Saaremaa i Muhu – Estonia w miniaturze w jeden dzień

Estońska Saaremaa (albo po prostu Sarema) jest największą wyspą w kraju i często nazywana jest Estonią w miniaturze. Taki przydomek zaskarbiła sobie, paradoksalnie, dzięki Sowietom, którzy podczas Zimnej Wojny praktycznie odcięli wyspę od świata, wymagając specjalnej przepustki nawet od rodowitych Estończyków, którzy chcieli wybrać się na wyspę. W efekcie, „Piaszczysta Wyspa”, pomijając kilka instalacji wojskowych i powiązanych z nimi budynków, uniknęła ogólno-sowieckiego, brutalnego zindustrializowania i po dziś dzień w dużej mierze jest porośnięta lasem, nakropkowanym tu i ówdzie niewielkimi, sennymi miejscowościami.

Połączoną z Saremą groblą wyspa Muhu to z kolei jej jeszcze spokojniejszy przedsionek, który często uznaje się za część większej siostry. W istocie, płynąc na Saremę i tak trzeba przez Muhu przejechać, chociaż wstyd robić to bez zatrzymywania się.

Saaremaa - Muhu - przejazd

Grobla łącząca wyspy

Jeśli posiadacie własny transport i planujecie wybrać się na Saremę, to mam dla Was złą wiadomość. Wyspa jest NAPRAWDĘ duża (mniej-więcej wielkości całego Luksemburga) i nawet wstanie wcześnie rano nie gwarantuje Wam możliwości zobaczenia wszystkiego, co na miejscu zobaczyć warto. My na Saremę przybyliśmy z Parnawy, a po wizycie na niej nocowaliśmy w Haapsalu, w związku z czym mieliśmy jeszcze mniej czasu, by poszwendać się wyspie. Jeżeli zależy Wam na tym, by wycisnąć z wizyty jak najwięcej podróżniczego fluffu, to radzimy przenocować na miejscu (patrz niżej) i poświęcić na zwiedzanie standardowe 24 godziny.

Dojazd na Saremę

Dostanie się na Saremę własnym transportem jest proste jak z bicza strzelił. Wszystko, co musicie zrobić, to dostać się do niewielkiego miasteczka Virtsu na wybrzeżu i namierzyć przystań promową. Czysty, wygodny prom kursuje w jedną i w drugą stronę średnio co godzinę i 10 minut (aktualny rozkład znajdziecie w tym miejscu), a za bilet w jedną stronę zapłacicie 3 euro od osoby (plus 8 euro za samochód). Niemal luksusowy rejs (na pokładzie jest dobrze wyposażony sklep z kawiarnią i masa komfortowych siedzeń, a łazienki są sterylnie czyste) potrwa około 30 minut i wyrzuci Was na wysepce Muhu, skąd możecie ruszyć na eksplorację regionu. Rzecz jasna, na prom możecie wejść również z rowerem (zakładam, że wiecie co robicie, bo Saremaa to kawał lądu). Inny prom łączy Saremę z położoną na północ od niej, także ciekawą Hiumą, ale ta jednostka pływa często przede wszystkim w sezonie turystycznym. Niemniej, połączenie wizyt na największych wyspach Estonii będzie świetnym pomysłem, jeśli macie trochę więcej czasu.

Prom na Saremę

Wnętrze promu. Jak widać, tłumów nie ma

Jeżeli nie macie własnego transportu, to na Saremę możecie dostać się autobusem. Busy odjeżdżają z Tallina, Parnawy, Viljandi i Tartu, są ładowane na prom, a ich trasa kończy się w „stolicy” wyspy – mieście Kuressaare. Cena przejazdu zależy od odległości i zawrze się w przedziale 13-18 euro.

Autobus na Saremę

Jak widać, bus mieści się bez problemu

Z Saremy na stały ląd wrócicie tą samą drogą. Nawet poza sezonem ostatni prom odpływa z Muhu o 22:50, co daje sporo czasu na odkrywanie największej estońskiej wyspy.

