Wypuść się na miasto – nowoczesne Escape Roomy

Kiedy za oknem plucha, a szef nie bardzo chce słyszeć o kolejnym urlopie, wziętym niemalże tydzień po ostatnim, człowiek żądny przygód zmuszony jest szukać rozrywek we własnym mieście. Na kolejną wizytę w parku linowym jest trochę za zimno, grupę na paintballa czy laser-taga zebrać ciężko, a kręgle czy go-karty to coś, co jest fajne raz na jakiś czas, a już zwłaszcza wtedy, gdy Wasze wypielęgnowane dłonie przyzwyczajone są głównie do klepania w klawisze (i od ściskania kierownicy dostajecie odcisków)… Gdzie więc można się machnąć, kiedy Was nosi (także intelektualnie), a na myśl o spędzeniu kolejnego wieczora przed Netflixem aż Was mdli?

Do Escape Roomu!

To zaskakujące, jak wielu z moich znajomych nie słyszało wcześniej o tej rozrywce – z tego też zresztą powodu powstał ten post. Taki wyedukowany światowiec jak ja (który do niedawna był na przykład przekonany, że sekcje zwłok przeprowadza się w „prosPektorium”), czasem może mieć wrażenie, że wszyscy już są obeznani z wielkomiejskimi rozrywkami. Potem jednak okazuje się, że kumpel zapytany o to, czy chce się wybrać do Escape Roomu, jest niemal pewien, że to jakiś rodzaj klubu z pokerem i dziwkami. Otóż nie – w Escape Roomie nie ma ani grama dziwek.

Real Life Escape Games, w skrócie zwane Escape Roomami, to rozrywka, która w obecnej formie przywędrowała do nas – a jakże – z Azji. To właśnie tam okazało się, że nic tak dobrze nie wpływa na skołatane nerwy studentów i pracowników korporacji, jak spędzona w zamknięciu godzina, podczas której uczestnicy zabawy muszą wykminić, jak się z owego zamknięcia wydostać. Tym bowiem właśnie są Escape Roomy, będące jednocześnie kalką z szalenie popularnych w latach ’90 gier komputerowych typu point and click – zabawą, podczas której grupa ludzi kombinuje, jak uciec z zamkniętego pokoju.

Mylił by się jednak ten, kto pomyślałby, że zadanie to jest łatwe i monotonne. Owszem, mogło tak być na początku, kiedy rozrywka ta dopiero zapuszczała w Polsce pierwsze, nieśmiałe korzenie. Kilka lat temu sporo (przynajmniej warszawskich) Escape Roomów opierała się na prostym odnajdywaniu kolejnych kluczy lub szyfrów do kłódek, wiszących na skrytkach zawierających kolejne kluczyki albo szyfry i tak dalej, do usrania. Jakkolwiek i to było fajne na początku, to klienteli zapewne szybko sprzykrzyło się zwykłe latanie po całym pokoju i obmacywanie pluszowych misiów oraz przetrzepywanie szuflad. Obecnie Escape Roomy przekształciły się w małe dzieła sztuki inżynieryjnej, które mają nie tylko dawać rozrywkę, ale także w pewien sposób zachwycać „więźniów”.

Nowoczesne Escape Roomy to zaawansowane, rozrywkowe maszynki do robienia pieniędzy. Udział w jednej zabawie nie jest tani – w Warszawie ceny zaczynają się od około 100 zł za godzinę (w zależności od liczebności grupy – optymalną liczbą jest zazwyczaj czwórka), ale trudno się temu dziwić po wyjściu z pokoju, w który włożone zostało odpowiednio wiele pracy. Obecnie, aby uzyskać już pierwszy klucz czy szyfr, trzeba niejednokrotnie ułożyć skomplikowaną układankę, nacisnąć ukryte przyciski w odpowiedniej kolejności czy uruchomić żarówkę UV po to, aby zaczął działać jakiś mechanizm napędzany baterią słoneczną. Po otwarciu jednego zamka znajdujemy kolejną wskazówkę lub przedmiot potrzebny do wykonania następnego zadania (niejednokrotnie bardzo nieoczywistego), a na znalezienie finałowego klucza/karty czy mechanizmu mamy zazwyczaj zaledwie 60 minut. Nic dziwnego, że niektórym grupom po prostu nie udaje się wyjść.

Escape Roomy są nie tylko fajnym ćwiczeniem team-buildingowym, ale również – w wielu przypadkach – sporym wyzwaniem umysłowym. Aby rozwiązać niektóre zagadki, trzeba wykazać się wiedzą ogólną, oczytaniem czy znajomością klasyki kina (z horrorami i kryminałami na czele). To wszystko potęgowane jest jeszcze często przez klimat samych pomieszczeń, których tematyka nawiązuje do przeróżnych dzieł popkultury. O ile pokoje rodem z Egzorcyzmów Emily Rose czy Mission Impossible są stosunkowo popularne, to twórcy Escape Roomów stale prześcigają się w oryginalnych pomysłach na tematy wiodące. W Warszawie jest już „pokój” w całości zlokalizowany na wysoko położonym tarasie oraz taki, w którym uczestnicy zaczynają grę… zamknięci w trumnach. Wielbiciele podróży na pewno docenią tematykę filmów przygodowych – prym wiedzie tu oczywiście Indiana Jones, a pomysły na odwzorowanie zagadek w tym klimacie czasami po prostu zwalają z nóg.

