Wiszący Klasztor, czyli cud 60 m nad ziemią

Zlokalizowany „nieopodal” (2 godziny jazdy) Datong Wiszący Klasztor (czy też Wisząca Świątynia) to, jak wspominałem, atrakcja traktowana często po macoszemu, a już zwłaszcza przez przewodniki Lonely Planet. Wzmiankowana pozycja poświęca jej zaledwie dwa krótkie akapity, przy czym jeden z nich jest na ten moment nieaktualny, bowiem traktuje o dojeździe na miejsce. Pomimo tego uparliśmy się z Beatą, by koniecznie odwiedzić to miejsce, bowiem znalezione w sieci zdjęcia zrobiły na nas duże wrażenie.

Przygoda zaczyna się już podczas dojazdu. My byliśmy tak zmęczeni, że praktycznie całą drogę aż do stóp atrakcji przespaliśmy, jednak wracając nie mogliśmy nie zauważyć, że podróż do Świątyni to jak przejazd z Datong do innego świata. Ni z tego ni z owego płaskie jak deska okolice Datong zmieniają się w brązowe i beżowe klify, otaczające drogę ze wszystkich stron, a trasa wije się pomiędzy nimi jak wąż, który wypił o 5 piw za dużo.

Wisząca Świątynia - zjazd

Tak przywita Was Wiszący Klasztor

Jeśli będziecie mieli szczęście, Wasz transport wywali Was tuż przy zjeździe do samego klasztoru, w okolicach czarnego obelisku zwieńczonego koniem, który jeszcze nie do końca ogarnia instytucję nóg. Jeśli będziecie mieli pecha, to transport dowiezie Was tylko do miejscowości Hunyan, skąd pod Klasztor dostaniecie się (podobno) darmową taksówką. Tak czy owak, spod obelisku zostanie Wam tylko krótki spacer w dół i już po chwili znajdziecie się na parkingu przyporządkowanym do atrakcji. Słowo ostrzeżenia – parking jest naprawdę ogromny, a jego rozmiary wskazują na to, że w sezonie wakacyjnym budowla jest dosłownie oblegana przez turystów. O tym samym świadczy ilość okienek kasowych, z których w kwietniu 2015 otwarte było tylko jedno. Stosunkowo wczesna pora naszego przybycia na miejsce (zarówno godzinowo – 10:00 – jak i datowo) sprawiła jednak, że prócz nas pod Wiszącym Klasztorem było zaledwie kilkanaście osób, chociaż strumyczek turystów z minuty na minutę się powiększał.

Wisząca Świątynia

Widok robi wrażenie, zwłaszcza z tonami skał powyżej

Bilet do świątyni to koszt 160 juanów. Nie jest to mała kwota, ale z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że warto ją wydać. Wisząca Świątynia to drewniana konstrukcja, zawieszona na równie drewnianych balach około 50-60 metrów nad ziemią, na zboczach jednej pięciu wielkich gór taoizmu. Konkretnie – Heng Shan. Za drewnianą fasadą kryją się rzecz jasna wykute w skałach pomieszczenia i pawilony (jest ich około 40), składające się na fantastyczny labirynt, przyprawiający jednocześnie o lęk wysokości i klaustrofobię. Budowla wygląda bardzo imponująco z zewnątrz, a jeśli traficie tam poza sezonem, to spędzicie kilka ciekawych chwil także w środku – o ile lubicie przeciskać się przez niskie przejścia i obijać o chybotliwe barierki 60 metrów nad nagimi skałami. Jak podejrzewam, w sezonie kolejki do wejścia na górę są dłuższe niż te po bilety na koncert Justina Biebera, a w samym Klasztorze też pewnie nie da się poruszać inaczej niż ruchem robaczkowym.

Wisząca Świątynia

Na pewno nie da się tu tańczyć czaczy

Warto również zaznaczyć, że Wiszący Klasztor może być ciekawą atrakcją dla fanów ruchów równościowych. W jednym z pawilonów da się dostrzec bowiem siedzących obok siebie przedstawicieli trzech głównych religii Chin: buddyzmu, taoizmu i konfucjanizmu. O ile więc nie warto uczyć się od Chińczyków sposobów na utrzymywanie porządku czy podejścia do zabytków, o tyle warto zwrócić uwagę na ich tolerancję w zakresie poglądów religijnych.

Poza Wiszącą Świątynią w okolicy można również obejrzeć sobie z bliska niewielką zaporę wodną (na którą zresztą można wjechać, o ile pojedzie się wyżej biegnącą obok Klasztoru drogą) oraz poszwendać się po okolicznym quasi-parku, w którym można sobie zrobić zdjęcie przy bardzo ładnym – przynajmniej według Skośnych – kamieniu. My również skorzystaliśmy z tej okazji, chociaż do teraz nie bardzo wiemy czemu.

Wisząca Świątynia

Pod samą tamę można też podejść dołem

Z turystycznego raju, którym niewątpliwe jest ta miejscówka, wyrwie Was kwestia transportu powrotnego do Datong (albo do Hunyuan, o ile planujecie odwiedzić wieżę Muta, czyli podobno najstarszą i najwyższą drewnianą pagodę na świecie – my z niej zrezygnowaliśmy). Jeśli nie macie czasu na wystawanie na drodze i łapanie autobusu do miasta, to pozostanie Wam jedna z taksówek czekających na frajerów na parkingu. Przejazd do Hunyan będzie Was kosztował około 50 juanów, a do Datong – 90 juanów (w obu przypadkach za całą taksę). Nie jest to mało, ale najzwyczajniej w świecie nie bardzo będziecie mieli wybór. Tak mało eleganckie zrobienie w kakalasa można jednak przynajmniej częściowo wykorzystać na swoją korzyść, czy to zatrzymując się kilka razy na zdjęcia, czy to przykazując taksówkarzowi, by wyrzucił nas w najdogodniejszym dla nas miejscu – raczej nie będzie protestował.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Wyprawie z 2015 roku lub o Chinach oraz polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?