Pociągiem do Uzbekistanu
4 dzień naszego pobytu w Azji Centralnej miał być jednocześnie ostatnim dniem pobytu w Zachodnim Kazachstanie. Przed 12:00 mieliśmy stawić się na dworcu kolejowym w Aktau i ruszyć pociągiem do Uzbekistanu.
Ruch kolejowy pomiędzy Kazachstanem i Uzbekistanem – o ile mówimy o zachodnich częściach tych krajów – jest o wiele skromniejszy niż można by sądzić. Z Aktau (KAZ) do Nukus (UZB) odjeżdża tylko jeden pociąg dziennie. Pedanci optymalizacyjni nie będą zachwyceni, bo skład rusza koło godziny 12:00. Z jednej strony daje to sporo czasu na ostatnie przygotowania do podróży (ja na przykład skoczyłem jeszcze do kantoru i do apteki); z drugiej – trudno oprzeć się wrażeniu, że czekanie na pociąg do południa to po prostu cholerna strata czasu. Bilet na pociąg z Aktau do Nukus (w naszym przypadku był to właściwie Kungrad, ale nie miało to wpływu na cenę) to koszt 15 000 tenge, czyli mniej więcej… 180 zł (za kuszetkę w wersji ekonomicznej). Nie jest to mała kwota, ale pamiętajmy, że za te pieniądze otrzymujemy niemal 24-godzinny przejazd w wagonie sypialnym, wraz ze wszystkimi powiązanymi „atrakcjami” (w tym zapachowymi). Samo kupno owych biletów też jest pewnego rodzaju przygodą, bowiem musimy udać się z paszportami do specjalnej agencji (wystarczy poszukać na mieście lokalu oznaczonego napisem „bilety kolejowe” po rosyjsku), a następnie cierpliwie poczekać, aż zatrudniona tam osoba z pedantycznym spokojem przepisze nasze dane do systemu, który był stary już podczas premiery pierwszej wersji komputerowej Cywilizacji.
„Atrakcją” nie wliczoną w cenę biletów jest dojazd na dworzec kolejowy w Aktau, zlokalizowany BARDZO daleko od centrum – chyba tylko po to, żeby w razie wybuchu w nieczynnej już elektrowni atomowej na miejsce wciąż można było dostać się pociągiem (no dobra – tak naprawdę kolej „obsługuje” przede wszystkim wszędobylski gaz). Podczas 40-minutowej przejażdżki będziecie mieli okazję zapoznać się z przemysłową częścią miasta. Nie zapewni Wam to doznań estetycznych, ale jasno pokaże, gdzie w Aktau naprawdę drzemie gruby szmal.
Pociąg do Nukus to klasyczny, post-radziecki skład, wyposażony przede wszystkim w dwa rodzaje wagonów sypialnych (mniej i bardziej luksusowe) oraz standardowych. Bardziej luksusowe wagony sypialne odróżniają się tym, że prycze znajdują się w zamykanych przedziałach – tego typu transport jest obecny także w Polsce, np. na trasie Warszawa-Kijów. Wagony ekonomiczne to z kolei bezprzedziałowe kuszetki, będące najczarniejszym koszmarem tych, którzy mocno przejmują się losem swoich bagaży. W tym wariancie dostęp do plecaków jest niestety bardzo łatwy nie tylko dla Was, ale także dla każdej innej osoby przechodzącej przez wagon. A wierzcie mi, że osób takich są setki.
Dużym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że pociąg ruszył punktualnie o 12:00. Jeszcze większym było to, że do godziny 15:00 wszyscy pasażerowie poza mną i Beatą byli już przebrani w pidżamy (sic!) i zbunkrowani na pryczach, w większości donośnie chrapiąc. Było tak nawet pomimo faktu, że akurat tego dnia pogoda ewidentnie się poprawiła, a przez okna do środka wagonu wpadało piękne, wrześniowe słońce. Jak się okazało, podziwianie widoków czy spędzanie czasu na lekturze nie jest tym, co Kazachowie i Uzbekowie lubią najbardziej. Wolą iść w kimę. Co by jednak nie mówić, przejazd pociągiem do Uzbekistanu nie obfituje w zapierające dech w piersi krajobrazy – przez większą część czasu skład stukocze sobie spokojnie przez trawiaste równiny, dopiero pod koniec trasy przeradzające się w niewysokie wzgórza. Na tę trasę lepiej mieć na podorędziu książkę niż aparat fotograficzny.
