Svalbard to nie kraj. Svalbard to stan umysłu… a tak naprawdę to formalnie należący do Norwegii archipelag, położony dość głęboko wewnątrz koła podbiegunowego – na tyle, by niektóre wyprawy szykowały się na nim do podboju Bieguna Północnego. Na jego największą wyspę, Spitsbergen, od paru lat można dostać się z Europy za stosunkowo rozsądne pieniądze, dzięki czemu to wspaniałe (i piszę to zupełnie serio) miejsce powoli przyciąga coraz większe rzesze turystów. Jest to idealny cel podróży, jeśli szukamy „męskiej” przygody, okazji do obcowania z naturą oraz doświadczeń diametralnie innych niż te, które towarzyszą nam podczas „normalnego” wyjazdu. Svalbard to bowiem miejsce wymagające od odwiedzających sporej dozy uwagi, zdrowego rozsądku i umiejętności planowania z wyprzedzeniem. Bez kitu – sam się dziwię, że przeżyłem.

Archipelag odwiedziłem w czerwcu (czyli w porze letniej) 2016 roku i po Spitsbergenie i okolicach rozbijałem się +/- 10 dni. Z tego względu większość zaserwowanych poniżej informacji dotyczy pory letniej oraz okresu, w którym światło słoneczne dociera na Svalbard praktycznie przez 24 godziny na dobę.

Kliknij tutaj, aby od razu przenieść się do spisu i mapy moich wpisów o Svalbardzie. Jeśli preferujesz prostszy spis, możesz też po prostu przenieść się na stronę tagu „Svalbard”.

Svalbard w skrócie:

Wjazd na Svalbard

Longyearbyen - skrzynka Świętego Mikołaja

Skrzynka na listy do Świętego Mikołaja – obok sklep tematyczny

Svalbard to jedno z tych niewielu niesamowitych miejsc na świecie, które jest otwarte dla obywateli wszystkich narodowości. Zasadniczo każdy, kto chciałby tam przyjechać (czy nawet zamieszkać), może po prostu wziąć paszport i pojawić się na kameralnym lotnisku w Longyearbyen, względnie w porcie. Z tego względu Longyearbyen – największe (i właściwie jedyne „normalne”) miasto archipelagu zamieszkiwane jest przez przedstawicieli kilkudziesięciu narodowości, włączając w to na przykład solidną liczbę Tajów. Co do zasady, na miejscu można spędzić tyle czasu, ile się chce, ale idylla skończy się, jeśli po 6 miesiącach nie będziecie mieli z czego się utrzymać. Wtedy Sysselmann (tutejszy „burmisztrz”) uprzejmie poprosi Was o powrót tam, skąd licho Was przyniosło.

Jeśli więc wybieracie się na Svalbard na „wakacje” – śmiało kupujcie bilet i niczym się nie przejmujcie (z Polski połączenie liniami SAS najłatwiej znaleźć z Gdańska – tak zresztą sami lecieliśmy). Jeśli natomiast chcielibyście na Svalbardzie ZAMIESZKAĆ, to proponuję gdzieś doczytać, bo osobiście archipelag nie zachwycił mnie aż tak, żebym zapragnął na nim zamieszkać.

Więcej na temat sposobów dotarcia na Svalbard (a także co-nieco na temat lektur, które warto sobie przyswoić przed odlotem) znajdziecie w tym wpisie na blogu.

Na Svalbard można także dotrzeć na pokładzie jednego ze statków wycieczkowych, licznie odwiedzających Longyearbyen (i nie tylko) w sezonie letnim. Warto jednak mieć na względzie, że pasażerowie takich jednostek są przez localsów uważani za turystów drugiej kategorii, będących często bardziej utrapieniem niż błogosławieństwem. Zresztą, podobne rejsy kosztują furę hajsu i nie pozwalają na to, co na Svalbardzie najfajniejsze, czyli na samodzielną eksplorację Spitsbergenu – nawet jeśli ta ostatnia ma ograniczyć się co najwyżej do kilku kilometrów od Longyearbyen.

Bezpieczeństwo na Svalbardzie

Svalbard to – z jednej strony – jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie… Z drugiej jednak to właśnie tu turyści najczęściej padają ofiarą ataków niedźwiedzi polarnych, co w innych częściach globu raczej się nie zdarza.

W Longyearbyen i w innych względnie zaludnionych okolicach (dotyczy to głównie postradzieckich miejscowości w „okolicy” tego miasta) nie trzeba absolutnie bać się przestępczości jako takiej. Pomimo całkiem sporej ilości zamieszkujących tu Polaków, kradzieże czy rozboje zdarzają się bardzo rzadko, każdorazowo będąc przedmiotem obszernych artykułów w gazecie Svalbard Posten, a najczęściej także wynikiem spożycia zbyt dużej ilości alkoholu. To właśnie celem ograniczenia podobnych incydentów – zdarzających się raczej podczas nocy polarnej – w Longyearbyen wprowadzono restrykcyjną reglamentację napojów wyskokowych.

