Tajlandia – spełnione marzenie wielu i niespełnione jeszcze większej ilości ludzi. Najpopularniejszy kraj Azji południowo-wschodniej od zawsze rozbudza ambicje początkujących (i nie tylko) podróżników, oferując egzotykę, szafirową wodę, głębię kultury i – last but not least – najtańsze blowjoby na świecie. Czy seks-turysta czy normalny turysta, Tajlandia dla niemal każdego jest Krainą uśmiechu, która oferuje szeroki wachlarz atrakcji. Kraj jest na tyle ogromny, że poznanie go w ciągu jednego, nawet dłuższego wyjazdu stanowi niemożliwość. Z tego powodu sam do Tajlandii wracałem kilkukrotnie i zapewne zdarzą mi się kolejne rewizyty. Bangkok jest zresztą obecnie jednym z najlepszych portów przesiadkowych w Azji, w wyniku czego każdy pasjonat tego kontynentu prędzej czy później do niego trafi. O ile mnie pamięć nie myli, w Tajlandii spędziłem najwięcej czasu spośród wszystkich krajów, które zdarzyło mi się odwiedzić. Poniżej prezentuję więc zbiór skrótowych informacji praktycznych oraz sporą porcję wpisów, które powstały po wizytach na miejscu.

Kliknij tutaj, aby od razu przenieść się do spisu i mapy moich wpisów o Tajlandii. Jeśli preferujesz prostszy spis, możesz też po prostu przenieść się na stronę tagu „Tajlandia”.

Tajlandia w skrócie:

Wjazd/wiza do Tajlandii

Tajlandia - Ayutthaya

Tajlandia – Ayutthaya

Obywatele polscy ruszający do Tajlandii nie potrzebują wizy, o ile ich jednorazowy pobyt w tym kraju nie przekracza 30 dni. Jeśli potrzebujecie dłuższej wizy, to możecie o nią wystąpić w przedstawicielstwie dyplomatycznym tego kraju („nasza” ambasada znajduje się w Warszawie, przy ulicy Willowej 7). Ważna rzecz: jeśli wjeżdżacie do Krainy uśmiechu lądem, to macie do wykorzystania DWA 30-dniowe okresy w ciągu roku (jeżeli wybraliście samolot, to tylko jeden). W TEORII wpuszczenie bez wizy wymaga posiadania biletu powrotnego oraz odpowiednich środków finansowych (w wysokości 10 000 BHT na osobę), ale w czasach wszechobecnego internetu jest to raczej martwy przepis. Pamiętajcie tylko o wypełnieniu na granicy świstka imigracyjnego, którego drugą część będziecie musieli oddać przy wyjeździe. Obowiązek meldunkowy załatwią za Was Wasi gospodarze.

Bezpieczeństwo i pieniądze w Tajlandii

Tajlandia jest W ZASADZIE krajem bezpiecznym, ale:

  • Nasz MSZ praktycznie stale ostrzega przed możliwością wybuchu wojskowego zamachu stanu. Rewolucje w Tajlandii faktycznie wybuchają z nużącą regularnością i turyści raczej nie muszą się niczego obawiać (moi znajomi mieli nawet możliwość przejechania się na czołgu). Niemniej, każdy kolejny pucz oznacza utrudnienia w przemieszczaniu się, wyjeździe z kraju, a w ekstremalnych przypadkach – możliwość oberwania w ryj od pijanego Taja. W razie możliwości unikajcie regionów zapalnych i przygranicznych, zwłaszcza z Kambodżą i Mjanmą (Birmą).
  • Z racji na ogromny rozwój turystyki, w rejonach szczególnie oblężonych przez białych notorycznie zdarzają się próby przeróżnych przekrętów oraz większych i mniejszych kradzieży. Pod tym względem króluje niestety Bangkok, którego przedsiębiorczy mieszkańcy wykształcili kilka ciekawych mechanizmów nabijania przyjezdnych w butelkę (jak choćby zwabianie ich do sklepów i zarabianie na prowizji). Warto również zwracać szczególną uwagę na bagaż przewożony w autokarach podczas długich przejazdów. Niejednokrotnie zdarzało mi się słyszeć o tym, jak czyjś plecak został gruntownie przetrzepany, kiedy jego właściciel przycinał komara w wygodnym siedzonku metr nad lukiem bagażowym. Pilnujcie się także przed podejrzanymi frajerami na skuterach, którzy uskuteczniają bag-snatching.

