Na pokładzie M/S Polargirl

M/S Polargirl to statek-instytucja. Dzięki niemu niezliczona ilość turystów zdołała już (nawet dysponując ograniczoną ilością czasu) odwiedzić Barentsburg i Piramidę, czyli dwie post-radzieckie miejscowości będące jednymi z najważniejszych atrakcji archipelagu Svalbard. Zanim jednak opowiem Wam ZNACZNIE szerzej o tych dwóch rosyjskich miasteczkach, zatrzymam się na moment właśnie przy M/S Polargirl. Głównie dlatego, że statek i sama podróż nim jak najbardziej na to zasługują.

Jednostka pływająca M/S Polargirl to – co do zasady – wycieczkowiec niemal codziennie kursujący w kierunku wschodnim lub zachodnim patrząc od Longyearbyen. Statek bardzo łatwo rozpoznać z daleka, bo jego niemal 40-metrowy kadłub pomalowany jest na jaskrawy niczym pawiania dupa odcień czerwonego. Łajba zarejestrowana jest w Norwegii, może zabrać na pokład do 90 pasażerów, a ponadto jest lodołamaczem, choć pewnie nikt nie wypłynąłby na niej na sam biegun północny. Polargirl nie jest jedyną jednostką pływającą do Barentsburga i Pyramiden, ale bilet na wycieczkę nią jest najtańszy (w 2016 roku za oba tripy płaciło się po 1600 NOK), a sama „polarna dupera” jest stateczkiem bardzo sympatycznym, na co wpływ ma również nastawienie jej załogi.

M/S Polargirl

Za Polargirl trudno się nie obejrzeć. Autor: Bjoertvedt (licencja CC)

Każda wycieczka Polargirl wygląda mniej więcej tak samo. Poranne zaokrętowanie (poprzedzone odbiorem z miejsca noclegowego), krótki briefing bezpieczeństwa, a następnie pobyt na pokładzie przerywany krótkimi „postojami” oraz jednym lądowaniem w miejscu docelowym – Piramidzie bądź Barentsburgu właśnie. Jako że obie te miejscowości leżą mniej więcej w podobnej odległości od Longyearbyen (tyle że w odwrotnych kierunkach), to obie najpopularniejsze wycieczki mają również podobny czas trwania. Jest to około 7 godzin. Można więc śmiało założyć, że dwie takie wyprawy z powodzeniem zagospodarują Wam dwa dni spędzone na Svalbardzie.

M/S Polargirl

Główny pokład

M/S Polargirl to statek wysłużony, ale czysty i zadbany – w końcu to Norwegia, a nie jakieś, tfu-tfu, Filipiny. Po odbyciu podstawowego przeszkolenia, pasażerowie dostają do dyspozycji niemal wszystkie możliwe pokłady. Mogą spędzać czas na obu częściach pokładu dolnego i górnego (włączając dach nadbudówki, na której piździ tak, że ho-ho, ale oferuje ona najlepszy widok), a także na pierwszym poziomie pod pokładem, gdzie mieści się przytulna, wygodna kantyna i miejsca siedzące ze stolikami. Co ciekawe, turyści są również zapraszani do śmiałego odwiedzania mostka, gdzie podczas rejsu mogą dowolnie rozmawiać z kapitanem. Jedynymi częściami jednostki, które są off-limits dla gości są siłownia oraz kuchnia. Jeśli szwendanie się po statku jak pchła po psiej dupie i podziwianie widoków kogoś znudzi, może usiąść nieopodal baru i łoić browary – ich cena nie należy do najniższych, ale jak na Norwegię i tak nie jest tak źle.

M/S Polargirl

Kantyna to świetne miejsce na szybką drzemkę. Przetestowane

Szama na pokładzie a wielorybnictwo

Każda dłuższa wycieczka na pokładzie M/S Polargirl wiąże się również z lanczem, zazwyczaj spożywanym przy okazji ciekawszego „postoju” – na przykład przy lodowcu. W przypadku posiłku zastosowanie ma standardowa zasada „na dwoje babka wróżyła”. Jeśli będziecie mieli mniej szczęścia, do żarcia dostaniecie wcale niezły gulasz i paletę surówek – nie to, żeby z tym zestawem było coś nie tak, ale nie jest to nic specjalnego. Jeśli jednak fart się do Was uśmiechnie, na obiad dostaniecie… stek z pieprzonego wieloryba.

Norwegia jest jednym z czterech krajów, gdzie małe wielorybnictwo przybrzeżne nadal jest dozwolone. Obywatele tego kraju mogą odławiać przede wszystkim płetwala karłowatego („odstrzał” jego większych i bardziej zagrożonych kuzynów jest zabroniony) – stosunkowo niewielkiego przedstawiciela gatunku, który dodatkowo znany jest z wkurwiającego zwyczaju niszczenia sieci rybackich. Serwowany na Polargirl (i nie tylko) stek nie pochodzi więc np. z kaszalota – gatunku mocno już przetrzebionego i chronionego – o to nie musicie się martwić.

