Recenzja: Maska do snorklingu Decathlon Subea
Wybierając się do Jordanii byliśmy pewni, że przynajmniej jeden dzień spędzimy w Akabie. Tamtejsze przybrzeżne rafy koralowe, a także specjalnie zatopione pojazdy (w tym m.in. słynny „czołg”, będący tak naprawdę baterią ziemia-powietrze) to gratka dla każdego, kto chce zobaczyć w wodzie coś ciekawego, a jednocześnie nie chce lub nie może nurkować z butlą. W naszym przypadku jest to niestety ta druga opcja – oboje z różnych względów kiepsko znosimy długie zanurzenie. Chcąc jednak jak najdokładniej zobaczyć podwodne skarby jordańskiego wybrzeża (a w dłuższej perspektywie także inne), postanowiliśmy zaopatrzyć się w sprzęt, który maksymalnie nam to ułatwi. Nasz wybór padł na maski powierzchniowe marki Subea, jakiś czas temu szeroko reklamowane przez sieć sportową Decathlon.
Decathlon Subea – konstrukcja i wybór
Maska Subea to integralna, zwarta konstrukcja, inkorporująca w sobie maskę do nurkowania oraz rurkę do oddychania, którą możemy odłączyć. Całość zdaje się być nieźle przemyślana: większość maski stanowi duży, szeroki wizjer, a rurka stanowi jego przedłużenie, wychodząc z góry, a nie z boku konstrukcji. Dzięki temu sprzęt jest bardzo zwarty, chociaż i tak zajmuje więcej miejsca niż standardowy zestaw snorklingowy – zapomnijcie o upchaniu długiej rurki z boku plecaka czy walizki, gdzie zawsze znajdzie się trochę miejsca. Dwie maski Subea zajmują sporo miejsca – na tyle, że raczej nie ma sensu ich zabierać, jeśli lecicie gdzieś tylko z bagażem podręcznym. Plusem całej „wymiarowej” sytuacji jest natomiast to, że sprzęt raczej się nie zgubi… no chyba, że odłączymy rurkę, ale tę czynność możemy wykonywać wyłącznie podczas przygotowania maski do transportu.
Subea jest wykonana z solidnego, odpornego na zarysowania (jak na razie) materiału, a dookoła uszczelniona elastyczną gumą, która ma za zadanie dobrze dopasować się do twarzy użytkownika. Tu warto wskazać, że już na etapie zakupu najważniejszą sprawą będzie właściwy dobór rozmiaru. Maski dla dorosłych występują tylko w dwóch wariantach: S/M oraz M/L. Problem mogą mieć Ci, których głowa, podobnie jak łeb Brewy, znajduje się gdzieś pośrodku tych „punktów krańcowych”. Męska część naszego składu wybrała wariant M/L, który okazał się nieco za duży, co było jednak lepszą alternatywą w stosunku do bolesnego ściśnięcia mordy wariantem S/M. Ewentualne niedopasowanie można zminimalizować za pomocą elastycznych pasków, ale w naszym przypadku nadal nie było to rozwiązanie idealne. Dla porównania, głowa Agatki zmieściła się w rozmiarze S/M idealnie i nie narzekała ona na żadne przecieki. Dobór właściwego rozmiaru może być o tyle problematyczny, że przykładowe maski w sklepie po prostu… śmierdzą. Ich mierzenie jest mało higieniczne i – w razie wątpliwości – chyba lepiej po prostu zamówić oba warianty przez internet, a potem ewentualnie skorzystać z konsumenckiego prawa do zwrotu.
