2. Ogólnopolskie spotkanie blogerów podróżniczych – relacja

Jakiś czas temu postanowiłem, że najwyższy czas trochę popracować nad moim blogiem od strony technicznej. Zmianę szablonu na pewno zauważyliście, podobnie jak serwowanie Wam części nowej zawartości w formie vloga, którym w istocie są kolejne odcinki Jedź, baw się! PLUS. To, czego zapewne nie zauważyliście to to, że dołączyłem do kilku grup blogerskich celem pozyskania użytecznego wywiadu na temat stosowanych przez „konkurencję” środków na zwiększenie ruchu, ilości czytelników i tego typu rzeczy, które tak naprawdę interesują tylko mnie, a Was już niekoniecznie. Upraszczając więc cały wstęp, jedna z takich grup – chyba najbardziej ogarnięta – zorganizowała w tym roku w Cieszynie drugą już edycję Ogólnopolskiego spotkania blogerów podróżniczych, na które wybraliśmy się z Warszawy razem z Agnieszką ze Szwedacz Photo Trips.

Siłą rzeczy, dzisiejszy wpis będzie w dużej mierze nieznośnie wręcz hermetyczny, tak jak to tylko możliwe w przypadku relacji ze spotkania gromady dziwnych ludzi przekonanych o tym, że inni ludzie nie mają do roboty nic lepszego, jak tylko czytać ich relacje ze strzyżenia owiec w Nowej Zelandii. Ku pokrzepieniu serc zacznę jednak od kilku informacji ogólnych, które być może będą przydatne komukolwiek innemu poza wzmiankowaną grupą.

Dojazd do Cieszyna (z Warszawy)

Cieszyn tak naprawdę jest bajecznie wręcz skomunikowany z Warszawą. Wystarczy wsiąść w pociąg do Katowic (od 50 zł, ale bywa drożej), wysiąść w tym mieście po 2,5 godziny, po czym przesiąść się w jeden z busików przeoryginalnie wręcz nazwanej firmy BusBrothers, który w ciągu 90 minut (i za 14 zł) dowiezie Was do Cieszyna. Busy są tak spasowane z pociągami, że zdążycie jeszcze pomiędzy transportami ogarnąć szczocha, ale uważajcie na transporty wieczorne, bo możecie skończyć na stojąco – tak jak my. Summa summarum, z naszej pięknej stolicy do ojczyzny wafelka Prince Polo dupniecie się w 4 godziny i za niewielki hajs.

A dupnąć się warto. Dlaczego?

Krótko o Cieszynie

Cieszyn to miasto z bogatą historią, obejmującą nie tylko legendarne wyroby cukiernicze, basztę znaną z banknotu 20-złotowego czy smażony ser, po który każdy turysta biega na drugi brzeg Olzy. Na miejscu znajdziemy pozostałości zamku Piastów Śląskich, wcale wyględną „starówkę” z rynkiem, który nie ma się czego wstydzić, czy wreszcie całkiem sporo przypadków przyzwoicie utrzymanej architektury użytkowej (dość wyraźnie czuć tu wpływy habsburskie… albo tak mi się przynajmniej wydaje, bo taki ze mnie znawca architektury jak z puzonu wibrator). Na szczególną uwagę zasługuje miejscowy browar, znany przede wszystkim z niektórych wariantów smakowych Żywca oraz piwa Brackie – to miejsce mieliśmy nawet okazję zwiedzić jako grupa, ale o tym jeszcze za momencik.

Rotunda - Cieszyn

Mroczna Rotunda

Jeśli przy dobrach konsumpcyjnych jesteśmy, to będąc w Cieszynie warto wybrać się na słynną (przynajmniej wśród ludzi, którzy w Cieszynie byli) kanapkę w jednym z trzech głównych wariantów: z szynką, z sałatką albo… ze śledziem. Tak, ja również byłem zdziwiony tym, że tak bardzo oddalona od morza miejscowość w ramach specyficznego street-foodu serwuje kanapkę z rybą. Temat ten jednak zgłębiła już w swoim arcypopularnym wpisie Złota Proporcja, do której w tym miejscu odeślę zainteresowanych. Oczywiście, jeśli pajda chleba z rybskiem kupiona w Społem do Was nie przemawia, to zawsze możecie machnąć się na Czeską stronę i wciągnąć jakiś gulasz z pampuchami.