Stek z wieloryba podawany na pokładzie „polarnej laski” w dużej mierze smakuje jak wołowina, choć dość słona i nieco zalatująca rybą. W kolorze jest ciemniejszy niż mięso wołowe, a ponadto jest też odrobinę bardziej miękki (biorąc pod uwagę stan wypieczenia). Odsuwając na bok kontrowersje związane z odławianiem wielorybów, to konkretne mięcho jest bogate w białka i proteiny, a ubogie w tłuszcze, przy czym nawet te ostatnie to przede wszystkim zdrowe omega-3. Ponadto kotlecisko jest solidne i smaczne, także sorry, ale I’m not sorry.

M/S Polargirl - stek z wieloryba

Samo zdrowie

Płynąc do Barentsburga czy Piramidy po drodze doświadczymy kilku dodatkowych atrakcji programowych. Atrakcją ogólną są widoki: na góry, morze, dryfujący lód i czyste, niebieskie niebo (zależnie od pogody). Jeśli nam się mocno przyfarci, Polargirl z nami na pokładzie może natknąć się na  foki, jakiegoś walenia (my widzieliśmy tylko fragment ogona…), bieługę lub ewentualnie (i bardzo rzadko) na rodzinkę morsów. Atrakcje szczególne zależne są od kierunku i obejmują przede wszystkim:

Podczas rejsu do Barentsburga:

  • Zatokę Ymarbukta oraz tamtejszy lodowiec – dupy nie urwie, ale jeśli ktoś lodowca wcześniej nie widział, to i tak pewnie popuści w porty. Ja popuściłem.
  • Pozostałości wioski Grumant, czyli sowieckiej osady, która swego czasu mogła pochwalić się liczbą mieszkańców na poziomie ponad 1000. Miejscowość została opuszczona w latach ’60 XX wieku, a po miasteczku zostało tylko kilka rozsypujących się budynków, malowniczo prezentujących się na tle pobliskich wzgórz.
Svalbard - Grumant

Grumant z oddali

Podczas rejsu do Piramidy:

  • Zatokę Skansbukta z tym, co pozostało z małej, prywatnej kopalni gipsu, działającej do połowy XX wieku. Na uwagę zasługują między innymi pozostawione na brzegu łodzie.
  • Zatokę Adolfbukta z lodowcem Nordenskold – znacznie większym i bardziej imponującym niż ten w okolicy Baretnsburga. Tu też na własne oczy możemy się przekonać, czym jest ta lepsza, lądowa (w odróżnieniu od lotniczej) wersja „niebieskiego lodu” – starego, głęboko zmrożonego i sprasowanego tak, że jest niemal pozbawiony elementów rozpraszających światło.
Lodowiec Nordenskold

Przyznam się, że trochę podbiłem niebieski

Akcje ratunkowe – niekoniecznie prawdziwe

Poza atrakcjami planowanymi możecie zaliczyć jeszcze kilka atrakcji nieplanowanych, a przynajmniej przez Was. My mieliśmy na tyle dużo szczęścia (przynajmniej ten jeden raz), że po drodze do Barentsburga byliśmy świadkami ratowniczej akcji treningowej z zastosowaniem helikoptera – całość trwała nie dłużej niż 10 minut; a po drodze do Piramidy… faktycznie ratowaliśmy zagubionych kajakarzy. Grupę trzech zmęczonych i zziębniętych osób podjęliśmy w drodze powrotnej do Longyearbyen. Jej członkowie mieli dużo szczęścia, bo byliśmy ostatnim statkiem, który podczas tej konkretnej doby miał przepływać tą trasą. Kapitan wychwycił sygnał SOS nadawany przez urządzenie jednego z kajakarzy, zgarnął nieszczęśników z wody i natychmiast zaserwował gorącą herbatę „z wkładką”. Zmaltretowani kajakarze poweseleli w trybie natychmiastowym.

M/S Polargirl - akcja ratownicza

Śmiechom i radości nie było końca

Dodam jeszcze, że poza wyprawą do Barentsburga czy Piramidy na pokładzie M/S Polargirl można przepłynąć się do samego lodowca Bore. Taka wycieczka jest – jak na warunki svalbardzkie – stosunkowo krótka i zajmuje 4,5 godziny. Nie napiszę o niej zbyt dużo, bo na niej nie byłem, ale wydaje mi się, że w przypadku ograniczonego czasu lepiej jednak wybrać się do Barentsburga albo Piramidy. Subiektywnie uważam też, że ta druga wycieczka jest nieco ciekawsza – nie tylko ze względu na gwóźdź programu, ale także na trasę.

Wreszcie, niezależnie od wybranej opcji, pamiętajcie o zabraniu na pokład ciepłych, przeciwwiatrowych kurtek. Na svalbardzkich wodach wiatr szaleje jak pierdolnięty i brak odpowiedniego ubrania poskutkuje tym, że większość rejsu spędzicie pod pokładem. Taka opcja może być z kolei bardzo nieprzyjemna dla pasażerów cierpiących na chorobę morską. Przy większym wietrze Polargirl lubi sobie zakurwić na falach profesjonalnego kujawiaka, a wtedy biada tym, których błędnik nie jest przyzwyczajony do takich sensacji. W razie czego nie mówcie, że nie ostrzegałem.

M/S Polargirl

Jak widać, czasem trzeba się mocno okutać

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Svalbardzie lub o kontynentalnej Norwegii oraz polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?