Do Jordanii wybierałem się od roku. W 2018 właściwie miałem już bilety, ale na 2 miesiące przed wyjazdem RyanAir miał jeden ze swoich klasycznych fakapów, a mi bardziej opłacało się odzyskać pieniądze niż przekładać lot na inny termin. Nie powinno więc nikogo dziwić, że bardzo się cieszyłem, kiedy razem z Agatką kupiliśmy bilety do Ammanu, a irlandzki przewoźnik nie zaskoczył nas niczym nieprzyjemnym (przełożenie lotu powrotnego o godzinę się nie liczy). Dzięki temu, w październiku 2019 roku mogliśmy ujrzeć jordańskie cuda.
Planowanie
Mogę śmiało napisać, że planowanie 12-dniowego wypadu do ostoi spokoju na Bliskim Wschodzie było jedną z najłatwiejszych tego typu operacji w moim życiu. Kraj jest wybitnie, że tak to ujmę, „odwiedzalny” i – jeśli nie mamy ochoty na długie skoki pod granicę z Irakiem – to wytyczanie trasy jest szalenie proste.
Jordania jest krajem względnie małym. Na (nieco dłuższej) osi północ-południe ma zaledwie ok. 450 km długości, a wzdłuż tego wymiaru da się podróżować czterema różnymi drogami, w tym dwiema szybszymi i dwiema „wolniejszymi” (ze względu na położone na nich atrakcje). Rzecz jasna, swoim sposobem na cały wypad wynajęliśmy samochód, który miał nas dowozić w odpowiednie miejsca szybko i skutecznie. Zgrubny plan zwiedzania ułożyliśmy dłuższy kawałek czasu przed wylotem i zawierał on WSZYSTKO, co tylko wydało nam się interesujące. Oczywiście finalnie nie „zaliczyliśmy” każdego z punktów, ale i tak możemy śmiało stwierdzić, że w Jordanii zobaczyliśmy znacznie więcej niż tylko Petrę i Wadi Rum, na których kończy się większość wyjazdów trwających do 5 dni. Nasz plan ogólny wyglądał jak poniżej, a jego klikalną wersję znajdziecie tutaj.
Transport
Jak wspomniałem wcześniej, po Jordanii przemieszczaliśmy się samochodem. O tej kwestii możecie poczytać szerzej w oddzielnej notce, tu natomiast tylko dam znać, że wybór „własnego” środka transportu ponownie okazał się strzałem w dziesiątkę, choć może nie być nim dla każdego. Pod pewnymi względami Jordania jest krajem wymagającym dla kierowców, a głównymi problemami są tu: ruch w miastach (chaotyczny, bez oglądania się na jakiekolwiek przepisy) oraz przewyższenia. Te drugie mocno dawały się we znaki naszemu silnikowi, tym bardziej, że z jakiejś przyczyny otrzymaliśmy wóz z automatyczną skrzynią biegów. Prowadzenie samochodu w Jordanii polecam więc przede wszystkim tym, którzy mają już jakiekolwiek doświadczenie w poruszaniu się tym środkiem transportu po bardziej „dzikich” krajach. Dobrą rozgrzewką będzie podobna aktywność w krajach bałkańskich, kaukaskich czy Maroku. Po nich Jordania raczej niczym większym Was nie zaskoczy.
Same przejazdy były dość przyjemne, a niektóre jordańskie drogi (zwłaszcza w centrum i na obrzeżach kraju) są atrakcjami samymi w sobie. Pod tym kątem kraj ma naprawdę wiele do zaoferowania, bo natkniemy się tu zarówno na proste jak stół pustynne autostrady, jak i spektakularne, górskie zakrętasy. Oba warianty zaskoczą Was niesamowitymi widokami, z powodu których bardzo często zatrzymywaliśmy się na poboczu.
Ponadto, niewielkie odległości pomiędzy poszczególnymi atrakcjami sprawiają, że samochód sprawdzi się w Jordanii znacznie lepiej niż komunikacja publiczna. Po zwiedzaniu możemy wsiąść do fury i 15 minut później być już w innym miejscu, a nie marnować 40 minut w oczekiwaniu na podstarzały, śmierdzący dieslem autobus, do którego w dodatku trzeba jeszcze dotrzeć. Własne cztery kółka przydały nam się również bardzo w przypadku atrakcji mniej znanych, do których w innym wypadku da się dotrzeć jedynie w ramach wycieczek zorganizowanych lub taksówką.
Prosty przykład: „prywatny” przejazd z Madaby do Akaby to koszt ok. 90 JOD dla 1-4 osób (prawie 500 zł). Dla porównania, koszt wynajęcia samochodu na 12 dni to kwota rzędu 1000 zł. Oszczędność widać na pierwszy rzut oka.