O popularnych mechanizmach robienia turystów w wała napisałem tutaj, a także w tym miejscu.

  • Wielbiciele nocnych przygód powinni uważać na nowopoznane przyjaciółki. Nie mówię tu o ukrytych penisach, ujawniających się w najmniej odpowiednim momencie (choć to również może być problematyczne), ale raczej o ich męskich przyjaciołach, którzy będą chcieli Wam spuścić manto, jeśli nie oddacie im posiadanych środków pieniężnych. Przedstawiciele każdej płci powinni pilnować swoich drinków, w których czasem ni z tego ni z owego pojawiają się obce substancje o działaniu odurzającym.
  • Wreszcie, w Tajlandii kiepsko się jeździ. Tajowie notorycznie jeżdżą niewłaściwym (czyli prawym) pasem, trąbią na wszystko, co się rusza, a do tego robią to wszystko jak zdrowo pojebani. Wynajmowanie własnego środka transportu polecam wyłącznie poza Bangkokiem, w którym ruch uliczny przypomina mokry sen drogówkowego służbisty.

Tutaj możecie poczytać o tym, jak skończyła się NASZA brawurowa jazda po śliskich, tajskich drogach.

Bangkok - tuk-tuk

Symbol Tajlandii? Jak najbardziej!

Jeśli coś Wam się stanie, to warto wiedzieć, że Tajlandia cieszy się sławą posiadania najlepszej ochrony zdrowia w regionie. Niestety, idzie za tym wysoka cena usług medycznych, więc zadbajcie o to, by Wasze ubezpieczenie obejmowało ten kraj (ostatnimi czasy Tajlandia jest wyłączana z ofert popularnych całorocznych ubezpieczeń podróżnych). Jeśli zastanawiacie się, czy się szczepić, to TAK, no chyba (choć nie polecam) że jedziecie tylko złapać trochę słońca na południu kraju.

A hajs? W Tajlandii zapłacicie bahtami, których kurs od dłuższego czasu utrzymuje się w granicach mniej-więcej 10:1 w stosunku do polskiego złotego. Kantory są wszędzie tam, gdzie turyści, a w większych miastach i spotach turystycznych bez problemu także bankomaty. Mimo to, radzę raz na jakiś czas wymienić/wybrać większą kwotę i dysponować nią na bieżąco, jako że kantory w mniejszych miejscowościach potrafią oferować zdziercze kursy.

Atrakcje Tajlandii

Bangkok - Pałac królewski (1)

Pałac i świątynie od strony północnej

Uff! Tajlandia jest ogromna i trudno wskazać jakiś konkretny region kraju, w którym nasycenie atrakcjami turystycznymi jest największe. Na pewno wizytę w kraju warto zacząć od Bangkoku – ogromnego molochu, który jednak dysponuje setkami niesamowitych świątyń, pałacem królewskim, klimatycznym Chinatown i dziesiątkami drobniejszych punktów, o które można zahaczyć. Okolice stolicy, takie jak położone pod nią Ancient City, liczne pływające (i „kolejowe”) targi czy dalej położone świątynie również warte są zachodu, który wiąże się z dostaniem się na miejsce. Tu warto wspomnieć przede wszystkim o starej stolicy Syjamu – Ayutthai, do której da się dojechać pociągiem w ciągu niecałych 2 godzin.

