(Tani) Paryż w 1 dzień – wstęp i kwestie praktyczne

Tak się jakoś złożyło, że pod koniec lutego 2016 roku – po raz czwarty w swoim życiu – wylądowałem w Paryżu. Historia stojąca za owym lądowaniem jest równie krótka, co niestandardowa. Otóż moja niezrównana znajoma (nazwijmy ją Agatą, co zupełnie przypadkowo jest również jej imieniem) wygrała w firmie (albo ukradła, o co wciąż ją podejrzewam) cztery wypasione wejściówki do Eurodisneylandu. „Wypasione”, bowiem – prócz biletów do parku rozrywki – zawierała także vouchery na dwa noclegi w Disneyland Hotel oraz na żarcie na miejscu. To ostatnie, dodajemy, w ilości wręcz nie do przejedzenia. Jako, że z Agatą łączy mnie silna, datowana jeszcze od wspólnej wizyty w Hong-Kongu, disneyowska więź, porównywalna tylko do tej łączącej Timona z Pumbą (załóżmy, że ja będę Pumbą), wzmiankowana niewiasta nie czekała ani chwili i zaproponowała, byśmy razem z Beatą dołączyli do eskapady, na którą wybierała się ze swoją połóweczką, nazwijmy ją Adrianem (przypadkowo… a zresztą – pewnie już się domyślacie). I tak: szast, prast, staliśmy pod Luwrem i mokliśmy jak polscy dorobkiewicze podczas pierwszej wizyty w Londynie.

Co by jednak nie mówić, trochę wsiowo byłoby pojechać do Paryża tylko po to, żeby po królewsku rozbijać się po czterogwiazdkowych hotelach i zajadać do porzygu średnio wypieczonymi stekami i świeżymi mulami. Tym bardziej, że dwóch z czterech członków naszej silnej grupy wcześniej w Paryżu nie było. W związku z powyższym postanowiliśmy polecieć sobie na miejsce dzień wcześniej, spędzić jedną noc w najtańszym hostelu, jaki udało nam się znaleźć, a następnie odbyć morderczy spacer po stolicy Francji. Dzięki moim wcześniejszym wizytom w tymże mieście byłem najlepszą osobą do opracowania takiej przebieżki, czego wynikiem – prócz planu wyrobionego w 95% – jest notka, którą właśnie czytacie. A opowiem Wam w niej ni mniej, ni więcej o tym, jak TANIO zwiedzić Paryż w jeden dzień tak, by Waszym nogom wydawało się, że byliście w nim tydzień.

Tani dojazd z lotniska Beauvais

Tu mała dygresja. Paryż jest trochę jak branie kogoś w aucie – można się do niego dostać na 100 różnych sposobów. Jeśli preferujecie okolice Warszawy i wybierzecie sposób relatywnie najtańszy, to jest lot „ukochanym” Ryanairem, najpewniej wylądujecie na lotnisku Beauvais, które – poza tym, że pisownię jego nazwy za każdym razem trzeba sprawdzać w Google – jest oddalone od stolicy Francji o rzut naprawdę dużym i stosunkowo wilgotnym beretem. My, po skalkulowaniu wszystkich opcji na gruncie relacji cena/jakość, zdecydowaliśmy się na skorzystanie z usług jednego z wielu prywatnych, polskich przewoźników. Cena takiej przejażdżki w lutym 2016 wynosiła 13 Euro od osoby i są to stosunkowo dobrze wydane pieniądze (jakikolwiek inny transport obciąży Wasz budżet podobną kwotą, a do tego będziecie w mieście później), tym bardziej że w Paryżu lądujecie na Porte Maillot. Jest to miejsce, z którego (o ile macie lekki bagaż) możecie spacerkiem ruszyć przed siebie na wprost, by po niecałym kilometrze znaleźć się pod Łukiem Triumfalnym, a tym samym na samym początku Pól Elizejskich, które przecież chcecie zobaczyć, nie?