Strzelnica w Longyearbyen - naboje

Pamiątki po poprzednich użytkownikach strzelnicy

Pod względem zdrowotnym Svalbard to również raj na ziemi. Niskie temperatury (brak groźnych bakterii) i wysokiej, czy nawet „średniej” roślinności (brak pyłków) są bezpośrednim powodem tego, że w Longyearbyen jeszcze parę lat temu był tylko jeden lekarz, będący w dodatku chirurgiem urazowym, a nie internistą. Na Svalbardzie generalnie się nie choruje, bo żadna z popularnych bakterii nie przeżyje tu na tyle długo, by komukolwiek zaszkodzić. Z ulgą odetchną tu również alergicy, no chyba że są uczuleni na mięso wieloryba albo sierść renifera.

Svalbard potrafi być jednak zabójczo niebezpieczny. Pomijając kwestie związane z bezmyślnymi wyprawami w głąb lądu, przeprowadzanymi bez niezbędnego ekwipunku (zwłaszcza poza sezonem letnim, kiedy poza Longyearbyen śnieg przykrywa różnorodne wykroty czy jamy), to KAŻDY turysta przybywający na Spitsbergen jest z miejsca ostrzegany przed największym tutejszym zagrożeniem – niedźwiedziem polarnym.

Odwiedzający Svalbard natykają się na misie polarne rzadko, ale szok płynący z takich spotkań najczęściej bywa tragiczny w skutkach. Nawet jeśli jest wyposażony w (wynajętą) broń, turysta zazwyczaj popełnia jakiś błąd, w wyniku czego kończy – w najlepszym razie – poturbowany. Ze względu na (coraz mniejszą, niestety) obecność niedźwiedzi polarnych, na pewno nie należy całkowicie rezygnować z wyjazdu na Svalbard, ale jadąc na miejsce trzeba mieć świadomość, że zagrożenie istnieje i jest realne.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej nie tylko na temat tego zagrożenia, ale także odnośnie procedury załatwiania zezwolenia, a następnie wynajęcia broni na Svalbardzie (którą – w pewnych wypadkach – macie obowiązek nosić ze sobą), to zapraszam do obejrzenia jednego z odcinków mojego wideo-cyklu jedź, BAW SIĘ!+.

Atrakcje na Svalbardzie

Hjortfellet - kopalnia na szczycie

Hjortfellet – kopalnia na szczycie

Większość atrakcji na Svalbardzie to różne rodzaje (także kilkudniowych) trekkingów i wypraw. Nie ma się co oszukiwać – Spitsbergen i okolice to miejsce przede wszystkim dla fanów pięknych, dziewiczych krajobrazów czy podglądanych z ukrycia zwierząt. Niestety, duża część z takich dalszych „spacerów” musi być organizowana za pośrednictwem któregoś z tutejszych tour-operatorów, jako że w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa.

Drugim rodzajem svalbardzkich atrakcji są rejsy po okolicznych akwenach, z których kilka połączonych jest ze zwiedzaniem niestandardowych miejsc – ciągle działających, post-radzieckich osad, wymarłych miasteczek na wybrzeżach czy wreszcie (dla tych z najgłębszą kieszenią) – kilku okolicznych stacji badawczych, jak choćby tej w Ny-Alesund.

Na razie pomijając moje wpisy na temat poszczególnych atrakcji, w których mieliśmy okazję uczestniczyć, tutaj możecie zapoznać się z ich dość kompleksowym omówieniem, podobnie zresztą jak z orientacyjnymi kosztami.

Do tego wszystkiego dochodzą atrakcje samego Longyearbyen – miasta rozwiniętego bardziej niż można by się spodziewać po osadzie usadowionej niemal pod samym Biegunem Północnym. Na miejscu funkcjonuje nie tylko uniwersytet, ale także strzelnica, kilka muzeów oraz naprawdę zaskakująca liczba barów i kawiarni.

Ważna rzecz: my byliśmy na Svalbardzie latem, także odpadło nam kilka rzeczy związanych z leżącym wszędzie w zimie śniegiem: obserwacja zorzy polarnej (archipelag to jedna z najlepszych miejscówek), rajdy na skuterach śnieżnych, prawdziwy psi zaprzęg (na saniach) czy zwiedzanie jaskiń lodowych pozostaje mi do „zaliczenia” zimą. Mam szczerą nadzieję, że będę miał na to okazję.

O Longyearbyen sprokurowałem zresztą dwie dość duże notki. Tę omawiającą atrakcje miasteczka znajdziecie tutaj.

Ceny na Svalbardzie

Tu krótka piłka – Svalbard jest po prostu bardzo drogi. Będący formalną częścią Norwegii (samej w sobie będącą jednym z najdroższych krajów europejskich) archipelag jest zmuszony importować większość najważniejszych towarów, za czym idą wysokie – pomimo iż subsydiowane przez rząd – ceny. Wyjątków jest kilka i na szczęście zaliczają się do niego używki (na Spitsbergenie nieakcyzowane), ale zasadniczo jadąc na miejsce trzeba mieć świadomość, że wydamy tu krocie.

