Recenzja: plecak Feel Free Volita 60L

Jakieś dwa tygodnie temu byłem z wizytą u znajomego, który razem ze mną (i kilkoma innymi osobami) ma już za kilka dni śmigać po Birmie. M. trochę chwalił się sprzętem, w tym nowym plecakiem swojej wybranki serca. Wtedy właśnie naszła mnie myśl, że być może i dla mnie nadszedł czas na kupno nowego plecaka. Nie to, żeby stary był zły, jednak miał zatrważający jak na moje aktualne potrzeby litraż (85) i brakowało mu kilku istotnych cech, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy dopóki nie przyjrzałem się nowszemu sprzętowi.

Cech tych nie było tak naprawdę wiele. Po pierwsze, chciałem żeby plecak miał maksymalnie 65 litrów; po drugie – szukałem czegoś z suwakiem przez całą długość, żeby móc dostać się do zawartości wora jak najszybciej i jak najwygodniej; po trzecie – kategorycznie żądałem kieszeni na pasie biodrowym. Tak po prawdzie – nie czaję, dlaczego tych ostatnich nie ma w KAŻDYM plecaku – to w końcu dodatkowa partia materiału z suwakiem. No, ale można tak powiedzieć praktycznie o każdej dodatkowej kieszeni, a przecież to właśnie ich ilość w dużej mierze decyduje o cenie tego typu ekwipunku. Ach, właśnie – cena. Pomimo faktu, że w przypadku plecaków „drożej” bardzo często oznacza „lepiej”, chciałem zmieścić się w 400 złotych, bo akurat tyle hajsu bonusowo wpadło mi na konto.

Po dość długich poszukiwaniach, w tym na Ceneo i Allegro, wyłoniłem słownie JEDNEGO kandydata, który spełniał wszystkie kryteria. Był to plecak polskiej firmy outdoorowej Feel Free – model Volita 60 L.

Plecak kupiłem tutaj, bowiem sklep ten miał to cacko w najatrakcyjniejszej cenie, dokładnie o 70 zł niższej niż średnia u innych dostawców. Ostatecznie zamknąłem się więc w 275 zł, co razem z moim portfelem uznaliśmy za spory sukces. Poczekałem dwa dni, po czym z zainteresowaniem otworzyłem wielgachne pudło, w którym przyszedł towar.

Plecak Feel Free Volita 60L

Kieszeń na pokrowiec z praktycznym mocowaniem

Poniżej przedstawię swoje wstępne wrażenia, choć oczywiście pełniejszą opinię wyrobię sobie dopiero po przemaszerowaniu z Volitą birmańskich ścieżek.

Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Plecak wykonany jest starannie, z dobrych materiałów, choć kaptur i kieszeń dolna nie są podgumowane (mój „stary” dysponował takim zabezpieczeniem, choć oczywiście płacił za to cenę w dodatkowych gramach). Moje zastrzeżenie budziły wyłącznie kieszenie boczne, wykonane z czegoś na kształt streczu – nie jestem pewien, czy nie będą podatne na rozdarcia, choć na pewno są rozciągliwe niczym bawola moszna.

Zaczniemy od góry: kaptur dysponuje dwiema kieszeniami – zewnętrzną i wewnętrzną, przy czym ta druga wykonana jest z siatki (przy dużej ilości pierdół jest to błogosławieństwo – łatwiej szybko coś znaleźć). Komora główna jest przestronna, a ponadto dysponuje płaską, głęboką kieszenią na plecach – idealną do schowania jakiegoś świerszczyka czy kilku dolarów, których nie chcemy brać ze sobą na miasto; zamykana jest podwójnie ściąganym kominem (zapewniającym zapewne ok. 5 litrów przestrzeni dodatkowej). So far so good.

O kieszeniach bocznych już wspomniałem – ich minusem, poza (być może) materiałem – jest brak suwaków. Nie ma też pod nimi dodatkowych kieszeni oskrzelowych, ale z tych i tak raczej nie korzystałem, bo na lotnisku wszystko, co w nich trzymałem było zazwyczaj prasowane na miazgę. Od frontu plecak zaopatrzony jest jeszcze w obszerną kieszeń otwartą („zamykaną” tylko na pasek z klamrą – można trzymać w niej małpę) oraz mikro-kieszeń na coś płaskiego – jej wymiar sugeruje, że plecak przeznaczony jest dla przedstawicieli stanu duchownego, bowiem zmieścimy tam co najwyżej opłatek.

Plecak Feel Free Volita 60L

Suwak boczny daje dostęp do większej części komory głównej

Z lewej strony plecaka biegnie to, czego tak bardzo pragnąłem – suwak dający dostęp do komory głównej. Jego dziwne umiejscowienie ma ten plus, że pozwala wykorzystać front na inne kieszenie; minusem jest natomiast to, że daje dostęp głównie do lewej części komory. Niemniej, swoją rolę spełnia dość dobrze, co przetestowałem od razu po zapakowaniu plecaka.

Dolna część to oczywiście kieszeń prowadząca do komory głównej (z mocowaną paskami „oddziałką” – wolałbym chyba ściągacz), a także kieszeń na pokrowiec przeciwdeszczowy, dostarczany wraz z plecakiem. Pokrowiec przyczepiony jest klamerką, co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem (podczas wyjmowania nie wypadnie nam w małpie gówno).

System nośny jest imponujący jak na plecak kosztujący mniej niż 400 zł. Prócz aluminiowego stelaża całość plecaka opiera się na sztywnych plecach, a system przepływu powietrza zdaje się faktycznie działać (stojąc bokiem wyraźnie widzimy w lustrze przestrzeń pomiędzy naszymi plecami a plecakiem). Całości dopełniają tak pożądane przeze mnie kieszenie na pasie biodrowym (możemy trzymać w nich cukierki dla azjatyckich szczyli) oraz paski odblaskowe – ponownie: dodatek prosty, ale praktyczny.

Plecak Feel Free Volita 60L

System nośny w całej okazałości

Po zapakowaniu plecaka (wepchnąłem do niego 12 kg ekwipunku, przy czym nie musiałem nawet kombinować) i dopasowaniu go zgodnie z ogólnodostępnymi wskazówkami, okazał się on zaskakująco wygodny. Pas biodrowy trzyma solidnie, a ponadto nie robi problemów, jeśli chcemy nieco przenieść ciężar całego gearu na te rejony, które bardziej nam odpowiadają. Oczywiście, szelki są ruchome i można je dość swobodnie dostosować do wysokości osoby noszącej plecak. Tym niemniej – wydaje mi się, że najlepiej będzie się w nich czuła osoba nie przekraczająca 1,90 m.

Mówiąc krótko – jestem zadowolony, choć 12 kg sprzętu to stosunkowo niewiele. W Birmie nie czekają nas raczej mocne opady, więc nie przejmuję się za bardzo brakiem podgumowania, a ponadto dysponuję pokrowcem. Jak sprzęt sprawdzi się w podróży – zobaczymy, niemniej wydaje mi się, że był to dobry wybór.

komentarze 4

  1. Alina 2 lutego 2014
  2. Bartek 15 kwietnia 2014
    • Brewa 15 kwietnia 2014

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?