Podróżowanie w czasie pandemii: Czechy (i Europa)

Kiedy siadamy do pisania tego wpisu, mijają circa 2 miesiące od momentu, w którym wybraliśmy się do Czech tuż po otwarciu granic tego kraju, zamkniętych wcześniej z powodu epidemii koronawirusa. Długo zwlekaliśmy na blogu z publikacją podobnego tekstu, bo nie byliśmy pewni, czy w ogóle jest sens go pisać. COVIDowa sytuacja na świecie i w Polsce zmienia się praktycznie z tygodnia na tydzień, przez co podobne podsumowania mogą stracić aktualność w ciągu doby, choćby w wyniku ekspresowego wprowadzenia nowych ograniczeń.

Załóżmy jednak, że wrześniu sytuacja pozostanie w miarę stabilna, a żadna ze stron – czy to polska, czy to czeska – nie zdecyduje się na ponowne zamknięcie granic. Jeśli faktycznie tak będzie, być może zdecydujecie się wybrać do naszego południowego sąsiada podczas klasycznego, powakacyjnego shoulder season i już teraz szukacie informacji, jak może wyglądać taki wyjazd. Tekst uzupełniamy również krótkimi, „COVIDowymi” relacjami od innych podróżników, którzy wybrali się do  paru europejskich krajów w podobnym czasie co my. To powinno dać Wam lepszy obraz sytuacji panującej naszym kontynencie.

Jeśli szukasz koronawirusowych informacji podróżniczych odnośnie kraju innego niż Czechy, przenieś się od razu na koniec tekstu i sprawdź wrzutki gościnne. Być może znajdziesz tam interesujący Cię kraj.

Czechy i Europa – czy w ogóle jechać?

Pierwsze pytanie, na jakie warto sobie odpowiedzieć, to czy w ogóle warto/bezpiecznie jechać gdziekolwiek w czasie pandemii?

My doszliśmy do wniosku, że – biorąc pod uwagę formę naszej podróży (we dwójkę samochodem) – tak naprawdę nie ma większej różnicy, gdzie spędzimy naszą mikro podróż poślubną. Można wręcz powiedzieć, że wszystko przemawiało za „zagranicą”, bo w Czechach wskaźnik nowych zarażeń był wtedy na niższym poziomie niż w Polsce, choć przy podejściu stricte matematycznym można by się z tym argumentem kłócić.

Nie ma się co oszukiwać: prawdopodobieństwo złapania wirusa jest porównywalne w Czechach, Polsce czy jakimkolwiek innym kraju z podobnym poziomem rozwoju epidemii. Naszym głównym zmartwieniem było to, czy jadąc na południe nie będziemy trafiać w rejony szczególnie zatłoczone, gdzie duża ilość turystów z różnych miejsc mogłaby stanowić o większym ryzyku ewentualnej infekcji. Tu jednak byliśmy na bieżąco z informacjami z różnych mediów, które wyraźnie wskazywały, że turystyka praktycznie wszędzie przeżywa zastój. Z tego względu doszliśmy do wniosku, że nawet w miejscach normalnie bardzo popularnych możemy spodziewać się mniejszej ilości zwiedzających. Tak zresztą było, do czego zaraz przejdziemy.

A co jeśli to WY bylibyście chorzy?

Nie bez znaczenia był również fakt, że sami z Agatką stanowiliśmy potencjalne ryzyko. Do Czech wybieraliśmy się tuż po naszym weselu. Co prawda mieliśmy 99%-ową pewność, że ani my, ani nikt z naszych gości nie był nosicielem wirusa, niemniej jednak zawsze istniało ryzyko, że ktoś złapał to cholerstwo choćby tankując podczas przejazdu z Warszawy do Wrocławia (bo jakaś połowa gości robiła właśnie taką trasę). Przyznam, że nie poświęciliśmy temu problemowi aż takiej uwagi, jaką być może poświęcić powinniśmy. Kluczową sprawą było tu to, że po prostu BARDZO chcieliśmy urwać się z Polski chociaż na chwilę, jako że poprzednią podróż odbyliśmy 8 miesięcy wcześniej, jeszcze przed wybuchem pandemii. Na szczęście to być może nieco lekceważące podejście nie miało żadnych negatywnych skutków. Oboje z Agatką nadal jesteśmy zdrowi, a przynajmniej nie mamy nawet najmniejszych objawów infekcji. Zakładamy więc, że nie byliśmy utajonym mini-ogniskiem, rozwożącym wirusa po zachodniej części Czech.

COVIDowe wakacje: nasze środki ostrożności

Wybierając się do Czech dołożyliśmy wszelkich starań, by jak najbardziej ograniczyć możliwość zarażenia siebie (oraz ewentualnie innych). W podróż wybraliśmy się własnym samochodem, w miejscach gdzie było to obowiązkowe nosiliśmy maseczki, a do tego staraliśmy się unikać zapuszczania w większą ciżbę ludzką. Stan pandemii tak naprawdę w tym wszystkim pomagał, bowiem ograniczony ruch turystyczny sprzyja dystansowi społecznemu, z zaledwie kilkoma niechlubnymi wyjątkami (patrz niżej).

Praga - tłumy przed zegarem astronomicznym

Zegar astronomiczny w Pradze budził nieco niezdrowe emocje

Ponadto, Agatka stale pilnowała kwestii aprowizacyjnych, zalewając nas mililitrami płynu dezynfekującego za każdym razem, kiedy uznała to za stosowne – a uznawała tak dość często. Ręce „myliśmy” po wizytach na stacjach benzynowych, w supermarketach czy w miejscach, gdzie po prostu czegoś dotykaliśmy. Tej ostatniej czynności unikaliśmy zresztą jak ognia, zwłaszcza podczas wizyt w atrakcjach turystycznych.

