Nie po drodze: Molo w Carrasqueirze (Portugalia)

W tej odsłonie cyklu Nie po drodze przedstawimy Wam jedną z najmniej znanych atrakcji Portugalii, będącą jednocześnie prawdziwą perełką. Mowa o molo w Carrasqueirze, a po portugalsku (i tak też miejsce znajdziecie w internecie): Cais Palafítico da Carrasqueira.

Cais Palafítico da Carrasqueira – cóż to takiego?

Molo na palach nie brzmi może szczególnie interesująco, bo – zaprzęgając do myślenia resztki rozumu, które nam pozostały – większość (wszystkie?) tego typu konstrukcji budowana jest właśnie na palach. Co jednak, gdybyśmy powiedzieli, że obie „uproszczone” nazwy – zarówno ta polska, jak i portugalska – mocno mijają się z prawdziwą naturą tego miejsca?

Carrasqueira to niewielka, totalnie zadupiasta wioska, położona jakieś 50 km na południowy wschód od Lizbony. 50 km to jednak odległość w linii prostej (do tego jeszcze wrócimy), a faktycznie „klasyczna” trasa wyznaczana do niej z Lizbony przez Google Maps jest prawie dwukrotnie dłuższa. To dlatego, że w tym miejscu w ląd dość poważnie wrzyna się Ocean Atlantycki.

W samej wiosce nie ma właściwie nic godnego większej uwagi, chyba że lubicie gapić się na zwykłych ludzi krzątających się pod domami i goniącymi za codziennymi sprawami (w niektórych przypadkach jest nimi m.in. potrzeba wypicia pierwszego piwa przed 12:00). Jeżeli jednak udacie się kawałek na północ od wioski i dojedziecie do wybrzeża, Waszym oczom ukaże się bardzo niestandardowy widok.

Molo w Carrasqueirze nie robi aż takiego wrażenia na zdjęciach, które znajdziecie w Google (jak choćby to). Owszem, wygląda to nawet ładnie, ale nikt przecież nie będzie dymał 100 km z Lizbony, żeby pogapić się na jakieś dechy – nawet o zachodzie słońca…

Tyle że – i to jest w tym wszystkim najciekawsze – molo obecnie wygląda ZUPEŁNIE inaczej.

Trochę się tu pozmieniało

Zapomnijcie o pojedynczym, rozgałęzionym pomoście, a pomyślcie raczej o pływających wioskach w Azji południowo-wschodniej. Przez kilka ostatnich lat molo, które wcześniej służyło głównie jako pomoc przy dokowaniu, rozrosło się do całkiem solidnych rozmiarów, a do tego mocno „zabudowało”. Przy licznych odnogach powstały niewielkie magazyny, a pierwotny główny „pień” konstrukcji stał się w nim w pełnym tego słowa znaczeniu, obrastając w coraz liczniejsze gałęzie. Całość robi szczególne wrażenie z lotu ptaka, więc – jeśli dronujecie – to nie zapomnijcie zabrać maszyny ze sobą.

Jest gdzie pospacerować

Tu jednak uwaga: molo cały czas funkcjonuje jako lokalne centrum rybackie, więc warto wziąć to pod uwagę czy to podczas spaceru czy latania bezzałogowcem. Obie te czynności starajcie się wykonywać tak, by nikomu nie przeszkadzać… i jednocześnie uważać na tutejsze mewy, których nad pomostami lata dzika ilość.

Molo w Carrasqueirze – jak dojechać?

Jeśli nadal jesteście sceptyczni w stosunku do pomysłu wycieczki do Carrasqueiry, to mamy dla Was dodatkowy argument: wcale nie musicie zapieprzać do niej 100 km.

Wszystko, co wystarczy zrobić, to dojechać z Lizbony do miasta Setubal (samochodem to kwestia 40 minut) i tam wsiąść na prom płynący do miejscowości Troia na półwyspie Costa de Gale. Z Troi na samo molo dojedziecie samochodem w jakieś 15 minut. Koszt takiej ekskursji zamknie się w kilkunastu euro za osobę w jedną stronę, a jeśli nie chcecie bulić za prom dwa razy, to zawsze możecie wrócić do stolicy Portugalii dłuższą drogą.

My promem pokonaliśmy drogę do Lizbony, a nadjechaliśmy z południa kraju

Jeśli będziecie mieli wiatr w dupę, to z Lizbony do Carrasqueiry dojedziecie tym sposobem w godzinę z kawałkiem, a przy okazji będziecie mogli przejechać przez oba słynne, lizbońskie mosty (chociaż ten imienia Vasco da Gamy polecamy znacznie mocniej), a także rozejrzeć się po samym półwyspie Costa de Gale, który też ma swoje momenty. Na miejscu znajdują się między innymi mało znane ruiny „tej innej” Troi, w czasach antycznych będące największą solarnią ryb w Cesarstwie Rzymskim… choć przyznamy, że może nie brzmi to specjalnie ekscytująco. My jednak okolice Troi będziemy pamiętać głównie dzięki bocianom, których podobne zatrzęsienie znajdziecie wyłącznie w jesienno-zimowym Maroku.

Kto policzy bociany, ten zasłuży na ciastko

Jeśli macie moment, a do tego nie boicie się być jedynymi turystami na miejscu (ostrzegamy, że miejscowi na pewno życzliwie się Wami zainteresują, szczególnie jeśli wyciągniecie aparaty), to bardzo polecamy wizytę w Carrasqueirze. W całej Portugalii nie znajdziecie drugiego takiego miejsca, a jeśli zostaniecie na zachód słońca, to powinniście być podwójnie zadowoleni.

Zainteresował Cię ten wpis? Sprawdź też inne nasze teksty na temat Portugalii albo po prostu zajrzyj na stronę zbiorczą II wyjazdu z 2020 roku. Zachęcamy Cię również do polubienia naszego bloga na Facebooku – na fanpage‘u często pojawiają się dodatkowe treści.

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?