Paryż - Łuk Triumfalny

To pierwszy znaczący monument, jaki napotkacie na swojej drodze

Musicie jednak pamiętać, że decydując się na tę opcję, jednocześnie wyrażacie zgodę na obcowanie z polskimi kierowcami za granicą, cechującymi się dość… ekstrawaganckimi manierami i podejściem do życia. Przykładowo, nasz kierowca w jedną stronę zgarnął nas białym BMW, do którego łaskawie zaprosił nas skinieniem ozdobionej złotym roleksem dłoni (do kompletu miał niezwykle modne, dziurawe na kolanach spodnie). Tenże sam jegomość w drodze powrotnej, pomimo obecności na pokładzie dodatkowych pasażerów pod postacią matki z małym dzieckiem, czynił cokolwiek nieprzystojne uwagi na temat mijanych po drodze, skąpo ubranych przedstawicielek najstarszego zawodu świata, śmiejąc się obleśnie i zauważając, że (tu cytuję) to zwykłe dziwki są, a nie stewardessy z Orbisu, he, he.

Oczywiście, nie jest to regułą, ale czujcie się ostrzeżeni.


Paryż to niewątpliwie miasto kontrastów. Z jednej strony mamy całą masę przepięknej, kapiącej od przepychu architektury, multum muzeów i niezapomniany klimat nieco dekadenckiego miasta, które na początku XX wieku obiecało, że już będzie grzeczne, ale tak naprawdę ma to trochę w dupie. Z drugiej strony – trzeba uświadomić sobie, że syndrom paryski (będący udokumentowaną jednostką quasi-chorobową) nie został wyssany z palca, a europejskie wydarzenia ostatnich miesięcy (a dla samej Francji – także lat) sprawiły, że pierwsza wizyta w tej niegdysiejszej stolicy całego kontynentu może być nieco rozczarowująca także dla Europejczyka. Ilość bezdomnych – w tym całych rodzin z dziećmi – jest zatrważająca; mniej turystyczne dzielnice sprzątane są mniej więcej tak często, jak pokoje w akademikach, a wychodząc na imprezę nigdy nie wiemy, czy dostaniemy kosza od Francuzki, trypra, czy też może w mordę (a czasem wszystko na raz). Sami byliśmy świadkiem, jak jakiś kreatywny menel, leżący na ulicy rzut kamieniem od Luwru, postanowił oddać mocz na ulicę… przy czym zrobił to bez wstawania i bezpośrednio obok miejsca, które wybrał na tymczasową metę. Musicie przyznać, że w Polsce raczej się czegoś takiego nie widuje.

To powiedziawszy ustalmy jedno – to jest jednak Paryż: stolica kultury, sztuki, wyuzdanego seksu i naleśników, za które można oddać dziewictwo własnej córki. Powiedziałbym, że w Paryżu nie wypada nie być przynajmniej raz w życiu, ale nie powiem, bo sam nie byłem jeszcze w Barcelonie, a o niej mówi się to samo. A jeśli już jest się na miejscu, to trzeba wizytę wykorzystać do cna – zwłaszcza, kiedy mamy niewiele czasu.

Tani nocleg w Paryżu

Niewiele jest osób, które trafiają do Paryża na jeden dzień w sensie dosłownym. Jeśli już tak się dzieje, to zazwyczaj lądujemy wieczorem jednego dnia, kolejny dzień przeznaczamy na zwiedzanie, a po kolejnym noclegu wsiadamy w samolot powrotny. Ergo – gdzieś trzeba przenocować.

Oczywiście, opcji noclegowych w stolicy Francji jest zatrzęsienie – Paryż to jedno z miast o największym nasyceniu hotelami na km2 (gdzieś trafiłem na info, że jest ich na miejscu 100 (sic!) razy więcej niż w Warszawie, ale nie dam sobie za to głowy uciąć). Tym niemniej, ceny pojedynczych noclegów w obrębie dzielnic składających się na ścisły Paryż w znaczeniu administracyjnym są czasami powodem, dla którego turysta może chcieć targnąć się na swoje życie. Jest tu (z nielicznymi wyjątkami) po prostu kurewsko drogo i nie ma co liczyć na to, że za 15 Euro przenocujemy w centrum miasta w pokoju, do którego nie balibyśmy się wpuścić średnio czystego prosiaka.

Nocowanie w tzw. aglomeracji paryskiej ma ten minus, że każdego dnia musimy liczyć około godziny na dojazd do miasta, chociaż komunikacja (pod)miejska stolicy Francji jest małym cudem. Godzina ta jest na wagę złota, kiedy do dyspozycji mamy jeden dzień; z drugiej strony – nie chcemy przecież wydać na nocleg ekwiwalentu PKB Somalii. Co więc robić?