O ile sama podróż pociągiem do Uzbekistanu nie urywa dupy, o tyle nie wolno mi nie wspomnieć o prawdziwej szopce, która ma miejsce na przejściu granicznym. Zupełnie serio, myślałem, że w tym temacie to Rosjanie są mistrzami, ale po nocy w pociągu linii Aktau-Nukus zmieniłem zdanie.
Przygoda zaczyna się po dojeździe do granicy, około godziny 24:00. Do pociągu wchodzą celnicy kazascy, którzy bardzo skrupulatnie sprawdzają wszystkie dokumenty, a do tego szczegółowo wypytują o cel i powód podróży. Dodatkowo, każdy podróżny dostaje do wypełnienia klasyczną deklarację celną. Problem zaczyna się, jeśli nie mówicie po kazachsku/uzbecku, bo pociągami nadal porusza się bardzo niewielu białych, także angielskich (czy nawet rosyjskich) wersji tego formularza nikt tu nie przewidział. W tym wypadku warto poprosić o pomoc współpasażerów, chociaż część liczbową (konkretne kwoty pieniędzy) radzę uzupełniać samodzielnie. Przygotujcie się również na to, że Wasz paszport najpierw zniknie w torbie celnika (i to na godzinę albo dłużej, podczas kiedy pociąg będzie jechał dalej), a przy wypełnianiu deklaracji wizowej zapewne także przejdzie przez sporo innych, niekoniecznie czystych rąk. Wśród zainteresowanych współpodróżnych szczególną estymą cieszy się wiza do Chin, zawsze wzbudzające charakterystyczne „ooo” podziwu.
To jednak nie koniec. Po przekroczeniu granicy przychodzi pora na urzędników uzbeckich. Ci robią w pociągu totalny rozpiździec: każą rozpakowywać bagaże, zaglądają pod siedzenia oraz materace i generalnie pozostawiają po sobie chaos i bałagan. Nie myślcie sobie, że biali są bezpieczni. Uzbeckie prawo antynarkotykowe sprawia, że w przypadku turystów bardzo skrupulatnie kontrolowane są leki. Posiadanie bardzo dużej ilości jakiegoś medykamentu może wzbudzić podejrzenia, więc najlepiej mieć ze sobą odpowiednie zaświadczenia (jeśli musicie brać stale jakiś środek), a leki bez recepty trzymać w oryginalnych opakowaniach z nadrukowanym składem.
Kiedy umundurowane tornado przejdzie przez pociąg, kończy się najbardziej absorbująca część podróży. Następne godziny to ciemna choć oko wykol noc oraz kolejne kilkaset kilometrów średnio atrakcyjnych widoków. Całe szczęście, że prycze są dość wygodne, a pościel czysta (jeśli jednak macie tendencję do spadania z wyra, to wybierzcie leżankę na dole). My bez dalszych przygód (ale za to biedniejsi o kilka dolarów, wydanych na co i raz przepływające nam przed nosem przekąski) stanęliśmy na osypującym się, kungradzkim peronie około godziny 9:00 rano, tym samym oficjalnie rozpoczynając romans z Uzbekistanem.
W ramach uzupełnienia, poniżej mam dla Was jeszcze krótką video-relację z naszej podróży pociągiem do Uzbekistanu:
Bardzo fajna relacja!
Dzięki serdeczne 🙂
Wow, niezłe historie!
To w ogóle pierwszy Twój post, który przeczytałam. Dobry jesteś! 😀
No ładnie 😛
Gdybyś jeździł w te i wewte po kilkanaście godzin albo kilka dób, pokonując tą samą trasę od lat, też w pewnym momencie przestałbyś podziwiać widoki 😀 Ja też spię swoje 48h do domu.
Coś w tym jest 😉
Nie histeryzował bym tak z tymi kradzieżami.Zjeździłem pociągiem Rosję aż po Czitę Murmańsk Kazań czy Soczi Kazachstan Kirgistan Azerbejdżan Gruzję i Ukrainę i doprawdy ani razu nie spotkałem się z kradzieżą w pociągach.Ludzie tam bardzo przyjaźni i niezwykle gościnni.Mój bagaż przez godziny był poza moją obserwacją kiedy gościłem na rozmowach z nowo poznanymi w innych wagonach