Noclegi i żarełko
Z tematem noclegów jest w Jordanii najciężej. Kraj nadal nie jest do końca przygotowany na turystykę prywatną i widać to po opcjach nocowania, zwłaszcza jeśli rezerwujemy coś z dnia na dzień. Hostele istnieją tylko w najbardziej turystycznych miejscowościach (Wadi Musa, Madaba, Dżarasz i – siłą rzeczy – Amman), a i bliżej im raczej do klasycznych guest-house’ów, nadal borykających się problemami typu brak ciepłej wody. Kwestią spania przez cały wyjazd zajmowała się Agatka i raz czy dwa zdarzyło się, że musieliśmy mocno zmieniać zaplanowaną trasę tylko dlatego, że po prostu nie mielibyśmy gdzie spać (przykład: zamiast zostać w Al-Karak musieliśmy dymać kawał dalej, aż do wioski Dana). Na ten moment moja rada jest taka, żeby – o ile to możliwe – noclegi w mniej uczęszczanych przez turystów miejscach rezerwować z 2-3 dniowym wyprzedzeniem. Jeśli zależy Wam na oszczędności, to warto tę aktywność rozszerzyć także o miejsca najbardziej oblegane, takie jak Petra czy Dżarasz.
Z kwestią oszczędności wiąże się również zagadnienie jedzenia. W tym miejscu potraktuję sprawę skrótowo i napiszę tylko, że już od pierwszych dni na miejscu warto stołować się w mniejszych knajpkach dla localsów, zadowalając się nieco częściej zwykłą szoarmą czy kebabem, a rzadziej bardziej wymyślnymi, tradycyjnymi potrawami regionu. Takie podejście będzie każdorazowo zostawiać Wam w kieszeni nawet po 10 JOD, co na pewno przełoży się na DUŻO niższe koszty wyjazdu. Przykładowo, niewielki obiad (BEZ PIWA!) na Rainbow Street w Ammanie kosztował nas 15 JOD (z wliczonym podatkiem i service fee w wysokości 10%), a dwa razy większa (i smaczniejsza) szoarma w knajpie pod hotelem – zaledwie 2,5 JOD. Dość powiedzieć, że my sami przez większość wyjazdu przygotowywaliśmy sobie śniadania sami (do teraz nie mogę patrzeć na hummus), a w porze obiadowej szukaliśmy małych knajp oznaczonych symbolem mieszanki kebabowej na patyku. Plus jest taki, że dało się je znaleźć nawet na największych zadupiach.
Realizacja planu
Muszę przyznać, że nasz wypad do Jordanii okazał się jedną z najbardziej wychillowanych wypraw, które miałem okazje organizować. Oboje nie tylko zobaczyliśmy masę rzeczy, ale faktycznie odpoczęliśmy. A wyglądało do mniej-więcej następująco:
- Dni 1-2 poświęciliśmy na Amman i odpoczynek po locie. Nie skłamię jeśli powiem, że całodniowy spacer po Ammanie zmęczył nas dużo bardziej, niż 6-godzinny trekking po Petrze, który odbyliśmy później.
- Dni 3-4 spędziliśmy w drodze na Wadi-Rum, przejeżdżając przez kraj bez pośpiechu i oglądając po drodze część atrakcji rejonów centralnych, w tym choćby Madabę. W te dni przesiedzieliśmy w samochodzie najwięcej czasu.
- Część dnia 4 i całość 5 spędziliśmy na Wadi Rum, głównie zbierając szczęki z ziemi i uciekając przed muchami. Sławna pustynia dosłownie zbiła nas z nóg, a wycieczka po niej była jedyną atrakcją zorganizowaną, jaką załatwiliśmy sobie w ogóle i jeszcze przed wyjazdem.
- Dzień 6 i 7 oznaczał dla nas trochę klasycznego odpoczynku w Akabie, podczas którego korzystaliśmy z niższych cen alkoholu na miejscu, a ja prawie się utopiłem podczas rekreacyjnego snorklingu.
- 8 dzień spędziliśmy w Petrze – wiadomo. Po 6-godzinnym spacerze mieliśmy dość, chociaż jeśli kiedyś tam wrócimy, to na pewno nie będziemy się nudzić, bo zostało nam trochę do zobaczenia.
- 9 dzień oznaczał początek drogi na północ, z nadrabianiem atrakcji, które ominęliśmy jadąc z Ammanu oraz postojem nad Morzem Martwym. Tu pozwoliliśmy sobie na nieco hedonistyczny nocleg w porządnym hotelu z basenem i widokiem z folderu wakacji all-inclusive.
- Pozostałe 3 dni spędziliśmy na północy i wschodzie kraju, odwiedzając Dżarasz, Adżlun oraz parę mniej popularnych miejsc pod granicą z Irakiem i Syrią. Kręcąc się po tym rejonie, cały czas skrzętnie omijaliśmy Amman, aby nie pakować się w stołeczne korki, które śnią mi się do dziś.
