Czy Morze Martwe jest tego warte?
Tym czerstwym nie-do-końca rymem chcieliśmy zachęcić Was do lektury wpisu na temat kolejnej jordańskiej (chociaż nie tylko) atrakcji, jaką jest wybrzeże Morza Martwego. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego tytuł ma formę pytania, to już tłumaczymy. Wybrzeże Morza Martwego znajduje się mianowicie na tyle daleko od najważniejszych atrakcji turystycznych Jordanii, że podjechanie do niego wymaga przeznaczenia na ten cel całego dnia…
… A w naszej opinii ten dzień można wykorzystać – przynajmniej w Jordanii – znacznie ciekawiej. Zwłaszcza, jeśli spędzacie w tym kraju niewiele czasu.
Ale po kolei.
„Morze” Martwe
Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że Morze Martwe jest „morzem” tylko dlatego, że jest po prostu jebitnie wielkie. Tak naprawdę ten zbiornik wodny to ogromne jezioro bezodpływowe, leżące na terenie trzech państw: Jordanii, Palestyny i Izraela. Według tradycji biblijnej głęboko na jego dnie znajdują się ruiny Sodomy i Gomory, ale nikt nie kopał w nim jeszcze na tyle głęboko, by potwierdzić te rewelacje. Z Morzem Martwym łączy się również przypowieść o Locie, którego nieposłuszna żona zamieniła się w słup soli – z tego względu nie jest to raczej cel feministycznych pielgrzymek.
Faktycznie najważniejszą cechą Morza Martwego, zwanego niegdyś także Cuchnącym czy – a to niespodzianka – Słonym, jest jego (ponownie szok) zasolenie, sięgające ponad 25%. Sprawia ono, że na jego powierzchni utrzyma się nawet najgorszy pływak na świecie, a do tego możemy być pewni, że żaden okoliczny morderca nie wrzucał do niego ciał swoich ofiar. A to już coś.
Ilość utrzymującej się w Morzu Martwym soli to przyczynek dla jego obecnej nazwy. W takich warunkach żaden normalny organizm nie utrzyma się przy życiu, ale zbiornik eksploatowany jest w inny sposób: pozyskuje się z niego sól kuchenną i potasową. Niestety, powierzchnia słynnego (słonnego, he, he) jeziora zmniejsza się z roku na rok, pomimo wysiłków Państw „ościennych” podjętych w celu zasilenia jego wód kanałem doprowadzonym do Morza Czerwonego.
Wreszcie, błoto obficie występujące w okolicach Morza Martwego ma podobno właściwości lecznicze. Generalnie sól w odpowiednich dawkach – czy to w błocie, czy w powietrzu – dobrze robi człowiekowi, więc na wybrzeżu powstało sporo ośrodków „wczasowych” i hoteli, utylizujących jezioro w typowo komercyjny sposób. To chyba tyle, jeśli chodzi o teorię.
Wycieczka nad Morze Martwe – czy warto?
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musicie zastanowić się, czy możliwość pounoszenia się w kurewsko słonej wodzie przez 10-15 minut jest dla Was więcej warta niż spędzenie czasu w innym miejscu na terenie kraju, w którym aktualnie się znajdujecie. Warto wskazać, że do Morza Martwego trzeba jeszcze dojechać, a nawet transportem własnym będzie to oznaczać ok. 2 godzin w jedną stronę, niezależnie od „ważnego” punktu (przynajmniej w Jordanii), w którym w danym momencie przebywacie.
Oczywiście, właściwe zaplanowanie trasy potrafi w tym przypadku czynić cuda. Po stronie „izraelsko-palestyńskiej” niedaleko Morza Martwego znajduje się Masada – jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych tego regionu. Z kolei po stronie Jordanii w pobliżu jeziora natkniecie się na piękny kanion Wadi Al-Mujib czy pozostałości po twierdzy na Macheroncie, dla której Jan Chrzciciel kompletnie stracił głowę (he, he…). Niemniej, w każdym z tych przypadków wyprawa nad Morze Martwe to właściwie cały dzień „w plecy”, nagrodzony kilkuminutowym pływaniem w solance (uwierzcie nam, że dłużej nie wytrzymacie) i ewentualnie podziwianiem pokładów soli zgromadzonych na brzegu, które faktycznie potrafią robić wrażenie… Choć my akurat nie natknęliśmy się na jakieś spektakularne, słone esy-floresy.
