Site icon jedź, BAW SIĘ!

Remont VW T3 – amatorskie lakierowanie (cz. 3): proces lakierniczy, czas i koszty

Przydomowe lakierowanie VW T3

Przydomowe lakierowanie VW T3

Zanim opowiemy trochę o tym, jak w naszym przypadku wyglądało amatorskie, przydomowe lakierowanie Volkswagena Transportera T3, warto poświęcić kilka słów doborowi sprzętu do tego zadania

Jaki sprzęt/materiały do lakierowania samochodu?

Powyższe zagadnienie to kolejny temat rzeka, więc my napiszemy tylko, czego sami używaliśmy.

Do wnętrz używaliśmy materiałów (podkładu oraz lakierów) w sprayu. Lakiery w sprayu są naturalnie droższe, ale nie wymagają kompresora ani procesu mieszania. Ich używanie wymaga również mniej praktyki, bo strumień lecący z puszki ma stałe ciśnienie, którego szybciej się „nauczymy”. Rzecz jasna, lakierami w sprayu możecie pomalować nawet cały samochód, ale trzeba wziąć tu poprawkę na cenę (zapłacicie o 1/3 więcej niż używając kompresora) oraz na ich wytrzymałość. Podkład w sprayu nie będzie miał takiej wytrzymałości jak podkład dwukomponentowy nakładany za pomocą kompresora i będzie to widać gołym okiem. Porządnej warstwy tego drugiego nie dacie rady zarysować paznokciem po wyschnięciu, czego nie da się powiedzieć o porównywalnym cenowo podkładzie nakładanym sprayem. We wnętrzu samochodu nie ma to takiego znaczenia, ale na pewno nie chcielibyście, by byle zwisająca gałąź była powodem, dla którego daną blachę trzeba było lakierować od nowa. Tak czy owak, my w przypadku materiałów w sprayu (podkład i lakier bezbarwny) pozostaliśmy przy firmie Novol – dość renomowanej, a jednocześnie pozostającej na stosunkowo niskiej półce cenowej.

Jeden z wewnętrznych elementów PRZED i PO lakierowaniu

Do malowania zewnętrznej części karoserii potrzebujecie kompresora. Jak napisaliśmy powyżej, DA SIĘ pomalować całe auto sprayem, ale będzie to zabawa kosztowna i mało efektywna. Parametry narzędzia? Olejowy, dwa tłoki w silniku (koniecznie!), maksymalna wydajność na poziomie około 500-550 L/minutę oraz przynajmniej 50L pojemności (tu po czasie wskazalibyśmy jednak na 100L, żeby robota szła nieco szybciej). Za odpowiedni, efektywny kompresor będziecie musieli zapłacić jakieś 800-1000 zł i jest to raczej wydatek nie do przeskoczenia, jeśli macie do zrobienia cały samochód. Do tego trzeba będzie zainwestować w pistolety lakiernicze (najlepiej osobny z dyszą 1.7 mm do podkładu oraz 2-3 sztuki z dyszą 1.4 mm do kolorów/lakieru bezbarwnego). Tu również polecam od razu zaopatrzyć się w sprzęt za minimum 70-100 zł/sztukę, bo pistolety za 40 zł są gówno warte i mogą dać Wam błędne wrażenie o procesie. Najprościej mówiąc, nie ma co zabierać się do lakierowania, jeśli nie możecie wydać co najmniej 1000-1500 zł na odpowiednie narzędzia. Ale wierzcie nam, że mają one co najmniej 50% wpływu na efekt końcowy.

Proces malowania zewnętrza podzieliliśmy na widoczne gołym okiem etapy

Jeśli chodzi o „wkład” do kompresora, czyli podkład, lakiery kolorowe i lakier bezbarwny, to w tym względzie postanowiliśmy zaufać polskiej firmie Profix. Główne powody: można było wszystko kupić u jednego sprzedającego (co poniekąd gwarantowało to, że materiały nie będą się ze sobą żarły), zrobić to w całości przez sieć (a więc z minimalnym zachodem), a do tego wybrać dowolne kolory przy założeniu, że dysponujemy jakimś wzornikiem. Niezdecydowanym polecamy nabycie wzornika palety RAL – circa 50 zł wydaje się tu sporym wydatkiem, ale zapewniamy, że zwróci się on z nawiązką w komforcie płynącym z łatwości zamawiania lakierów. Z oferty Profix wybraliśmy dwuskładnikowy lakier bezbarwny podstawowego typu (czyli o standardowym czasie schnięcia; 40 zł za puszkę 750 ml + utwardzacz), taki sam lakier bezbarwny (80 zł za puszkę 1L + utwardzacz) oraz gotowe do natrysku lakiery kolorowe po 80 zł za puszkę 1L. Od tej samej firmy kupowaliśmy również lakiery kolorowe w sprayu – tu płaciliśmy 40 zł za 400 ml (jak wspominaliśmy, spray wychodzi drożej).

