Site icon jedź, BAW SIĘ!

Mykines: perła Wysp Owczych

Wyspy Owcze - Mykines

Wyspy Owcze - Mykines

Mykines (nazwę tę wymawia się tak naprawdę jako [mi-czi-ness]) to bezwzględnie jedna z najpiękniejszych i najbardziej wartych odwiedzenia wysp spośród wszystkich 18 składowych Wysp Owczych. Pomimo niewielkich rozmiarów (ten spłachetek lądu ma zaledwie 10 km2), Mykines oferuje nie tylko zapierające dech w piersiach widoki (będące takimi także, ale nie tylko, ze względu na dziko nakurwiający wiatr), ale również okazję do obserwacji licznych, miejscowych gatunków ptaków (zaobserwowano ich tu około 300) – w tym uwielbianych przez wszystkich (czasem nawet jako przekąska) maskonurów. Co ważne, do owej obserwacji niezbędna nam będzie tylko własna para oczu oraz, ewentualnie, coś przeciwdeszczowego. Lornetki i tego typu ekwipunek śmiało można zostawić w domu.

W ramach wstępu zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z Mykinesu, niezdarnie ukazującego jego walory:

Jak się dostać na Mykines?

Ornitologiczna ziemia obiecana znajduje się rzut martwym maskonurem od brzegów Vagar – tej z Wysp Owczych, na którą większość turystów trafia na samym początku. Przedostanie się z niej na Mykines nie jest żadnym większym wyzwaniem, o ile macie pogodę po swojej stronie. W takim wypadku żądny nieziemskich widoków podróżnik ma do wyboru dwie opcje:

Prom na przystani na Mykinesie

Mykinesowy helipad

Biednemu zawsze wiatr w oczy

Waszym największym przeciwnikiem w walce o dotarcie na Mykines będzie – jak to zazwyczaj na Wyspach Owczych – pogoda. Wysepka dysponuje tylko jedną, niezbyt rozbudowaną przystanią, totalnie niedostępną w przypadku, w którym morze dostanie dzikiego szaleju. Potraktujcie tę sprawę poważnie, bo może zdarzyć się, że podczas Waszego pobytu Mykines będzie odcięty od świata przez kilka-kilkanaście dni. W takim wypadku pozostaje tylko lot powrotny helikopterem, a jeśli pogoda nie pozwala nawet na to – nocowanie na wysepce aż do momentu, w którym jej opuszczenie stanie się możliwe. Jeśli macie do dyspozycji zaledwie kilka dni, a pogoda nie rozpieszcza, lepiej odpuścić sobie rejs (który zresztą może zostać odwołany – dostaniecie wtedy pełen zwrot kosztów), bo może się okazać, że będziecie zmuszeni do kosztownego noclegu na Wyspie (o tym niżej), podczas którego ucieknie Wam samolot do domu. Takie sytuacje zdarzają się niestety dość często i jest to najważniejszy argument za tym, by na Mykines nie wybierać się w ogóle.

Co by jednak nie mówić, silny wiatr czasem pomaga przy zdjęciach

Tak jak wspomniałem, moja mała grupka popłynęła na Mykines łodzią podczas deszczowej, ale niezbyt wietrznej pogody, a wróciła śmigłowcem. Z portu na Vagar wyruszyliśmy w piątek 21 czerwca o 10:20 i na miejscu byliśmy koło 11:00. Wcześniej wykupiony lot powrotny śmigłowcem mieliśmy o godzinie 15:11 (faktycznie o 15:30), co dawało nam 4 godziny na miejscu. W odwodzie mieliśmy jeszcze bilety na prom powrotny o 17:05 – głównie na wypadek, gdyby śmigłowiec nie przyleciał (co jest możliwe w przypadku silnych wiatrów na większej wysokości). Taki plan pozwalał nam na spokojną eksplorację zachodniej części wyspy, a do tego kilka chwil wytchnienia po trekkingu, spędzonych w okolicach mykinesowego helipadu.

