Jak trochę pogrzeszyć w Maroko – tytoń, haszysz i alkohol
Jak wszyscy wiemy (prawda?), Maroko jest krajem arabskim. Może nie na wskroś i nie w takim zakresie, w jakim jest tak w przypadku Arabii Saudyjskiej czy nawet Iranu, ale z drugiej strony również nie tak lekce traktującym sobie zwyczaje religii muzułmańskiej jak na przykład Uzbekistan. Z tego względu jadąc na miejsce trzeba mieć na uwadze fakt, że pewne rozrywki, które w Polsce (czy ogólnie w Europie, nie licząc może Skandynawii) mamy na wyciągnięcie ręki, tam mogą okazać się ciężkie do zdobycia. Jako że sam należę do osób, które od alkoholu nie uciekają z krzykiem, zapragnąłem przelać na Was część z poświęceniem zdobytej wiedzy w tym zakresie i – jak to mam w zwyczaju – zaprezentować ją Wam w osobnym wpisie.
Tytoń w Maroko
Zacznijmy od sprawy najprostszej. Coś w krajach muzułmańskich sprawia, że ich obywatele często jarają jak dzikie smoki. Najbardziej jaskrawym przykładem jest oczywiście Indonezja, gdzie już niektóre dzieciaki potrafią wypalać paczkę chujowych fajek dziennie, ale i wiele innych arabskich nacji od tytoniu zdecydowanie nie stroni. Tak jest zresztą też w Maroku.
Papierosy można kupić w Maroko w niemal każdym sklepie spożywczym, a ich cena waha się od 15 do 30 dirhamów – nie ma więc mowy o jakichś super promocjach na raka płuc, znanych choćby z Ukrainy czy Mołdawii. Ciekawą sprawą jest to, że – podobnie jak choćby w Azji Południowo-wschodniej – popularną metodą sprzedaży papierosów jest spylanie ich na sztuki. Taki niezbyt dobrej jakości papieros kosztuje na ulicy jakieś 2-3 dirhamy i pozwala zaspokoić pragnienie zapalenia przede wszystkim na bazarach w większych miastach. Pokątną sprzedażą papierosów często zajmują się przedstawiciele najniższych klas społecznych, nierzadko wyglądający na bezdomnych. Jakkolwiek wybór towaru może budzić kontrowersje, tak w sumie lepiej, że coś sprzedają, a nie po prostu żebrzą. Jeśli nie chcecie kupować od nich pojedynczych fajek, to zawsze możecie szarpnąć się na paczkę chusteczek – te zawsze się przydadzą.
Lokale z sziszą to coś, co z Maroko kojarzy się od zawsze, choć osobiście musze powiedzieć, że znacznie łatwiej natknąć się na sprzedawcę samych fajek niż na lokal przygotowany głównie pod palenie. Mam wrażenie, że są to jednak miejsca głównie dla Marokańczyków, a turyści zabierani są przede wszystkim do lokali, które oczekują głównie białej klienteli. Sami może nie szukaliśmy zbyt zaciekle, ale w oczy nie rzucił nam się właściwie żaden stricte fajkowy lokal – a choćby medinę w Marakeszu zeszliśmy naprawdę solidnie. Tytoń do sziszy kupicie wszędzie tam, gdzie dostępne są papierosy, a same fajki – także w wersjach osobistych – w większości sklepów z pamiątkami. Te ładniejsze potrafią sporo kosztować, ale powiedzmy, że za ładny egzemplarz nie powinniście dać (po wytargowaniu) więcej niż 150-200 dirhamów. Mowa tu oczywiście o wersjach, które będziecie w stanie przetransportować w bagażu podręcznym – większe będą odpowiednio droższe.
Haszysz w Maroko
Oho – zaczyna się samo dobro.
W opowieściach zasłyszanych o Maroko często słyszy się, że to kraj haszyszem stojący, w tym także jedną nogą na turystach. Może kiedyś było tak w istocie, ale odkąd marokańska policja mocno wzięła się za dilerów, w mniejszych uliczkach coraz rzadziej można natknąć się na podejrzanych typów, szepczących sentencjonalne marihuana, hasz?
W Maroku marihuana czy haszysz funkcjonują pod nazwą kif, aczkolwiek biały turysta raczej nie usłyszy tego słowa, bo zapewne nie wiedziałby, o co biega. Cały czas mają miejsce sytuacje, w których młodsi ludzie zaczepiani są na ulicy i ściszonym głosem podpytywani o to, czy nie mają ochoty na jakiś dobry towar, ale zdecydowanie nie jest tak, że zdarza się to w każdym mieście i na każdym rogu.
