Wszyscy wiemy, że rok 2020 nie sprzyjał podróżom. Pandemia COVID-19, która już w marcu pokrzyżowała plany wielbicielom zagranicznych wycieczek (i właściwie czegokolwiek innego, co wiąże się z wychodzeniem z domu) sprawiła, że planując jakikolwiek wyjazd należało brać pod uwagę spore ryzyko odwołania wyjazdu nawet na kilka dni przed jego rozpoczęciem. Mimo to, w ciągu roku pojawiło jedno „okienko” – okres od lipca do września, pomiędzy I a II falą zachorowań. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że nam się poszczęściło. Udało nam się zorganizować „normalne” wesele i tuż po nim wyjechać do Czech, a tuż przed „zamknięciem”, rzutem na taśmę, wybraliśmy się jeszcze do Portugalii. Tutaj dowiecie się, jak wyglądała organizacja tego ostatniego wyjazdu – od planowania aż po szeroko pojętą „egzekucję”.

Kliknij tutaj, aby od razu przenieść się do spisu wszystkich notek, jakie powstały po naszym wyjeździe do południowej Portugalii w 2020 roku.

Bilet i koszty początkowe

Bilety do Portugalii – konkretnie do Lizbony – „kupiliśmy” w RyanAirze. „Kupiliśmy” w cudzysłowie, albowiem tak naprawdę najpopularniejsza obecnie linia lotnicza w Europie zaproponowała nam zmianę rezerwacji uprzednio dokonanej na lipiec. Jakiś czas po powrocie z Czech sprawdziliśmy nasze opcje i okazało się, że mamy możliwość (za niewielką dopłatą) skoczyć do Portugalii. Żadne z nas nie było w tym kraju wcześniej, więc nie zastanawialiśmy się długo. Zakładaliśmy również, że w razie czego po prostu znów otrzymamy voucher i będziemy się tak wozić z RyanAirem dopóki nie uda nam się go wykorzystać.

Termin lotu (21.09.2020) się zbliżał i wszystko wskazywało na to, że jednak się uda. W międzyczasie doszliśmy do wniosku, że musimy trochę „dopieścić” nasze bilety, bo jednak niemal dwa tygodnie w Portugalii to wyjazd, który wymaga czegoś więcej niż wyłącznie bagaż podręczny.

Summa summarum, na etapie przygotowań wydaliśmy na bilety łącznie niemal równo 2000 zł. Można powiedzieć, że nie jest to mała suma, ale składały się na nią:

  • Cena biletu początkowego (Bolonia)
  • Dopłata za zmianę na obiektywnie droższy kierunek
  • Dwie sztuki bagażu podręcznego z pierwszeństwem wejścia na pokład
  • Dodatkowa sztuka bagażu nadawanego (10 kg)
  • Rezerwacja konkretnych miejsc w drodze powrotnej

Normalnie powiedzielibyśmy, że po 1000 zł na łebka za bilet do Portugalii to raczej dużo niż mało, ale weźmy pod uwagę, że koszty te rozkładały się na pewien czas, a my NAPRAWDĘ chcieliśmy gdzieś wyjechać.

Koronawirus a latanie

Kiedy byliśmy już pewni, że nasze portugalskie wakacje dojdą do skutku (czytaj: na jakieś 2-3 dni przed wylotem), pozostała jeszcze kwestia zadbania o sprzyjające okoliczności „lotniskowe”.

  • Po pierwsze, Agatka miała już zmienione nazwisko. Tę kwestię opisaliśmy już dokładnie w oddzielnym tekście na blogu.
  • Po drugie, na podwarszawskim lotnisku w Modlinie pojawiliśmy się tym razem ponad 2 godziny przed czasem (w normalnych okolicznościach pojawiamy się w porcie lotniczym na maksymalnie 1,5 godziny przed odlotem), szykując się na długie procedury bezpieczeństwa. Jak się jednak okazało, znacznie zmniejszony ruch lotniczy zrównoważył zaostrzone środki ostrożności. Na lotnisku w Modlinie było pusto jak nigdy (w hali odlotów w pewnym momencie było zaledwie 11 osób), więc cała procedura poszła nam na tyle szybko, że zdążyliśmy wypić sobie po piwku na rozpęd.

