Eurodisneyland w 1 dzień – wstęp i kwestie praktyczne

Na wstępie trzeba powiedzieć jedno: wizyta w Eurodisneylandzie to nie bal maturalny. Jeśli myślicie, że po wyjściu ze stacji RER Marne-la-Vallee – Chessy podbiegniecie do wejścia w rytmie Hakuna Matata, kupicie obsypany brokatem bilet, po czym spędzicie na miejscu najpiękniejsze 12 godzin swojego życia, to jesteście w grubym błędzie. O nie, moi drodzy – paryski Disneyland to krew, pot i łzy, a czasem można nawet popuścić (zwłaszcza, jeśli na miejscu jest Wasze młodsze rodzeństwo)…

No, chyba że przed wizytą przeczytacie niniejszy poradnik.

Od razu zaznaczę, że piszę go z perspektywy osoby dorosłej, która lubi wyszaleć się w parkach rozrywki, a jej dziecięca dusza nie została jeszcze do końca wyprana do szarości przez pracę w wielkiej korporacji. Wiem, że nie każdy lubi takie rozrywki, ale jestem również pewien, że niektórzy ludzie nie wiedzą nawet, jak bardzo im ich brakuje, dopóki pierwszy raz nie przejdą przez bramę magicznego królestwa, którym Disneyland (lub inny duży park tematyczny) doprawdy jest. Tyle w ramach klaryfikacji i ostrzeżenia, a teraz czas na właściwy wstęp.

Osobiście jestem ogromnym fanem Disneylandów. Co prawda byłem zaledwie w dwóch, a żadnym z nich nie były te pobudowane w Stanach Zjednoczonych (więc co ja właściwie wiem o Disneylandach…), ale za to w obu przypadkach udało mi się je zaliczyć po dwa razy. Można by zakładać, że dzięki temu mam już jako-takie doświadczenie i zawsze wiem, co, kiedy, gdzie i jak, ale niestety nie – ta kwestia jest zdecydowanie bardziej złożona. Jak zawsze zresztą, kiedy na Wasz plan wpływ macie nie tylko Wy sami, ale także tłum przystrojony w losowo występujące mysie uszy, a niejednokrotnie także w kolorowe różdżki, grające Let it go za każdym razem, kiedy choćby jednym atomem otrą się o inną materię. Także kolejna rada: jeśli jedziecie do Eurodisneylandu, uzbrójcie się w cierpliwość. Zwłaszcza w sezonie…

Kiedy jechać do Eurodisneylandu

Co ja mówię – o tym właściwie nie może być mowy. Jeśli czytacie te słowa już będąc w Paryżu, powiedzmy w lipcu albo sierpniu, a nadal nie zdecydowaliście, czy chcecie się do Disneylandu wybrać, natychmiast porzućcie ten zamysł. Idźcie sobie do Luwru albo na Wieżę Eiffla – tam będą mniejsze kolejki (serio), a dodatkowo nie będziecie zaczepiać stopami o pałętające się wszędzie dziewczynki w różowych sukienkach. Szkoda Waszego (i ich) zdrowia i czasu.

Najprościej mówiąc – do Eurodisneylandu wybierzcie się poza sezonem letnim, bo inaczej narażacie się na potworne wręcz kolejki, a stanie w nich w upale jest dodatkowo frustrujące. Optymalnymi miesiącami są kwiecień i październik – wtedy możecie jeszcze mieć niezłą pogodę.

Rzecz jasna, najlepszą porą na odwiedziny jest środek tygodnia, bo nie narażacie się na weekendowych Francuzów wraz z latoroślami. Nie ma jednak tego dobrego, co by na złe nie wyszło – w tygodniu parki czynne są tylko do 20:00 (w sobotę – do 21:00, a w niedzielę jeszcze o godzinę dłużej), więc można by podejrzewać, że będziecie mieli mniej czasu na oblecenie wszystkiego. Zważywszy jednak na brak tłumów, nawet bez tej jednej czy dwóch dodatkowych godzin powinniście „zaliczyć” najważniejsze rzeczy.