Osobiście stoję na stanowisku, że wszystko jest dla ludzi i – jeśli ktoś nie ma skłonności samodestrukcyjnych – warto od czasu do czasu spróbować czegoś nowego, wink, wink. Niemniej, jeśli jedziecie do Maroka głównie po to, żeby sztachnąć się lokalnym haszyszem, to – po pierwsze – możecie srogo się rozczarować, a po drugie – wpakować w kłopoty. Opowieści o tym, że haszysz oferowany jest przez działających incognito policjantów po to, żeby wyciągnąć łapówkę zapewne należy włożyć między bajki, niemniej warto mieć świadomość, że kupując zielsko od pokątnego obdartusa możemy tak naprawdę kupić jakieś chemiczne ścierwo, które – w najgorszym razie – narobi dużego bałaganu w Waszym organizmie. Osobną kwestią jest to, do czyjej kieszeni trafiają wydane w ten sposób pieniądze. Daleki jestem od moralizatorstwa, ale umówmy się: kupując w Maroku haszysz najprawdopodobniej przyczyniacie się do powiększenia majątku jakiegoś miejscowego Escobara.
To napisawszy, wskażę jeszcze, że sami szarpnęliśmy się na ciastko z haszyszem. Oferujące takie przysmaki (ale nie tylko – miał też zwykłe ciastka) jegomość zaczepił nas w pobliżu portu w Essaouirze i negocjacje zaczął od 120 dirhamów za wypiek, który miał nam zagwarantować – jak to zgrabnie ujął – one hour ha-ha-ha. Po kilku podejściach, naciął nas ostatecznie na 40 dirhamów, przekazał owinięty w folię, miąchliwy pakuneczek, po czym odszedł w poszukiwaniu następnych klientów. Ciastko, zbliżone bardziej konsystencją do masy z kasztanów, podzieliśmy z Beatą równo pomiędzy siebie i pochłonęliśmy. Beata nie odczuła żadnych efektów, natomiast mi wydawało się, że przez jakieś 20-30 minut miałem lekkie hi-hi, którego jednak nijak nie nazwałbym wielkim ha-ha-ha. Najprościej mówiąc, albo dostaliśmy bubel, albo podzielenie porcji na dwie znacznie osłabiło efekty. Either way, nie polecę tego doświadczenia jako czegoś, czego koniecznie musicie spróbować. Znacznie ciekawsze zetknięcie się z haszyszem zaliczyłem parę lat temu na Filipinach, ale o tym będzie kiedy indziej.
Alkohol w Maroko
Jeśli będąc na wakacjach lubicie sobie od czasu do czasu (czytaj: codziennie) chlapnąć piwko, to do wyjazdu do Maroka warto nieco się przygotować. Alkohol w tym kraju jest jak najbardziej dostępny, ale czasem znalezienie oferującego go sklepu albo serwującego go przybytku może nastręczać nie lada trudności. Dodatkowo, warto pamiętać, że w większości (wszystkich?) krajów muzułmańskich publiczne spożywanie alkoholu jest zakazane, także nie możecie sobie tak po prostu nabyć browara, a następnie skonsumować go w przygodnym parku.
Jeśli chcecie kupić coś mocniejszego, to najlepiej najpierw zapytać Waszych hotelowych albo hostelowych gospodarzy. Jeśli nocujecie w miejscu zdominowanym przez 20-kilku-latków (jak np. surfingowe hostele w Taghazout, na północ od Agadiru), to istnieje spora szansa, że sami mają gdzieś pokitrane browary, które odsprzedadzą Wam z niewielką prowizją. Jeśli będziecie mieli szczęście, na browarach się nie skończy i skosztujecie nieco miejscowego bimbru. W większości przypadków jednak będziecie musieli wysilić się nieco bardziej i sami poszukać odpowiedniej mety – choćby ukrytej.