Wydaje nam się jednak, że ewentualne ryzyko zostało najbardziej zminimalizowane dzięki transportowi własnemu oraz noclegom. W przypadku tych ostatnich i tak nie planowaliśmy spędzać ich w pokojach współdzielonych, bo zdecydowanie nie było takiej potrzeby. Jeśli chodzi o posiłki, to każdorazowo staraliśmy się wybierać stolik w jakiś sposób odseparowany od innych biesiadujących, co w większości sytuacji nie stanowiło problemu – głównie przez znacznie mniejsze niż normalnie ilości ludzi na miejscu.

Czechy - własny transport

Własny transport = maksymalne bezpieczeństwo

Czechy podczas pandemii – jak to wygląda ogólnie?

Jeżeli chodzi o samą sytuację w Czechach, to już po kilku dniach mieliśmy dość jasny obraz sytuacji. W pewien sposób upraszczając, można podzielić ten kraj na dwie strefy:

  • Strefę „przygraniczną”, znajdującą się na północ od linii Praga-Ostrawa: tutaj obowiązek noszenia maseczek był wyraźnie przestrzegany i egzekwowany, zwłaszcza w przypadku sklepów (także tych mniejszych). W Liberecu czy Cieszynie ochroniarze zwracali uwagę, czy wszyscy klienci odpowiednio się zabezpieczają, a w bardzo wielu miejscach wisiały przeróżne plakaty informujące o obostrzeniach i sposobach zapobiegania dalszemu rozprzestrzenianiu się pandemii.
  • Pozostałą strefę na południe od linii Praga-Ostrawa, którą można zdefiniować dwoma słowami: wolna amerykanka.

Tak naprawdę im dalej „zjedziemy” w Czechach na południe, tym mniej widać, by ludzie przejmowali się tu pandemią. O ile w tramwajach w Liberecu ludzie karnie siedzieli w maseczkach, o tyle już nawet w Pradze bywało z tym bardzo różnie. To samo dotyczyło zresztą restauracji – tylko w tych „przygranicznych” widzieliśmy wyraźne oznaczenia stolików, przy których nie wolno było siadać. Na południu ta kwestia pozostawiona została w dużej mierze samej sobie, a już nawet w znanej restauracji w Kutnej Horze komplet gości był wyraźnie ważniejszy niż jakikolwiek social distancing. Był to chyba jedyny lokal gastronomiczny podczas wyjazdu, w którym stolik (na szczęście na uboczu) zdobyliśmy cudem.

Najprościej mówiąc: im dalej na południe Czech, tym koronawirus (najwyraźniej) mniej straszny.

Czechy - social distancing na plaży

Najlepszy social distancing to taki, który wychodzi naturalnie

Korono-turystyka w Czechach: plusy i minusy

Po powrocie z Czech czasów epidemii koronawirusa możemy wyraźnie wskazać praktyczne plusy i minusy takiej wycieczki. Zacznijmy od tych pierwszych:

Plusy COVIDowych Czech:

  • Bardzo mało lub mało turystów, z nielicznym wyjątkami w przypadku rejonów przygranicznych: Adrspach (tam akurat nie byliśmy, zostawiając sobie ten rejon na jakiś wrocławski weekend) czy Czeska Szwajcaria są oblężone niemal tak samo jak w przypadku „normalnych” czasów, zapewne ze względu na bliskość odpowiednich granic (z Polską i Niemcami). Ogólnie brak kolejek oraz tłumów to większe bezpieczeństwo i spokój ducha, a do tego dobry dostęp do normalnie oblężonych atrakcji (np. mało ludzi w zamku Karlstejn, zazwyczaj zawalonym ludźmi w weekendy).
  • Brak problemów z parkowaniem: tu mieliśmy tylko jeden trudniejszy case w Czeskiej Szwajcarii, do której jednak dotarliśmy dość późno, więc byliśmy sami sobie winni. Nawet w centrum Pragi dawało się bez większych problemów znaleźć miejsce parkingowe.
  • Tania benzyna: o tym jeszcze będziemy pisać w oddzielnym tekście, ale benzyna (nie mówiąc już o LPG) była w lipcu 2020 roku tańsza niż w Polsce, co w naszym przypadku przełożyło się na koszty transportu rzędu niecałych 200 zł od osoby.
  • Tanie noclegi i brak obłożenia: wszędzie – także w Pradze – bez problemu znajdywaliśmy noclegi w założonym budżecie, a najlepszą relację cena/jakość uzyskaliśmy… właśnie w stolicy. Internetowe oferty hoteli kuszą darmowymi śniadaniami czy parkingami, byle tylko skusić niezdecydowanych turystów. Nieco gorzej jest w rejonach przygranicznych podczas weekendów, ale to akurat zrozumiałe.

