Bębny, dzwony i Hutong(i)

Nasza wizyta w chinach w kwietniu 2015 roku nie miała być szczególnie długa. Co za tym idzie, aby do cna ją wycisnąć, byliśmy z Beatą zmuszeni opracować dość szczegółowy plan, uwzględniający liczne nocne przejazdy i ekspresowe zwiedzanie kolejnych punktów, których na naszej wish-liście było niemało. Jak to zwykle bywa, już pierwszego dnia cały plan się sypnął, a następnie stanął na głowie. Po krótkiej, wieczornej dyskusji postanowiliśmy olać Szanghaj (a zrobiliśmy to z bólem serca, bo oboje bardzo chcieliśmy tam jechać) i skupić się na szeroko pojętych okolicach stolicy Chin – głównie po to, żeby większości wyjazdu nie przesiedzieć w komunikacji krajowej. Zaznaczę tylko, że przez okolice rozumiem tu dystans do 1000 km od Pekinu – w Państwie Środka wszystko jest wielkie, a europejski day-tripowy dystans 25 czy nawet 50 kilometrów to tutaj co najwyżej przeniesienie się do innej dzielnicy.

W związku z powyższym okazało się, że mamy do dyspozycji dodatkowy dzień w Pekinie, który postanowiliśmy w dużej części wykorzystać na polowanie na pamiątki i zwiedzanie Hutongu.

Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn słowo „hutong” w przeróżnych przewodnikach opisujących Pekin zaczęło być stosowane jedynie w odniesieniu dość sporego, historycznego obszaru tego miasta, ulokowanego na północny wschód od Zakazanego miasta. Owszem, jest to chyba najbardziej klasyczny przykład takiej konstrukcji dzielnicy, charakteryzującej się wąskimi uliczkami, z których można wejść na siheyuan, czyli wewnętrzne, wspólne dla kilku jednopiętrowych domów dziedzińce. Mimo wszystko jednak hutongi nadal występują w całych Chinach, więc nazywanie jednego z wielu hutongów Hutongiem przez duże „H” nie służy raczej edukacji tych nielicznych turystów, którzy faktycznie chcą się czegoś o Chinach dowiedzieć.

To powiedziawszy, przejdźmy do samej dzielnicy. Trudno uznać, że jest to najpiękniejszy tego typu obszar w całych Chinach, chociaż – jak na Pekin – faktycznie wyróżnia się kameralnym klimatem, którego raczej nie poczujecie gdziekolwiek indziej w obrębie stolicy. Zgromadzone w Hutongu (niech już im będzie) domy to bez wyjątku niskie budynki z ciemnoszarego kamienia, w połowie których znajdziecie sklepy z pamiątkami et consortes i – zapewne od niedawna – małe warsztaty rękodzielnicze zajmujące się nowoczesnym designem. W drugiej połowie są natomiast bary i tym podobne lokale, gdzie można na chwilę złożyć dupsko nad drinkiem, który zrujnuje Wasz budżet. Osobiście mieliśmy okazję załamać się nad cenami w miejscu, które oferowało wyjście na dach, a co za tym idzie – dobry widok na całą dzielnicę. Gdyby nie wspaniała, słoneczna pogoda, zapewne trochę żałowalibyśmy wydanych pieniędzy. Drinki co prawda były wyśmienite (i lane na menisk wypukły), natomiast Hutong z góry wygląda jak bardzo zapuszczone miasteczko górnicze, w którym zagościł objazdowy cyrk.

Pekin - Hutong

Na zdjęciach wygląda lepiej niż w rzeczywistości

W mojej opinii spacer po tej dzielnicy można odbębnić na szybciora, chyba że jesteście fanami wszelkiego typu tabliczek informacyjnych. Tych w Hutongu wisi sporo, dzięki czemu możecie zakończyć spacer bogatsi o informację, że w tym i tym zapomnianym przez bogów miejscu mieszkał kiedyś przedstawiciel rodziny Chou, który nie obchodził nikogo nawet w czasach, w których żył, nie mówiąc już o teraźniejszych. Zrobilibyście jednak błąd, gdybyście kompletnie olali tę część miasta, a to dlatego, że na północny zachód od Hutongu leżą, czy może raczej stoją, dwie wieże.

Fanów Władcy Pierścieni poproszę tutaj o powstrzymanie erekcji – wzmiankowane wieże nie są aż tak imponujące jak te, które zapewne przyszły Wam na myśl, ale i tak przynajmniej do jednej warto wejść. Wieża Bębnów, bo o niej mowa, oferuje nie tylko doskonałą okazję do dogłębnego obczajenia całej masy wielkich i starych… no… bębnów (co być może nie zafascynuje każdego), ale również do obejrzenia sobie z góry panoramy Pekinu. Ci, którzy byli na miejscu wiedzą zapewne, że stolica Chin nie należy do miast o wysokiej zabudowie, więc z takiej okazji warto skorzystać. W centrum biznesowym jest co prawda kilka drapaczy chmur, ale są to raczej biurowce, na których ostatnie piętra nie dostaniecie się bez przekupywania strażników.

Pekin - Wieża Dzwonów

Dzwonowa, czyli brzydsza, ale łatwiejsza w fotografowaniu

Druga wieża, to – uwaga – Wieża Dzwonów. W środku – niespodzianka! – stare, wielkie dzwony, a poza tym widok na ciekawszą część miasta przesłania Wieża Bębnów. Radzę więc skorzystać z tej drugiej, poznacie ją po czerwonym kolorze. Przygotujcie się tylko na ostrą wspinaczkę, bo schody są strome jak sam skurwysyn.

Jezioro Qianhai

Wystarczy przejść się kawałek na południe od Wież

Kiedy się zmęczycie, warto jeszcze podejść na moment w stronę jeziora Qianhai, zlokalizowanego na południe od wież. Okolica jest bardzo malownicza, a miejsce mało turystyczne, więc spożycie piwka czy pięciu nad tym zbiornikiem wodnym może być dobrym pomysłem.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Wyprawie z 2015 roku lub o Chinach oraz polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?