Zasadniczo w Maroko są trzy sposoby na dostanie alkoholu:
- Drogie hotele/restauracje – co lepsze i większe hotele posiadają licencję na serwowanie alkoholu, dzięki czemu trzaskają dzikie hajsy na turystach. Nie myślcie jednak, że winka czy martini napijecie się w każdym przybytku od trzech gwiazdek w górę – o nie! W Marakeszu natknęliśmy się tylko na jeden hotel, w którym alkohol oficjalnie znajdował się w karcie, a figurujące obok ceny bardzo skutecznie zniechęciły nas od skorzystania z okazji na zimne piwko na tarasie. Jeśli jesteście w marokańskim mieście, które w mniejszym lub większym zakresie można uznać za turystyczne, to śmiało możecie założyć, że „legalnie” napijecie się w zaledwie jednym czy dwóch miejscach, a za tę przyjemność będziecie musieli dodatkowo słono zapłacić. Podobno w niektórych restauracjach piwo sprzedawane jest pokątnie, ale my osobiście nie natknęliśmy się na podobne lokale. Tak czy owak, za MAŁE piwo na mieście trzeba zapłacić około 30 dirhamów, czyli dokładnie tyle, ile za solidną potrawę pokroju tadżina.
- Sklepy – tu wcale nie jest lepiej. Sklepów spożywczych sprzedających alkohol jest w Maroku niewiele, a w mniejszych miastach możecie nie natknąć się na żaden. Tu ponownie najlepiej posłużyć się językiem i popytać w hostelu czy hotelu, a im bardziej turystyczne miasto, tym większa szansa na sukces. Zasadniczo najlepiej sprawdzić duże supermarkety, jak na przykład Carrefour. I tam jednak trzeba mieć oczy dookoła głowy, bowiem działy alkoholowe są najczęściej skitrane gdzieś na tyłach i czynne tylko do konkretnej godziny (na ogół do 20:00). Nagrodą za odkrycie alkoholowego graala jest ogromny wręcz wybór oferowanych w sklepach napitków, znacznie przewyższający to, co widuje się choćby na lotniskach. Z drugiej strony, ceny nie powalają – pojedyncze, duże piwo rzadko kiedy będzie kosztować mniej niż 17 dirhamów, a 0,5-litrowa butelka „standardowego”, mocniejszego alkoholu – od 150 do 200 dirhamów.
- Lotnisko – najbardziej ekonomicznym sposobem na tanie zalanie ryja jest zaopatrzenie się w alkohol tuż po wyjściu z samolotu. Wybór serwowany w lotniskowych sklepach na „wyjściu” nie jest może bardzo imponujący, a w dodatku rzadko kiedy kupicie tu piwo. Jednak litrową butelkę mocniejszego alkoholu dobrej jakości przygarniecie tu już za ok. 10 Euro, czyli circabout 100 dirhamów. My w ten sposób załatwiliśmy sobie amunicję na 4 wieczory na miejscu.
Czytamy ten tekst siedząc na tarasie w 4* hotelu w Essourii, kończąc butelkę whiskey z lotniska. Alkoholu do tej pory nie widzieliśmy! O zgrozo!
Dajcie znać, jak namierzycie jakiś alkoholowy na miejscu – na pewno ktoś na tym skorzysta ;).
Cala ulica w sklepsch z slkoholem I kluby z slkoholem. Rue mohammed el beqal marakesz
W Essaouirze jest dział alkoholowy w Carrefourze na południowej wylotówce z miasta, niedaleko hotelu La Perle de Mogador :3
Dzięki, dopisałem do tekstu :).
Jestem właśnie w Marrakeszu. Zaraz obok ogrodów Majorelle(idąc od Mediny) jest duży sklep z alkoholami. Ulica Avenue Yacoub El Mansour przy Rue Yves St Laurent. Mają bardzo duży wybór wódek,win i trochę piwa.Sklep nazywa się mini Marche Majorelle.
Enjoy 😉
Super, dzięki! 🙂
Nowy update dotyczacy zakupu alkoholu 😉 , sklep Champion Market na Rue Oum Errabia oferuje niesamowity wybór alko jak na Marrakesz w wyjatkowo normalnych cenach. Sprawdzone, osobiście dzisiaj jak wracaliśmy z kwitkiem z Carrefura( info – w czasie ramadanu w Carrefurze nie sprzedaja ajlkoholu).
Małe sprostowanie. Iran nie jest krajem arabskim, a perskim. 🙂
Prawdą to jest, choć tu bardziej nawet chodziło o kraj „islamski”.
To tak, odnoszę się tylko do określenia „kraj arabski”. 🙂
Bardzo fajny blog, lecę do Maroka drugi raz niebawem i już wiem czego nowego spróbować.