Disneyland Hotel

W lutym 2016 roku miałem zupełnie wyjechaną możliwość spędzenia dwóch nocy w Disneyland Hotel, czyli hotelu będącym właściwie bramą wejściową do jednego z dwóch disneyowskich parków (o tym podziale powiem zaraz). Jest to zdecydowanie najwygodniejsza opcja, jeśli chcecie spędzić na miejscu cały dzień (a wierzcie mi – chcecie), tym bardziej że goście hotelowi mają dodatkowe bonusy: mogą wejść do Parków dwie godziny wcześniej (od 8:00), a ponadto dostają dodatkową przepustkę FastPass. To drugie może być na wagę złota (i będzie o tym dalej), a to pierwsze jest atrakcyjne tylko na pozór, bowiem podczas tych dwóch „premiowych” godzin spora liczba atrakcji jest jeszcze nieczynna. Czas ten można więc co najwyżej wykorzystać na zrobienie sobie zdjęć z ludźmi, którzy dostają hajs za całodzienne noszenie głów z włókna szklanego.

Disneyland Hotel

Hotel jest dość spory

Sam hotel jest również niczego sobie, choć ma swoje minusy – jego standard to 4 gwiazdki, ale trudno powiedzieć, że standardowe pokoje opływają w luksusy, tym bardziej, że dosłownie KAŻDA rzecz ponad pewne niezbędne minimum jest płatna. Jasne, możecie śmigać po Waszej komnacie (nasza miała wszędzie motyw hipopotamicy w tutu, co było cokolwiek frapujące, ale nie skrajnie dziwne) w hotelowym szlafroku, ale już za głupią wodę w butelce będziecie musieli zapłacić pierdylion Euro.

Na ratunek przychodzą śniadania – wypasione jak słoń Dumbo i godne dowolnego księcia z bajki. Jeśli macie dzieci, to musicie ich dobrze pilnować, chyba że chcecie, aby w trybie ekspresowym nabawiły się cukrzycy. Cztery wielkie stoły zastawione są wszystkim, czego potrzebujecie, aby spędzić intensywny dzień w parku rozrywki (w tym chrupiącym bekonem, kilkoma rodzajami naleśników czy owocami, o których istnieniu nie mieliście pojęcia), ale nie łudźcie się, że napchacie się na zapas – i tak spalicie wszystko w ciągu maksymalnie 4-5 godzin.

Do tego dochodzą dodatkowe, hotelowe atrakcje – oczywiście płatne i oczywiście nie dla Was, więc nie musicie zawracać sobie nimi głowy, chyba że od kilku lat marzycie o tym, by – przykładowo – stać się księżniczką przez jeden dzień. Obawiam się tylko, że mogą nie mieć dla Was sukienki w odpowiednim rozmiarze.

Disneyland Hotel - plan ścieżek biegowych

Jest nawet plan ścieżek dla lubiących biegać

To wszystko ma jednak swoją cenę, a nie jest ona niska. Standardowy pokój, w którym naszej czwórce przyszło spędzić dwie noce, wyceniony jest na 1700$ (sic!) za noc, przy czym w cenie jest bilet wstępu do Parków, śniadania oraz dostęp do wszystkich hotelowych uprzyjemniaczy życia, w tym basenu, siłowni itp. Zważcie też, że cena nie obejmuje obiadów – oczywiście planując wycieczkę do Disneylandu można załatwić sobie pełen pakiet (z żarciem – my dostaliśmy dodatkowe vouchery na ten cel), ale ten będzie jeszcze droższy.

Tak – są to ogromne pieniądze i wierzcie mi, gdyby moja (obecnie ulubiona) przyjaciółka Agata nie wygrała darmowego pobytu dla 4 osób, to nawet nie pomyślałbym, żeby wydać na miejscu taką górę hajsu. Ale czego to nie zrobią kasiaści dziadkowie dla swoich wnucząt.

Jak dojechać do Eurodisneylandu?

