3 i 4. Najprościej mówiąc, jest to film przygodowy w stylu Indiany Jonesa, nad którym gracz przejmuje kontrolę. Fabuła gier kręci się wokół postaci Nathana Drake’a – (niby)prawnuka znanego pirata o tym samym nazwisku, który utrzymuje się z poszukiwania skarbów. Dzięki temu niestandardowemu zajęciu, nasz bohater przemierza praktycznie cały świat, w co drugim miejscu pakując się w jakąś kabałę, z której wyplątuje się dzięki sprytowi, przyjaciołom lub – niejednokrotnie – umiejętności posługiwania się wyrzutnią rakiet ziemia-powietrze. Jest tu właściwie wszystko – niesamowite widoki i zapierające dech w piersiach plenery (jak choćby Madagaskar czy Nepal), strzelaniny, pościgi (każdym możliwym pojazdem), świetne dialogi oraz masa, naprawdę masa akcji, z której człowiek cieszy się jak dziecko. Nawet teraz, pisząc te słowa, zerkam kątem oka na Beatę, która z dziką radością rozpieprza kolejne zastępy najemników, próbujące przeszkodzić jej w odkryciu tajemnicy, nad którą Nathan pracuje w czwartej części serii. Ja skończyłem grę już wcześniej, poświęcając jej łącznie 18 godzin swojego życia. W żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że był to czas stracony.

Seria Uncharted promieniuje swoistą magią nawet pomimo tego, że gra praktycznie wiedzie gracza jak po sznurku, uniemożliwiając mu lepszą eksplorację świata (czwarta część zrobiła tu niewielki wyjątek, ale wciąż daleko jej do gier świata otwartego). Jeśli komuś to bardzo przeszkadza, to alternatywą może być nowa seria Tomb Raider. Lara Croft to Nathan Drake w spódnicy, a dodatkowo świetnie strzela z łuku i przeżywa swoje przygody na mało gościnnej, ale obszernej wyspie (przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą część remake’u – w drugą jeszcze nie miałem okazji zagrać).

W serię Uncharted pogracie tylko, jeśli macie dostęp do konsoli PlayStation 3 lub 4 (czwarta część wyszła tylko na tę drugą wersję). Tomb Raider jest z kolei dostępny na wszystkie popularne platformy, przy czym druga część gry dopiero dziś (co jest kompletnym przypadkiem) wyszła na PlayStation 4.

Uncharted 4 - widok

Mój własny, nieumiejętnie zrobiony zrzut ekranu. Ale chyba robi robotę


A wy? Jakie gry stanowią dla Was przedłużenie Waszych podróżniczych zainteresowań? Macie takie tytuły? Jeśli tak, to zapraszam do komentowania – może coś Wam podbiorę.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz też polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?