Rada na ten problem jest jedna i nazywa się Louvre Youth Hostel.

Louvre Youth Hostel nie jest hostelem najtańszym ani najlepszym, ale jest za to strawialnym hostelem o najbardziej centralnym położeniu – do samego Luwru idzie się do niego spacerkiem dosłownie 3 minuty. Pokoje są czysto spartańskie – za ekwiwalent ok. 50 zł do dyspozycji mamy pryczę i… tyle. Nie ma windy, Wi-Fi ani kuchni, jest za to miejsce do spania oraz dzielone łazienki, w których nie uświadczymy desek klozetowych. W cenie jest również śniadanie w stylu gourmet, o ile za gourmet uznamy przerażający wybór suchego pieczywa oraz – do wyboru – kawę lub gorącą czekoladę, podawane w plastikowych miskach. Jeśli szukacie wyłącznie łóżka, to naprawdę warto się zastanowić, tym bardziej że konkurencyjne (i tańsze) hostele znajdują się albo w tzw. drugim kręgu (a Paryż jest naprawdę duży), albo w dzielnicy Montmartre. Do samej – skądinąd pięknej – dzielnicy nic nie mam, poza tym, że wracanie do niej po całodziennym spacerze sprawi, że już nigdy więcej nie będziecie chcieli patrzeć na schody. Zaufajcie mi.

Aha – nie, nikt mi nie płaci za reklamę. Po prostu ten konkretny hostel jest chyba najsensowniejszym wyborem pod względem relacji cena/jakość. Poza tym mają też najmniej ergonomiczną budkę telefoniczną na świecie, a zawsze to jakaś atrakcja. Sami zobaczcie:

Paris Youth Hostel - budka telefo

Sami przyznacie, że to dziwna lokalizacja


Ok, załóżmy, że jesteście już w Paryżu, macie wcześniej klepnięty nocleg, a przed sobą wieczór i cały następny dzień. Co robicie? Oczywiście najpierw zadbacie o…

Tani transport w Paryżu

Jak wspomniałem wcześniej, system komunikacji miejskiej w stolicy Francji jest PRZE-CU-DO-WNY. Nie, serio – ani grama ironii. Rozmiar tego gargantuicznego miasta sprawił, że ktoś poszedł po rozum do głowy i zaprojektował sieć komunikacyjną tak zacnie, że do większości ważnych miejsc dojedziecie niezawodnym metrem. Tak – niezawodnym. Jeśli londyńskie metro to wiekowy zegar z kukułką, to paryskie jest oldschoolowym Breitlingiem, na którego od 20 lat ciuła Wasz stary.

Zapomnijcie o autobusach czy taksówkach – metro to wszystko, czego będziecie potrzebować, chociaż, to trzeba przyznać, spędzicie w nim jakieś 30% swojego czasu na miejscu. Przyzwyczaicie się, tylko nie wciągajcie powietrza zbyt mocno, bo niektóre grzyby wyglądają naprawdę paskudnie.

Aby zacząć korzystać z tego dobrodziejstwa francuskich inżynierów, musicie zaopatrzyć się w dwie rzeczy: w bilet i – KONIECZNIE – w oficjalną aplikację na smartphone’a. Tak, wiem, że jesteście podróżnikami pierwszej wody, ale chyba macie komórkę…?

Bilet to bardzo prosta sprawa. Jeden dzień na miejscu oznacza, że potrzebujecie czegoś, co nazywa się Paris Visite. Bilet ten (dostępny na różne ilości dni, w tym także 2, 3 lub 5) kupicie w każdej kasie i automacie, a jego cena będzie zależeć od czasu działania i ilości stref, które będzie obejmował. Jeśli jesteście w mieście jeden dzień, wystarczy że zaopatrzycie się w najtańszą wersję – jednodniową, obejmującą strefy 1-3. Ta przyjemność kosztuje 11 Euro z górką i uwierzcie mi, że są to dobrze wydane pieniądze. Dodatkowo, bilet uprawnia do zniżek na wejście do wielu atrakcji turystycznych, wśród których należy wyróżnić Łuk Triumfalny i Tour Montparnasse… a także Disneyland (10 Euro rabatu – nie dużo, ale jeśli go planujecie, to zwróci Wam się kasa za przejazd w jedną stronę). Paris Visite daje Wam X godzin (działa do wczesnych godzin porannych następnego dnia – warto o tym pamiętać) dowolnego korzystania z komunikacji miejskiej (strefy 1-3) i „podmiejskiej” (tzw. RER – dalsze strefy), przy czym – wybierając wariant „szerszy” – zyskujemy możliwość przejazdu np. także do Wersalu i… Disneylandu właśnie. Niemniej, trzymajmy się założenia, że mówimy o jednym dniu. 11 Euro it is!

