Berelenga Grande, czyli rejs na „małe Azory”

Berelenga Grande to wbrew nazwie, stosunkowo niewielka, należąca do Portugalii wyspa, którą znajdziemy na mapie mniej więcej na wysokości miasta Peniche. Rejs na nią wpadł do naszego planu dość spontanicznie. Okazało się, że mamy do zagospodarowania trochę więcej czasu niż początkowo się spodziewaliśmy, a że i tak przejeżdżaliśmy przez Peniche, to postanowiliśmy w nim po prostu zanocować i „rzucić” się na tę wysepkę. Jak to z podobnymi planami bywa, ostatecznie okazało się, że była to jedna z najładniejszych miejscówek, które odwiedziliśmy podczas tego wyjazdu, choć nie obyło się bez przygód.


Berelenga Grande w wersji TL:DR

  • Jak się dostać: promem z Peniche za 20-25 euro od osoby w zależności od sezonu. W jego szczycie bilety warto zarezerwować na stronie internetowej przewoźnika.
  • Co zobaczyć: widoki, twierdzę św. Jana Chrzciciela (koniecznie!), ruiny klasztoru, latarnię morską.
  • Nocleg: możliwy w twierdzy św. Jana Chrzciciela.
  • Ewentualne problemy: rejs na wyspę może być dość emocjonujący, zwłaszcza jeśli chorujemy na chorobę morską i mamy słabsze nerwy. Na miejsce warto również wziąć własny prowiant i napoje (jedzenie jest tu drogie, a woda w kranach: słonawa).
  • Czy warto jechać specjalnie: tak, Berelenga Grande to jedna z najładniejszych miejscówek w tej części Portugali.

Rzut okiem na wyspę

W poniższym, krótkim filmie pokazujemy, jak Berelenga Grande wygląda na żywo i „sprzedajemy” podstawowe informacje o niej:

Berelenga Grande czyli co?

Niewielka, zaledwie 1,5-kilometrowa wyspa u wybrzeży Portugalii, największa z archipelagu Berelengas, nie ma jakiejś specjalnie ciekawej historii. Co prawda pierwsi ludzcy osadnicy osiedli na niej już tysiąc lat temu, a później istniał na niej klasztor, ale została ona „doceniona” dopiero w XVI wieku, kiedy u jej brzegu zbudowana została twierdza św. Jana Chrzciciela. Morski fort, połączony z lądem pojedynczym, kamiennym mostem, wsławił się brawurową obroną przed trzema tureckimi okrętami (i to jeszcze w czasie budowy) oraz jeszcze bardziej brawurową walką z hiszpańskimi siłami w sile 1500 chłopa, które ostrzeliwały budowlę z 15 okrętów. To drugie wydarzenie nie byłoby tak niesamowite gdyby nie fakt, że ówcześnie twierdzę św. Jana obsadzało zaledwie około 20 Portugalczyków, którzy podczas kilkudniowej potyczki zdołali wysłać na tamten świat ponad 500 przeciwników (wraz z jednym statkiem), samemu tracąc zaledwie jednego człowieka. Mimo tego, że fort ostatecznie został poddany, to funkcjonował jeszcze do połowy XIX wieku, stopniowo tracąc na znaczeniu wojskowym.

Widok na twierdzę od strony wody

Obecnie twierdza, stanowiąca główną, choć nie jedyną atrakcję turystyczną wyspy, umożliwia spędzenie nocy na miejscu (nie skorzystaliśmy, bo byliśmy na miejscu tylko kawałek dnia) oraz przekąszenie czegoś. Poza nią, na Berelenga Grande znajduje się jeszcze latarnia morska, ruiny wspomnianego wcześniej klasztoru (rozebranego w celu pobrania budulca na fort) oraz zwariowana liczba punktów widokowych, z których powodu nazwaliśmy ten kawałek lądu Małymi Azorami – krajobrazy są tam faktycznie warte wyprawy.

Południowa część wyspy

Jak dostać się na Berelenga Grande

Wyprawa na Berelenga Grande to połowa funu płynącego z całej wycieczki. Procedura jest bardzo prosta – na stronie firmy Viamar (albo w porcie w Peniche, o którym zaraz) nabywamy bilet w dwie strony za kwotę 20-25 euro, w zależności od sezonu. Godziny rejsów również uzależnione są od sezonu, ale prom najczęściej wypływa na wyspę dwa razy – o 10:00 i 12:15, wracając po 5-7 godzinach (ponownie: w zależności od pory roku). Tyle czasu na miejscu spokojnie wystarczy, by przejść się z portu do Twierdzy, a nawet w okolice ruin klasztoru, a następnie wrócić i przekąpać się na okolicznej plaży, względnie złapać szybkie piwko w niewielkiej wiosce portowej (uwaga: w łazienkach jest tu tylko słona woda, więc warto mieć zapas napojów ze sobą).

Przy okazji rejsu wypada wspomnieć, że wody oddzielające Berelenga Grande od kontynentalnej Portugalii bywają niespokojne. Jeżeli miewacie chorobę morską albo niekoniecznie dobrze znosicie przechyły powyżej 30 stopni, to rejs może być dla Was mocno stresujący. My momentami baliśmy się naprawdę poważnie, ale spokój pracującej na łodzi załogi sprawił, że ostatecznie zaczęliśmy czerpać przyjemność z podskakiwania łodzi. A podskakiwała ona naprawdę solidnie – przynajmniej w jednym kierunku.