Minusy COVIDowych Czech:

  • Zamknięta część atrakcji i lokali gastronomicznych: niestety, kilka atrakcji turystycznych wybrało sobie (w sumie słusznie) COVIDowy czas na remont, a część ograniczyła możliwość „wolnego” wstępu (możliwe są tylko wejścia z przewodnikiem, co akurat uważamy za głupotę). Koronnym przykładem był w naszym przypadku zamek Pernstejn, który mogliśmy co najwyżej obejść; czy nowszy oddział praskiej restauracji Vytopna, zlokalizowany w centrum handlowym. Nasza pierwsza noc w Liberecu ujawniła również, że spora ilość lokali gastronomicznych zamyka kuchnie wcześniej, na kolację polecając przede wszystkim piwo. W tym wypadku można jednak, jak zawsze, liczyć na kebabiarnie.
  • Niefrasobliwość innych turystów: klimat epidemicznego rozprężenia nie służy tym, którzy wciąż wolą nieco mocniej zadbać o swoje bezpieczeństwo. Przynajmniej dwukrotnie zetknęliśmy się z totalnie bezmyślnym podejściem innych zwiedzających, które wymusiło na nas „ucieczkę” z danego miejsca. Pierwszy raz zawinęliśmy się z piwnic w zamku z Loket, gdzie nagle na małej przestrzeni otoczyła nas grupka co najmniej 15 osób, z których żadna nie nosiła maski; za drugim razem z niedowierzaniem patrzyliśmy, jak ludzie zbierają się tłumnie przed praskim zegarem astronomicznym, cisnąc się niemożebnie tylko po to, żeby popatrzeć jak wybija godzinę. Sami nie należymy do bardzo strachliwych pod kątem koronawirusa, ale w tych sytuacjach poczuliśmy się niekomfortowo.
Praga - zamknięta Vytopna

Smutno wyglądała ta Vytopna. Na szczęście tylko jedna

Jak widać, spędzenie urlopu w Czechach podczas pandemii to nie żadna fizyka kwantowa, a my posuniemy się nawet do tego, aby POLECIĆ wyjazd na wakacje za granicę – oczywiście o ile macie pewność, że jesteście zdrowi. Rzecz jasna, ważne jest tu to, jak będziecie spędzać Wasz czas: my odbębniliśmy nawet krótkie plażowanie (tak – plażowanie w CZECHACH), zwracając jednak uwagę, by zachować odpowiedni dystans od innych wypoczywających. Podsumowując jednym zdaniem:

Jedźcie gdzie chcecie (i gdzie można), ale spędzajcie urlop z głową i zwracajcie uwagę na bezpieczeństwo Wasze i osób wokół.

Z takim podejściem jedynym Waszym problemem powinno być wyłącznie to, jak wykorzystać możliwość dostania się do większej ilości miejsc, niż byłoby to możliwe w „normalnych” czasach.

BONUS: Jak jest gdzie indziej w Europie?

Dodatkowo, ściągnęliśmy na nasze łamy kilku innych blogerów podróżniczych, którzy w mniej-więcej podobnym terminie również spędzali urlopy w innych krajach Europy. Oto, co mają do powiedzenia na ich temat:

CHORWACJA

Wakacje w czasie pandemii: Chorwacja

Chorwacja to – jak zwykle zresztą – jeden z topowych kierunków wakacyjnych w tym roku. Oto, co na jej temat ma do powiedzenia Krystian z bloga Wolnym krokiem:

W naszym przypadku wyjazd do Chorwacji wyszedł bardzo spontanicznie. Pierwotnie mieliśmy dwa tygodnie spędzić w Bieszczadach, jednak z prognoz pogody wynikało, że przez większość czasu nad Soliną będzie deszcz. Z tego powodu stwierdziliśmy, że szkoda marnować urlop siedząc w pokoju i musimy szybko zmienić nasze plany. Jak wiadomo, w czasie pandemii nie ma czegoś takiego jak bezpieczna podróż, dlatego zdecydowaliśmy się na wyjazd do Chorwacji samochodem, by w razie kłopotów móc powrócić do kraju w jeden dzień. Na dwa dni przed wyjazdem zarezerwowaliśmy apartament w pobliżu miejscowości Senj (okolice Rijeki – Zadaru). Większość naszego pobytu chcieliśmy wykorzystać na wypoczynku na plaży, jednak – jak przystało na blogerów podróżniczych – musieliśmy też troszkę pozwiedzać. Senj to niewielka portowa miejscowość, która jest jednym z popularniejszych kurortów wakacyjnych w okolicy z dużą, żwirową plażą w centrum.

Restrykcje i zasady są zbliżone do tych panujących w Polsce, chociaż zauważyliśmy, że obowiązek noszenia maseczek w sklepach i miejscach zamkniętych jest przestrzegany bardziej niż u nas w kraju. Nie ma tam opcji wejścia bez maseczki do sklepu, ponieważ ochrona zaraz interweniuje. Co do reszty, dezynfekcja rąk, zachowywanie odstępów etc. wygląda jak u nas. Możliwości są i nie wszyscy się do nich stosują. Odmienną atmosferę można zobaczyć na dużych, publicznych plażach. Tam koronawirus został „wyproszony” wraz ze wstępem na plażę. Pełno ludzi gnieżdżących się koło siebie i korzystających bez najmniejszej rozwagi z dobrodziejstw przepięknego wybrzeża. Jeżeli jednak ktoś poszukuje odosobnionej plaży bez tłumów, to bez problemu ją znajdzie. Wystarczy pojechać kilometr od miasta i można w kameralnej atmosferze wypocząć nad wodą. My swoją plażę mieliśmy zaraz przy apartamencie i około 50 metrowy skrawek kamienistego wybrzeża dzieliliśmy zaledwie z paroma innymi osobami. Nie jest to wyjątkowy przypadek, ponieważ kilka dni później stwierdziliśmy, że zagościmy w okolicy jeszcze kilka dni dłużej niż zakładaliśmy i przeprowadziliśmy się do Povile, znajdującego się około 20 minut drogi od Senj. Tam także ludzi na plaży było jak na lekarstwo.

