Wyprawa 2014 – cel obrany!
Zupełnie niespodziewanie postanowiłem skomponować doniesienie z frontu walki o najnowszą wyprawę. Będzie krótko, na temat i – wyjątkowo – (prawie) bez przekleństw.
W bieżącym roku trochę się u mnie pozmieniało. Poważny związek, nowa praca, takie tam chuje-muje. W związku z powyższym jakoś tak wyszło, że w wakacje siedzę w domu smętny niczym żonkil na jesieni i piszę lamerskie notki na bloga, zamiast szwendać się po azjatyckich bezdrożach. Dobre i to, ale trzeba mieć jakiś plan na przyszłość.
W zasadzie nie wiem, jak dokonałem wyboru, ale go dokonałem. Jak to zazwyczaj bywa: sam, egoistycznie, moim ewentualnym współtowarzyszom przedstawiając tylko efekt dość skomplikowanego ciągu myślowego. Wynikiem tym została Birma, zwana także Mjanmarem (albo odwrotnie – jeszcze tego nie obczajam).
Przewodnik kupiłem u mojego ulubionego dostawcy, przejrzałem, ale co w sumie z tego, skoro wyboru i tak już dokonałem. Mało tego! Dziś, dosłownie 20 minut temu, kupiliśmy z moją połowicą – B. – bilety na dość długi, męczący lot, który zabierze nas na środek tego zapomnianego przez bogów i ludzi wypizdowa. Bilety były stosunkowo tanie – za w sumie 6 lotów zapłaciliśmy po circa 2500 zł. Dużym plusem jest fakt, że do samolotu wsiadamy na Okęciu (a nie w jakiejś zasranej Pradze czy Berlinie) i na Okęciu również lądujemy w drodze powrotnej. Jest bosko, poza faktem, że na życie niniejszym zostało mi 200 zł.
Teraz jeszcze „tylko” wizy (najbliższa ambasada jest… no cóż – w Berlinie), szczepienia dla mojej pięknej współtowarzyszki i ewentualny dobór dodatkowych śmiałków, których jak zwykle na tym etapie nie brakuje, ale jak trzeba będzie wyłożyć hajs na bilety, to wszyscy nagle sobie przypominają, że w styczniu obchodzą rocznicę śmierci ukochanego chomika. Zobaczymy. Tak czy owak – w styczniu 2014 jedziemy do Birmy!
Spodziewajcie się informacji na bieżąco.
Twój zasrany WP.com nie pozwala mi polubić tego wpisu, nie to nie.
Mówiłem, weź .org
Jakiś błąd wtyczki, nie chlip 😉