Alkohol w Tajlandii – jak się złoić i nie dać wydoić
Tajlandia – kraj słońca, uśmiechu, podstępnych (mniej lub bardziej) transwestytów oraz dobrej zabawy. Jadąc do tego kraju, wielu turystów nastawia się zwłaszcza na to ostatnie (i znacznie rzadziej na to przedostatnie), zakładając przy okazji, że na miejscu dostępne będą odpowiednie wspomagacze. Jednak już pierwszy dzień na miejscu przynosi pewne zaskoczenie, bowiem alkohol w Tajlandii wcale nie jest tak tani i tak łatwo dostępny, jak się powszechnie uważa.
Dostępność alkoholu w Tajlandii
Zanim przejdziemy do omówienia tego, czym w Tajlandii można się odurzyć, warto rozpocząć od podstawowego tematu, czyli… małej prohibicji. Większość podróżników przyjeżdżających do tego pięknego kraju szybko orientuje się, że napoje wyskokowe są tu legalnie dostępne w ściśle określonych godzinach, co niejednokrotnie odbija się na potrzebie odpowiedniego planowania aktywności w ciągu dnia.
Sprzedaż alkoholu w Tajlandii jest oficjalnie zabroniona od godziny 14:00 do 17:00 w ciągu dnia, a następnie od 24:00 do… 11:00 rano.
Jeśli więc jesteście fanami spożywania, taniego, zimnego piwka pomiędzy przeskokami do kolejnych świątyń, to będziecie musieli obejść się smakiem… Oczywiście, powyższy zakaz dotyczy SKLEPÓW z alkoholem, takich jak choćby bardzo popularna sieć 7-Eleven. Podczas małej prohibicji lodówki w tych przybytkach są najczęściej przykrywane specjalnymi płachtami informacyjnymi.
Aha. Jako taki, alkohol w Tajlandii dostępny jest od 20 roku życia, ale nie spodziewajcie się, żeby ktokolwiek zapytał Was o dowód.
Poza małą prohibicją, niektóre święta narodowe i religijne wiążą się z prohibicją dużą, obowiązującą przez jeden lub kilka dni z rzędu. I wtedy jednak wystarczy trochę się zakręcić, by alkohol zdobyć. Wymaga to jednak nieco więcej zachodu, a upalne dni na plaży mogą przez to odrobinę się dłużyć.
Co bardzo zagadkowe, podobno żaden typ prohibicji nie dotyczy niemal „hurtowego” zakupu alkoholu. Jeśli kupujecie go naraz w objętości większej niż 10 litrów, to każdy sklep, w tym nawet duży supermarket, bez problemu dokona z Wami takiej transakcji. Moja teoria jest taka, że władze nie chcą blokować obywatelom możliwości zakrapianego świętowania w gronie rodziny czy znajomych, a problem alkoholizmu dotyczy przede wszystkim biedniejszych warstw społecznych, których nie stać na jednorazowy zakup dużej ilości wódy na raz.
Jeśli mówimy o dostępności ogólnie, to z tym nie ma problemu. Alkohol każdego typu dostępny jest w sprzedaży szeroko, także w mniejszych miejscowościach. Generalna zasada jest taka, że im w danym miejscu więcej turystów, to i więcej punktów sprzedaży napojów wyskokowych.
Ceny i rodzaje alkoholu w Tajlandii
Tajowie nie są może tak hardcore’owymi pijusami jak Polacy czy ogólnie mieszkańcy Europy wschodniej, ale na pewno są pod tym kątem bardzo kreatywni. Rodzajów alkoholi popularnych w Tajlandii jest kilka, a wśród nich znajdziemy:
Piwo: ogólnoświatowy klasyk, który smakuje każdemu… poza fanami piw craftowych. Najpopularniejsze marki piw to sikowaty, najmocniejszy w peletonie Chang (który u nas reklamowany jest jako tajemniczy i egzotyczny), średniej klasy Leo oraz Singha, będące marką najbardziej premium. Ten ostatni brand ma nawet własne sklepy z gadżetami. W sklepach dostępne są także browary z krajów ościennych i dalszych, a wśród turystów popularne są zwłaszcza Tiger (z Singapuru) oraz… Heineken. Ważna sprawa: piwo w Tajlandii jest ogólnie dość drogie. Za standardową butelkę 0,5 lub 0,6 litra zapłacimy w sklepie średnio 50 TBH, czyli nieco więcej niż w Polsce. Piwo spożywane w barze będzie za to stosunkowo tańsze niż u nas – średnia cena w lokalu to jakieś 80 TBH.
