Chiny to jeden z tych krajów, o których każdy słyszał, ale w sumie mało kto był. O ile dalsze kraje Azji wschodniej cieszą się wśród turystów i podróżników nieustannym wzięciem, o tyle Chiny często traktowane są jak niechciane, duże dziecko, wymagające zbyt wiele zachodu i czasu. Kraj rzeczywiście jest przeogromny, a podróżowanie po nim może nastręczyć niemałych trudności, niemniej już parę dni spędzonych na odkrywaniu tutejszych skarbów dobitnie pokaże, że warto czasem się przemęczyć – czy to podczas kilkunastogodzinnej jazdy pociągiem, czy to prób dogadania się po angielsku właściwie gdziekolwiek. Sam w Chinach byłem jak na razie dwukrotnie – raz dłużej, podczas mojej pierwszej Wyprawy w 2007 roku, a raz krócej w roku 2015. Oba te wyjazdy przekonały mnie, że do Kraju Środka na pewno jeszcze wrócę.
Chiny w skrócie:
Wjazd/wiza do Chin
Polacy wybierający się do Chin potrzebują wizy. Jej wyrobienie – nawet samodzielnie – nie jest specjalnie trudne, choć po internecie krąży wiele legend mówiących o tym, jak skomplikowana jest ta procedura. Tak naprawdę wystarczy kupić bilet, klepnąć wstępnie jeden czy dwa noclegi, wypełnić odpowiedni (choć dość długi) formularz, a następnie odstać swoje w kolejce pod ambasadą (dwa razy). Największym problemem jest właśnie to ostatnie, bowiem o wizę do Chin ubiega się wiele osób, przez co pośrednicy wizowi przyłażą pod ambasadę z torbami pełnymi dokumentów. W takim wypadku cuda może zdziałać miłe nastawienie i trochę asertywności w dążeniu do wciśnięcia się przed nich.
Bezpieczeństwo w Chinach
Chińczycy jako naród są generalnie ludźmi miłymi, nieco niepewnymi w kontaktach z cudzoziemcami, a także – często – potwornie wręcz odmiennymi od Europejczyków pod względem kulturowym. Większość problemów w przemieszczaniu się po Kraju Środka związanych jest więc z trudnościami w komunikacji lub z niezrozumieniem panujących w Chinach zwyczajów.
Najpoważniejszą przeszkodą komunikacyjną jest – rzecz jasna – język. Nawet w Pekinie, który pomiędzy moimi wizytami był gospodarzem Olimpiady, ciężko dogadać się po angielsku. Wyjątkiem są niektóre hotele i najważniejsze atrakcje turystyczne (włączając w to całe miasteczka o tym statusie, takie jak Guilin czy Pingyao), a także praktycznie cały Hong-Kong oraz Macau, które w głowie zwykłem traktować bardziej jako oddzielne byty państwowe. Trudności w porozumiewaniu się z Chińczykami mogą skutkować nie tyle sytuacjami niebezpiecznymi, bo budzącymi irytację i zwykłe wkurwienie. Cena za 3 noce może okazać się ceną za noc, filet z kurczaka może okazać się całym udkiem pociętym w kostkę, a bilet do Chongquing – biletem do Changchun (miasta te dzieli niemal 2800 km). Te pomyłki mogą wynikać z chęci zwykłego orżnięcia turysty, ale częściej są rezultatem wbitej do głowy chińskiego narodu zasady, że trzeba pomóc za wszelką cenę, nawet jeśli tej pomocy właściwie nie umiemy udzielić. Nie ma się co dziwić, że dwie zapytane o drogę osoby wskażą nam dwa zupełnie odwrotne kierunki, a poszukiwana przez nas atrakcja ostatecznie będzie zupełnie gdzie indziej. Lekiem na bolączki tego typu są: dobry research przed wyjazdem oraz dobra mapa (najlepiej z rozpiskami komunikacji publicznej).