Amatorzy podwodnego filmowania docenią również dodatkowe, tanie (ok. 8 zł) akcesorium, dzięki któremu nad czołem można zamontować kamerę z mocowaniem znanym jako „typ GoPro”. Specjalnie ukształtowany kawałek plastiku mocujemy na rurce (nie ma możliwości zdjęcia go bez jej odpinania), co pozwala nam całkowicie uwolnić ręce. Minusem tego rozwiązania jest to, że filmując musimy każdorazowo sięgać do głowy, ale wymaga to tylko odrobinę wprawy. Zresztą, dzisiejsze kamery sportowe oferują różnorodne, wodoodporne urządzenia do podglądu zdalnego i jeśli dysponujecie takim zakładanym – przykładowo – na nadgarstek, to powinniście być bardzo zadowoleni.
Decathlon Subea – użytkowanie
Dwuosobowe testowanie maski Subea w jordańskich warunkach pozwoliło nam na dokładniejszą ocenę tego produktu. W czym jesteśmy zgodni to to, że maska doskonale radzi sobie z kwestiami zapewniania maksymalnej widoczności i parowania. Pod wodą widzimy świetnie w każdym kierunku, nie jesteśmy bowiem ograniczani przez krańce gogli (są one przezroczyste). Problem parowania nie występuje w ogóle – dbają o to specjalne, zamocowane w części „nosowo-ustnej” filtry, które dobrze radzą sobie z odseparowywaniem wilgoci od powietrza. O to, żeby woda nie dostała się do naszych ust i nosa dba z kolei mechanizm zapadkowy zamontowany w rurce, który zamyka się samoczynnie, jeśli całość znajdzie się pod wodą. Pomimo dobrego działania owego mechanizmu, producenci na każdym kroku zaznaczają, że Subea nie jest maską do (nawet krótkiego) nurkowania. Ma zresztą tak dużą wyporność, że zanurzenie głowy w całości jest w niej bardzo utrudnione.
O ile jednak Agatce w masce pływało się bardzo dobrze, o tyle Brewa doświadczył pewnych problemów. Po pierwsze, pomimo maksymalnego możliwego dopasowania maski, nadal zdarzały mu się przecieki – zwłaszcza w górnej części. To z kolei powodowało potrzebę kilkukrotnego zdjęcia z głowy całej konstrukcji, co ujawniło chyba jej największą wadę: w razie zakrztuszenia się czy nagłego braku powietrza, nie jesteśmy w stanie po prostu wypluć rurki i wynurzyć głowy na powierzchnię. Zdjęcie maski Subea tak, żeby móc odetchnąć pełną piersią jest dość problematyczne, bowiem wymaga stałego gruntu pod nogami, względnie jakiegoś pływającego oparcia, które pozwoli nam na późniejsze, ponowne założenie całego majdanu z powrotem. W połączeniu ze znanym faktem spłycenia oddechu podczas pływania w chłodniejszej wodzie może to rodzić spore problemy, których sami doświadczyliśmy. W pewnym momencie Brewa poczuł, że potrzebuje zastrzyku powietrza, a nie bardzo miał jak przeprowadzić taki manewr. W naszym przypadku skończyło się na kilku zadrapaniach i siniakach, ale warto z całą mocą zaznaczyć, że w masce Subea na dalsze wody powinni wypływać tylko Ci, których organizmy już nieco przyzwyczaiły się do mniejszych, szybciej dostarczanych dawek tlenu. Aha – po samym zdjęciu maski warto odczekać kilka minut, zanim pokażecie się ludziom, bowiem sprzęt zostawia na twarzy ślady znacznie większe niż standardowe okulary do pływania.
Żeby nie było, Subea dostarcza jednak dodatkowe rozwiązanie „awaryjne”. Końcówka rurki do oddychania jest w każdym modelu wykonana z plastiku o jaskrawo-pomarańczowej barwie, dzięki czemu widać ją z daleka i nawet w pełnym słońcu. Dzięki temu użytkownika maski można łatwo namierzyć i, jeśli końcówka zniknie pod wodą, pospieszyć mu z pomocą.