Nocleg – na wyspie czy poza nią?

Jak wspomniałem, my nie spędziliśmy nocy na Saremie, bo nie bardzo pozwalał nam na to czas. Zresztą, dzięki temu przez przypadek przekonaliśmy się, jak fajnym miejscem jest miasto Haapsalu (o tym napiszemy już niebawem). Niemniej, jeśli chcecie przenocować na wyspie, to opcje są dość limitowane.

Przede wszystkim, musicie dysponować w miarę solidnym budżetem, ewentualnie być gotowymi na nocowanie na kempingu. Saremaa uznawana jest za typowy holiday retreat, a jej inny przydomek –  spa-remaa – dość wyraźnie wskazuje na to, jakiego rodzaju hotele funkcjonują na miejscu. Ich największe zagęszczenie znajdziecie w „stolicy”, Kuressaare, gdzie da się również dobrze zjeść i napić. Lokalizacyjnym plusem spania w największym mieście na wyspie jest to, że po nocy możecie wypuścić się na dalsze południe, na które raczej nie dotrzecie, jeśli na Saremę macie tylko jeden, krótki dzień. Drugim wyborem noclegowym jest wysepka Muhu, gdzie hoteli jest mniej, ale na pewno są nieco tańsze. Tu najwygodniej przekimać się, jeżeli na Saremę docieracie wieczorem. Do tego dochodzą pojedyncze, rozrzucone po całej Saremie resorty, które jednak mają tendencję do straszenia wysokimi cenami. Wszystkie opcje możliwe do zaklepania w sieci znajdziecie na mapce poniżej:

Booking.com

Poza Saremą dobre i pewne opcje noclegowe na wybrzeżu znajdziecie w Parnawie oraz Haapsalu. To pierwsze miasto można nazwać plażową stolicą Estonii na zachodnim wybrzeżu (na miejscu nie zwiedzicie za wiele, ale na wielkiej, czystej plaży znajdziecie długaśny falochron, po którym można się przejść); druga miejscowość to natomiast istna fontanna mniej lub bardziej niestandardowych atrakcji, o którym jeszcze opowiemy więcej. My wybraliśmy Parnawę, albowiem znaleźliśmy tam…

Parnawa - plaża nudystów

W Parnawie jest jeszcze plaża nudystów

Nasz najlepszy nadbałtycki nocleg: Villa Meri

Niby trochę żałujemy, że nie spędziliśmy na Saremie więcej czasu. Z drugiej strony, na wyspę trafiliśmy po noclegu w Villi Meri w Parnawie, która okazała się może nie najciekawszym noclegiem na całej naszej trasie (ten zaliczyliśmy w Jurmali na Łotwie), ale zdecydowanie najbardziej burżujskim.

Villa Meri to piękna, zabytkowa i bardzo zadbana posiadłość, przerobiona na hotelik, w którym – w sezonie – ceny kształtują się na poziomie około 125 zł za osobę. Poza sezonem wyjęliśmy pokój za połowę tej kwoty, dodatkowo zyskując dom niemal całkowicie dla siebie. Najśmieszniejsze było to, że właściciela nie widzieliśmy na oczy. SMS-owo dostaliśmy wiadomość z podaną lokalizacją klucza do domu oraz z rozpiską pokojów, które mogliśmy sobie wybrać. Po nocy mieliśmy zostawić hajs gdzieś na widoku i niczym się nie przejmować. Typowo skandynawskie podejście gospodarzy, w połączeniu z niemal luksusowymi warunkami na miejscu oraz możliwością zwiedzenia całego domu sprawiły, że w Villi Meri spędziliśmy najlepiej przespaną noc wyjazdu.

Parnawa - Villa Meri

Villa Meri i nasz środek transportu

Pewien niesmak pozostawiło tylko zachowanie jedynej, innej pary, która w tym czasie spała w Villi z nami. Przyzwoitość nakazała nam pogasić po niej światła, a także pozamykać drzwi, które frajerzy zostawili szeroko otwarte (włączając w to bramę wjazdową do domu). Mieliśmy tylko nadzieję, że przynajmniej zostawili kasę za nocleg.