Północ Tajlandii to raj przede wszystkim dla tych, którzy chcą lepiej poznać mniej znane oblicze tego kraju (może nie licząc regionu Chiang Mai). Interior Tajlandii oferuje dostęp do wielu parków narodowych, mniej popularnych ruin miast, których okres świetności już minął (jak choćby Sukhothai) oraz wgląd w życie tych mieszkańców kraju, którzy nie są aż tak przyzwyczajeni do obecności turystów.

Chiang Mai

W Chiang Mai można też oszamać robala z oleju

Chiang Mai to druga stolica turystyki w Tajlandii. Poza samym miastem, zdecydowanie wart rozważenia jest trekking do położonych w bezpośredniej okolicy wiosek, choć tu bardzo doradzam za zorganizowaniem sobie wycieczki, podczas której nie będą wykorzystywane słonie.

Wreszcie – „magiczne” południe. Osobiście nie preferuję plażowania i ogólnego opierdalania się nad wodą, ale i ja muszę przyznać, że te aktywności mają w Tajlandii swoje mocne strony. Dziesiątki rajskich wysp oraz kilometry wybrzeża oferują dostęp do wyglądającej zjawiskowo wody, a do tego dochodzi typowo plażowy klimat, w którym można się zatracić na długie tygodnie. Jeśli Wam się znudzi, także na południu Tajlandii znajdziecie parki narodowe i zatrzęsienie ruin i świątyń, w których możecie schronić się przed skwarem.

Na swoim blogu opisałem już całkiem sporo tajskich atrakcji – zarówno mniej, jak i bardziej turystycznych. Przejdź do mapki, jeśli interesuje Cię jakiś konkretny rejon tego kraju.

Ceny w Tajlandii

Dawno już minęły czasy, w których Tajlandi była NAPRAWDĘ tania (o ile mnie pamięć nie myli, datą graniczną były wakacje 2008 roku, kiedy to nastąpił Światowy Kryzys Finansowy). Niemniej, kraj ten wciąż pozostaje całkiem znośny, jeśli chodzi o ceny.

Zdecydowanie najtańsze jest żarcie. Nawet w Bangkoku za duże pad thai zapłacicie grosze (powiedzmy, że 5-6 zł), o ile będziecie stołować się w mniejszych barach, a nie restauracjach przeznaczonych stricte dla turystów. Street-food to nie tylko najlepsza opcja na poznanie lokalnych specjałów, ale także na oszczędzenie pieniędzy. Upewnijcie się tylko, że sprostają mu Wasze żołądki i nie nastawiajcie się na zbytnią higienę spożycia.

Z noclegami bywa różnie. Hostele wyceniane na 40-50 zł za noc to dobry, ekonomiczny wybór, dodatkowo gwarantujący możliwość poznania wielu ludzi, którzy piją więcej od Was. Poniżej tej kwoty warunki mogą być już naprawdę różne. Z drugiej strony – 100 zł dziennie zagwarantuje Wam już bardzo przyzwoity warun, włączając w to klimatyzację czy lodówkę w pokoju… o ile jest to pokój zlokalizowany w północnej części kraju. Ceny noclegów na południu szybują w górę zwłaszcza w sezonie i potrafią zwalać z nóg… i to nie otrzymywanym za nie standardem. Generalna zasada jest taka, że jeśli zależy Wam na niskich kosztach noclegu, to na południu rezerwujcie z dużym wyprzedzeniem.

W porównaniu do cen jedzenia czy noclegów, transport w Tajlandii może wydawać się drogi, jeżeli zależy Wam na ludzkich warunkach przewozu. O ile bilet w kolejowym wagonie 3 klasy może kosztować nieraz mniej niż 100 BHT, o tyle spędzenie 6 godzin w nagrzanej, stalowej puszce może zmienić nieco Wasze postrzeganie wyrażenia „wariant ekonomiczny”. Coraz większą popularnością w Tajlandii cieszą się nocne pociągi (zwłaszcza na linii Chiang Mai – Bangkok) oraz całonocne transporty autokarowe, przeprowadzane w luksusowych busach, których siedzenia pozwalają na przekształcenie ich w niemal pełnoprawne łóżka. Weźcie jednak pod uwagę, że przejazd takim coachem wyjmie Wam z kieszeni kilkaset bahtów, co na miejscu może wydawać się sporym obciążeniem budżetu. Alternatywą są nieco tańsze mini-busy oraz bardzo tani (do 100 BHT za trasę) transport publiczny, który wymaga jednak cierpliwości i sporej wytrzymałości. Aha – stosunkowo tanie (powiedzmy, że do 300 PLN w jedną stronę) są również przeloty wewnętrzne.