Prom nie jest również specjalnie duży

Bilet na rejs, w tej samej cenie, możecie również kupić w biurze Viamar w porcie w Peniche. Tu jednak musicie liczyć się z tym, że w sezonie promy bywają obsadzone w całości, zwłaszcza w weekendy.

Biuro firmy w porcie w Peniche

Zwiedzanie Berelenga Grande

Zwiedzanie wyspy to tak naprawdę bardzo prosta sprawa. Po opuszczeniu promu wspinamy się do wioski portowej, a stamtąd jedyną ścieżką zmierzamy na południe, ku latarni morskiej. Spacer może być męczący, bo w przeważającej części ścieżka biegnie pod górę, więc w słoneczną pogodę warto mieć coś na głowie, żeby w połowie trekkingu nie paść na udar.

Latarnia morska na wyspie

W okolicy latarni morskiej (wciąż funkcjonującej) możemy wybrać, czy udamy się na nabrzeże, do twierdzy św. Jana Chrzciciela czy kawałek dalej na południe, do pozostałości klasztoru. Jeśli chodzicie szybko, to obie te miejscówki zaliczycie podczas jednego spaceru, choć z obu tych kierunków to twierdza powinna zrobić na Was większe wrażenie.

Do twierdzy prowadzi seria kamiennych mostów

Do wnętrza fortu można wejść. Przyjemność ta kosztowała nas 1 euro i za te pieniądze dostaniecie dostęp do części ogólnej, włączając w to także jej mury, na które bardzo polecamy się wspiąć (chyba, że nie jesteście fanami wszędobylskich mew). Akurat w tej części wyspy widoki są przeciętne, ale sama budowla jest zdecydowanie warta odwiedzenia, z uwagi na jej niestandardowe położenie.

Wnętrze twierdzy widziane z murów

Po krajobrazy udajcie się dalej – drogą na ruiny klasztoru. Ta urywa się „słoniową skałą”, którą ze słoniem skojarzycie najwcześniej po 4 piwach, ale nie polecamy próbować, bo klify są tutaj naprawdę wysokie. Przy dobrej pogodzie z Berelenga Grande widać zarys kontynentu, ale prawdziwą radością dla oczu jest „ostra” linia brzegowa samej wyspy. Tutejsze skały i klify są oblepione zielono-żółtymi porostami i roślinami wszelakiego sortu, a w mniejszym zakresie – także kupskami mew, których jest tutaj od nagłej krwi.

Z klasztoru nie zostało za wiele…

Prawdziwi hardcore’owcy mogą na wyspie przenocować (w Twierdzy – noclegi zaczynają się od 10 euro i oferują dość spartańskie warunki) i udać się jeszcze na jej północną, znacznie mniej uczęszczaną część. Poza nią, Berelenga Grande ma jeszcze w ofercie trochę jaskiń (localsi z chęcią Was po nich przewiozą) oraz kilka niewielkich plaż. Domyślamy się, że po odpłynięciu dziennych turystów można je mieć dla siebie na wyłączność.

W oddali – jedna z lokalnych plaż

Po wszystkim możecie jeszcze usadzić tyłek w portowej restauracji i wypić wcale-nie-takie-drogie piwo i po prostu złapać trochę słońca. Wszystko to polecamy robić poza weekendem, bo wyspa jest na tyle mała, że nawet 50 osób robi różnicą.

Peniche na deser

Samo miasto Peniche również dysponuje pewnym urokiem, choć związany jest on przede wszystkim z jego okolicami. Całe tutejsze wybrzeże usiane jest spektakularnymi, granitowymi skałami, wrzynającymi się w morze z różnego stopniu brutalnością. Szczególnie popularnym punktem jest przylądek Baleal, połączony z lądem wąskim spłachetkiem drogi (wjedziecie na nią przez parking).

Fragment przylądka Baleal

Ciekawą formą spędzenia czasu na miejscu jest również objechanie wybrzeża, bo praktycznie w każdym jego miejscu znajdziecie jakiś pocztówkowy widoczek i knajpę serwującą przekąski i drinki.

Jeden z punktów widokowych na miejscu

Z drugiej strony, samo miasto to typowa miejscowość portowa, w której znajdziecie kilka raczej przeciętnych knajp (spora ich część otwiera się dopiero po 12:00), niewielki rynek oraz dość dużą, ale wciąż jeszcze zamkniętą dla zwiedzających twierdzę, w której powoli powstaje Muzeum Wolności. Za naszego pobytu placówka była w budowie, ale tu i ówdzie było widać plakaty informujące o niej, więc istnieje szansa, że zdążyła się już otworzyć.

Twierdza w Peniche

Ogólnie rzecz biorąc, Berelenga Grande to mały diamencik na portuglaskim wybrzeżu, nieodkryty jeszcze przez „poważną” turystykę masową. Jeśli macie jeden dzień do spalenia i nie obawiacie się warunków na wodzie, to bardzo zachęcamy do zapoznania się z urokami tej wyspy. Jest to jedna z najczęściej polecanych przez nas miejscówek w tym kraju, kiedy ktoś pyta nas, co można zobaczyć na krótkim wyjeździe na południe Portugalii.

Berelenga Grande z oddali

Zainteresował Cię ten wpis? Sprawdź też inne nasze teksty na temat Portugalii albo po prostu zajrzyj na stronę zbiorczą II wyjazdu z 2020 roku. Zachęcamy Cię również do polubienia naszego bloga na Facebooku – na fanpage‘u często pojawiają się dodatkowe treści.

komentarze 2

  1. Grażyna Zgubińska 15 listopada 2021
    • Brewa 15 listopada 2021

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?