„Złote” trunki: pod tą zagadkową nazwą kryje się cała gama ni to rumów, ni to whisky (chociaż bardziej rumów), charakteryzujących się akceptowalną relacją cena/smak, brązowo-złotą barwą oraz woltażem na poziomie 35%. Jeśli komuś zależy na klasycznej, przed-imprezowej najebce, to będzie to idealny wybór, niezależnie od tego, czy wybierzemy bardzo popularną markę Hong Thong, znany Sang Son czy najstarszy w kraju Mekhong. Jeśli słodkawy smak nie trafia w Wasze gusta, zawsze można zalać go colą albo innym mikserem. Przewagą tych napojów nad innymi jest przede wszystkim cena – za 0,5-litrową butelkę zapłacimy w sklepie średnio 150 TBH. Oczywiście, na tajskim rynku są też reprezentanci niższych (nie polecam) i wyższych półek cenowych. Wśród tych ostatnich wyróżnia się popularna w kraju whisky 100 Pipers, za której półlitrową butelkę trzeba będzie zapłacić już około 300-350 TBH.
Wina: przyznam się szczerze, że tajskich win nie piłem, a i do prawdziwych win im daleko – głównie dlatego, że najczęściej robione są nie z winogron, a innych soczystych owoców (takich jak lichii). Ceny takich napojów są porównywalne z tymi, za które w Polsce kupimy już coś, co faktycznie od biedy da się nazwać winem (ok. 300 TBH za butelkę 0,7 l).
Wina ryżowe: dziwny specyfik, nazywany zbiorczo sato, po raz pierwszy piłem dopiero podczas mojej trzeciej wizyty w Tajlandii. Gatunkowo bardziej zbliżony do wina, a sprzedawany w butelkach sugerujących zawartość piwną, sato nie smakuje jak żadne z nich. To dziwna, słodkawa ciecz, uzyskiwana z fermentacji kleistego ryżu, zawierająca około 6-7% alkoholu. Smakuje to-to dość dziwnie, choć nieobleśnie, a do tego jest dość tanie – butelka 0,6 l to koszt circa 35 TBH. Jeśli lubicie próbować alkoholowych nowinek, które nigdy nie wyjdą poza granice danego kraju, to nie traficie lepiej niż w sato.
Gazowany, wyskokowy szajs: do tej zagadkowej, szeroko zakrojonej kategorii należy cała gama chemicznego gówna, które turyści (a rzadziej także localsi) wlewają do gardeł, żeby szybko, w miarę ekonomicznie i bardzo komfortowo zalać pałę. Z roku na rok podobnych napojów pojawia się na tajskich półkach coraz więcej, a najpopularniejszymi markami wśród nich są:
- SPY Wine cooler, czyli napój gazowany na bazie tajskiego wina, kojarzony raczej z kobietami i zawierający od 4 do 6% alkoholu, w zależności od smaku czy rodzaju. Cena – ok. 35 TBH za butelkę 0,3 l;
- Smirnoff ICE w kilku popieprzonych rodzajach, w tym w moim ulubionym, zawierającym 7% alkoholu Electric Blue, smakującym jakby ktoś rozpuścił w spirytusie wagon gumy Turbo. Dwie półlitrowe puszki tego specyfiku, kosztujące po 40-50 TBH za sztukę, załatwiały mi przeważnie dobry humor na wieczór, a jednocześnie ekstremalnie zwiększały ryzyko cukrzycy;
- Bacardi Breezer, czyli znany także u nas, a w Tajlandii podobno najpopularniejszy butelkowany drink na bazie alkoholu. Sporo smaków i rodzajów, ale woltaż raczej przeciętny, a cena regularna – około 35 TBH za małą butelkę.
Rzecz jasna, w Tajlandii szeroko dostępne są również te rodzaje alkoholi, które znamy z Europy. Wódka może nie jest szczególnie popularna, ale w sklepie znajdziecie zarówno ją, jak i różnego rodzaju likiery, rumy czy znane, markowe rodzaje whisky. Po co jednak pruć się tym, co znane, skoro można czymś nowym?
Chyba chciałeś napisać Tajowie nie są takimi pijusami jak Europa Zachodnia bo Polska w UE jest na 19 dopiero miejscu i jej średnie spożycie alkoholu jest poniżej średniej w UE.