Cieszyn - kanapka ze śledziem

Najlepsze, co można zjeść w Cieszynie

Niewątpliwą wadą Cieszyna jest natomiast charakterystyczne dla polskich miejscowości południowych przesycenie reklamami o… negocjowalnych walorach estetycznych. Tani Blacharz Józek albo Skuteczny Grabarz Marian potrafią reklamować się na zabytkowej ścianie barokowego kościoła (brakuje ich tylko na Zamku), a – paradoksalnie – najmniej inwazyjny okazuje się szyld sklepu Żabka, który ktoś zaprojektował tak, by przynajmniej częściowo wpisywał się w estetykę starej części miasta (jest on wykonany ze sztucznie postarzanego metalu). Jeśli miałbym przyczepić się jeszcze do czegoś, to większość haczyków znalazłbym raczej w czeskiej części (np. kompletny brak kantorów czy ogólne wyludnienie tamtej części miasta), ale tam raczej chodzi się coś opędzlować, a nie podziwiać widoki.

Cieszyn - reklama

Niektóre reklamy są tyleż brzydkie, co oryginalne

Cieszyn - reklama

… inne z kolei każą Wam zmienić bieliznę

Nocleg w Cieszynie

W tak pięknych okolicznościach wszystko, czego nam brakowało, to dobry nocleg. Fenomenalny – jak się wkrótce okazało – 3 Bros Hostel (będący jednocześnie oficjalną noclegownią Zlotu) był już niestety zapełniony po brzegi, w związku z czym ja i moja towarzyszka musieliśmy szukać dachu nad głową gdzie indziej.

Padło na cieszyńskie schronisko młodzieżowe, zlokalizowane przy ulicy Błogockiej, około 1,2 kilometra od wyżej wymienionego hostelu (do którego byliśmy zmuszeni drałować). W tym przypadku nasze odczucia były bardzo mieszane. Z jednej strony schronisko jest świeżo po remoncie, sowicie zasponsorowanym przez Unię Europejską. Wymienione zostało właściwie wszystko poza koszami na śmieci, czego nie do końca rozumiem, ale udajmy że szanuję tę decyzję. W pokojach są łazienki, w łazienkach jest ciepła woda, w ciepłej wodzie nie ma rdzy ani eboli – słowem: wszystko gra i buczy jak orkiestra złożona z wielorybów. Należy jednak pamiętać, że schroniska młodzieżowe nie noszą przymiotnika na „m” z dupy, a to wiąże się z szeregiem zasad, które trudno uszanować 30-latkowi przyjeżdżającemu do Cieszyna pogadać o blogowaniu i napić się taniego piwa (albo trzynastu). Głównym problemem jest to, że drzwi noclegowni są zatrzaskiwane na głucho o godzinie 22:00 i trzeba mieć magisterkę z robienia maślanych oczu, żeby po tej godzinie bez problemu dostać się do swojego pokoju. My ten niestandardowy tytuł naukowy już drugiej nocy zamieniliśmy na typowo polską zmyślność i – niezrażeni komunikatem „obiekt monitorowany” – wbiliśmy się do schroniska przez przezornie pozostawione otwarte okno na tyłach, tym samym omijając naburmuszoną nadzorczynię pensjonatu. Sami musicie ocenić, czy takie nieprzyjemności (połączone z zakazem spożywania alkoholu na terenie budynku) są warte zaoszczędzenia kilku groszy. Tu warto nadmienić, że najtańszy nocleg w cieszyńskim schronisku to koszt zaledwie 18 zł + 7 zł za wynajęcie pościeli.