Detalami zajmowaliśmy się w wolnych chwilach i często jak popadło

Po pełne podsumowanie kosztów (oraz czasu) pracy nad naszym Volkswagenem zapraszamy nieco niżej.

Amatorskie lakierowanie samochodu – proces

Tak naprawdę proces lakierowania odpowiednio przygotowanej blachy czy elementów w samochodzie wygląda całkiem prosto:

  1. Upewniamy się, że wszystko jest przeszlifowane, wyczyszczone i umyte tak, jak pisaliśmy w poprzedniej części wpisu. My w ramach możliwości usuwaliśmy też stary klej i tego typu smaczki, ale – zupełnie szczerze – nie zawsze chciało nam się doprowadzać daną część do stanu „fabrycznego”. W przypadku drzwi i miejsc z wnękami robiliśmy, ile się dało, ale nie zrywaliśmy sobie skóry do krwi, żeby dostać się odrobinę głębiej.
  2. Pokrywamy element podkładem (my używaliśmy szarego) tak, żeby zakryć poprzedni kolor. W zależności od użytego podkładu może wymagać to 3 do 4 natrysków. Podkład w sprayu właściwie nakłada się sam, a kompresorem róbmy to tak, żeby już na początku się nie „kropkował” – na ogół wymaga to pogmerania w pistolecie i ustawienia dość gęstej i wąskiej, pionowej/poziomej linii „strzału”. O prowadzeniu i konfiguracji pistoletu lakierniczego można napisać książkę, więc nie będziemy tu się mądrzyć, jako że sami jeszcze się uczymy. Najważniejsze to utrzymywać stały dystans od malowanego elementu (nie lakierujemy po łuku!) i cały czas przesuwać narzędzie, żeby nie robić zacieków. Plus jest taki, że pojawienie się tychże na tym etapie można dość łatwo zniwelować, bo następne jest…
  3. Szlifowanie podkładu. To robimy po przeschnięciu podkładu, za pomocą papieru ściernego o wysokiej gramaturze – 1200 do 1500 będzie w sam raz. Usuwamy ewentualne zacieki i wyrównujemy powierzchnię. Nie przejmujemy się tym, że tu i ówdzie poprzedni kolor zacznie przeświecać (zwłaszcza przy podkładach w sprayu). Po szlifowaniu blacha/element powinna być gładka i miła w dotyku.
  4. Nakładamy kolor właściwy – spokojnie i równomiernie, bo tu już nie usuniemy zacieków tak łatwo. Lakiery kolorowe są rzadkie, więc możemy nakładać je z większej odległości, żeby nie mieć potem na samochodzie efektu zebry (i jednocześnie zminimalizować ryzyko zacieków). My zazwyczaj najpierw nakładamy jedną, cienką warstwę szybkimi ruchami, następną już znacznie wolniej, żeby uzyskać maksymalne pokrycie, a kolejną 1 czy 2 ponownie szybciej. Ilość natrysków zależy od kilku czynników, w tym głównie ustawienia pistoletu i koloru oraz gęstości lakieru. Generalnie dopóki widzimy, że kolor zmienia się pod natryskiem, to lakierujemy, a potem kładziemy jeszcze „warstwę rezerwową”. W przypadku naszych lakierów możliwe była również praca mokro na mokro, to jest nakładanie kolejnej warstwy na poprzednią, która jeszcze nie przeschła. Tę metodę polecam jednak po nabyciu pewnej praktyki, bo inaczej znów wracamy do problemu zacieków. Kiedy uzyskamy satysfakcjonujący nas kolor – zostawiamy część w spokoju i idziemy myć pistolet. Niech lakier przeschnie. Jeśli w trakcie procesu coś opadnie albo usiądzie na lakierowanym elemencie (np. te pieprzone muszki), to najlepiej zdjąć to od razu (polecamy pincetę kosmetyczną) i przelecieć lekko świeżą porcją koloru – w przypadkach drobnych ubytków nowy lakier zmiesza się ze starym i ślad praktycznie zniknie. Jeśli to będzie coś większego, lepiej zaczekać, zeszlifować i polakierować na nowo. Tak, wiemy, że to frustrujące, ale to najsensowniejsze podejście.
  5. (Opcjonalnie) Odcinanie kolorów – jeśli chcemy, aby nasza część była wielokolorowa, to czeka nas zabawa z taśmą malarską. Odcinanie pasków czy wzorów jest czasochłonne, bo wymaga, aby wcześniejsza warstwa lakieru przeschła na tyle, by można ją było zabezpieczyć. Nasza rada jest taka: najpierw lakierujecie elementy, które mają być odcięte od koloru głównego, po ich przeschnięciu ostrożnie i drobiazgowo zabezpieczacie je taśmą (muszą być suche na dłuższy dotyk, bo inaczej zostanie na nich ślad!), a potem nakładacie kolor główny. Dopiero po tym, jak całość przeschnie (ponownie – na dłuższy dotyk) przychodzi czas na…
  6. Lakierowanie lakierem bezbarwnym to KLUCZOWY element całej pracy, który może wiele naprawić albo wszystko zepsuć. Lakier bezbarwny – ten błyszczący – jest dość gęsty, więc jeśli nałożymy go ze zbyt dużej odległości, to momentalnie powstanie nam morka, której potem nie usuniemy bez sporego zachodu. Z kolei natrysk z odległości zbyt małej wygeneruje, wiadomo, zacieki. Kluczem jest stosunkowo szybkie przesuwanie pistoletu/puszki ze sprayem w takiej odległości od lakierowanego elementu, by po naniesieniu lakier tworzył od razu jednolitą, błyszczącą powłokę. Jeśli zamiast niej widzimy setki świecących kropeczek, natychmiast nanosimy drugą warstwę z mniejszej odległości, żeby zmieszać warstwy. Dojście do tego zajęło nam osobiście dwa boki busa oraz kilka mniejszych elementów, w rezultacie czego mamy ślicznie świecące, „lustrzane” drzwi, dach i klapę bagażnika, a do tego pokryte morką boki. Na szczęście to nasz samochód, a do wzmiankowanego mankamentu pewnie szybko się przyzwyczaimy. Aha – jeśli lakierowany element jest częścią większej całości, to dobry moment na zdjęcie zabezpieczeń z elementów sąsiadujących i „połączenie” ich w całość lakierem bezbarwnym. Warto przy tym pamiętać, żeby usunąć z krawędzi ewentualne zanieczyszczenia powstałe w międzyczasie, żeby nie zakonserwować je po wsze czasy pod nową, błyszczącą warstwą.
  7. Po wszystkim zostawiamy element na co najmniej kilka godzin i pozwalamy mu przeschnąć. Wiemy, że dopiero co polakierowany element aż kusi, żeby natychmiast go zainstalować, ale to nigdy nie kończy się dobrze. Świeży lakier bezbarwny uwielbia odciski palców i nawet jeśli jest pozornie suchy (np. nie jest już śmiertelną pułapką dla much), to dłuższy kontakt z ciałem obcym na pewno pozostawi na nim jakiś odcisk. Dobrą praktyką jest odczekanie co najmniej 12 godzin, zanim zaczniemy się bawić takim świeżo lakierowanym elementem. W niektórych przypadkach warto też po wszystkim wpuścić jakieś płynne zabezpieczenie antykorozyjne w zakamarki malowanego elementu (np. drzwi) – tu polecamy jakikolwiek nie najtańszy środek do konserwacji profili zamkniętych, który – niczym kundel bury – spenetruje wszystkie dziury.