Jak my to załatwiliśmy? Morze Martwe było dla nas bardziej przyczynkiem do załatwienia sobie jednego „luksusowego” noclegu w Jordanii, zapewniającego nam dostęp do basenu i drink-baru, a także do łóżka z pościelą, która na pewno została zmieniona przed naszym przyjazdem. Nocleg ten również kończył dzień powrotu z okolic Petry do Ammanu, a my po prostu wybraliśmy alternatywną trasę, właśnie nad Morzem Martwym. Zupełnie PRZY OKAZJI skorzystaliśmy z tego, że hotel oferował darmowy transfer na własną, niewielką plażę, na której spędziliśmy około godziny tuż przed wyjazdem w stronę stolicy. Dzięki takiemu podejściu wyciągnęliśmy z Morza Martwego nieco więcej niż tylko kilkuminutową kąpiel, po której trzeba wziąć półgodzinny prysznic. Tego ostatniego nie należy ignorować, bo sól w Morzu Martwym osadza się na skórze tak solidnie, że słodka woda długo będzie spływać po Was jak po kaczce.
My osobiście nie widzimy sensu w organizowaniu specjalnego wypadu nad Morze Martwe tylko po to, żeby raz się w nim wykąpać.
Jeśli macie nadkładać kawał drogi albo wręcz rezygnować ze zwiedzania atrakcji pokroju zamku w Al-Karaku czy Madaby (nie wspominając już o Petrze czy Wadi Rum), to ABSOLUTNIE tego nie róbcie. Najsensowniej jest zaplanować Waszą trasę tak, żeby Morze Martwe wypadło na jej końcu danego dnia, zwłaszcza że na miejscu jest masa dogodnych opcji noclegowych.
Najprościej mówiąc: Morze Martwe – tak, ale nie jeśli mielibyście jechać do niego specjalnie. Wierzcie nam, że my znacznie bardziej cieszyliśmy się na czyste łóżka, basen i porządne śniadanie niż na 5 minut w wodzie, która dosłownie czasem pali…
A, właśnie – przed kąpielą upewnijcie się, że nie macie na ciele żadnych skaleczeń. Jeśli ich nie znajdziecie i nie zabezpieczycie, to 25%-owy roztwór soli zrobi to za Was.
Morze Martwe – praktykalia (jordańskie)
Nad Morze Martwe nie jeździ żaden regularny transport, więc pozostaje Wam wynajęty samochód albo taksówka. Na miejscu jest sporo hoteli i te nie są z reguły aż tak obłożone jak w popularnych rejonach turystycznych, ale cenowo (i wygodowo) nastawcie się raczej na standard europejski: 200 zł od osoby za noc to uśredniona cena. Większość „noclegowni” położona jest bliżej Ammanu, przy tak zwanej Amman Beach.
Jordańskie wybrzeże Morza Martwego jest nawet miłe dla oka, choć ładniejszy jest dojazd do niego, zwłaszcza od strony południowej. Droga wiodąca wzdłuż wybrzeża jest dobrej jakości. Znacznie gorzej jest z jedzeniem, bo większość (drogich) lokali gastronomicznych znajdziecie przy Amman Beach, a dalej na południe następuje tak zwane długo-długo-nic z nielicznymi, niekoniecznie otwartymi wyjątkami. Najlepiej upewnić się, że Wasz ewentualny hotel wydaje posiłki lub dysponuje chociaż restauracją.
Zainteresował Cię ten wpis? Sprawdź też inne nasze teksty na temat Jordanii albo po prostu zajrzyj do strony zbiorczej Wyprawy z 2019 roku. Zachęcamy Cię również do polubienia naszego bloga na Facebooku – na fanpage‘u często pojawiają się dodatkowe treści.
„jebitnie wielkie” i już +10 do przyjemności z czytania 🙂 Myślałem, że można w nim posiedzieć trochę więcej niż 5 min. Tak więc jechać specjalnie no nie za bardzo. Znajomi byli w Jordanii całkiem niedawno i wrócili zadowoleni. Podobno tanio można dolecieć. Więc może jak się sytuacja na świecie uspokoi… 😉
Gwarantuję, że i 5 minut to sporo, bo człowiek czuje, jak sól wciska się w każdy por skóry ;). Ogólnie kraj bardzo polecamy, ale warto pamiętać, że na miejscu bywa drogawo, choć tragedii nie ma :).