A może więcej ludzi przebywa w mieście? Podczas zwiedzania Senj i słynnego fortu Nehaj górującego nad miastem, nie mogliśmy narzekać na tłok. Ruch turystyczny był umiarkowany zarówno w historycznym centrum miasta, jak i samej twierdzy. Nasz wyjazd przypadł na końcówkę lipca, kiedy jeszcze w Chorwacji sytuacja z koronawirusem była umiarkowana. W rozmowie z jednym z gospodarzy wynajmującym swój domek o tym, czy pandemia miała duży wpływ na ceny noclegów w kraju, usłyszeliśmy, że jest różnie i składa się na to kilka czynników. Z jednej strony ograniczony ruch lotniczy odciął ich od zamożnych turystów z bogatych krajów tj. Norwegia, Szwecja, Anglia itp. Z drugiej strony, więcej rodaków zostało w kraju. Co do dostępności miejsc noclegowych, to jest ich zdecydowanie mniej niż wcześniej z tego względu, że większość z gospodarzy to ludzie powyżej średniego wieku z emeryturami i nie chcą ryzykować zarażenia w tym sezonie…

Wakacje w czasie pandemii - Chorwacja

Wakacje w czasie pandemii – Chorwacja. Zdjęcie autora

Ogólnie wakacje w Chorwacji w tym roku należą do lepszych pomysłów niż spędzenie ich u nas, nad zatłoczonym polskim morzem czy w górach. Ten miesiąc jednak pokazuje, że sytuacja covidowych wakacji jest bardzo niepewna i rozwija się dynamicznie.

FRANCJA

Wakacje w czasie pandemii: Francja

Tomek z bloga Lazurowy Przewodnik tak pisze o tym, co dzieje się obecnie we Francji:

Francja jest otwarta dla polskich turystów. Z Polski można polecieć m.in. na Lazurowe Wybrzeże oraz do Paryża. Otwarte są także granice dla przyjeżdżających samochodami. W kraju jest obowiązek noszenia maseczek w zamkniętych miejscach publicznych, czyli w transporcie miejskim, w muzeach, sklepach itp. Spacerując po miastach i odpoczywając na plażach nie trzeba nosić maseczek. Turyści nie muszą przedstawiać żadnych zaświadczeń o stanie zdrowia lub wypełniać jakichkolwiek dokumentów przed wjazdem (takowe mogą być jednak wymagane np. przez linię lotniczą).

Najpopularniejsze turystycznie regiony Francji, czyli Paryż, Lazurowe Wybrzeże i Prowansja są w tym roku odwiedzane przede wszystkim przez turystów dojeżdżających samochodami. Widać głównie zwiedzających z Niemiec, Włoch, Belgii, Szwajcarii i Holandii oraz oczywiście Francuzów. Zdecydowana większość atrakcji jest czynna i dostępna do normalnego zwiedzania. Restauracje, kawiarnie i kluby są w większości otwarte. Na Lazurowym Wybrzeżu można plażować bez żadnych przeszkód.

Francja to najchętniej odwiedzany przez turystów kraj świata. Jeżeli planowaliście go kiedyś poznać to teraz może być najlepszy czas. Zwiedzanie takich miejsc, jak Luwr, Wersal czy spacerowanie po średniowiecznych miasteczkach Prowansji i Lazurowego Wybrzeża jest wyjątkowo możliwe bez tłumów turystów dookoła. W dodatku ceny w wielu hotelach są nieco niższe niż zwykle, a niektóre miasta zniosły opłaty parkingowe na dłuższy postój (np. Saint-Tropez).

Wakacje w czasie pandemii - Francja

Wakacje w czasie pandemii – Francja. Zdjęcie autora

Zapraszam też do osobnego artykułu w tej sprawie, który aktualizuję, jak tylko pojawia się coś nowego: Wakacje we Francji w czasie pandemii.  

GRECJA

Wakacje w czasie pandemii: Grecja

Magda z Podróżującej Rodziny tak pisze o urlopie spędzonym w bardzo popularnej w tym roku Grecji:

Różne miałam pomysły na pandemiczne wakacje, ale padło na Grecję i wyspy Kos i Nisyros. Sam lot przebiegał dość standardowo – na lotnisko w Warszawie mogą wejść tylko Ci z biletem, są mierzone temperatury.

Grecja na chwilę obecną nie wymaga negatywnego testu ani kwarantanny, wypełnia się natomiast stos deklaracji i karty zdrowia i pobytu oraz formularz spod kodu QR, który otrzymujemy na maila parę godzin przed wylotem. Parę losowo wybranych osób z każdego samolotu poddawanych jest testowi. Ja zostałam wylosowana, (test to wymaz z gardła, trwa 30 sekund) zostałam poproszona, by przez dobę być w okolicy hotelu (nie ma obowiązku pozostania w pokoju). Jeśli wynik jest negatywny, to nie dzieje się nic (nie dostaje się informacji), jeśli jest pozytywny to przyjeżdża konwój i zabiera chorego wraz ze świtą do specjalnie wyznaczonego hotelu (w którym się siedzi na dupie w pokoju, nie korzysta z infrastruktury). Kwarantanna odbywa się na koszt rządu greckiego. 

W hotelach wszędzie są płyny do dezynfekcji, pracownicy chodzą w maseczkach i/lub przyłbicach, w zamkniętych częściach wspólnych oczekuje się tego również od turystów (z różnym skutkiem). Problematyczne dla malkontentów mogą być posiłki – pojedynczo podchodzi się do podgrzewaczy, pokazuje się obsłudze co się chce i dostaje na talerzu. Dla mnie super, bo można pogadać, dopytać o skład i smak. Minus to długa kolejka.