Oczywiście, w Chinach zdarzają się też zwykłe problemy, które zbiorczo wrzuca się do kategorii „miejscowych niebezpieczeństw”. W niektórych miejscach ryzyko ich wystąpienia jest wyższe niż w innych (choćby wspomniane już Chongquing jest powszechnie uważane za najbardziej niebezpieczne miasto w Chinach), ale generalnie z kwestiami pokroju kradzieży czy rozbojów trzeba tu sobie radzić zdroworozsądkowo. Pomoże podwyższona przezorność i oczy dookoła głowy w miejscach mocno turystycznych (kieszonkowcy) i mało turystycznych (kradzieże/rozboje). Generalnie jednak w Chinach – a już na pewno w dużych miastach pokroju Pekinu czy Szanghaju – jest raczej spokojnie, przynajmniej jeśli chodzi o przyjezdnych zza granicy. Nie bez znaczenia jest tu fakt bardzo dobrze widocznej policji.
Wreszcie, warto poruszyć kwestię związaną z naszym bezpieczeństwem… psychicznym. Jak wspomniałem wyżej, chińska kultura jest BARDZO odmienna od naszej. Taki stan rzeczy skutkuje często głębokim niezrozumieniem bądź nawet obrzydzeniem wywoływanym w Europejczyku przez niektóre, typowo chińskie zachowania. Dłubanie w nosie, bekanie, a czasem nawet walenie kloca na środku parku zdarza się tutaj częściej niż rzadziej, a im wcześniej się do tego przyzwyczaimy, tym szybciej zaczniemy doceniać inne aspekty podróży po Chinach. W miejscach mało turystycznych trzeba również wziąć poprawkę na to, że ludzie będą się po prostu na Was gapić, a niejednokrotnie poproszą Was o to, by mogli sobie z Wami zrobić zdjęcie. Jeśli macie z tym problem, po prostu pozostańcie przy rejonach, w których biali pojawiają się częściej. Innego wyjścia nie ma.
Chińskie atrakcje
Chiny są OGROMNE i próba choćby ogólnego rozpisania atrakcji oferowanych przez ten kraj w krótkim, zbiorczym podsumowaniu jest skazana na porażkę. Niemniej można powiedzieć co następuje:
Większość „standardowych” miejscówek turystycznych skupiona jest w prowincjach centralnych: Shanxi, Shaanxi (tak – to bardzo pomaga, zwłaszcza że są one zlokalizowane obok siebie), Hebei, Hubei (te z kolei dzieli od siebie ponad 1000 km) czy Hunan. Generalnie większość ludzi mówiąc o wyjeździe do Chin ma na myśli ogromny romb wygrodzony przez Pekin na północy, Hong-Kong i Shenzen na południu oraz Chengdu i Szanghaj na linii zachód-wschód. To właśnie tu żyje gros obywateli Chin i tu również znajdują się wszystkie najbardziej znane miasta i miasteczka (jak wspomniane już Pingyao czy Guilin), klasztory, szklane mosty i inne duperele, które tak cieszą oko europejskiego turysty. Wstyd powiedzieć, ale moja znajomość Chin ogranicza się – jak na razie – właśnie do (pewnej części) tego obszaru.
Ogromny obszar na linii Chengu-Urumczi to znacznie mniej popularny rejon, którego najbardziej znaną atrakcją są chyba Tęczowe góry w parku narodowym Zhangye Danxia. Bardziej zaprawieni turyści najczęściej „zaliczają” ten obszar w drodze z Azji Centralnej do stolicy Chin, skąd często wracają do domu. Można powiedzieć, że prowincje Sinciang, Qinghai i kilka ościennych to taka chińska Mongolia, do której jedzie się w poszukiwaniu spokoju i Chin zdecydowanie mniej turystycznych (ale również – pod pewnymi względami – nieco mniej spektakularnych).
