Nie po drodze: buddyjski raj pod Obidos (Portugalia)
Będąc na jakimkolwiek wyjeździe – czy to bliższym, czy dalszym – z obsesyjnym zafascynowaniem dążę do tego, żeby „złapać” po drodze wszystko, co chociaż symbolicznie kojarzy mi się z Azją. To takie skrzywienie, wzmocnione dodatkowo przez panującą obecnie pandemię. Trudno więc się dziwić, że także w Portugalii poświęciliśmy kilka godzin tylko po to, żeby przejść się po największym orientalnym parku w Europie, znanym pod nazwą Bacalhoa Buddha Garden.
Buddha Garden – trochę historii
Zlokalizowany niespełna 10 km na południe od Obidos Budda Garden to jedna z tych zwariowanych inicjatyw, które nigdy nie przestaną nas fascynować swoim rozmachem oraz budżetem, który należało zaangażować. Liczący około 35 hektarów park na terenie posiadłości Quinta dos Loridos powstał w ramach dość kosztownego protestu przeciwko zniszczeniu Wielkich Buddów z Bamianu. Młodszym przypomnimy, że w 2001 roku przywódca afgańskich talibów Muhammad Omar wydał dekret, w wyniku którego jego podwładni przez 25 dni równali z ziemią dwa bezcenne wizerunki Buddy, znajdujące się w środkowym Afganistanie. Do tej niezwykle profesjonalnej operacji zaangażowani byli nie tylko saperzy, ale także wojskowi, którzy ostrzeliwali 1500-letnie posągi ogniem artyleryjskim i rakietami ziemia-ziemia. Jedyną winą teraz już na zawsze utraconych zabytków było to, że reprezentowały inną filozofię życia oraz sztukę figuralną, która w religii islamskiej jest zakazana (choć też nie w przypadku każdego jej odłamu).
Czy portugalski ogród buddyjski może wynagrodzić światu tę stratę? Raczej nie. Mimo to to całkiem ciekawe miejsce, które warto odwiedzić, jeśli będziecie w okolicy.
„Zawartość” Buddha Garden pod Obidos
Portugalski ogród buddyjski to istne pomieszanie z poplątaniem, co w sumie udatnie symuluje kawałek kultury azjatyckiej. Na jednej, ogromnej przestrzeni znajdziemy setki posągów Buddy w różnych odsłonach, wizerunki azjatyckich bożków, bohaterów i demonów, kilka pagód i altanek o różnych kształtach i rozmiarach, a nawet pomalowaną (głównie) na granatowo armię terakotową o liczebności 600 chłopa (z której część jest zakopana – zgodnie z oryginałem).
Oddzielną sekcją ogrodu jest Ogród rzeźby nowoczesnej i współczesnej, który pasuje tu równie dobrze jak wszystko inne. Wszelkiego typu schody donikąd, wielkie dłonie czy obracające się, zniekształcone głowy raz na jakiś czas ustępują miejsca innym, podobnym tworom, bowiem ta część ekspozycji jest stale wymieniana. My nie gustujemy w podobnej twórczości, ale jeśli nazwiska Berardo, Calder czy Cragg coś Wam mówią, to powinniście już pakować się do samolotu.
W typowym AZJATYCKIM ogrodzie nie zabrakło też oczywiście sekcji poświęconej ludowi Shona z Zimbabwe, znanemu z zamiłowania do rzeźby. Jeśli pomyśleliście sobie właśnie What the fuck, to weźcie pod uwagę, że te powyższe to tylko trzy główne obszary, a dochodzi do tego jeszcze garść dodatkowych smaczków, rozlokowanych w losowych miejscach po całym obszarze atrakcji.
Najlepsze zostawiamy Wam jednak na koniec. Wyobraźcie sobie, że cały ten zwariowany przestwór to w dużej części tak naprawdę… element promocji jednej z portugalskich winnic, a konkretnie – Bacalhoa. Po relaksującym, uduchowionym spacerze (o ile Wasz duch jest w stanie psychicznie wytrzymać ten kulturowy zalew) możecie wpaść do ogrodowego, świetnie wyposażonego sklepu, by skosztować w nim lokalnych win i wydać trochę kasy na alkohol. Średnio to buddyjskie, ale my zdecydowanie nie narzekaliśmy, tym bardziej że ceny były bardzo atrakcyjne.
Mówiąc prosto z mostu: Budda Garden pod Obidos jest w sumie azjatyckością do kwadratu, choć głównie pod względem miszmaszu kulturowego, pomieszania barw i kolorów oraz dość swobodnego podejścia do przenikania się religii i kultur… I w sumie, zgodnie z deklaracją twórców, tym dokładnie miał być. Włączając w to wszystko możliwość spędzenia godziny, dwóch czy trzech nad wodą (na środku parku znajduje się sporej wielkości zbiornik), Bacalhoa Budda Park jest dość… odświeżającą, portugalską atrakcją, a do tego jedyną w swoim rodzaju. My wyszliśmy z niego z lekkim zezem i nie do końca wiedząc, co się właściwie stało, więc (chyba?) dobrze się bawiliśmy.
Obidos
Znajdujący się kawałek dalej na północ Obidos to miasteczko, które nosi zaszczytny tytuł jednego z siedmiu architektonicznych cudów Portugalii i jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wąskie uliczki, białe domy i wieńczący wioskę zamek to widok, który zdecydowanie TRZEBA zobaczyć, jeśli jesteśmy w okolicy. Obidos to faktycznie jedna z najładniejszych miejscowości, które odwiedziliśmy podczas naszego wyjazdu, a nie zostaliśmy w nim głównie dlatego, że – niestety – zbiły nas z nóg ceny noclegów na miejscu… a ponadto nasiedzieliśmy się już wystarczająco w pobliskim Peniche.
Będąc w Obidos nie zapomnijcie napić się ginji – słodkiego likieru z wiśni, który jest tu wyrabiany z dużym zaangażowaniem, a następnie podawany w „kieliszkach” z białej lub gorzkiej czekolady. Po miejskich murach przejdźcie się jednak przez sesją degustacyjną, bo niektóre ich fragmenty wymagają pełnej trzeźwości.
Budda Garden praktycznie
Do ogrodów buddyjskich niestety dojedziecie tylko transportem własnym, względnie możecie szarpnąć się na taksę z Obidos/Peniche, ale tanio pewnie nie będzie. Parking na miejscu jest wielki i bezpłatny.
Ogród otwarty jest codziennie od godziny 9:00 do 18:00, a w sezonie wakacyjnym – do 19:00. Żadne rezerwacje nie są wymaganie, bo miejsca jest sporo. Bilet do ogrodu to koszt 5 euro, a dzieciaki do lat 12 wchodzą za friko. Na zakończenie spaceru możecie wejść do sklepu i skosztować za darmola dwóch win z jego oferty. Ewentualnych tłumów możecie obawiać się w ogrodzie tylko jeśli pojawicie się w nim w weekend.
Zainteresował Cię ten wpis? Sprawdź też inne nasze teksty na temat Portugalii albo po prostu zajrzyj na stronę zbiorczą II wyjazdu z 2020 roku. Zachęcamy Cię również do polubienia naszego bloga na Facebooku – na fanpage‘u często pojawiają się dodatkowe treści.