Wstępy do atrakcji nie obciążą Waszego wyjazdowego budżetu tak bardzo, jak zorganizowane wycieczki. Jeśli nie macie masy czasu na miejscu, prawdopodobnie będziecie musieli skorzystać z tych ostatnich, choćby po to, żeby nie zgubić się na tydzień (lub dłużej) w jakiejś dżungli. Koszty kilkudniowych trekkingów idą w tysiące bahtów, zwłaszcza jeśli w „skład” atrakcji wchodzą jakieś działania specjalne, takie jak rejsy, noclegi w urokliwych wioskach czy… ech… przejażdżki na słoniach.

Transport i zwiedzanie Tajlandii

W dzisiejszych czasach zwiedzanie Tajlandii jest relatywnie proste, o ile nie planujecie zapuszczać się głębiej w „rozłożystą”, środkową część kraju. Ja ten region zwiedzałem wynajętym samochodem i bardzo chwalę sobie to rozwiązanie, oszczędzające masę pieniędzy i czasu.

Jakby ktoś pytał: tak, zdarzyło mi się zostać zatrzymanym przez policję za speeding i owszem – wykpiłem się łapówką w wysokości 300 BHT.

Pociąg do Ayutthai

Może nie jest super wygodnie, ale przynajmniej klimatycznie

Większość dużych i turystycznych miejscowości jest ze sobą dobrze skomunikowana – czy to za sprawą komunikacji publicznej, czy za sprawą wykwitających jak grzyby podczas pory monsunowej agencji turystycznych, oferujących pośrednictwo w załatwianiu szybkiego transportu gdzie tylko się da (nawet na drugi koniec kraju). Przed zdecydowaniem się na jakąś ofertę dobrze jest trochę pogrymasić i porównać oferty. Choć ceny na konkretne kierunki utrzymują się na podobnym poziomie, to obłożenie w danej agencji czy liczebność Waszej grupy może pozytywnie wpłynąć na finałową cenę przejazdu. Lokalny transport kołowy jest szczególnie dobrze rozwinięty (co nie jest niespodzianką) na południu kraju.

Zanim zdecydujecie się na kilka godzin w pociągu czy kilkanaście w 11-osobowej Toyocie, sprawdźcie ceny lotów wewnętrznych. W 2018 roku przekonałem się, że samolot to zawsze najszybszy, a niejednokrotnie również relatywnie najtańszy sposób na szybką ucieczkę z miejsca o statusie pogodowym fuck this place in particular. Jeśli lot kosztuje do 100 PLN w jedną stronę, to nawet nie ma się co zastanawiać.

Ważna sprawa: jeśli traficie do Tajlandii poza sezonem, to do każdego czasu przejazdu z miejscowości A do B doliczcie jakieś 50%, szczególnie jeśli są to miejscówki położone na północy. Ulewne deszcze potrafią popsuć nawet najbardziej skrupulatnie ułożone plany podróży, zwłaszcza te zawierające wizyty w miejscach wyżej położonych. Może się zdarzyć, że przez kilka godzin będziecie czekać, aż odpowiednie służby usuną leżące w poprzek drogi drzewa albo pozostałości po lawinie błotnej.