Obszar od Pekinu na północny wschód to istna terra incognita, pobieżnie poznawana przez tych wybrańców, którzy wybierają się – przykładowo – w kolejową wycieczkę do Korei Północnej. Ja sam niestety wybrałem samolot, czego dziś nieco żałuję. W połączeniu w Mongolią Wewnętrzną , te prowincje to chyba najmniej znany rejon Chin i jeśli zależy Wam na odkrywaniu nieturystycznych szlaków, to jest to wybór dla Was.
Tybet to zupełnie inna para kaloszy i jeśli kiedyś (wreszcie) się tam wybiorę, to raczej będę pisał o nim w kontekście osobnego kraju. Wjazd do Tybetańskiego Rejonu Autonomicznego wymaga przygotowań zarówno fizycznych (góry) jak i proceduralnych (pozwolenia), ale już choćby zdjęcia samej Lhasy sprawiają, że komuś z zacięciem podróżniczym przechodzą ogromne ciary.
Do tego dochodzą konkretne miasta czy mniejsze regiony. Pekin czy Szanghaj to metropolie będące atrakcjami samymi w sobie, podobnie jak Shenzen, Hong Kong, Macau czy wyspa Hajnan, będąca ulubionym, chińskim celem rosyjskich turystów.
Ceny w Chinach
Chiny nie są dziś tak tanie, jak przed kryzysem finansowym z 2008 roku, ale wciąż pozostają krajem dość „budżetowym”, kiedy już się do niego dostaniemy. Rzecz jasna, w stolicy i najbardziej znanych miastach za noclegi i jedzenie zapłacimy więcej niż na jakimś wygwizdowie, niemniej nawet tam można znaleźć w miarę przyzwoity nocleg za 40-50 zł od osoby, a street-foodowy obiad będzie nas kosztował jakieś grosze (np. 5 drobiowych szaszłyków za 6 zł). O taniej spożywce nawet nie wspominam – jeśli ktoś chce oszczędzić na śniadaniach, to nie będzie miał z tym najmniejszych trudności.
Największym wydatkiem będzie transport, zwłaszcza jeśli zależy nam na skokach na większe odległości. Bilet kolejowy na kilku-kilkunastogodzinną trasę wyciągnie z naszej kieszeni nawet około 200 zł, a jeśli jedziemy do jakiejś wioski, to nie znajdziemy alternatywy lotniczej.
Chiny są również idealnym krajem na różnego typu zakupy. Elektronikę czy ciuchy (a także meble i artykuły motoryzacyjne, ale dziwnie jeździ się przez Azję z tłumikiem czy komodą w bagażu) kupimy tu znacznie taniej niż w Europie – i nie mówię tu nawet o słynnych, chińskich podróbkach. Tę kwestię warto wziąć pod uwagę wybierając plecak na wyjazd. Kraj Środka jest też niesamowity pod kątem pamiątek – kto kupowałby magnes na lodówkę, kiedy za równowartość 30 zł można tu nabyć kamienną pieczęć z własnym imieniem wygrawerowanym po chińsku?
Transport i zwiedzanie Chin
Europejski turysta nie może poruszać się po Chinach samochodem. Nawet jeśli posiada międzynarodowe prawo jazdy, to obowiązkowa jest jego „nostryfikacja”, będąca – zgodnie z informacjami z internetu – procesem dość skomplikowanym, czasochłonnym, a do tego wymagającym zdania egzaminu teoretycznego. Z powyższego względu większość turystów porusza się po Chinach pociągami albo autobusami, a na mniejsze odległości – samochodami z wynajętym kierowcą.