Plaże w Grecji są w większości prywatne – płaci się za możliwość korzystania z parasola i dwóch leżaków (od 6 do 10 euro, w zależności od „fajności” plaży). W tym roku jest mniej leżaków niż zwykle. Turystów jest bardzo mało. Byłam już w Grecji w kwietniu, maju, czerwcu, wrześniu i październiku i nigdy nie było tak pusto.

Wakacje w czasie pandemii - Grecja

Wakacje w czasie pandemii – Grecja. Zdjęcie autorki

Grecy są bardzo przejęci. Dla wyspiarzy turystyka jest jedyną możliwością zarobku. Bardzo szanują reżim sanitarny, są bardzo wdzięczni za naszą obecność i wcale nie cwaniakują. Ceny są wręcz niższe niż zwykle. Bardzo liczą na to, że taki sezon będzie tylko jeden, czego życzę sobie i Wam.

HOLANDIA

Wakacje w czasie pandemii: Holandia

Agnieszka, znana jako Zależna w podróży, była niedawno w Holandii:

Przyjechaliśmy do Holandii w trudnym momencie. Na przełomie lipca i sierpnia w całej Europie zaczęła rosnąć liczba chorych na COVID-19. Powoli mówiło się o drugiej fali epidemii. Cały czas obserwowałam dane – przyglądałam się, gdzie w Holandii pojawiają się nowe ogniska koronawirusa i czy te miejsca są na naszej trasie. Okazało się, że część tak. Miastem o największej liczbie chorych na 100.000 mieszkańców był Rotterdam, gdzie wybieraliśmy się do muzeum. Muzeum zostało tymczasowo zamknięte, więc nawet nie musieliśmy się dwa razy zastanawiać – jechać czy nie jechać.

Holendrzy znani są z tego, że podchodzą do COVID-19 raczej spokojnie. O dziwo, bo to właśnie ten kraj miał jedną z największych liczb chorych w Europie, a w południowych regionach właściwie każdy w jakiś sposób zetknął się z chorobą (czy bezpośrednio czy znał kogoś, kto był chory). A jednak – Holendrzy nie noszą maseczek, a do nakazu trzymania 1,5 m dystansu podchodzą bardzo luźno. Tylko w niektórych sklepach przed wejściem znajdują się płyny do dezynfekcji, a maseczki są obowiązkowe jedynie w transporcie publicznym.

Prócz zamkniętego muzeum epidemia wpłynęła głównie na dwa aspekty naszego zwiedzania kraju:

  • Po pierwsze – muzea przyjmują określoną liczbę osób i wskazana jest wcześniejsza rezerwacja online. Sami nie dostaliśmy się do dwóch muzeów, a z jednego zostaliśmy zawróceni na wejściu. Nie dotyczy to jednak wszystkich placówek – w tych mniejszych, mniej znanych, spokojnie można się pojawić bez rezerwacji – prawdopodobnie nie będzie w nich przekroczona dozwolona liczba zwiedzających. To, jakie obostrzenia są wewnątrz muzealnych placówek, to już zależy od muzeum. Najbardziej restrykcyjnie było w – nomen omen – Muzeum Nauki i Medycyny w Lejdzie. Trwa tam zresztą wystawa poświęcona epidemiom, z częścią poświęconą właśnie COVID-19. Z kolei w Centrum Jana Vermeera w Delft nikt się niczym nie przejmował – łącznie z odwiedzającymi.
  • Po drugie – na ulicach widać ciekawe rozwiązanie, które polega na wprowadzeniu ruchu jednostronnego dla… pieszych. Piesi powinni chodzić w dół ulicy jedną stroną, a w górę drugą. Dzięki temu zminimalizowane zostało ryzyko mijania się na ulicach i muszę powiedzieć, że to działa. Proste rozwiązanie, a logiczne i skuteczne – nie tylko w czasach epidemii, ale po prostu zawsze tam, gdzie jest tłoczno.

ISLANDIA

Wakacje w czasie pandemii: Islandia

Czy w COVIDowym sezonie na Islandii jest mniej ludzi niż zazwyczaj? O tym pisze Mariusz z bloga OurLittleAdventures:

Otwarcie ruchu lotniczego w ramach strefy Schengen przywróciło, na chwilę, nadzieję, że wszystko powoli będzie wracać do normy. 15 czerwca Islandia otworzyła się na turystów. Wiadomość ta ucieszyła niejednego Polaka. Mam wrażenie, że Islandia – zaraz po Chorwacji – jest drugim najchętniej wybieranym kierunkiem z Polski. Dzieje się tak dzięki ilości połączeń realizowanych przez Wizzair z Polski, a także ich cenie.

Swoje stopy na wulkanicznej ziemi postawiłem już 19 czerwca. Na lotnisku obowiązkowo wykonano mi test (wymaz) na obecność COVID-19. Testy były darmowe do 1 lipca. Po tej dacie kosztują około 260 zł.

Zaraz po otrzymaniu negatywnego wyniki, razem ze znajomymi zaczęliśmy eksplorację Wyspy. Mimo, że czerwiec to już tzw. wysoki sezon na Islandii, gdzie ceny usług w szeroko rozumianej turystyce potrafią wzrosnąć o 100%, to ten czerwiec z oczywistych względów był inny. Branża turystyczna pozostawiła ceny na niezmienionym poziomie. Ceny nie wzrosły również w lipcu i sierpniu. Jeśli do tego dodamy, że również Wizzair, próbując odbić się ze sprzedażowego dołka, oferował bilety z Warszawy w granicach 350 zł, zamiast zwyczajowych 1200 zł, to Islandia w okresie letnim stawała się naprawdę interesującym kierunkiem.