Co ciekawe, przy wylocie absolutnie nikt nie zainteresował się COVID-owymi papierami, które wypełniliśmy w domu i zabraliśmy ze sobą na lotnisko. Nikt nie zebrał od nas tych dokumentów ani przed startem, ani w trakcie lotu, ani po lądowaniu na miejscu. Natomiast wracając byliśmy już zmuszeni oddać odpowiedni papier po wyjściu z samolotu, ale na tym – pomijając punkty pomiaru temperatury – skończyły się nasze przygody z koronawirusowymi restrykcjami na lotniskach. Możemy śmiało powiedzieć, że podczas pandemii lata się znacznie spokojnie i wygodniej… o ile już da się wylecieć.

Lizbona - maseczki w Metrze
Więcej COVID-owego zachodu mieliśmy w komunikacji publicznej…

Czym innym jest sprawa wyboru miejsc w samolocie RyanAira. COVID COVIDem, ale okazuje się, ze hajs się musi zgadzać i do tej pory irlandzkie linie nie zmieniły sposobu przydzielania miejsc w samolocie. Jeśli chcecie siedzieć razem ze swoimi towarzyszami, to musicie za to zapłacić. W innym wypadku możecie zostać usadzeni obok całkowicie obcej osoby. Przyzwyczailiśmy się już do takiego rozwiązania w „normalnych” czasach, ale podczas pandemii takie postępowanie wydaje się dość… osobliwe. RyanAir jednak najwyraźniej wychodzi z założenia, że jeśli ktoś chce czuć się bezpieczniej w samolocie, to wyłoży te dodatkowe 30-80 zł… Nie jest to eleganckie, ale cóż – to RyanAir i można się było tego spodziewać.

Poza kwestią biletową, do kosztów początkowych wyjazdu doliczyliśmy jeszcze wynajęcie samochodu. Tym tematem zajmujemy się oddzielnie, więc tu tylko napiszę, że kwota za wynajem na 7 dni (pierwsze 3 spędzaliśmy w Lizbonie) wyniosła nas zaledwie ok. 300 zł. Do tego, rzecz jasna, trzeba było doliczyć pełne ubezpieczenie, paliwo i pozostałe opłaty (patrz niżej).

Portugalia - nasz samochód
Nasz środek transportu na miejscu

Plan i założenia

Plan naszego wyjazdu powstawał w dość dużym pośpiechu. Zajmował się nim Brewa, który już po pierwszym niepowodzeniu podróżniczym w tym roku (Macedonia w kwietniu) doszedł do wniosku, że w razie czego da radę posprawdzać wszystko w tydzień.

Już na samym początku założyliśmy, że 12 dni w Portugalii pozwolą nam co najwyżej na objazd połowy kraju. Postawiliśmy na jego południową część, głównie ze względu na miejscowości wypoczynkowe w rejonie Algarve. Jak się okazało, dość drobiazgowe planowanie było potrzebne jedynie w przypadku Lizbony i jej bezpośrednich okolic, naćkanych atrakcjami jak twarz 14-latka pryszczami. W pewnym oddaleniu od stolicy było już łatwiej, choć i tu szybko doszliśmy do wniosku, że nie ma opcji, abyśmy zobaczyli wszystko, co zaznaczyliśmy na swojej mapie.

Wzmiankowaną mapę możecie zobaczyć poniżej, a jej szczegółową wersję znajdziecie pod tym linkiem: Trasa wyjazdu do Portugalii w 2020 roku. Atrakcje zaznaczone na zielono to te, o które udało nam się zahaczyć (ciemnozielone podobały nam się bardziej niż jasnozielone), natomiast szare to te, które musieliśmy odpuścić (z powodu ciemnoszarych było nam bardziej przykro). Zaznaczona trasa to z kolei faktyczna trasa naszego przejazdu po kraju, której kolejne punkty to nasze miejsca noclegowe. Śmiało używajcie tej mapki do planowania własnych podróży, ale weźcie pod uwagę, że może nie zawierać wszystkich atrakcji, które WY chcielibyście zobaczyć (my na przykład odpuściliśmy sporo klasztorów).