W razie czego w wiosce jest także kibelek

Mykines na dłużej

Jeśli macie więcej czasu (oraz sporo więcej hajsu) i chcecie oblecieć mniej popularną (i znaaacznie większą) wchodnią część Mykinesu, to na miejscu można przenocować. Na wyspie funkcjonuje jeden, jedyny hotelik o wdzięcznej nazwie Marit’s House i zdecydowanie niewdzięcznych cenach (w momencie pisania tego tekstu nie byłem w stanie ich sprawdzić, ale niech wystarczy Wam fakt, że w przewodnikach oznacza się go trzema symbolami dolara). Prócz tego, mieszczące się w okolicy lądowiska biuro informacji turystycznej może wynająć Wam jeden z wioskowych domków (ceny zaczynają się od niemal 1200 DKK za noc), a w miejscowości funkcjonuje jeszcze pole kempingowe (50 DKK) umożliwiające użytkowanie kuchni i łazienek wspomnianego wyżej hotelu (za dodatkową opłatą). To ostatnie to jednak opcja dla hardcore’owców. Jeśli te ceny i dość spartańskie warunki nie są dla Was przeszkodą, to wspomnę jeszcze, że w wiosce nie ma „normalnego” sklepu, w związku z czym wszystkie poważniejsze zapasy musicie przywieźć ze sobą. Alternatywą są śniadania w hotelu (wliczone w cenę pokoju) oraz obiad za circa 150 DKK, który również możecie zjeść w tym przybytku. Co tu dużo mówić – nocleg na Mykinesie zdecydowanie nie jest opcją budżetową.

Co robić na Mykinesie?

Kilkugodzinny pobyt na Mykinesie oznacza zazwyczaj jedno – trekking na jego zachodnią część, „zwieńczoną” pocztówkową latarnią morską, będącą jednym z najbardziej znanych widoków z Wysp Owczych. Spacer jest stosunkowo prosty i można zamknąć go w 2 godzinach, ale lepiej założyć 2 razy dłuższy czas – w końcu musicie mieć czas na foty i obserwowanie SETEK ptaków, dla których wyspa jest domem.

DOSŁOWNIE setek…

Ważna kwestia kosztowa: „wstęp” na Mykines jest dodatkowo płatny. Wsiadając na prom lub wysiadając z helikoptera zostaniecie poproszeni o uiszczenie tak zwanej „hiking fee” w niebagatelnej wysokości 250 DKK (taka informacja widnieje na stronie internetowej Mykines.fo – my płaciliśmy po 100 DKK od osoby). Jest to dość dużo, ale wycieczka na wysepkę jest zdecydowanie warta tej kwoty. Wraz z potwierdzeniem opłaty otrzymacie mapkę, która ułatwi Wam trekking, a także odbite na ksero informacje o Mykinesie i kolejnych punktach, przy których warto się zatrzymać – są to głównie kolonie maskonurów.

Zarówno wręczone Wam materiały, jak i osoby odpowiedzialne za ruch turystyczny na Mykinesie będą Was prosić, byście trzymali się wytyczonych szlaków. To ważne nie tylko dla Waszego bezpieczeństwa, ale także dla zapewnienia spokoju zwierzęcym mieszkańcom wyspy, czyli ptakom i owcom. Nie róbcie siary i trzymajcie się żółtych, wbitych w ziemię palików.

Spacer po zachodniej części Mykinesu dzieli się na dwa główne etapy. Pierwszy z nich zaczyna się w wiosce i wiedzie Was 130 metrów w górę, do pomnika ustawionego na cześć ludzi, którzy zginęli na morzu (albo spadli w klifów – na Mykinesie łatwo możecie dołączyć do tej drugiej kategorii).

Pierwszy przystanek

Spod pomnika udacie się dalej, by po pewnym czasie (ścieżka jest stroma i bywa śliska) dojść do miejsca znanego jako Lambi – jednego z najlepszych punktów widokowych na wyspie oraz największej kolonii maskonurów. Te kolorowe, przezabawne ptaszki obsiadają Mykines całymi grupami i jeśli tylko macie trochę cierpliwości, to bez trudu narobicie im masę zdjęć. Pamiętajcie tylko, żeby ich nie płoszyć, bo w piekle czeka za to na Was specjalny kocioł. Zgodnie z wytycznymi, które dostaniecie, w okolicy Lambi nie powinniście zatrzymywać się na dłużej niż to niezbędne. Ptaki przyzwyczajone są do idących ludzi, ale zbytnie zbliżanie się do nich jest, ogólnie rzecz biorąc, zabronione. W praktyce oczywiście możecie się zatrzymać, ale nie róbcie tego na dłużej niż to absolutnie niezbędne.