Zakładam, że Wy możecie nie mieć tyle szczęścia i do Disneylandu będziecie dojeżdżać z Paryża. Tu sytuacja jest bardzo prosta – wystarczy wsiąść w mieście w linię RER A (oznaczoną kolorem czerwonym) i dojechać do jej wschodniego końca, na wspomnianą wcześniej stację Marne-la-Vallee – Chessy. Z niej do wejścia do Parków jest już zaledwie kilkaset metrów, a już przy stacji poczujecie klimat całego miejsca, bo Disneylandy mają tendencję do pożerania najbliższych okolic i przekształcania ich w skrzyżowanie bajkowej krainy i królestwa rozpasanej komercji. Jeśli macie bilet na strefy 4+, to do Disneylandu dojedziecie w jego ramach; jeśli nie, będziecie musieli wysupłać kilkanaście Euro na dodatkowy bilet (jego cena zależy od stacji, z której rozpoczynacie podróż). Nie ma różnicy, czy kupicie „specjalny” bilet do Disneylandu, czy po prostu bilet na odpowiednią stację – cena będzie identyczna.

Bilety do Eurodisneylandu

Eurodisneyland, czy – oficjalnie – Disneyland Resort Paris, to tak naprawdę DWA parki rozrywki (Disneyland i Walt Disney Studios), do których kupuje się (zazwyczaj) jeden bilet. Część budynków całego kompleksu jest dostępna bez biletu (np. wszystkie restauracje i sklepy przy stacji metra), ale nimi nie ma co zaprzątać sobie głowy. Wariantów biletów jest mnóstwo, włączając w to wejściówki tylko do jednego parku, jakieś abonamenty roczne lub wstępy kilkudniowe (nam przypadł w udziale dwudniowy, ale i tak wykorzystaliśmy tylko jeden dzień), ale turystów zza granicy zazwyczaj interesuje ogólny, dzienny bilet wstępu, kosztujący… różnie, ale w granicach 50 Euro. Tak naprawdę ciężko jest podać konkretną cenę, bo różni się ona w zależności od sezonu. Niemniej, bądźcie przygotowani na wydatek tego rzędu.

W cenie takiego biletu macie WSZYSTKIE atrakcje OBU Parków (poza strzelnicą w jednym z nich, och nie) i nic więcej. Na teren parku nie można wnosić jedzenia (sprawdzają), więc nie pakujcie kanapek, bo będzie widać, że jesteście z Polski.

Jeśli pomimo moich ostrzeżeń pojedziecie w sezonie, to zróbcie przynajmniej jedno i kupcie sobie bilety przez internet, na stronie Parku – będzie odrobinę taniej, a poza tym unikniecie czekania w kolejce do kas. Po ilości barierek przy nich można łatwo stwierdzić, że można się przy nich nieźle nastać.

Jedzenie w Eurodisneylandzie

Jak wspomniałem, na teren parku nie wniesiecie własnego żarcia. Zamiast tego będziecie mieli okazję wydać furę hajsu w licznych lokalach na miejscu. Lokale podzielone są na dwie kategorie: Szybki posiłek i normalne restauracje. W tych drugich jest zazwyczaj drogo, a budżetowe opcje obciążą Was kwotą od 30 do 50 Euro – będziecie mieli do wyboru zarówno „normalne”, kilkudaniowe obiady oraz bufety typu all-you-can-eat. W obu przypadkach szama jest naprawdę dobra, ale droga nawet jak na paryskie ceny (między innymi dlatego, że w niektórych przypadkach w jedzeniu będą Wam przeszkadzać dość irytujące postacie z bajek Disneya – Dżepetto do dziś ma u mnie krechę za wsadzanie paluchów do średnio wypieczonego steka).

Eurodisneyland - Restauracja Rattatouille

Niektóre lokale urządzone są po prostu fantastycznie

Quick meale to opcja budżetowa, często sprowadzająca się do budki z hot-dogami czy kilkoma kawałkami kurczaka. Ten wariant zapcha Wam kichy na 1-2 godziny, a z kieszeni uleci Wam co najmniej 10-15 Euro, więc można się zastanowić, czy nie lepiej zjeść raz, a dobrze, kiedy już naprawdę zgłodniejecie. A zgłodniejecie na pewno, bo będziecie latać po Parkach jak pojebani – wierzcie mi na słowo.