Jeszcze większe zaskoczenie przeżyliśmy na Wyspie, gdy okazało się, że ban na loty z USA i Chin spowodował, że Islandia w czerwcu była praktycznie pusta. Tam, gdzie zazwyczaj parkingi są zapchane autokarami, a na ścieżkach do głównych atrakcji spotykamy rzesze ludzi, teraz były pustki. Trochę ta Islandia przypominała nam tę z 2014 r., kiedy to pierwszy raz rodzinnie wylądowaliśmy na lotnisku w Keflaviku.

Na Islandię wróciłem również w sierpniu, a dokładnie 15. Tym razem żeby ją ponownie objechać w kamperze. Od czasu czerwcowej, krótkiej wyprawy, wiele się zmieniło w restrykcjach. Rząd Islandii wprowadził np. zwolnienie z testowania dla kilku narodowości z Europy. Co dwa tygodnie wypuszczane były nowe wytyczne dotyczące życia na Islandii. Wszystko szło w dobrym kierunku, aż do momentu gdy sami Islandczycy zaczęli wracać z wakacji (głównie z Hiszpanii), a w kraju nie było już praktycznie żadnych obostrzeń, wirus uderzył ze zdwojoną siłą. Islandia 19 sierpnia wprowadziła podwójne testowania. Pierwszy test na lotnisku, a drugi po pięciu dniach. Problem polega jednak na tym, że przez te pięć dni musimy spędzić w ścisłej kwarantannie, na własny koszt.

Nagle cała branża turystyczna uznała, całkiem słusznie, że od 19 sierpnia Islandia ma zamknięte granice. Nam się udało jednak przylecieć przed 19-stym, ale też odczuliśmy już skutki nagłego zwiększenia restrykcji. Na kempingach zaczęto przestrzegać nagle limitu 100 osób, co w pewnych fragmentach Wyspy powodowało, że na przestrzeni 200 km dwa dostępne kempingi nie przyjmowały gości. Na basenach byliśmy szczegółowo wypytywani, kiedy przylecieliśmy, jakie były wyniki testów i czy mieliśmy jeden czy dwa testy.

Wakacje w czasie pandemii - Islandia

Wakacje w czasie pandemii – Islandia. Zdjęcie autora

Obecnie sezon na Islandię można uznać za zakończony, chociaż statystyki ilości testów wykonanych na lotnisku spadły, to nadal dziennie na Islandię przylatuje około 1600 osób. Pytanie, ile z tych osób zadało sobie trud, żeby dowiedzieć się, że przez najbliższe pięć dni będą zwiedzać Islandię z okien swojego hotelu lub domku.

PORTUGALIA

Podróż w czasie pandemii: Portugalia

W koronawirusowej Portugalii byliśmy sami (w sensie my jako jedź, BAW SIĘ!) pod koniec września 2020, tuż przed tym, jak w Polsce wybuchła druga fala pandemii. Oto, z jakimi wrażeniami wróciliśmy:

Przede wszystkim: pustki. Tuż przed naszym wyjazdem natknęliśmy się w sieci na artykuł, który zachwalał wolną od turystów Lizbonę, ale nie spodziewaliśmy się, że aż takiego wyludnienia. W stolicy kraju niemal wszędzie wchodziliśmy bez kolejek (pod windą Santa Justa czekaliśmy głównie dlatego, że spóźniliśmy się na wcześniejszy wjazd), nie było również mowy o jakimkolwiek ścisku w komunikacji miejskiej (włączając w to znane wszystkim tramwaje). Mało tego, w muzeum tychże tramwajów byliśmy kompletnie sami, mając do dyspozycji cały, zabytkowy pojazd, który woził po terenie wyłącznie nas.

Portugalia podczas COVID-19

Pustki na głównym miejskim placu – rok temu nie do pomyślenia…

Podobnie było zresztą i poza Lizboną. Citra, Peniche, Obidos, Evora… Wszystkie te miejsca witały nas pustymi ulicami i możliwością bezproblemowego parkowania (no – może poza Sintrą) i zwiedzania w super-komfortowych warunkach. Nawet do słynnej Studni Inicjacyjnej schodziliśmy bez towarzystwa, choć akurat to było wymuszone walką z pandemią.

Z drugiej strony, we wszystkich obiektach „pod dachem” wymóg noszenia maseczek był egzekwowany z mocnym, choć eleganckim naciskiem. To samo dotyczyło komunikacji miejskiej, nawet jeśli dany środek transportu nie posiadał szyb w oknach. Nie to jednak było największym problemem.

Brak turystów ma bowiem także swoje minusy. Wiele knajp było zamkniętych (niektóre z nich wyraźnie na stałe), puste ulice Alfamy czy deptaki spacerowe w położonych na wybrzeżu miasteczkach wręcz straszyły, a wybór restauracji bywał bardzo problematyczny, kiedy nie mogliśmy kierować się preferencją miejscowych (bo zwyczajnie ich nie było). Wreszcie, za znacznie mniejszą liczbą turystów w Portugalii wcale nie szedł spadek cen – czy to noclegów, czy jedzenia. Trudno się zresztą dziwić. Stojący na krawędzi bankructwa właściciele wieloosobowych hosteli czy dużych restauracji raczej nie mają powodu (czy też możliwości) obniżania cen, bo wtedy równie dobrze mogliby od razu zacząć szukać innej roboty. Jedynym wyjątkiem pod tym względem zdawały się nam być miejscowości południowego wybrzeża. W Lagos życie wieczorno-nocne może nie było aż tak intensywne, jak jeszcze rok temu, ale tam dało się poczuć delikatny powiew optymizmu… choć większość barów i tak była obsadzona w co najwyżej 50%.