Sarema i Muhu – TOP 6 atrakcji

Jak już kilka razy wspomnieliśmy, Sarema jest sporą wyspą, na której z łatwością znajdziecie coś do roboty. Zakładając jednak, że nie macie na jej zwiedzanie kilku dni, w spisie jej atrakcji ograniczymy się do tych, które sami uznaliśmy za najbardziej interesujące lub na tyle wykręcone, że warto o nich wspomnieć. Jesteśmy niemal pewni, że nawet ich nie da się „zaliczyć” w 100% podczas jednego dnia spędzonego na wyspach, ale możecie spróbować.

Zanim przeczytacie resztę tekstu, obejrzyjcie sobie jeszcze krótki film z Saremą w roli głównej, który dla Was przygotowaliśmy:

6. Wioska Koguva

Koguva zlokalizowana jest na wyspie Muhu, więc naturalnie to od niej zaczęliśmy zwiedzanie okolicy. Urokliwy, połączony z muzeum Muhu skansen był niestety zamknięty (poza sezonem jest tak w poniedziałki i niedziele), ale i tak trochę pokręciliśmy się po jego sąsiedztwie, chłonąc pierwsze elementy klimatu estońskich wysp (oraz – przy okazji – obserwując akcję gaśniczą łodzi, która akurat płonęła w porcie). Istniejąca na miejscu od 1532 wioska nadal zamieszkana jest przez potomków ludzi, którzy osiedlili się tu w XVI wieku i wygląda na to, że niewiele się tu zmieniło na przestrzeni wielu lat. Tutejsze muzeum przedstawia historię wysepki (wciąż będącą trzecią największą w kraju) i zawiera kilka mniej lub bardziej dziwnych kolekcji, włączając w to maszyny do szycia. Warto pamiętać, że w wielu domach nadal żyją ludzie, więc wściubianie do nich nosa może być niemile widziane. Wstęp do skansenu kosztuje 3 euro.

Sarema - Koguva

Skansen w Koguvie przez płot

5. Okolice Orissaare

Do wioski Orissaare traficie od razu po przejechaniu widowiskowej, 2,5-kilometrowej trasy łączącej Muhu z Saremą. W jej pobliżu znajduje się kilka wartych zainteresowanych atrakcji oraz jedna atrakcja zainteresowania nie warta. Tą ostatnią są ruiny zamku Maasi, pobudowanego w XIV wieku przez ówczesnych Niemców. Ruiny nie są opisane w żaden sposób, przejdziecie przez nie w ciągu 3 minut i jedynie rozciągający się z nich widok wynagradza czas, który poświęcicie na dojazd do nich.

Jeśli chodzi o to, co w pobliżu Orissaare WARTO zobaczyć, to polecamy 3 punkty:

  • lokalne boisko sportowe, z rosnących w jego środku… dębem. 150-letnie drzewo (oraz „Drzewo roku 2015”) okazało się bardzo trudne do przesunięcia, więc pozostawiono je w spokoju. Gracze nic sobie z tego nie robią, bo niby jaki mają wybór.
Estonia - dąb z Orissare

Da się grać? Da się!

  • Do miejscowego muzeum wyposażenia wojskowego nie zajrzeliśmy, ale dysponuje ono imponującą kolekcją (ponad 12 tys. sztuk) broni i sprzętu wojskowego z czasów Zimnej Wojny, a to zawsze cieszy męską część dowolnej grupy wyjazdowej. Opłata za wstęp nie jest nam znana, ale zakładam, że nie będzie przewyższała 2-3 euro.
  • Kościół św. Marii w Poide to z kolei jedna z najbardziej imponujących budowli na wyspie, a może nawet w całej Estonii. Niegdysiejsza siedziba Kawalerów Mieczowych powstała w XIV wieku i była świadkiem ich smutnego końca, kiedy to lokalna ludność najpierw przyrzekła, że nie wzniesie mieczy przeciwko rycerzom, a następnie dotrzymała słowa i ich ukamieniowała. Cała, swego czasu potężna konstrukcja ewidentnie się sypie, ale to tylko dodaje jej swoistego uroku, wzmacnianego przez piękne, nietknięte witraże. Do wnętrza wejdziecie za darmo.