Pierwszy ukończony, większy obszar… który musieliśmy potem poprawić

Rzecz jasna lakierowanie (zwłaszcza na dworze) musi odbywać się również w odpowiednich warunkach. Najlepsza pogoda to 22-25 stopni i brak wiatru. Ekstremalne temperatury mogą wpłynąć na lakierowaną powierzchnię, na przykład ją rozszerzając, co potem skończy się pęknięciami na już gotowej powłoce lakierniczej. Podczas całego procesu KONIECZNIE noście maskę – najlepiej taką z filtrami, żeby nie zaciągać się akrylem, bo potem będziecie spać przez 12 godzin. Upewnijcie się również, że pod pistolet nie wleci Wam coś, co nie powinno się pod nim znaleźć. Mgła z lakieru zazwyczaj traci właściwości przylepne już po parudziesięciu centymetrach (wystarczy zetrzeć powstały proszek szmatką), ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Jak powyższe kroki wyglądały w praktyce? Możecie to zobaczyć na poniższym, krótkim filmie, na którym uwieczniliśmy prace lakierniczo-konserwatorskie nad klapą bagażnika naszego busa:

Ile kosztuje lakierowanie Volkswagena T3?

Na odwieczne pytanie „ile litrów lakieru kupić, żeby pomalować cały samochód” możemy, rzecz jasna, odpowiedzieć, ale po swojemu. My zużyliśmy odpowiednio:

Przy umiejętnym lakierowaniu można by te ilości zmniejszyć zapewne o 1/3, a do tego warto zauważyć, że nasz samochód ma na sobie aż 5 różnych kolorów. Przy jednym czy dwóch konsumowane ilości będą mniejsze, bo mniej koloru wsiąknie nam w taśmy zabezpieczające.