Najprościej mówiąc, covidową Portugalię zwiedzało się świetnie, ale z uczuciem lekkiego smutku i obawy o przyszłość turystyki jako takiej. Strach pomyśleć, jak to wszystko będzie wyglądać za rok, o ile sytuacja na świecie się nie zmieni. Wyraźnie poczuliśmy, że kraj bez ludzi BARDZO mocno traci na atrakcyjności.

SŁOWENIA

Wakacje w czasie pandemii: Słowenia

Niesłychanie popularna w te wakacje była również Słowenia. Na jej temat wypowiada się Agnieszka Szwed:

Aby uniknąć zamieszania związanego z odwołaniem lotów i zachować elastyczność wobec niewiadomych, zdecydowaliśmy się na wypad samochodem. Planowaliśmy wyjazd w trzecim lub czwartym tygodniu sierpnia, na bieżąco sprawdzając listę krajów, do których moglibyśmy udać się bez odbywania kwarantanny. W miarę jak polski licznik dobijał do niemal 1000 zakażeń dziennie, lista ta kurczyła się jednak dość znacznie. Gdy w czwartek zdecydowaliśmy o wyjeździe na Łotwę, w piątek przyjezdni z naszego kraju trafili na listę kwalifikującą do odbycia obowiązkowej kwarantanny. Może zatem Słowenia? Mijanie dwóch krajów po drodze wydało nam się dość ryzykowne, ale po rozeznaniu w sytuacji zdecydowaliśmy, że jeśli przez najbliższy tydzień nic się nie zmieni, tam właśnie ruszymy. Zmieniło się tyle, że w międzyczasie 14-dniową kwarantannę lub przedstawienie aktualnych wyników testu na wjeździe wprowadziła Austria, dlatego zdecydowaliśmy się na nieco dłuższy przejazd przez Słowację i Węgry. Niepotrzebnie, okazało się bowiem, że austriackie stanowisko przetłumaczono na nasz język niezbyt dokładnie i dla Polaków tranzyt pozostawał dostępny.

Nie wyjeżdżałam z Polski od stycznia, nie wiem zatem jak wyglądała sytuacja na granicach lądowych w ostatnich miesiącach. W sierpniu jednak nie działo się na nich absolutnie nic. W sumie podczas wyjazdu granice między krajami przekraczaliśmy sześć razy. Pięć razy nie spotkaliśmy na nich żywej duszy. Na jednej, węgiersko-słoweńskiej, przywitał nas pogranicznik, który widząc rejestrację rzucił tylko “Poljaki? Dobrodošli!”. Żadnych pomiarów temperatury, pytań, wypełniania dokumentów czy formalności.  

Rzut oka na wyszukiwarki noclegów wystarczył, by wiedzieć, że w Słowenii nie mamy co liczyć na pustki. Na wybrzeżu obłożenie obiektów sięgało 90%, w górach niewiele mniej. Nieco większy wybór oferowała stolica. Nie zaskoczyły nas zatem tłumy na słoweńskich plażach (potęgowane zapewne przez niezbyt szeroki ich wybór). Dotyczyło to zarówno wybrzeża, turkusowych górskich jezior, jak i łatwiej dostępnych plaż nad rzeką Soczą. Niezbyt dobrze przedstawiała się też sytuacja na parkingach, zwłaszcza na wybrzeżu i w okolicach największych atrakcji, jak Bled. Poza tym jednak nie miało się wrażenia tłoku i większość miejsc można było zwiedzić w komfortowych warunkach. 

Sytuacja oraz obostrzenia w związku z Covid-19 w Słowenii nie różniły się specjalnie od tych w naszym kraju. Noszenie maseczek obowiązywało w sklepach, restauracjach czy zamkniętych przestrzeniach wspólnych i nakaz ten był zazwyczaj respektowany. Musieliśmy założyć je także podczas zwiedzania Jaskiń Szkocjańskich. Wszechobecne były także płyny do dezynfekcji. Nie zauważyliśmy jednak większych restrykcji czy utrudnień podczas pobytu.

Wakacje w czasie pandemii - Słowenia

Wakacje w czasie pandemii – Słowenia. Zdjęcie autorki

Słowenię opuszczaliśmy 22 sierpnia. Dzień wcześniej nasz kraj trafił na tzw. “żółtą listę”. Oznacza to, że z przyjazdem w te strony zdążyliśmy niemal na ostatnią chwilę. Obecnie nie da się pozostać na terytorium Słowenii powyżej 12 godzin (tranzyt), bez odbycia 14-dniowej kwarantanny. Osoby posiadające potwierdzoną rezerwację sprzed 21 sierpnia mogą wjechać do kraju po okazaniu negatywnego wyniku testu na Covid-19 (nie starszego niż 36 godzin, wykonanego na terenie kraju UE lub strefy Schengen). Od 1 września 2020 na zagranicznych turystów zamykają się również Węgry. Tranzyt ma być co prawda możliwy, jednak tylko wyznaczonymi trasami i po wstępnym badaniu stanu zdrowia na granicy.

TURCJA

Wakacje w czasie pandemii: Turcja

A jak CORONA-sytuacja wygląda w Turcji? O tym piszą Ola i Mohamed z bloga Polish Egyptian Travels:

Przed wylotem do Turcji musieliśmy na lotnisku wypełnić oświadczenie dotyczące zdrowia. Dodatkowo, wszystkim pasażerom sprawdzano temperaturę, a w przypadku zbyt wysokiej, nie wpuszczano na pokład.

