Noclegi w Tajlandii ogólnie

Temat noclegów w Tajlandii wymaga zresztą nieco szerszego ujawnienia. Przede wszystkim, warto pamiętać, że Tajlandia to nie tylko Bangkok, imprezowe południe i ewentualnie Chang Mai. Tajlandia to również (a może nawet – przede wszystkim) duża część północna, gdzie turystów znajdziemy niewielu, a wrażeń – w ilości odwrotnie proporcjonalnej (zwłaszcza jeśli chodzi o coś, co backpackerzy zwykli nazywać „prawdziwą” Tajlandią). To jednak, jak się wydaje, nie przekonało jeszcze bazy noclegowej do inwestycji w odkurzacze i dezinsekcję.

To, co warto wiedzieć planując wyjazd w mniej turystyczne rejony Tajlandii to to, że w ten sposób ochotniczo pakujecie się w syf, który zazwyczaj kojarzony jest z kierunkami pokroju Laosu czy Birmy. Nie oznacza to, że noce będziecie spędzać w błocie w towarzystwie świń i kóz, a dodatkowo słono za to płacić. Miejcie jednak świadomość, że na północy w roku 2008 za 200 BHT/os. można było dostać co najwyżej umiarkowanie wygodne, nieco za krótkie na Europejczyka łóżko postawione w pokoju, który mocniej śmierdziałby grzybem tylko w przypadku, w którym w środku założona by była plantacja pieczarek.

Oczywiście nie macie co liczyć na hostele w europejskim stylu, to jest ze żwawym barem na dole i salą wspólną. Funkcję tej ostatniej na północy Tajlandii pełni zazwyczaj jakiś szeroki taras, gdzie backpackerzy wieczorami szukają wytchnienia – zarówno od duchoty panującej w pokojach (raczej należy zapomnieć o klimatyzacji), jak i od samych pokojów (najczęściej dość solidnie zagrzybionych, co często jest bezpośrednim efektem nieposiadania przez nie jakichkolwiek otworów wentylacyjnych, ze szczególnym uwzględnieniem okien). Co by jednak nie mówić, taka sytuacja sprzyja socjalizacji, czego przykładem sami wkrótce zostaliśmy.

Z drugiej strony, nawet w najbardziej zapadłych guest house’ach (bo chyba ta nazwa najmocniej przystaje do tego typu zakwaterowania) uświadczycie stosunkowo stabilnego Wi-fi oraz kablówki dysponującej ilością kanałów co najmniej dwukrotnie przewyższającą średnią temperaturę w nocy. Kolejną niewątpliwą zaletą tych tanich, choć nie najbardziej higienicznych noclegów jest to, że (przynajmniej kilka lat temu) nie dotarła tam typowo europejska maniera obciążania gości dzikimi kosztami wody i napojów. Jeśli w okolicy nie uświadczycie długo czynnego sklepu, istnieje spora szansa, że szybko i ekonomicznie urżniecie się piwem sprzedawanym na miejscu w cenie sklepowej. Co więcej, napitki będziecie mogli brać do woli, bylebyście potem (czyli rano) uregulowali należność w pełnej kwocie. Tu oczywiście istnieje pole do oczywistych nadużyć, do których w żadnym razie nie namawiam, a wyłącznie zaznaczam fakt.

Pamiętajcie jednak, że w 90% przypadków picie i darcie mordy po nocy może nie podobać się nie tylko sąsiadom, ale również obsłudze noclegowni, która bardzo często będzie spała razem z wami. Nie w pokojach, a na przykład na gustownym hamaczku rozwalonym centralnie w recepcji; ewentualnie wprost na podłodze. Warto o tym pamiętać, kiedy wraca się do wynajętego lokum po spożyciu znacznej ilości piwa.

Te wskazówki i zasady nie muszą dotyczyć bardziej turystycznych rejonów Tajlandii (zwłaszcza południa kraju), ale może się zdarzyć, że na podobne miejsca natkniecie się w Bangkoku, Chiang Mai czy Chiang Rai. W takim wypadku należy tylko się cieszyć, bowiem najczęściej wiąże się to z oszczędzeniem sporych kwot pieniędzy.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Tajlandii lub o Wyprawie z 2008 roku i polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?