Noclegi i jedzenie w Tajlandii

Jak wspomniałem w sekcji cenowej, Tajlandia oferuje pełen przekrój przez wszystkie opcje noclegowe, przy czym jest to jeden z tych krajów, gdzie za stosunkowo małe pieniądze można przespać się w relatywnie dobrych warunkach. W Bangkoku, Chiang Mai czy Sukhothai powstaje coraz więcej nowoczesnych hosteli, urządzonych na modłę europejską, ale w cenach zgoła azjatyckich. Bufetowe śniadania, zamykane szafki, duże przestrzenie wspólne czy Wi-Fi stają się powoli powszechnie obowiązującym standardem.

Zdecydowanie najgorzej mają się hotele średniej klasy, często wybierane przez podróżujące pary czy ludzi w wieku powyżej 20-kilku lat, którzy mają nadzieję na noc spędzoną bez stoperów w uszach. Tutaj standard czasem pozostawia wiele do życzenia, a dobrym sprawdzianem jest głębokie wciągnięcie powietrza po wejściu do oferowanego pokoju. Jeśli poczujecie pieczarki, to zdecydowanie będzie sygnał, że lepiej poszukać innej miejscówki na złożenie Waszego poparzonego słońcem ciała.

Tutaj spisałem trochę swoich ogólnych wrażeń na temat noclegów w Tajlandii. Weźcie jednak poprawkę na to, że wpis jest już dość leciwy.

Tajski grill

Grill i miejscowe specjały

Kwestia tajskiego żarcia to temat, w którym nie czuję się zbyt silny – głównie dlatego, że lokalna gastronomia nie jest jedną z moich największych pasji. Prawda jest jednak taka, że w Tajlandii, jak chyba w żadnym innym kraju Azji południowo-wschodniej, nawet najbardziej wybredny smakosz znajdzie coś dla siebie. Dobrego (albo wręcz wyśmienitego) pad thaia dostaniecie na niemal każdym rogu, podobnie jak wszelakie wariacje na temat smażonego makaronu czy ryżu. Wiele z tajskich potraw standardowy Europejczyk mógłby sklasyfikować jako desery – lokalna kuchnia jest przeważnie kurewsko słodka, wzbogacona słodką papryką, mlekiem koksowym lub cukrem trzcinowym (Tajowie potrafią sypać go łyżkami na i tak już słodkiego pad thaia). Moim faworytem jest niezmiennie tajskie, kokosowe curry, które niemal zawsze jest bezpieczną opcją… chyba że bardzo nie lubicie ostrego. Napływ białych sprawił jednak, że ostrość tajskich potraw została nieco przytępiona, przynajmniej w regionach turystycznych. Poza nimi zwykły makaron z jajkiem potrafi spalić przełyk, a parę godzin później – także odbyt.

Na swoim blogu opisałem swoje doświadczenia między innymi z tajskim grillem, czyli tym sposobem jedzenia, który jest popularny głównie wśród localsów.

Pomimo tego, że Tajlandia cieszy się opinią Krainy uśmiechu, to jej ulice wcale nie spływają alkoholem tak gęsto, jak mogłoby się wydawać. W kraju obowiązuje częściowa prohibicja, które to zjawisko potrafi być wyjątkowo irytujące. Większe miasta radzą z nią sobie za pomocą obrotu czarnorynkowego, ale w mniej turystycznych miejscówkach kupno alkoholu po zmroku może być zadaniem wymagającym dużych zdolności negocjacyjnych.

Pełen poradnik dotyczący kupowania alkoholu w Tajlandii, wraz ze szczegółami dotyczącymi prohibicji, znajdziecie w tym miejscu.


Moje wpisy o Tajlandii:

Poniżej znajdziesz wszystkie wpisy o Tajlandii, które umieściłem na swoim blogu.

Tajlandia – wpisy ogólne:

Tajlandia – filmy i galerie zdjęć:

Tajlandia – mapa wpisów:

Na poniższej mapie znajdziesz wszystkie moje wpisy, które dotyczą konkretnych rejonów i miejsc w Tajlandii. Kliknij na znacznik, aby przenieść się do odpowiedniego wpisu.