4. Półwysep Sorve

Na południową część Saremy dociera stosunkowo niewielu turystów, a i nas nie było wśród nich. Niemniej, na miejscu znajdziecie m.in. strzelistą, przekształconą w centrum turystyczne latarnię morską oraz muzeum wojskowe, którego najciekawszym elementem jest ponoć sam budynek. Placówka bazuje w pozostałych po sowietach barakach. Według przewodników południe wyspy to przede wszystkim gratka dla wielbicieli surowych widoków oraz podróży poza utartym szlakiem. Cóż, może kiedyś przyjdzie się nam o tym przekonać.

BONUS: Latarnie morskie Saremy

Poza odrestaurowaną latarnią morską Sorve, Saremaa może pochwalić się jeszcze kilkoma innymi, charakterystycznymi przedstawicielami tego typu budynków. Najciekawszymi wydają się:

  • XIX-wieczna latarnia na wysepce Vilsandi, będąca chyba najbardziej imponującą przedstawicielką tego typu budynków w regionie i jednocześnie najwyższą w rejonie Saremy (37 m);
  • Niefunkcjonująca już, częściowo zatopiona latarnia Kipsaare na półwyspie Harilaid;
  • Strzelista latarnia na wysepce Abruka, wysokością jedynie o metr ustępująca siostrze na Vilsandi.

Generalnie, jeśli ktoś lubuje się w latarniach morskich, to w rejonie Saremy znajdzie ich aż dziesięć, w tym cztery na półwyspie Sorve.

Na półwyspie Sorve znajdziecie ponadto jeszcze jedną, niestandardową atrakcję. W miasteczku Laadla mieści się „stolica” mikronacji Królestwa Torgu, będącego krótkotrwałym skutkiem pomyłki w pierwszej wersji estońskiej konstytucji, napisanej naprędce po rozpadzie ZSRR. Jej twórcy zapomnieli „wcielić” do kraju jedną z gmin, która jednak – z właściwym dla Estończyków spokojem – uznała, że sama sobie poradzi. Dziwna sytuacja nie trwała długo, bo już w 1993 roku Torgu wróciło do Estonii. Jego mieszkańcy jednak przyzwyczaili się do nowych symboli i odmiennego statusu, do dziś manifestując swoją „odrębność” podczas świąt państwowych i tym podobnych okazji. W jednym ze sklepów w Laadli możecie nabyć pamiątki związane z wizytą w „królestwie”, włączając w to jego flagi (skandynawski krzyż w kolorach Estonii), znaczki pocztowe czy magnesy.

3. Wzgórze wiatraków w Angli

W miejscowości Angla za 3,5 euro otrzymacie możliwość strzelenia sobie selfie w jednym z najbardziej fotogenicznych miejsc w Estonii. Pięć XIX-wiecznych (no dobra, jeden – ten największy –  pochodzi z XX wieku) wiatraków można obejrzeć także wewnątrz, a dookoła znajdziecie też sporo zabytkowej maszynerii rolniczej. Wszystko to ulokowane jest na niewielkim wzgórzu, a widoki można chłonąć z pobliskiej kawiarni. Wiatraków było tu kiedyś znacznie więcej (źródła mówią o dziewięciu), ale warto się tu przejechać choćby dla pozostałej piątki.

