Gdzie na kajaki pod Warszawą?

Tegoroczne lato niewątpliwie rozpieszczało nas pogodowo, co zresztą natura srogo sobie teraz odbija. W związku z powyższym, pomimo tego, iż w weekendy czasem kusi mnie, żeby po prostu zostać w domu i zmarnować trochę czasu na przyziemne sprawy (pokroju łojenia browarów, oglądania seriali lub katowania konsoli do późnych godzin nocnych), uznałem, że grzechem byłoby nie skorzystać z tego upalnego dopustu. Summa summarum, łaskawie pozwoliłem dwukrotnie wyciągnąć się na kajaki – atrakcję, którą do tej pory kojarzyłem raczej z suto zaprawionymi wódą wyjazdami integracyjnymi, a nie z okazją na złapanie trochę słońca i, co by nie mówić, tężyzny fizycznej. Pośrednim wynikiem owych wypadów jest również niniejsza notka, w której polecę Wam dwa kajakowe, podwarszawskie punkty, do których można się wybrać w przyszłym roku, o ile najdzie Was ochota na machanie wiosłem w towarzystwie innych pasjonatów miejsc rojących się od komarów.

Plecewice nad Bzurą

Plecewice to niewielka miejscowość leżąca nieopodal Sochaczewa, jakieś 60 km na zachód od Warszawy. Tak mała odległość sprawiła, że na miejsce z przyjemnością wybraliśmy się na motocyklach, korzystając z przyjemnością z podrzędnych dróg dojazdowych, tak lubianych przez osoby poruszające się na silnikowych jednośladach (tak naprawdę kilka razy po prostu źle skręciliśmy, ale wypada wyjść z tego z twarzą). Plecewice leżą nad Bzurą – rzeką dość znaną, stosunkowo szeroką i idealnie nadającą się na start przygody z kajakami.

Przystań w Plecewicach

Przystań w Plecewicach

Naszą bazą wypadową była Moto-przystań – kemping, jak sama nazwa wskazuje, przyjazny motocyklistom (na miejscu jest warsztat), choć dla nas miało to znaczenie drugorzędne. Znaczenie pierwszorzędne miał natomiast fakt tego, że w Moto-przystań oferuje możliwość wynajęcia przyczepy kempingowej, w okolicach której można skutecznie znieczulić się alkoholem po dniu spędzonym na wodzie, a następnie zwalić w środku swe niechętne dalszemu działaniu ciało.

Z Moto-przystani, rzecz jasna, wynajmiemy także kajaki, płacąc za nie w zależności od wybranej trasy. My zdecydowaliśmy się na teoretycznie 5-godzinny spływ z Kozłowa Szlacheckiego przez Sohaczew, ale o tym jeszcze za momencik. Transport na miejsce rozpoczęcia spływu (lub z miejsca jego zakończenia, jeśli chcemy płynąć na północ od przystani) wliczony jest w cenę wynajmu, także jeśli nie planujecie nocować na miejscu, to cała impreza może zamknąć się w kwocie do 150 zł (w przypadku dwóch osób). Nocleg w przyczepie (od 40 do 80 zł, w zależności od wielkości) nie należy do najbardziej komfortowych na świecie, bo nie są to szwajcarskie cacka z halogenowym oświetleniem, tylko klasyczne polskie dwukółki, o których w czasach PRL-u marzyli Wasi starzy. Niedostatek luksusów złagodzi jednak zlokalizowany nieopodal samej przystani bar, serwujący nie tylko podstawy śmieciowej gastronomii, ale także wcale przyzwoite koncerty szantowe; jest też czysta łazienka z prysznicem, za którą na szczęście nie trzeba płacić oddzielnie. Poza tym Moto-przystań to miejsce wielce malownicze i spokojne, o ile – podobnie jak my – nie traficie akurat na rodzinę Chińczyków, świętującą wejście w drugą pięćdziesiątkę liczebności.

Kajaki pod Warszawą - Moto Przystań

Jak widać, miejsca starczy dla wszystkich

Jeśli chodzi o sam spływ, to Bzura jest idealna na początek. W okolicach Plecewic rzeka jest szeroka, stosunkowo głęboka, a jej nurt nie szaleje. Spływ 5-godzinny to dobra opcja, ale warto zacząć go rano, tak by pod koniec nie ścigać się z uporczywie zachodzącym słońcem. Przy założeniu odpowiedniej aprowizacji (2 piwa na osobę to zdecydowanie za mało), w te 5-6 godzin na spokojnie zdążycie się opalić, nawalić, porządnie zgłodnieć i nawiosłować, jednocześnie mocno się relaksując.