Aplikacja na komórkę to sprawa drugorzędna, ale jednak darmowa i bardzo użyteczna. Jeśli mówimy o oficjalnych, to do wyboru mamy dwie: RATP: Subway Paris oraz Visit Paris by Metro – RATP. Ta druga ma tę przewagę, że jest zrobiona pod turystów, dzięki czemu oferuje (między innymi) możliwość ściągnięcia mapy Paryża offline i wyszukiwania drogi pomiędzy ważnymi punktami na mapie miasta, a nie tylko między stacjami. Polecam ją z całego serca, bo bardzo optymalizuje podróż – wystarczy zassać mapy i włączyć GPS. Poza tym w jednym miejscu będziecie mieli również informację biletową czy małe rozmówki francuskie – wiadomo przecież, jak świetnie Francuzi mówią po angielsku…

Paryskie metro - wejście

Te zadaszenia będą Waszymi najlepszymi przyjaciółmi


No dobra. Plecaki zostawione, bilet kupiony, można ruszać na wieczorny rekonesans… ale może najpierw wypadałoby coś zjeść?

Tanie jedzenie w Paryżu

No cóż, z żarciem w Paryżu jest tak, jak z noclegami, czyli drogo – zwłaszcza w centrum. Sam nie jestem koneserem kuchni francuskiej (ani generalnie koneserem kuchni jako takiej), więc w tej sekcji ograniczę się do cokolwiek lakonicznej porady: szukajcie kebabiarni i naleśnikarni.

Prawda jest taka, że restauracje serwujące zjadliwą kuchnię regionalną – poza nielicznymi perełkami, których nie chciało nam się szukać – zjedzą Wasz budżet szybciej, niż zdążycie powiedzieć „garcon. To samo zresztą dotyczy większości miejsc oferujących w miarę czyste stoliki i obsługę, która nie opluje Was, jeśli przynajmniej jednego dania nie zamówicie w starofrankońskim.

Paryski kebab

Nie powiecie, że nie da się tym najeść

Nie znaczy to jednak, że macie głodować. Paryż dosłownie stoi licznymi naleśnikarniami, które za 4-5 Euro zaserwują Wam kawał ciasta, który zapcha Was na długo (zwłaszcza, jak będzie posmarowane Nutellą); a także barami w typie „original kebab”, których obrazkowe menu pozwoli na szybkie i ekonomiczne zapchanie kich. Co więcej, owo zapychanie nie musi być nieprzyjemnie, bowiem śniada część populacji stolicy Francji potrafi zrobić z bułki i mięsa takie rzeczy, że proszę siadać (i to niekoniecznie na kiblu). Sami tego jedynego dnia, kiedy musieliśmy żywić się na mieście, wciągnęliśmy kilka naprawdę solidnych ala-kebabów (włączając w to także różne warianty falafeli itp.) i dały nam one wystarczająco dużo mocy, by zrobić pieszo ponad 16 kilometrów. W ciągu dnia dożywialiśmy się dodatkowo małymi porcjami sera, kupowanymi w mijanych sklepach, a wieczorem doprawiliśmy się tym, co we Francji jest najlepsze, czyli winem w cenie do 2,5 Euro za butelkę. Jeśli nie macie większych oczekiwań żywieniowych ode mnie (chociaż pewnie macie), to już wiecie, co macie robić.


Najważniejsze kwestie praktyczne mamy odhaczone, pora więc zabrać się za to, po co do Paryża tak naprawdę przyjechaliśmy. Mowa, oczywiście, o zwiedzaniu.

Ale o tym już w następnej notce.


Podobał Ci się ten wpis? Poczytaj inne notki o krótkich wypadach w świat! Możesz również polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

komentarze 4

  1. Ewa 16 marca 2016
    • Brewa 16 marca 2016
  2. Karolina 17 kwietnia 2016
    • Brewa 18 kwietnia 2016

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?