Ale! Z drugiej strony nocleg w 3 Bros Hotel również do drogich nie należy, a blogerzy mieszkający u „Trzech Braci” mieli do dyspozycji nie tylko schludne pokoje, czyste łazienki i lodówkę zaopatrzoną w istną baterię taniego, czeskiego piwa, ale także swoje wzajemne towarzystwo oraz wykurwistą wręcz obsługę, zdolną dostosować się do gustów i wymagań chyba każdego typu turysty czy podróżnika (chłopaki zresztą nieco nam o tym opowiadali). To, w połączeniu z lokalizacją miejscówy i energią gości go prowadzących sprawia, że jest to chyba najlepszy i najbardziej naturalny wybór noclegowy w Cieszynie. O ile, oczywiście, nie macie nic przeciwko hostelom jako takim.

O samym Zlocie

Po nakreśleniu tła, czas na część bardziej hermetyczną.

Nasz Zlot zaczął się właściwie już w piątek wieczorem, chociaż wtedy jeszcze nie wszyscy byli obecni. Początek zjazdu upłynął więc zasadniczo na poznawaniu się, krótkich podróżach do świetnie zaopatrzonej lodówki oraz niekończących się rozmowach – czy to o blogach, czy o podróżowaniu, czy to o wpływie faz księżyca na rozwój dorożkarstwa w zachodnim Kirgistanie. Słowem – był to bardzo przyjemny wstęp.

Drugi dzień był najbardziej nasycony merytoryką i atrakcjami. Po śniadaniu, które część grupy spożyła w hostelu, a część odkrywając niewątpliwe zalety cieszyńskich kanapek, zasiedliśmy do „obrad”. Te były jednym długim panelem dyskusyjnym z luźno opracowaną agendą, która i tak poszła się ryćkać niemal natychmiastowo. Siedząc na krzesełkach na stryszku zaadaptowanym na nasze potrzeby (a więc dysponującym oddzielną lodówką wraz ze szklaną zawartością) zdołaliśmy przegadać wygląd i funkcjonalności kilku blogów (nie było rzeki hejtu – co najwyżej lekko ciurkający strumyczek), pogadać nieco o SEO czy ustalić, że wszyscy chcielibyśmy nie tylko pisać doskonałą treść, ale jednocześnie bezczelnie ściągać na nasze blogi jak najwięcej frajerów, którzy dadzą nam lajka klikając na denerwujący pop-up. Narastające zmęczenie zaleczyliśmy obiadem po czeskiej stronie (królował smażony ser i gulasz z pampuchami), a potem dyskusje były kontynuowane – pogadaliśmy między innymi o aparatach fotograficznych. Przeważnie było ciekawie, zabawnie i tak konstruktywnie, jak to tylko możliwe w grupie kilkudziesięciu ludzi, z których każdy zna się na blogowaniu co najmniej najlepiej.

Cieszyński browar

Browar – naturalne miejsce występowania blogerów podróżniczych

To jednak nie był koniec atrakcji. Wczesnym wieczorem ruszyliśmy całą grupą do miejsca, w którym blogerzy podróżniczy czują się najlepiej, to jest do tutejszego browaru. Dzięki zaradności organizatorów spotkania i uprzejmości burmistrza miasta Cieszyn, cała nasza grupa miała okazję uczestniczyć w ekskluzywnej (tak jak to tylko możliwe w grupie circa 50 osób) wycieczce po tym przybytku, podczas której zwiedziliśmy bardzo wiele okafelkowanej, dziwnie pachnącej przestrzeni. Ukoronowaniem napchanego wiedzą spaceru była niesamowita wręcz kolacja w tunelu lodowym, podczas której nie tylko nawpieprzaliśmy się jak dzikie osły, ale także otrzymaliśmy komplementarne zestawy lokalnych piw. Tym samym zgromadzeni blogerzy udowodnili, że nie sprzedają się co prawda za orzeszki, ale już za sześciopak bez gadania dadzą się zgromadzić pod ziemią w pomieszczeniu, które pachnie jak kuweta kota będącego w terminalnym stadium kamicy nerkowej. Było super.