Chińskie pociągi to duże zagadnienie samo w sobie, także tu napiszę tylko, że kupowania biletu kolejowego w Chinach trzeba się nauczyć, a ponadto nie jest to coś, co załatwia się w 10 minut (podczas zakupu trzeba mieć przy sobie paszport, a do tego liczmy się ze staniem w długiej kolejce i niemożliwością porozumienia się po angielsku). Sama podróż również może być zabawna, zwłaszcza jeśli jedziemy trasą, na której raczej nie spotyka się białych. Warto wziąć poprawkę na powszechne zainteresowanie, jakie będziemy budzić. Z drugiej strony, w pociągach sypialnych (nawet tych tańszych) zawsze można liczyć na czystą pościel, uprzejmą obsługę i pomoc ze strony współpasażerów. Jeśli wyższa cena nie jest dla Was przeszkodą, to – gdy macie do wyboru autobus sypialny albo pociąg – niemal zawsze lepiej będzie wybrać pojazd szynowy.
To właśnie w Chinach spotkałem się po raz pierwszy z autobusami sypialnymi. Każdemu polecam przejazd nimi przynajmniej raz – żaby przeżyć to dość dziwne doświadczenie. Niestety, za niższą ceną idzie też niższy komfort podróży, związany głównie ze wschodnim wymiarowaniem łóżek. Z tego względu dla większości osób ten pierwszy raz jest także ostatnim, chyba że ktoś charakteryzuje się naprawdę nikczemną posturą – względną wygodę można w sleeper-busie osiągnąć mając maksymalnie 175-180 cm wzrostu. Sleeperami przejedziemy się na dystanse długie i średnie, ale na te pierwsze zdecydowanie polecam pociągi.
O podróży samochodem nie ma się co rozpisywać. No, może poza tym, że Chińczycy jeżdżą jak wariaci i powinniście być naprawdę wdzięczni ich rządowi, że nie pozwala Wam narażać swojego życia na drogach Kraju Środka. Poza tym, ważną kwestią są ceny (zawsze ustalajcie je z góry) oraz to, że lokalni taksówkarze często… w ogóle nie znają obszaru, na którym pracują. Trzeba o tym pamiętać, kiedy zależy Wam na szybkim dotarciu z punktu A do B.
Do powyższych środków transportu dochodzą dodatkowo ich niestandardowe rodzaje. Po rzekach możecie przepłynąć się promem, po Mongolii wewnętrznej przejedziecie się konno itd. Umówmy się jednak, że są to kwestie bardziej incydentalne niż standardowe sposoby podróżowania.
Noclegi i jedzenie w Chinach
Z noclegami w Chinach generalnie nie ma problemu, zwłaszcza w dużych miastach i miejscowościach turystycznych. Tam znajdziecie całą gamę hosteli i hoteli – od tych najtańszych, gdzie za łóżko zapłacicie 30-40 zł (w salach wspólnych), przez średnie (od 70-100 zł za pokój) po najdroższe i najbardziej komfortowe. Przy dobrym researchu da się znaleźć pokój w hotelu 4-gwiazdkowym nawet za 170-200 zł za noc – warto poszukać go odpowiednio wcześniej online. My tak zrobiliśmy w Hong Kongu. Nieco gorzej jest w miejscach, gdzie turyści docierają rzadziej, ale nawet tu znajdzie się zawsze jakiś hotel robotniczy albo mniejszy hotelik, w którym za niewielkie pieniądze spędzicie jedną lub dwie noce. Weźcie jednak pod uwagę, że w takich przypadkach z warunkami może być różnie.
Chińskie jedzenie to temat, który na dobrą sprawę powinien zostać rozbity na prowincje, a czasem nawet na konkretne miasta. Każdy większy region dysponuje lokalnymi potrawami, które za ciężkie pieniądze zjecie w wypasionych restauracjach… albo za śmieszny hajs w mniejszych knajpach i na ulicznych stoiskach. Cechą wspólną prawdziwej, chińskiej kuchni jest to, że jakieś 70% z niej to jakiś rodzaj sycącej (i często bardzo ostrej) zupy, w której można znaleźć dosłownie wszystko (łącznie z kośćmi i głowami) , a 95% to pozycje zawierające mąkę. Kluski, makarony i ciasto – w odmianie ryżowej bądź nie – będziecie spotykać w każdym menu, a po kilku dniach w Państwie Środka bardzo szybko przyzwyczaicie się do tego, że nawet na śniadanie je się tu coś gorącego albo przynajmniej ciepłego.