Jak widać, nie narzuciliśmy sobie jakiegoś dzikiego tempa, a mimo to zobaczyliśmy niemal wszystko, co sobie zaplanowaliśmy. Graficzną realizację naszego planu, wraz z kosztami i kilkoma ciekawostkami, przedstawiam również poniżej, w formie koślawej infografiki:
Ogólnie rzecz biorąc, wyjazd był świetny, liczba fakapów wyniosła zero, a my wróciliśmy uśmiechnięci, wypoczęci i pełni niechęci do powrotu do pracy. Nie wiem, kto wymyślił zasadę, że urlop motywuje do roboty, ale chętnie dałbym mu w ryj.
(Wielcy) nieobecni?
Face it: kilku(nasto)dniowe wyjazdy do konkretnych krajów, podczas których da się zobaczyć ABSOLUTNIE wszystko, po prostu nie istnieją. Pomimo tego, że w Jordanii mieliśmy do dyspozycji naprawdę dużo czasu, a do tego byliśmy w pełni mobilni, to nie udało nam się (albo nie chciało) dotrzeć do kilku miejscówek, które z chęcią kiedyś jeszcze bym odwiedził. Najważniejsze z nich to:
- Słynny kanion Wadi Mujib, dysponujący całkiem solidną infrastrukturą, wodospadami i różnorodnymi „przygodowymi” atrakcjami. Tu zawiniła trochę chęć zrelaksowania się oraz (z drugiej strony) niechęć do wydawania 12 JOD na osobę za samą możliwość trekkingu. Sam spacer jest też dość długi, bo zajmuje ok. 2-3 godzin.
- Ruiny w Gadarze i Pelli. Co prawda byliśmy w Dżarasz, ale nie obraziłbym się za możliwość skonfrontowania tamtejszych pozostałości z tym, co można oglądać bardziej na północy.
- Drogi widokowe w rejonie Madaby. Przez bieżące zmiany trasy byliśmy zmuszeni ominąć ładne trasy widokowe, wiodące do Madaby z południa kraju i ostatecznie wróciliśmy do niej od wschodu. Trochę szkoda, chociaż silnik naszego samochodu na pewno odetchnął z ulgą.
Cóż – będzie po co wrócić, chociaż na ten moment oboje z Agatką mamy ochotę odpocząć trochę od arabskich klimatów. Jeszcze zobaczymy, na co teraz wypadnie.
Galerie zdjęć i filmy:
- Film: Jordania 2019. Północ-południe - Zapraszam na niemal 3-minutowy film relacjonujący nasz 12-dniowy wypad do… ... Czytaj dalej ->
Wpisy ogólne:
- Blondynka w Jordanii – jak się ubierać, żeby nikogo nie wkurzać? - Jeśli jesteś kobietą i planujesz wyjazd do Jordanii, być może… ... Czytaj dalej ->
- Jordan Pass – jordańska wiza i bilety wstępu w jednym - Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Jordan Pass, ale baliście się… ... Czytaj dalej ->
- Tania Jordania w 5 krokach - Uważasz, że Jordania jest droga? Sprawdź te 5 prostych trików,… ... Czytaj dalej ->
- Samochodem po Jordanii – jak się za to zabrać? - Szczegółowy, kompletny poradnik w temacie wynajmu samochodu w Jordanii i… ... Czytaj dalej ->
- Alkohol w Jordanii – nie taki islam straszny… - Alkohol w Jordanii? Jak najbardziej. Trzeba tylko wiedzieć co, gdzie,… ... Czytaj dalej ->
- Nowa strona zbiorcza – Jordania - Informacja o pojawieniu się na blogu nowej strony zbiorczej dla… ... Czytaj dalej ->
Konkretne miejsca:
- Amman. Najbrzydsza stolica świata – mini-przewodnik - Zobacz, czy Amman faktycznie jest "najbrzydszą stolicą świata" i dlaczego… ... Czytaj dalej ->
- Madaba, czyli Jordania po chrześcijańsku - Sprawdź, co warto zobaczyć w Madabie - jednym z bardziej… ... Czytaj dalej ->
- Nie po drodze: Dana (Jordania) - Poznaj jordańską wioskę, która zdecydowanie zbyt rzadko pojawia się w… ... Czytaj dalej ->
- TOP 5 rzymskich ruin w Jordanii - Sprawdź nasz ranking pięciu najfajniejszych rzymskich ruin w Jordanii, będących… ... Czytaj dalej ->
- Jak ogarnąć Wadi Rum? - Planujesz wycieczkę na Wadi Rum w Jordanii? Sprawdź nasz kompletny… ... Czytaj dalej ->
- TOP 5 zamków i twierdz Jordanii - Sprawdź naszą listę pięciu najciekawszych zamków w Jordanii! ... Czytaj dalej ->
- Jak ogarnąć Petrę? - Poradnik przetrwania dotyczący Petry - niewątpliwie największej jordańskiej atrakcji turystycznej. ... Czytaj dalej ->