Cieszyński browar - tunel lodowy

Romantyczna kolacja przy świecach dla 60 osób

Po szybkiej wizycie w Rotundzie i na zamkowej wieży wróciliśmy na kolejną wieczorną integrację, przy czym dla niektórych integracja wieczorna szybko stała się nocną, a następnie poranną. Nie przeszkodziło to nam w rozpoczęciu następnej rundy panelu dyskusyjnego, tym razem skoncentrowanego na wtyczkach do WordPressa. Po panelu topniejąca grupka miała wybrać się jeszcze na kolejne zwiedzanie (o ile pamiętam – budynku Rady Miasta i tak dalej), ale tego już nie widziałem, bowiem obowiązki (i częściowo także zmęczenie) wzywały mnie do Warszawy. Muszę powiedzieć, że te (prawie) dwa dni minęły mi tak szybko, że powrót do stolicy w niedzielę o 18:30 spowodował u mnie krótkotrwałą depresję i chęć rzucenia się pod koła akurat nadjeżdżającego pociągu relacji Warszawa-Kraków.

Czy spotkanie było kształcące? Bardzo! Nie będę Was tu zanudzał szczegółami technicznymi czy przytaczał żartów, których i tak nikt poza uczestnikami nie zrozumie, ale – poza głęboką integracją społeczności – udało nam się solidnie poruszyć kilka istotnych tematów i przynajmniej lekko pomiziać powierzchnię kilku innych. Z tych ostatnich wśród moich faworytów znajduje się przede wszystkim dyskusja na temat współpracy z prasą et consortes, choć zdaję sobie sprawę, że na ten temat można by gadać znacznie dłużej.

Czy czegoś mi na Zlocie zabrakło? Tak, ale dotyczyło to wyłącznie kwestii merytorycznych i wynikało (najprawdopodobniej) z w gruncie rzeczy niewielkiej ilości czasu spędzonego na dyskusji. Szkoda, że nie pogadaliśmy więcej o tajnikach SEO oraz praktycznie nie zaczęliśmy nawet tematu kręcenia i montażu filmów, który dla mnie osobiście ma obecnie coraz większe znaczenie. Wydaje mi się jednak, że jeśli chcielibyśmy – jako grupa – bardziej wzmocnić się merytorycznie, to wymagałoby to organizacji nieco innego typu imprezy, na której specjaliści w danej dziedzinie po prostu dzieliliby się swoją wiedzą w określonych ramach czasowych. Pierwsze przymiarki w tym kierunku zostały już poczynione i wydaje mi się, że prędzej czy później impreza przyjmie właśnie taką formę. I to na pewno nie będzie zły krok.

Drugą rzeczą, którą jednak każdy nadrobił osobiście, był brak formalnego rozpoczęcia spotkania z przedstawieniem się każdego uczestnika. Było nas tam co prawda sporo, ale minuta czy dwie poświęcone przez każdego na podanie swojego imienia, nazwy bloga i ewentualnej „podróżniczej specjalizacji” sprawiłoby, że potem nie trzeba by desperacko rozczytywać wpiętych pro forma identyfikatorów czy rozmawiać z autorem ulubionego „konkurencyjnego” bloga nie mając o tym zielonego pojęcia. Warto rozważyć taki punkt przy okazji kolejnego spotkania, zwłaszcza że bardzo pomogłoby to nowym uczestnikom, w tym takim, którzy słabiej orientują się w tej części blogosfery. Tak, mówię o sobie.

Czy pojadę na następną edycję? Pytanie! Merytoryczna dyskusja, świetna zabawa, przesympatyczni ludzie o zainteresowaniach takich jak moje… Trudno wśród tej mieszanki znaleźć coś, co mogłoby się nie podobać. Nawet lokalizacja – pozornie tak niewygodna – to mocny punkt tej imprezy, zwłaszcza z wręcz fenomenalnym dojazdem, podejściem władz lokalnych i „lokalem głównym” pod postacią hostelu 3 Bros, którego nie będę dalej chwalił tylko dlatego, że głupio robić to za darmo. Jeśli więc blogujecie o podróżach od kilku tygodni, miesięcy czy lat, to wypatrujcie na horyzoncie kolejnej edycji Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Podróżniczych. Wstyd opuścić taką imprezę.

Powrót z Cieszyna

A tak z Cieszyna się wracało

Przeczytaj też relacje z innych edycji Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Podróżniczych, które odbywały się w tym samym miejscu.

komentarze 4

  1. katarzynatutko 14 października 2015
  2. Kinga Bielejec 15 października 2015
    • Brewa 16 października 2015

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?