Ponadto, wielbicielom łączenia rozrywek Plecewice oferują dodatkowo kilka miejscowych atrakcji. Parę kilometrów na południe jest Sochaczew, w którym można pokręcić się po (dość smętnych, ale jednak) ruinach Zamku Książąt Mazowieckich, obok których znajduje się również dość ciekawa, przedwojenna muszla koncertowa. W bezpośrednich okolicach Sochaczewa znajduje się także Żelazowa Wola – jeśli jesteście z Warszawy, to pewnie byliście w niej co najmniej raz, dziecięciem będąc, by wraz ze szkolną klasą zrobić nalot na dom urodzin Fryderyka Chopina. Wreszcie, na północ od Plecewic natkniecie się na miejscowość Brochów, mogącą pochwalić się XVI-wiecznym kościołem obronnym, w którym hajtnęli się rodzice naszego najsłynniejszego kompozytora, a jego samego podtopiono tam w chrzcielnicy.

Zamek w Sochaczewie

Sochaczewski zamek w moim „ulubionym” stanie Trwałej Ruiny

Otwock nad Świdrem

Zupełnie innym doświadczeniem jest z kolei spływ Świdrem – rzeką płynącą w pobliżu Otwocka, jakieś 30 km na południowy wschód od Warszawy. W internecie można znaleźć sporo małych, lokalnych firm, trudniących się wypożyczaniem kajaków oraz ich transportem wraz z zainteresowanymi, a większość z nich bazuje w okolicach Wólki Mlądzkiej czy Rudki – wiosek przycupniętych nad samą rzeką. Ceny są podobne jak nad Bzurą – za 2/3-godzinny spływ wraz z transportem do/z zapłacicie tutaj ok. 50-60 zł.

O ile spływ Bzurą to dobry sposób na wyciszenie się, relaks i złojenie pięcioma browarami na pełnym słońcu, o tyle Świder oferuje już wstęp do prawdziwej kajakowej przygody. Rzeka kręci, jest momentami bardzo wąska, a w gorące lato także płytka. Mielizny i przewężenia zdarzają się notorycznie, podobnie jak zwalone w nurt drzewa, które trzeba sprytnie omijać lub rozpędzać się tak, by prześlizgnąć się dnem kajaka po podtopionym pniu. Pokonanie trasy wschodniej, pomimo iż mającej zaledwie 6 km w linii prostej, zajęło nam równo trzy godziny, przy czym po piątym wyjściu z kajaka przestaliśmy liczyć, ile razy trzeba było podnieść dupę i spychać nasz środek lokomocji z płycizny. Osobiście ta trasa podobała mi się znacznie bardziej niż plecewicka – głównie dlatego, że faktycznie coś się na niej działo. Minusem jest szerokość koryta rzeki: jeśli pogoda dopisze, to jest szansa, że na co bardziej wymagających fragmentach będziecie stać w korku dorównującym swymi rozmiarami temu, z jakim mamy do czynienia o 17:00 w warszawskim Mordorze.

Jeśli wybierzecie się na spływ tą lub podobną trasą, to musicie również liczyć się z tym, że starcie z mieliznami i zakolami będzie najciekawszą atrakcją tego dnia. O ile nie jesteście fanami alternatywnych szkół architektonicznych, pokroju stworzonego w Otwocku właśnie odłamu Świdermajer (czyli charakterystycznego stylu tutejszej architektury letniskowej); czy fanami kolejnictwa (swego czasu śmigała tędy wąskotorówka), to okolica raczej nie rzuci Was na kolana. Wielbiciele natury (których zachwyt nie wyczerpie się po spływie Świdrem) mogą jednak machnąć się jeszcze do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, znanego z licznych wydm i torfowisk. Na miejscu rezydują czarne bociany, łosie, orzesznice (takie łysawe wersje wiewiórek) oraz – co nie bez znaczenia, chociaż nie wiem dla kogo – 9 gatunków pieprzonych nietoperzy. Wreszcie, jeśli lubicie robić sobie znaczące selfies pod tablicami wjazdowymi, to część Parku znajduje się na terenie miejscowości Całowanie. Ciężko nie ulec pokusie, ale postarajcie się zatrzymać na pierwszej bazie.

Mazowiecki Park Krajobrazowy

Takie widoki czekają na Was wMazowiecki Parku Krajobrazowym. Źródło: Wikipedia.org

To propozycje przerobione w tym roku przeze mnie. A wy? Śmigaliście gdzieś na kajaki w tym roku? Pochwalcie się w komentarzach swoimi miejscówkami.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Polsce i polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

komentarze 2

  1. Aleksandra 20 października 2016
    • Brewa 20 października 2016

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?