Eurodisneyland - pizzeria

Jedna z tańszych knajpek

Zakupy w Eurodisneylandzie

Odwiedzinom w Disneylandzie nieodłącznie towarzyszy pokusa zakupów. W obu parkach jest mnóstwo sklepów z przeróżnym, disneyowskim szajsem i nawet jeśli sami nic nie chcecie, to pewnie któraś z Waszych znajomych zażyczy sobie kubka z Elsą dla swojej kochającej Krainę Lodu latorośli (true story). Sklepy rozmieszczone są strategicznie – przy wejściu/wyjściu z Parków, a także przy wyjściu z każdej atrakcji na miejscu. Dopóki nie macie dzieci, nie jest to problem. Jeśli natomiast macie, to przygotujcie spory zapas (niepotrzebne skreślić) gotówki/rodzicielskiej asertywności. Zdecydowanie odradzam buszowanie po sklepie po każdorazowym wyjściu z przejażdżki czy innej aktywności. Jeśli już musicie, obejrzyjcie wszystko na szybko i wróćcie po upatrzone fanty na 1-2 godziny przed zamknięciem Parków. Gwarantuję Wam, że nikt nie wyrzuci Was ze sklepu, jeśli nie zdążyliście zapłacić za bzdurę, którą trzymacie w dłoniach. Warto przy tym dodać, że gadżety ogólno-disneyowskie powtarzają się w jakimś zakresie niemal w każdym sklepie, a różnice są tylko w asortymencie tematycznym. Jeśli ten Was nie interesuje, wszystkie zakupy możecie zrobić w „środkowej” krainie Disneylandu, nazwanej Main Street USA – przy okazji zerkniecie sobie wtedy na iście chicagowskie pasaże handlowe.

Eurodisneyland - pasaż handlowy

Uczta dla oczu, koszmar dla portfela

Nawet jeśli jakimś cudem nie zdążycie kupić przed wyjściem tego cholernego magnesu, to zostaje Wam sklep zlokalizowany przy samej stacji metra (duży i dobrze zaopatrzony), sklep w Disneyland Hotel (można do niego wejść „z ulicy”) oraz – dla naprawdę zdeterminowanych – lokal na Polach Elizejskich w Paryżu. Tu jednak nie znajdziecie aż tak bogatej oferty gadżetów związanych z samymi Parkami.

Jeśli szukacie czegoś, co związane jest z Disneylandami w szczególny sposób, zainwestujcie w smycz z pinami (lub w same piny). Te metalowe przypinki kolekcjonuje się w sposób analogiczny do tego, w jaki niektórzy robią to z podobnymi znaczkami z Hard Rock Cafe. Przy okazji, dzieciaki mogą wymieniać się przypinkami z pracownikami parku (którzy – jak dyktuje rozsądek – powinni się zgadzać bez kręcenia nosem). Taka pamiątka nie wydryluje portfela, a koniec końców może nawet za jakiś czas zyskać na wartości, bo asortyment przypinek zmienia się z roku na rok, a niektórzy fanatycy potrafią dać za pewne egzemplarze naprawdę dzikie pieniądze. Jeśli w którymś ze sklepów zobaczycie 25-letniego gościa z dziewiczym wąsem, który intensywnie wpatruje się w Wasze ewentualne dziecko, to zapewne właśnie jeden z takich fanatyków…

Chyba, że nie ma na sobie przypinek. Wtedy wezwijcie ochronę.

Eurodisneyland - przypinki

Przekrój tematyczny pinów jest ogromny


Jeśli już nie możecie doczekać się opisu tego, co faktycznie można w Eurodisneylandzie robić, to zapraszam tutaj. Jest dość szczegółowo.


Podobał Ci się ten wpis? Poczytaj też inne notki o krótkich wypadach w świat! Możesz również polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?