Aby dostać się do Xinaliq – niewielkiej, azerskiej wioski znanej z fenomenalnych widoków na góry Kaukazu – trzeba nieźle się napracować. To zamieszkane przez niespełna 1000 osób sioło, już w czasach naszego pobytu w Azerbejdżanie coraz bardziej zyskiwało na popularności, do czego przyczynił się przede wszystkim remont prowadzącej doń drogi. Nie ma się jednak co dziwić, bowiem zarówno wspomniana droga, jak i sama osada, to niewątpliwie jedne z najmocniejszych punktów na turystycznej mapie Azerbejdżanu.
Aby dostać się do Xinaliq z Quby, należy przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość oraz… umiejętność mówienia po rosyjsku. Niestety, angielski na ustach turysty sprawia, że ceny za wycieczkę w obie strony magicznie szybują do niebotycznych kwot, sięgających nieraz nawet 100 AZN. Nam, po krótkich poszukiwaniach, udało się ugadać taksówkarza, który za trasę w tę i z powrotem (włączając czas oczekiwania) policzył sobie 35 AZN. Już wtedy byliśmy zadowoleni, a magia dopiero miała się zacząć.
Qubę od Xinaliq dzieli zaledwie 50 km pięknej, górskiej trasy. Mapy Google pokazują, że przeciętny kierowca winien pokonać ją w 1,5 godziny, ale pamiętajmy, że w Azerbejdżanie wszyscy kierowcy są ponadprzeciętni. Nasz taksiarz, niewątpliwie będący ze śmiercią na ty, zapierniczał tak szybko, że do wioski dojechaliśmy w 1,5 godziny… robiąc po drodze dwa 15-minutowe postoje. A postoje owe wypadało zrobić, bowiem trasa wiodąca do Xinaliq jest doprawdy przepiękna.
Elementem drogi, który zapamiętałem najlepiej, był przystanek w przydrożnej, totalnie partyzanckiej herbaciarni, „rozbitej” w pobliżu leniwie płynącej rzeczki. Za bar robił duży, ustawiony w szczerym polu samowar, a towarzyszyło mu kilka zadaszonych stolików. Widok na miejscu był totalnie oszałamiający i szczerze napiszę, że bylibyśmy zadowoleni nawet wtedy, gdyby nasza wycieczka kończyła się już tutaj. Zresztą, sami zobaczcie:
Kiedy jednak dojechaliśmy do Xinaliq, wspomnienia z herbaciarni momentalnie zbladły. Ulokowana na górskim szczycie, mikroskopijna wioska momentalnie zbiła nas z nóg swoim klimatem oraz otaczającymi ją widokami. Coś podobnego widziałem potem tylko w Kirgistanie.
Sama osada nieco lepiej prezentuje się z daleka. Kiedy wejdziemy w jej obręb, możemy nacieszyć oczy stareńkimi, kamiennymi domami, wokół których jednak walają się góry śmieci, dodatkowo przykryte warstwą błota. Same domy też nie są w najlepszym stanie, a wykwitające tu i ówdzie blaszane dachy również nieco burzą estetykę otoczenia.
Xinaliq naprawdę warto odwiedzić, nawet jeśli (a zapewne tak będzie) będziecie musieli po to specjalnie pojechać do Quby. Niestety, droga na północ z tego miasta prowadzi ku terytorium rosyjskiemu, a konkretniej do tej jego części, która graniczy z Czeczenią. Nie muszę chyba mówić, że najczęściej oznacza to przymus powrotu do Baku, by stamtąd planować dalsze wojaże. Zaręczam jednak, że widoki po drodze i w samym Xinaliq warte są tego, by zrobić tę trasę w obie strony.
*zdjęcia autorstwa Zosi K.