Moralnie wątpliwe słonie

W okolicy Ngapali możecie załapać się na jeszcze jedną atrakcję, która jednak wymaga osobnego omówienia.

Przedostatniego dnia na miejscu skusiliśmy się na dość powszechnie reklamowaną w okolicy przejażdżkę na grzbietach słoni. Nasza motywacja była głównie natury sercowej – zarówno moja B., jak i Mo. bardzo chciały na słonia wsiąść, a przynajmniej trochę go pomiziać. Inne możliwości załatwienia tych przyjemności spaliły na panewce (ze względów czasowo-finansowych – przedsięwzięcie okazało się bardziej kosztowne niż statuował to przewodnik, zresztą nie po raz pierwszy), więc zdecydowaliśmy się właśnie na tę wersję ekspresową i w miarę ekonomiczną (45 minut jazdy plus dowóz na miejsce za 20 zielonych).

Jak się okazało, „dowóz w cenie” był niczym innym, jak pięciominutową jazdą w głąb lądu, gdzie na polance czekały na nas dwa mocno zmarnowane słonie. Zwierzęta generalnie nie były w najlepszej formie, a poganiacze nie ułatwiali im życia, szarpiąc je za uszy i tłukąc kijkami po głowach. W tym ostatnim prym wiódł niespełna 8-letni szczyl, który zapamiętał się w tejże czynności do tego stopnia, że jednemu ze zwierząt upuścił krwi. Pomimo zapewnień, że inne sposoby na słonie nie skutkują, odczuwaliśmy pewien niesmak, a B. czekała na okazję, w której mogłaby „przez przypadek” przylać małemu skurwielowi od ostrych patyków.

Na szczęście najbardziej inwazyjnymi dla słoni momentami było wsiadanie i zsiadanie – operacje stosunkowo krótkie. Sama jazda przebiegała raczej bezproblemowo, poza faktem, że zwierzak M. i Mo. (Ma. została tym razem w ośrodku) doznawał regularnie nagłych ataków potrzeb fizjologicznych, w tym głównie głodu i przymusu dość uciążliwej werbalnie defekacji – niejednokrotnie naraz. W tym czasie B. usiłowała patrzeć na wszystkie strony jednocześnie, a ja prowadziłem z naszym pieszym przewodnikiem dyskusję na temat rozwoju mediów społecznościowych i aplikacji mobilnych w Birmie. Przyznam, że to ostatnie dla mnie osobiście było najciekawszym elementem tej atrakcji. Dowiedziałem się na ten przykład, że facebookowe fanpages są w Złotym Kraju płatne, a YouTube jest w kraju odblokowany dopiero od 3 lat (pozdrawiamy Turcję).

Główny wiosek ze słoniowej przejażdżki jest jednak taki, że nie jest to rzecz dla ludzi źle trawiących choćby śladowe i w jakiś sposób zagnieżdżone kulturowo okrucieństwo wobec zwierząt. Słonie nie są traktowane bardzo brutalnie, ale nikt się z nimi specjalnie nie certoli, a ewentualne sprzeciwy ze strony turystów zostaną raczej skwitowane zdziwionymi spojrzeniami i wzruszeniem ramion niż jakąkolwiek zmianą postępowania. Weźcie to pod uwagę, jeśli planujecie podobny trip i czujcie się ostrzeżeni.

Słonie były ostatnim punktem na naszej liście dotyczącej Ngapali. W wiosce spędziliśmy jeszcze jeden dzień zakończony popijawą pod gwiazdami, nagą kąpielą M. w morzu o północy i moją ucieczką na rauszu gdzieś w plażowe piaski. Następnego ranka wstaliśmy około 8:00, zjedliśmy porządne śniadanie tak, żeby nie musieć nic jeść przez następne kilka godzin, zapłaciliśmy za cały okres pobytu w Ngapali (niemal płakałem oddając lasce w recepcji równo 1800 dolców), a następnie wsiedliśmy do autobusu, który miał nas zawieźć do Rangunu.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?