Taką foteczkę strzelicie bez trudu – weźcie tylko coś z zoomem

Po Lambi nadejdzie pora na zawieszony 15 metrów nad wodą mostek, który zaprowadzi Was na – oficjalnie – drugą wyspę: Mykinesholmur. Sam most, zbudowany w 1989 roku, także robi wrażenie. Postarajcie się z niego nie spierdolić.

Most pomiędzy wyspami. Dookoła widać wspomniane wcześniej paliki

Wreszcie, za mostem czekają na Was dwie trasy – północna i południowa. Północna, wyższa, przeprowadzi Was przez środek kolonii głuptaków, których na Mykinesie jest więcej niż Maskonurów. Niższa, południowa trasa jest nieco łatwiejsza i to ją polecam na spacer DO latarni, zwłaszcza że możecie być trochę zmęczeni po przeprawie stromymi ścieżkami okolic Lambi. Ważne: nie przepierdalamy się centralnie przez środek wyspy, bo miejscowe owce bardzo tego nie lubią.

Owieczkom na Mykinesie dajemy spokój

Finał spaceru to przystanek pod latarnią morską, stojącą tu od 1909 roku (w tym roku została też zbudowana pierwsza wersja mostu łączącego dwie części Mykinesu). Przed 1970 rokiem była ona włączana ręcznie, przez jedną z trzech rodzin mieszkających ówcześnie na wyspie. Spod latarni możecie sobie obejrzeć sam Mykines, który z tej perspektywy jest zdecydowanie najpiękniejszy, a w lepszą pogodą także 9 innych Wysp Owczych, włączając w to nawet bardzo odległą Sudoroy.

Najbardziej znany widok na wyspie

Po wszystkim wracacie tą samą trasą (teraz możecie przejść się północnym krańcem Mykinesholmur, bo nie trzeba dymać pod górę) i spokojnie czekacie na transport powrotny. Ewentualny czas wolny można zabić spacerując po wiosce Mykines, będącej jedyną miejscowością na wyspie. W roku 2019 w miejscowości mieszkało na stałe mniej niż 15 osób (szybko zauważycie, że większość domów jest niezamieszkana), a ulice zaludniają się mocniej tylko w okresie letnim, kiedy na wyspę przyjeżdżają farerskie rodziny, dla których wyspa to klasyczny summer retreat. W wiosce znajdziecie XIX-wieczny kościółek, a także „basen” (szukacie małej tamy na tyłach wioski), który spodoba się przede wszystkim wielbicielom morsowania. W miejscowym sklepie z pamiątkami kupicie… no cóż – pamiątki, a także podstawowy zakres przekąsek i zimnych napojów. Możecie zapomnieć o „większym” jedzeniu, chyba że nocujecie we wspomnianym wcześniej hoteliku.

Wioska mieści się praktycznie w jednym kadrze

Mykines dla fanów

Jeśli na Mykinesie podoba Wam się tak bardzo, że chcecie zostać dłużej, to na eksplorację czeka jeszcze wschodnia część wyspy, zdominowana przez szczyt Knukur (560 m). Na samą górę z wioski można dojść w ciągu godziny, a wysiłek ten wynagrodzony zostanie (podobno) wspaniałymi widokami rozciągającymi się ze szczytu. Zatwardziali trekkingowcy mogą następnie iść dalej na wschód, schodząc do jednej z dwóch rozciągających się pod Knukur dolin: Borgardalur albo Korkadalur. To drugie zejście jest nieco bardziej wymagające, ale wytrwały podróżnik dojdzie nim do miejsca, z którego rozciąga się widok na tak zwany „Kamienny las” – ciekawe ukształtowanie ściany jednego ze wzgórz, przypominające stojące obok siebie, kamienne kolumny (ich wysokość dochodzi do 55 metrów).

Widok na wschodnią część wyspy

Uwaga: sami nie byliśmy na wschodniej części Mykinesu, a nasz książkowy przewodnik (4. Edycja Bradta z 2016 roku) o tym nie wspominał, ale na stronie internetowej visitvagar.fo natknąłem się na informację, że od 2017 roku trekkingi w tej rejon wyspy mogą odbywać się wyłącznie w asyście lokalnego przewodnika. Sprawdźcie tę kwestię, zanim ruszycie gdzieś samodzielnie.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne moje posty o Wyspach Owczych i polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.

Exit mobile version