Sarema - wiatraki w Angli

Wiatraczny szpaler w Angli

2. Kratery w Kaali

7,5 tysiąca lat temu (albo trochę później) w Saremę przypieprzył deszcz meteorytów, a powstała fala uderzeniowa była ponoć porównywalna z uderzeniem niewielkiej bomby atomowej. Najciekawsze było to, że okolice wyspy już wówczas były zamieszkane i kiedy ówcześni localsi otrzepali się z kurzu, ich oczom ukazało się co najmniej 9 kraterów, z których największy miał ponad 100 metrów średnicy. Ludzie epoki brązu nie grzeszyli wiedzą dotyczącą ciał niebieskich, w związku z czym uznali, że dziura ma ewidentnie pochodzenie boskie. W jej okolicy szybko powstał niewielki kult, bawiący się między innymi w składanie ofiar poprzez wrzucanie ich do krateru. Potwierdzają to wydobyte z niego pozostałości kości.

Sarema - kratery w Kaali

Największy z kraterów w Kaali

Obecnie dziurzyska nadal można oglądać, a jeśli ich historia interesuje Was bardziej, to w pobliżu znajdziecie również poświęcone im muzeum (wstęp: 1,5 euro). Sam spacer po terenie jest darmowy i wierzcie w to lub nie, ale może być bardziej interesujący, niż to na pozór wygląda.

1. Zamek w Kuressaare

Pomijając skojarzenia z drobiem, Kuressaare to przystojna „stolica” Saremy, w której centralnym punkcie znajdziecie nie mniej przystojny zameczek. Otoczona fosą twierdza nie jest może ogromna, ale jej teren jest wysprzątany i ładnie zagospodarowany, w sam raz na krótką przebieżkę w celu obejrzenia pobliskich, drewnianych budowli.

Kuresaare - okolice zamku

Drewniana zabudowa obejmuje m.in. „hale wypoczynkowe” (kursaal)

XIII-wieczny zamek w Kuresaare to najlepiej zachowana forteca w krajach nadbałtyckich i do tego jedyna, która do naszych czasów dotrwała w niemal niezmienionym stanie. W jej wnętrzu znajdziecie muzeum, które jednak dysponuje wyłącznie opisami w językach estońskim i rosyjskim (nie licząc wspartej przez Unię Europejską części dotyczącej II Wojny Światowej). My niestety musieliśmy obejść się smakiem, bo poza sezonem muzeum otwarte tylko do 18:00, od wtorku do soboty (w sezonie: 10:00-19:00 przez cały tydzień; wjazd: 5 euro).

A plażing i browaring?

Jeśli najdzie Was ochota na plażowanie, to w Kuressaare znajdzie się jakiś spłachetek piasku. Najlepsze plaże na wyspie znajdują się jednak poza stolicą. Na południu szukajcie oznaczenia Mandjala rand (w połowie drogi pomiędzy Kuressaare a półwyspem Sorve), a na północy plaży Tuhkana – nieco mniej zatłoczonej (czytaj: jest szansa, że w tygodniu będziecie na niej kompletnie sami).

Będąc na Tuhkanie warto również podjechać kawałek na zachód, do wioski Panga. Znajdujący się tu klif o tej samej nazwie to najwyższa tego typu formacja skalna na Saremie (213 m n.p.m.), będąca kiedyś kolejnym miejscem składania ofiar. Z klifu na wodę możecie popatrzeć sobie przy lokalnym piwku. Wyspa słynie z jego wyrobu, a popularnymi markami są Tuulik (obecnie warzone w… Tartu) oraz Poide (to ta wioska od imponującego kościoła).

Poza tym wszystkim, po Saremie i Muhu warto po prostu się pokręcić. Wyspy są pełne mniej znanych, drobnych atrakcji (jak pomniki, głazy narzutowe i tym podobne pierdółki), które możecie odkrywać samodzielnie. Saremaa słynie również ze swoich tras rowerowych, pozwalających na porządne dotlenienie oraz eksplorację bardziej odległych rejonów wyspy, do których ciężko dojechać samochodem.

Zainteresował Cię ten wpis? Sprawdź też inne nasze teksty na temat Estonii albo po prostu zajrzyj do strony zbiorczej Wyprawy z 2019 roku. Zachęcamy Cię również do polubienia naszego bloga na Facebooku – na fanpage’u często pojawiają się dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?