Całe malowanie Volkswagena Transportera T3, pomijając koszt papierów ściernych, taśm malarskich i innych dupereli kosztowało nas około 2000 zł, a do tego trzeba doliczyć jeszcze koszt narzędzi (kompresor, pistolety lakiernicze), czyli kolejne 2000 zł.

Podsumowując, na amatorskie, przydomowe malowanie Volkswagena T3 wydamy jakieś 4000-5000 zł, czyli SPORO mniej niż za podobną usługę liczą sobie w najtańszej nawet lakierni… ALE:

Z drugiej strony, nauczyliśmy się czegoś nowego, mamy dużą (czasem ekstremalnie dużą – w przypadku elementów lakierowanych później, kiedy mieliśmy już wprawę) satysfakcję z wykonanej pracy, a do tego busa pokolorowanego dokładnie tak, jak chcieliśmy. Za 5-kolorową robotę w lakierni musielibyśmy zapewne dopłacić 70 do 100% ceny wyjściowej, więc finansowo jesteśmy na tym zadaniu do przodu o co najmniej 5-6 tysięcy PLN. Ponadto, jeśli przyjdzie nam do głowy kiedyś poprawiać naszą pierwszą pracę, to zrobimy to sami już dużo szybciej i dużo taniej, bogatsi o wiedzę nabytą podczas pierwszego lakierowania. Ogólnie więc jesteśmy dalecy od narzekania.

A jak wyjdą nam takie drzwi, to już w ogóle miodzio

Nasz pomysł na kolory

Wspomnieliśmy już, że nasz bus był malowany na dwa główne kolory. Już na samym początku projektu zdecydowaliśmy, że „część kierowcy” będzie polakierowana na ulubiony kolor Brewy (czyli – niespodzianka – pomarańczowy), a „część pasażera” (czytaj: Agatki) będzie kojarzyć się z ogólnie pojętymi jednorożcami (a więc weszła tu biel, róż i mięta). Jako, że całość prac wykonywaliśmy sami, jedynym problemem było tylko takie dobranie kolorów, żeby wszystko nam pasowało. Dodamy również, że dwie wersje kolorystyczne będą również we wnętrzu samochodu, ale do tego jeszcze wrócimy.

Czujecie te jednorożce?

Z powyższych względów lakierowanie naszej „tetrójki” zajęło oczywiście znacznie więcej czasu, niż gdybyśmy użyli jednego, nawet najbardziej pojebanego koloru. Trzeba było odcinać listwy i detale, nie mówiąc już o „przepołowieniu” całego samochodu (co było sporym wyzwaniem zwłaszcza w przypadku dachu). Niemniej, możliwość zrobienia busa totalnie po swojemu jest w 100% warta poświęconego na ten proces czasu, nie mówiąc już o późniejszych spojrzeniach, które będziemy łowić na ulicy. Pomijamy tu, jakie to będą spojrzenia, ale to w sumie nie bardzo nas obchodzi. Grunt, że jest po naszemu.

Ile czasu zajmuje lakierowanie Volkswagena T3?

Na ostatnie pytanie w tekście odpowiemy krótko: sporo. Tak jak wspomnieliśmy, pracę wykonywaliśmy w dni wolne i weekendy, poświęcając czas wolny, który moglibyśmy spożytkować inaczej, choćby na jakiś wyjazd. Do tego „na szczęście” doszedł okres pandemiczny, a więc możliwość zabrania się do samochodu od razu po pracy. Jeśli mielibyśmy ocenić, ile czasu zajęły nam czynności związane stricte z lakierowaniem, to strzelałbym w jakieś 7 do 10 dni ciągłej pracy po 4-6 godzin. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w tę pracę wliczało się często zrywanie starej powłoki lakierniczej, usuwanie resztek kleju, czyszczenie NAPRAWDĘ potężnych warstw smaru i brudu (często w miejscach bardzo trudno dostępnych, jak choćby zakamarki wnęk drzwiowych) czy po prostu czekanie aż lakier przeschnie, żeby móc ruszyć z następnym etapem.

Jeśli samochód byłby w lepszym stanie, to amatorskimi sposobami dałoby się z nim zapewne uporać w 4 do 6 dni, rozkładając go NIEMAL na części pierwsze, bez ruszania podwozia. A więc tak – da się to zrobić w jeden urlop i zostanie jeszcze kilka dni na świętowanie.

Interesuje Cię tematyka remontu naszego Volkswagena? Sprawdź inne wpisy i filmy, które powstały w związku z niekończącym się remontem naszego samochodu. Możesz również polubić nasz blog na Facebooku – często wrzucamy tam dodatkowe treści i informujemy o aktualizacjach!

Exit mobile version