Tutaj omawiam większość kwestii kosztowych związanych z pobytem na archipelagu, włączając w to także kwestie żywieniowe i noclegowe.

Transport i zwiedzanie Svalbardu

Lodowiec w Ymarbukta

Lodowiec w Ymarbukta, oglądany po drodze z (lub do) Barentsburga

90% aktywności związanych ze zwiedzaniem Svalbardu (czy raczej głównie Spitsbergenu) przebędziecie albo na własnych nogach, albo na pokładzie środka transportu opłaconego przez organizatora atrakcji. Wynajmowanie fury nie ma sensu, bo w łączna długość trasy, którą można przejechać samochodem, ledwo dobija do 50 km; z kolei „komunikacją publiczną” od biedy można nazwać tylko autokar, który kursuje pomiędzy lotniskiem a centrum Longyearbyen.

Jeśli więc będziecie chcieli udać się w głąb lądu, pozostają Wam wyłącznie nogi (chyba że – w zimie – macie uprawnienia na skuter śnieżny – wystarczy prawo jazdy polskiej kategorii A). Jakiekolwiek wyprawy dalej odpadają, chyba że jesteście zaprawionymi podróżnikami z dużym doświadczeniem w poruszaniu się po trudnym terenie.

Co nieco o „transporcie” w Longyear pisałem w notce dotyczącej samego miasta, którą możecie znaleźć tutaj.

Jeśli chodzi o wodę, to sytuacja jest podobna. W Longyearbyen można wprawdzie wypożyczyć kajak, ale wody okalające wyspy są dość niebezpieczne i lepiej nie zapuszczać się na nie samodzielnie, o ile nie zjedliście zębów na tego typu rozrywkach. W innym wypadku najsensowniej jest trzymać się zatoki tuż przy „stolicy” – to zresztą powinno Wam wystarczyć z nawiązką.

O zorganizowanych rejsach – konkretnie na pokładzie fenomenalnej jednostki HMS Polargirl – możecie przeczytać u mnie w oddzielnym wpisie.

Noclegi i jedzenie na Svalbardzie

Longyearbyen Camping

Longyearbyen Camping

Jeśli chodzi o noclegi, to Svalbard jest – ponownie – drogi, chyba że wybierzecie jedyny na miejscu Hostel albo (także jedyny) kemping. Droższe opcje noclegowe obejmują przede wszystkim przytulne, ale drogie quasi-hostele, a w cenę łóżka wliczone jest zazwyczaj także pożywne śniadanie. Dla najbardziej luksuśnych swoje podwoje otworzyła w Longyearbyen sieć hoteli Radisson BLU, chociaż na miejscu możecie być zdziwieni wyglądem jej miejscowego przedstawiciela, wyglądającego raczej jak duży, drewniany barak.

O naszym noclegu na Longyearbyen Camping możecie ze szczegółami przeczytać w tym wpisie.

Żarcie to kolejny problem, chociaż w tym wypadku można pozbyć się części zbędnych kosztów, po prostu przywożąc jedzenie z Polski. Ta praktyka jest bardzo popularna zwłaszcza wśród nocujących na kempingu. Nie chcąc Was jednak straszyć zaznaczę, że w Longyearbyen funkcjonuje kilka dobrze zaopatrzonych sklepów, w tym kultowy supermarket sieci COOP, zamaskowany pod romantyczną nazwą Svalbardbuttiken. Jest to również jedyne miejsce, w którym na Spitsbergenie kupicie alkohol na wynos. A jeżeli jest supermarket, to są również różnego rodzaju promocje. Jeśli będziecie mieli szczęście, to traficie nie tylko na bajeczne przeceny kaloszy (true story – sam się zastanawiałem), ale również na dobre deale na polarbrod (skandynawski chleb w kształcie placka) czy kiełbasę z renifera, której jednak nie polecam.

O naszych rozterkach gastronomicznych możecie poczytać we wpisie, który poświęciłem – a jakże – kwestii alkoholu na Svalbardzie. Wzmianki na ich temat pojawiają się także w innych moich wpisach, choć dotyczą głównie problemów z dostępnością piwa.


Moje wpisy o Svalbardzie:

Poniżej znajdziesz wszystkie wpisy o Svalbardzie, które umieściłem na swoim blogu.

Svalbard – przygotowania:

Svalbard – wpisy ogólne:

Svalbard – galerie zdjęć i filmy:

Moją pełną, 10-odcinkową wideo-relację z każdego dnia spędzonego na Svalbardzie znajdziecie na moim kanale na YouTube, a konkretnie tutaj: Pamiętniki svalbardzkie.

Svalbard – mapa wpisów:

Na poniższej mapie znajdziesz wszystkie moje wpisy, które dotyczą konkretnych rejonów i miejsc na Svalbardzie. Kliknij na znacznik aby przenieść się do odpowiedniego wpisu.

Jak na razie wszystkie moje wpisy o Svalbardzie powstały po odbyciu krótkiej „wyprawy” w czerwcu 2016 roku. Jeśli chcesz poczytać więcej o moich dłuższych wyjazdach, kliknij tutaj.