Portugalia 2020 - mapa
Przebieg naszej trasy podczas wyjazdu

Ogólne założenie było następujące: spędzamy 3 dni w Lizbonie, następnie przebijamy – już samochodem – do Sintry, a następnie jedziemy gdzie nas oczy poniosą, w ramach dostępnego czasu. Jak to wyszło?

Egzekucja planu

Możecie zobaczyć to na mapie, ale w skrócie nasza podróż wyglądała następująco:

  • 3 pierwsze dni (a właściwie 2,5) spędziliśmy w Lizbonie, czas na miejscu dzieląc pomiędzy historyczne centrum miasta a dzielnicę Belem – ta druga bardziej nam się podobała.
  • Kolejne 2 dni to przejazd do Sintry (wraz z zahaczeniem o kilka rzeczy po drodze – także jeszcze w samej Lizbonie) i pobyt w tym przefajowym miejscu.
  • Następne dwie noce spędziliśmy w Peniche, a gwoździem programu była tu promowa wycieczka na wyspę Berelenga Grande, która okazała się jednym z najfajniejszych punktów na naszej wyjazdowej mapie.
Berelenga Grande - widok
Widoki na Berelenga Grande
  • Następne dwa dni to przejazdy: najpierw do Evory przez kilka najważniejszych atrakcji regionu Ribatejo (w tym m.in. przez przepiękny Obidos i jego okolice), a następnie przez Alentejo, które to podobno obecnie bardzo zyskuje na popularności. Nas nie zachwyciło, ale to pewnie dlatego, że akurat w tym momencie nie szukaliśmy sielskości i spokoju.
  • Kolejne dwa dni spędziliśmy na południu, w naszej bazie w Lagos. Tu – pomimo pandemicznego klimatu – udało nam się wreszcie porządnie poczuć prawdziwie wakacyjnie. Były plaże, bary i tego typu letnie pierdolety, których jednak bardzo potrzebowaliśmy po pustkach, jakich doświadczyliśmy na ulicach miejscowości położonych bardziej na północ.
  • Wreszcie, ostatniego dnia, wybraliśmy niestandardową drogę powrotną do Lizbony, dzień kończąc podziwianiem drewnianego pomostu w Carrasqueirze oraz przeprawą promową z półwyspu Troia. To umożliwiło nam przejazd niesamowicie długim mostem Vasco da Gamy, na który trafiliśmy tuż po zachodzie słońca.
Carrasqueira - pomost rybacki
Carrasqueira – pomost rybacki

Kilkuminutową video-relację z naszej portugalskiej przygody możecie już zobaczyć w tym miejscu. Pokazujemy w niej najciekawsze z odwiedzonych atrakcji i miejsc, a Agatka okrasza kilka z nich kwiecistymi wypowiedziami. Polecamy sprawdzić!

O tym, co nam się na tej trasie podobało, przeczytacie albo posłuchacie jeszcze na blogu. Dość powiedzieć, że z Portugalii wróciliśmy potwornie wręcz zadowoleni oraz przeświadczeni, że jeszcze do tego kraju wrócimy.

Czego w południowej Portugalii NIE zobaczyliśmy

Jeśli natomiast chodzi o te punkty na mapie, do których nie dotarliśmy, a bardzo chcieliśmy, to TOP 3 stanowią:

  • Miejsce 3: Jaskinie Benagil w pobliżu Portimao (Algarve), do których trzeba się wybrać wpław lub kajakami. Lenistwo wygrało i woleliśmy pokręcić się po plażach i uliczkach Lagos, wlewając w siebie alkohol.
  • Miejsce 2: Niegdysiejsza kwatera główna Templariuszy w Tomarze, skąd zakon ten ganiał Maurów po terenie Półwyspu Iberyjskiego. Nie starczyło nam czasu – głównie dlatego, że starsze pokolenie wysłało nas z misją do Fatimy.
  • Miejsce 1: Opuszczone miasteczko górnicze Sao Domingos przy wschodniej granicy z Hiszpanią znalazło się na tyle daleko od naszej trasy, że wizyta w nim znacznie skróciłaby pobyt w Lagos. A tego Brewa nie chciał zrobić Agatce, od przynajmniej roku spragnionej morskich fal i drinków z palemkami.