Moje wpisy o Chinach:
Poniżej znajdziesz wszystkie wpisy o Chinach, które umieściłem na swoim blogu.
Chiny – wpisy ogólne:
- Parowańce z garażu, czyli jedzenie w Chinach - Ci, którzy znają mnie trochę lepiej wiedzą, że nie jestem… ... Czytaj dalej ->
- Koleją do piekła - 32 godziny w pociągu. Wydawać by się mogło, że po… ... Czytaj dalej ->
- Niedźwiedzia przysługa po chińsku - Podczas tych 32 godzin – mimo iż koszmarnych w ogólnym… ... Czytaj dalej ->
- Piekło na wodzie, czyli o chińskich promach - O żesz kurwa – powiedziałem stojąc w progu naszego „apartamentu”… ... Czytaj dalej ->
- Na leżąco, autobusem – sleeper busy w Chinach - Autobusy sypialne, czy inaczej sleeper busy (zdjęcie znajdziecie tutaj), to… ... Czytaj dalej ->
- (Stuletnie) jaja w Szanghaju - Następnego ranka miało miejsce kolejne doświadczenie kulinarne. Było nim nasze… ... Czytaj dalej ->
- "Twardośpiochy" - Wagon określany w azjatyckiej nomenklaturze kolejowej jako hard sleeper był… ... Czytaj dalej ->
- Jak załatwić wizę do Chin (od 2019 roku) - Krótki i konkretny poradnik w temacie uzyskania wizy do Chin.… ... Czytaj dalej ->
- Coś na ząb, czyli jedzenie z Shanxi - Jak wiele razy zaznaczałem, nie jeżdżę do Azji dla jedzenia.… ... Czytaj dalej ->
- Fast-food w Chinach - Nie wiem właściwie czemu, ale pomimo występującego u mnie niemal… ... Czytaj dalej ->
Chiny – galerie zdjęć i filmy:
- Film: Chiny 2015 - W ramach wstępu do relacji z tegorocznego wyjazdu wrzucam dziś film… ... Czytaj dalej ->
- Jedź, baw się! PLUS, odc. 1 – Pociągi w Chinach, cz. 1 - Zapraszam na pierwszy odcinek mojego nowego (i zasadniczo pierwszego) wideocyklu… ... Czytaj dalej ->
- Jedź, baw się! PLUS, odc. 2 – Pociągi w Chinach, cz. 2 - Zapraszam na drugi odcinek Jedź, baw się! PLUS, w którym… ... Czytaj dalej ->
- Galeria zdjęć: Pekin - Dzisiaj prezentuję skromną galerię z tego, co zostało mi ze… ... Czytaj dalej ->
- Galeria zdjęć: Okolice Datong - Dziś prezentuję konkretną galerię równie konkretnych miejscówek z okolic Datong,… ... Czytaj dalej ->
- Jedź, baw się! PLUS, odc. 3 – Ci obleśni Chińczycy - Dzisiaj temat tyleż ciekawy, co obleśny, czyli więcej niż kilka… ... Czytaj dalej ->
- Galeria zdjęć: Pingyao i okolice - Nazwa dzisiejszej galerii jest trochę oszukańcza, bo "okolice" to co… ... Czytaj dalej ->
- Jedź, baw się! PLUS, odc. 4 – Chińska spożywka - Dzisiaj ostatni (jak na razie) odcinek Jedź, baw się! PLUS… ... Czytaj dalej ->
Chiny – mapa wpisów:
Na poniższej mapie znajdziesz wszystkie moje wpisy, które dotyczą konkretnych rejonów i miejsc w Chinach. Kliknij na znacznik aby przenieść się do odpowiedniego wpisu.