Room Escape na Śniadeckich w Warszawie

Zupełnym przypadkiem jeden z takich nowoczesnych Escape Roomów zlokalizowany jest na ul. Śniadeckich w Warszawie, leżącej zaledwie rzut fedorą od naszego obecnego lokum. Ten oddział Room Escape (drugi jest przy stołecznym Dworcu Wileńskim) dysponuje trzema pokojami, z których każdy dopracowany jest naprawdę w najmniejszych szczegółach. W – podobno najprostszej – Indianie wcielacie się właśnie w poszukiwaczy przygód, próbujących wydostać się z zamkniętego grobowca; w Piwnicy walczycie o życie z maniakiem, który za godzinę przyjdzie zrobić Wam duże kuku; natomiast z Laboratorium wydostaniecie się tylko wtedy, kiedy uruchomicie odpowiednią liczbę pomysłowych mechanizmów – pomoże też umiejętność w miarę szybkiego liczenia.

Dodatkową zaletą Room Escape jest obsługa. Podczas naszych trzech wizyt briefowały nas trzy dziewczyny, z których każda wprawiała nas w doskonały humor – także historiami o ludzkiej pomysłowości w temacie szukania wyjścia z trudnych sytuacji.

RoomEscape na Śniadeckich - Piwnica

Żeby nie było: przed pierwszym zerem była jeszcze jedynka. SERIO

Pomysłowość ludzka nie zna bowiem żadnych granic. Pomimo tego, że w Escape Roomach panują konkretne zasady (nie używamy siły; nie przesuwamy tego, czego przesunąć nie dajemy rady z łatwością; nie dotykamy niczego oznaczonego w odpowiedni sposób itd.), to zaaferowani uczestnicy zabawy wciąż potrafią włożyć palce do gniazdka albo odbić sobie śledzionę przy próbie podniesienia 100-kilogramowej szafy. Dzieje się tak nawet pomimo tego, że załogi Escape Roomów śledzą poczynania swoich klientów na ekranie monitorów i – w razie kryzysu – udzielają podpowiedzi. Obecnie jednak wsuwane pod drzwi kartki zastępowane są monitorami albo głośnikami.

Jeśli to wszystko Was nie przekonuje, to został mi w rękawie jeszcze jeden argument. Do czasu kilku ostatnich wizyt w Escape Roomach nie miałem pojęcia, jak wiele rodzajów kłódek wymyśliła ludzka rasa. Jeśli myślicie, że świat kończy się na czterocyfrowych szyfrach, to będziecie bardzo, ale to bardzo zdziwieni. Moim faworytem jak na razie jest kłódka kierunkowa – zrozumiecie, jak zobaczycie.

Escape Roomy nie powiedziały też jeszcze ostatniego słowa. Na świecie powstają już całe Escape Houses, z których wyjście zajmuje uczestnikom zabawy parę godzin; zatrudniani są aktorzy; pokoje (coraz częściej niezależne językowo) łączone są również z domami strachów czy lokalnymi atrakcjami (przykładem przybytku tego typu jest Escape Room w Bergen, zlokalizowany na historycznej ulicy Bryggen… czy raczej pod nią). Na moją skrzynkę mailową (nie wiem zresztą, dlaczego) trafiło nawet ostatnio zaproszenie na światowy konwent twórców Escape Games. Jestem przekonany, że jego uczestnicy to niezłe mózgi.

A może dom strachów?

Jeśli zamiast główkować wolicie po prostu spieprzać i sikać w porty, to pewnego rodzaju alternatywną są nowoczesne domy strachu. Ta kategoria dopiero się w Polsce rozwija, ale zyskała już ogromną rzeszę fanów choćby w Wielkiej Brytanii, gdzie podczas Halloween pod tego rodzaju przybytkami ustawiają się ogromne kolejki. Domy strachu to duże  pomieszczenia (niejednokrotnie całe budynki), przez które trzeba się po prostu przedostać. „Po prostu” nie jest tak luźne, jak mogłoby się wydawać, bo na Waszej drodze staną nie tylko fizyczne przeszkody, ale także żywi aktorzy, którym okrutni, źli ludzie płacą za to, żeby Was straszyli. Sam jeszcze nie brałem udziału w tego rodzaju rozrywce, ale z relacji znajomych wiem, że uczestnicy „zabawy” czasami literalnie srają po gaciach ze strachu, płaczą i wołają na pomoc mamusię. Dotyczy to także tych, którzy wchodzą do środka z nastawieniem typu „przecież to tylko aktorzy” i cwaniackim uśmieszkiem na gębie. Agregator polskich, nowoczesnych domów strachów znajdziecie tutaj. Tylko nie mówcie potem, że nie ostrzegałem.

Jeśli więc jeszcze nigdy nie byliście w Escape Roomie, to polecam czym prędzej nadrobić zaległości. W rozpoczęciu przygody z tą rozrywką może pomóc ta strona, agregująca niemal wszystkie pokoje w Polsce i skupiająca fanów tego niestandardowego „sportu”. Spore zdziwienie może budzić fakt, że w samej stolicy jest aż 114 różnych Escape Roomów, a tego rodzaju firmy są już nawet w Radomiu. O zgrozo!

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne notki o Polsce lub polubić mój blog na Facebooku, gdzie na bieżąco informuję o nowych wpisach i wrzucam dodatkowe treści.

Comment 1

  1. adam_stan 24 maja 2017

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?