W samej Turcji obowiązuje nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej. Nie można zwiedzać jakiegokolwiek meczetu, muzeum, ani nawet wejść do sklepu bez maseczki. Przy wejściu na zamknięte bazary w Stambule oraz do centrów handlowych sprawdzana jest również temperatura. W restauracjach wyłączona jest z użytku część stolików, aby zachować odstęp. Podobnie jest na promach międzymiastowych np. na trasie Stambuł – Bursa. Połowa miejsc jest wyłączona z użytku, aby zachować dystans między pasażerami.

Niestety z powodu pandemii w Stambule odwołano wiele rejsów po Bosforze oraz występów wirujących derwiszów, także atrakcje typowo turystyczne są ograniczone.

Wakacje w czasie pandemii - Turcja

Wakacje w czasie pandemii – Turcja. Zdjęcie autorów

Z drugiej strony, w mieście jest dużo mniej ludzi niż zazwyczaj, dzięki czemu można zwiedzać spokojnie i bez tłumów. Inną zaletą jest fakt, że można znaleźć hotel w centrum miasta w niższej cenie, ponieważ właściciele starają się w ten sposób zachęcić turystów.

WIELKA BRYTANIA

Wakacje w czasie pandemii: Wielka Brytania

Ola i Paweł z Ośmiu stóp byli w tym roku w Wielkiej Brytanii. Piszą tak:

Nie planowaliśmy w tym roku zagranicznych wyjazdów. Zresztą zwykle latem nie jeździmy za granicę – w końcu to ten krótki moment, kiedy w Polsce jest ciepło i są maliny. Pandemia tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że te wakacje lepiej spędzić na własnym podwórku. Los jednak chciał inaczej: dzięki grupie housesittingowo-houseswappingowej, którą założyliśmy na początku czerwca, odezwała się do nas znajoma z pytaniem, czy nie chcielibyśmy zaopiekować się jej kotami i domem w Londynie pod jej nieobecność. Darmowym noclegom w atrakcyjnych miejscach staramy się nie odmawiać, a Anglię kochamy całym sercem, więc – mimo licznych obaw – zdecydowaliśmy się na wyjazd.

Londyn pamiętamy z wyjazdów studenckich jako miasto pełne ludzi. Tym razem było pusto. W metrze ZAWSZE mieliśmy miejsce siedzące i bez problemu zachowywaliśmy wymagany dystans wobec nielicznych współpasażerów. W muzeach (niestety nie wszystkie były otwarte – przynajmniej mamy powód, żeby wracać) obowiązywała zasada wcześniejszej rezerwacji przez internet, co pomagało ograniczyć liczbę odwiedzających. Skutecznie, bo mimo że rezerwacji często trzeba było dokonywać z kilkudniowym wyprzedzeniem, podczas zwiedzania mieliśmy wrażenie, że oprócz nas prawie nikogo nie ma. 

W każdym sklepie, muzeum czy na stacji metra obowiązywało noszenie maseczek, którego to obowiązku, o dziwo, wszyscy karnie przestrzegali. Na każdym kroku były też dyspensery z płynem do dezynfekcji. Chodniki najpopularniejszych ulic Londynu zostały poszerzone, aby łatwiej było utrzymać dystans. I wszędzie, ale to wszędzie widać było plakaty z podziękowaniami dla służby zdrowia.

Inaczej rzecz się miała nad morzem. Wczasowe miejscowości w Dorset przeżywały oblężenie jakiego nie pamiętały od lat. Podobnie jak Polacy, również Brytyjczycy zrezygnowali z zagranicznych wyjazdów, by na nowo odkryć uroki swojej ojczyzny. Niestety, nie byli przy tym tak zdyscyplinowani jak w Londynie – mało kto miał maseczkę czy starał się zachować dystans. W Polsce pukano się w głowę oglądając zdjęcia z plaży w Międzyzdrojach, w Wielkiej Brytanii szok wywoływały obrazki z West Bay czy Brighton.

Bardzo różnie do tematu podeszły brytyjskie restauracje. Niektóre zdecydowały się na obsługę gości tylko na zewnątrz, ograniczając kontakty międzyludzkie do przyniesienia zamówionego posiłku (samo zamówienie i płatność realizować można było wyłącznie przez aplikację), wiele z nich ograniczyło swoje usługi do sprzedaży na wynos, w innych na wejściu mierzono temperaturę i pilnowano dezynfekcji rąk. Były też jednak takie, do których, jak się zdawało, wieść o koronawirusie nie dotarła… 

Wakacje w czasie pandemii - Wielka Brytania

Wielka Brytania: poszerzona Oxford Street i podziękowania dla służby zdrowia. Zdjęcie autorów

Za to tym, co łączyło znakomitą większość brytyjskich restauracji, był udział w rządowym programie “Eat Out to Help Out”, mającym na celu zachęcenie klientów do powrotu do jedzenia na mieście. Przez część lipca i cały sierpień, 3 dni w tygodniu, klienci gastronomii dostawali 50% zniżki na zamówione dania. Drugą połowę restauratorom dorzucali brytyjscy podatnicy. Cóż było robić – pomagaliśmy restauratorom jak tylko mogliśmy.

A jak wyglądały Wasze wakacje podczas epidemii koronawirusa? Podzielcie się wrażeniami lub radami w komentarzu! Sprawdźcie też koniecznie, jak szalejąca epidemia wpłynęła na nasze plany – nie tylko wyjazdowe. Zachęcamy również do lektury pozostałych wpisów związanych z naszą mini-wyprawą do Czech w 2020 roku.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?