Portugalia 2020: koszty

Teraz podsumowanie, na które wszyscy czekają: ile nas to kosztowało? Sprawa wygląda następująco:

  • Jak wspomnieliśmy, bilet lotniczy wyniósł nas po ok. 1000 zł na głowę. To sporo i da się taniej, więc wyszczególniamy go na początku.
  • Wynajem samochodu na 7 pełnych dni to wstępny koszt 260 zł za samą przyjemność. Do tego doszła opłata autostradowa w kwocie 10,5 euro (circa 50 zł) za tydzień oraz pełne ubezpieczenie, które wyciągnęło nam z kieszeni dodatkowe 580 zł. W trasie spaliliśmy niecałe 1,5 baku, płacąc za benzynę łącznie około 330 zł. W sumie na samochód wydaliśmy więc jakieś 1220 zł. Aha – tu jeszcze doszła kaucja w wysokości dokładnie 1357,11 zł, którą otrzymaliśmy z powrotem na konto od razu po zdaniu samochodu.
  • Noclegi kosztowały nas w sumie 1510 zł, a więc średnio za noc płaciliśmy 150 zł (za dwie osoby). Najtańsze łóżko znaleźliśmy w… Lizbonie (127 zł za nocleg w hostelu), a najdroższe w Lagos (185,5 zł). Standard jaki wybieraliśmy można określić jako średni-wyższy, ale i tu zdarzało nam się trafić świetnie (np. bungalow z basenem w Lagos), jak i… umiarkowanie (w Peniche spaliśmy w klitce o powierzchni 12 metrów kwadratowych).
  • Tak naprawdę jednak największym „obciążeniem finansowym” na wyjeździe było… jedzenie. Trudno nam dokładnie policzyć co do grosza, ile na nie wydaliśmy, bo za część płaciliśmy w gotówce, ale pi razy oko na żarcie poszło prawie 2000 zł. Obiektywnie rzecz biorąc, jedzenie w Portugali jest drogie, zwłaszcza jeśli raz na jakiś czas chcecie zjeść coś lokalnego i dobrego. Zdarzało nam się płacić w knajpach kwoty powyżej 50 euro, a w zamian niekoniecznie otrzymywaliśmy potrawy, którymi w pełni się najadaliśmy.

O tym, co w Portugalii zjecie „na budżecie” przeczytacie tutaj, ale nie spodziewajcie się, że „na budżecie” oznacza „za półdarmo”…

  • Z innych większych wydatków warto wspomnieć jeszcze: 2 sztuki Lisboa Card (łącznie 305 zł, o jej użyteczności opowiemy oddzielnie), zwiedzanie Sintry (łącznie około 210 zł za bilety) i wycieczkę na Berelengas (łącznie 185 zł). W sumie daje to kolejne 700 zł.

Ogólnie rzecz biorąc, na cały wyjazd wydaliśmy niemal równo 6000 zł za dwie osoby plus bilety lotnicze. Wychodzi więc, że 12 dni w Portugalii kosztowało nas po 4000 zł na głowę, przy czym ZDECYDOWANIE nie był to wyjazd bardzo oszczędny – zwłaszcza pod kątem posiłków. Jesteśmy przekonani, że tę kwotę da się zbić co najmniej o 500 zł na osobę na samym jedzeniu, jeśli niekoniecznie chcemy jadać w centrach dużych miast czy na promenadach turystycznych. Do tego na pewno da się kupić tańsze bilety lotnicze oraz nocować w hostelach (my zazwyczaj wybieraliśmy pokoje 2-osobowe z łazienką).

Peniche - panorama
Ale człowiek nie myśli o kosztach przy takich widokach…

Na blogu znajdziecie dość szczegółową, odpowiednio podzieloną relację z naszej ostatniej wizyty w Portugalii, połączoną z poradami praktycznymi, ciekawostkami i (nie raz) kontrowersyjnymi opiniami. Wszystkie wpisy dotyczące tego wyjazdu znajdziecie poniżej.

Galerie zdjęć i filmy:

Wpisy ogólne:

Konkretne miejscówki:

Jeśli ta Wyprawa Cię nie interesuje, tutaj znajdziesz spis naszych pozostałych, dłuższych wyjazdów. Na pewno znajdziesz tam coś dla siebie.