Decathlon Subea – relacja cena/jakość
Pojedyncza maska Decathlon Subea kosztuje w sklepie 100 zł bez 10 groszy, ale przy końcówkach serii można wyrwać ją za około 80 zł. To nadal dość dużo, jeśli zestawimy ją z ceną standardowego zestawu fajka + maska do nurkowania, ale nie jest to cena zaporowa.
Za te pieniądze dostajemy porządnie wykonany produkt, który zapewne będzie nam służył przez kilka lat i którego raczej nie zapomnimy zabrać z plaży czy łodzi. Z drugiej strony, wydaje się, że jest to propozycja skierowana raczej dla tych, którzy snorkują dość często. Przemawia za tym nie tylko cena, ale także kilka potencjalnych problemów, które raczej nie występują przy użytkowaniu klasycznej rurki. Kwestie związane z regulowaniem oddechu czy potrzebą zdjęcia maski mogą skutecznie odstraszyć osoby, które w snorkling wcześniej się nie bawiły, a w najgorszym razie napytać im biedy. Jeśli jednak dużo snorkujecie, a priorytetem jest dla Was widoczność (zarówno Wasza, jak i tego, na co patrzycie), możliwość zrobienia zdjęć i duża swoboda ruchu w wodzie, to Subea będzie dobrym wyborem. Agatce maska spodobała się bardziej niż Brewie, który uważa, że zdecydowanie pewniej czułby się w niej, gdyby pływał w płetwach.
Używałem maski do snorkelingu po raz pierwszy. Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami z zimowym Morzem Czerwonym zaopatrzyłem się też w piankę. Całość pozwoliła na niezłą zabawę, a nawet filmowanie. Jednorazowo przebywałem w wodzie ok. 40 – 60 min. Dość szybko poradziłem sobie z uspokojeniem oddechu i zająłem filmowaniem. Uchwyt na kamerkę na masce to rozwiązanie mało praktyczne. Ne można szybko zdjąć kamery z maski, a większość ujęć lepiej wykonywać z uchwytem pływakowym czy wręcz z kijem teleskopowym (oby tylko nie zbliżać kamery zbyt blisko rybek, bo niektóre tego nie lubią i mogą być agresywne). Dla mnie minusem maski jest brak możliwości skierowania głowy ku głębi – kończy się to zbyt gwałtownym zablokowaniem dostępu powietrza, a czasami drobnym przeciekiem. Wiadomo zawór powinien odcinać wodę np z wysokiej fali, ale twarz musi być „położona płasko na wodzie” żeby nie panikować. Może z modelem Easybreath 900 do zanurzeń będzie lepiej. Maska musi być troskliwie spakowana w bagażu, tak aby trwale nie odkształcić uszczelki. Przy rozsądnym obchodzeniu się z nią, płukaniu w niesolonej wodzie powinna chwile posłużyć. Niewielkie przecieki mi nie przeszkadzały, partnerka pływająca z maska dwuczęściową miała zdecydowanie większe problemy z parowaniem i przeciekaniem, no i obolałe usta od zagryzania ustnika fajki. Komplet pianka i maska dają taką wyporność, że ciężko się utopić czy zmęczyć od pływania – można spokojnie dryfować filmując, byle nie dać się ponieść prądom zbyt daleko 🙂 . Warto mieć ze sobą bojkę, nie tylko dla bezpieczeństwa ( ja wypływałem dość daleko od brzegu), ale również żeby wspomóc się przy zdejmowaniu maski np dla lepszego jej dopasowania. Podobnie jak dużą saszetkę typu nerka, żeby zabrać kamerkę, pilot w folii wodoodpornej i inne drobiazgi, a za pasek nerki można zatknąć kijek teleskopowy. Maskę zabrałem również na letni wypad na Rodos. Dzięki temu zobaczyłem śródziemnomorskie Mureny i całkiem okazałe ryby pływające całkiem blisko brzegu. M.
Dzięki za ten komentarz, bardzo informatywny <3 🙂