Jak to jest z tym prądem w Korei Północnej
Po spałaszowanym posiłku mieliśmy jeszcze trochę czasu na to, żeby przejechać się po Pjongjangu po zmroku. Nasi gospodarze zapewniali, że to dość niestandardowe przeżycie i już pierwsze minuty objazdówki potwierdziły ich słowa.
Na pewno widzieliście w sieci nocne zdjęcia satelitarne Korei Północnej, na których wyraźnie widać, że kraj po zmroku pogrążony jest w niemal kompletnej ciemności. Są ku temu dwa konkretne powody i to właśnie one sprawiają, że z kosmosu kraj ten wygląda na prawie kompletnie wymarły.
Przede wszystkim, nieustający konflikt z Koreą Południową i utrzymujący się stan quasi-wojenny (a w sierpniu 2015 roku nawet faktyczny stan wojenny na pasie przygranicznym – po nieco groteskowym incydencie z k-popem puszczanym z południowokoreańskich głośników) jest bezpośrednim powodem utrzymywania w kraju godziny policyjnej (od 20:00, o ile nic się w tym względzie nie zmieniło). Po zapadnięciu zmroku mało kto kręci się po ulicach, by nie narażać się na uciążliwą kontrolę policyjną. Jak łatwo się domyślić, podczas jej trwania działanie komunikacji publicznej nie ma za bardzo racji bytu, a więc większość dużych pojazdów stoi w zajezdniach. Ilość podróżujących po miejskich drogach samochodów również spada – podróżują nimi tylko Ci, którzy nie są narażeni na kontrole.
Druga sprawa jest być może jeszcze bardziej uciążliwa niż ograniczenie wolności poruszania się w godzinach wieczornych – są nią wciąż zdarzające się problemy z dostawami prądu.
Prąd w Korei Północnej wciąż jest towarem deficytowym, chociaż z roku na rok przerwy w jego dostawie zdarzają się coraz rzadziej (my sami byliśmy świadkiem zaledwie jednej i trwała ona nie dłużej niż kilka minut) – w tym wypadku mówię oczywiście przede wszystkim o stolicy, która pożera najwięcej energii elektrycznej. Na prowincji bywa z tym różnie, ale w mniejszych wioskach prąd jest reglamentowany niemal na równi z produktami spożywczymi i w pewnych godzinach po prostu go nie ma (nie jest to jednak w Azji sytuacja bardzo wyjątkowa – podobne problemy mają wciąż także mieszkańcy Birmy, Kambodży czy Laosu).
Aby zmniejszyć obciążenie ledwo zipiących elektrowni, rząd KRLD stosuje kilka trików. Jednym z nich jest maksymalne ograniczenie zużycia energii przez oświetlenie uliczne. Latarnie – o ile w ogóle stoją w danym miejscu – przeważnie nie świecą, a przejścia podziemne oświetlane są jarzeniówkami o mocy tak słabej, że równie dobrze mogłoby ich nie być. O „komercyjnych” neonach czy jakichkolwiek reklamach świetlnych można zapomnieć; to samo tyczy się sygnalizacji ulicznej (czyli świateł dla pieszych czy samochodów). O ruchu ulicznym w Pjongjangu opowiem Wam jednak więcej w zupełnie innej formie.
Mieszkańcy stolicy (bo zasadniczo tylko w niej widzieliśmy sytuację na własne oczy) też nie mają łatwo. Ich niewielkie mieszkania oświetlane są tylko przez pojedyncze żarówki o niewielkiej mocy, które w Polsce zamontowalibyśmy co najwyżej do lampki nocnej. Co prawda owe żarówki wykonane są w technologii LED (a więc są bardzo oszczędne) i zasilane przede wszystkim energią słoneczną (tu i ówdzie widać małe kolektory montowane na parapetach), ale właśnie to ostanie wyraźnie wskazuje, jak niewydajna jest północnokoreańska sieć energetyczna. Sytuacja jest do tego stopnia kuriozalna, że młodsi mieszkańcy miast, którzy dostąpili przywileju możliwości korzystania z powszechnej edukacji na terenie kraju, są czasem zmuszeni do tego, by wychodzić z domu i uczyć się przy świetle latarni ulicznych, o ile te oczywiście świecą. Nie ma się więc co dziwić, jeśli przejeżdżając przez stolicę zobaczymy stojącego pod latarnią delikwenta z książką.
Jest jednak i druga strona medalu. W niektórych miejscach oświetlenie uliczne byłoby bowiem zupełnie zbędne, jako że pobliskie, ważne dla władzy budynki i tak doskonale oświetlają wszystko dookoła. Każdy szczegół domu partii, budynku rządowego czy monumentu związanego z ideologią lub wspierającym ją ustrojem jest zawsze doskonale podświetlony, by także w nocy inspirować Koreańczyków swoją obecnością (większość z nich nie ma w oknach zasłon, więc chcąc-nie chcąc chłonie tę inspirację także przez szyby). Tajemnicą poliszynela jest, że tego typu zabudowania mają absolutny priorytet pod względem zasilania energią, a na samym szczycie listy znajduje się Wieża Dżucze, której fantazyjnie „pełgający” płomień pożera zapewne więcej prądu niż niejedna dzielnica.
W związku z powyższym rozwiewam niniejszym mit, według którego Pjongjang po zmroku to miasto kompletnej ciemności. Wszelkich pomników i tym podobnych zabudowań jest w stolicy KRLD całe mnóstwo, a – przykładowo – na placu Kim Ir Sena jest wieczorem jasno jak w dzień. Dzięki temu my, czyli polscy turyści na razie jeszcze kompletnie przygnieceni świadomością tego, że spędzimy w Korei Północnej prawie cały tydzień, mogliśmy już pierwszego wieczoru podziwiać najważniejsze monumenty w kraju. Na pierwszy nomen-omen ogień poszedł wspomniany Płomień Idei Dżucze oraz Łuk Triumfalny, które – nie powiem – prezentują się w otaczających je ciemnościach bardzo imponująco.
Nie omieszkaliśmy odnotować również, że niedawno powstałe, luksusowe osiedle mieszkaniowe w pobliży stacji metra Sungni najwyraźniej nie ma takich problemów z prądem jak reszta miasta. Nie bez powodu obcokrajowcy, którzy mieli okazję je widzieć, nazwali je „Dubajem”…
Przejażdżka po Pjongjangu, mimo że krótka, wyczerpała z kolei resztki naszej energii. Jeszcze nie do końca ogarniając sytuację, w jakieś się znaleźliśmy, wróciliśmy do bazy, by przespać swoją pierwszą noc w granicach Korei Północnej. Ci ciekawe, żadnemu z nas nie śnił się Wielki Brat.
Podobał Ci się ten wpis? Poczytaj inne notki o Korei Północnej! Możesz również polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.
Korea Północna jest bardzo specyficzna… Póki co byłam tylko na DMZ i pamiętam tą „walkę” kto ma najwyżej zawieszoną flagę…
O DMZ z drugiej strony będę jeszcze pisał. Na razie powiem tyle, że ta walka ma kilka frontów – nawet jeśli chodzi o ilość kamer monitorujących czy punktów obserwacyjnych. Głupie to straszne i dziwię się osobiście, że Korea Południowa w tym uczestniczy (ten incydent z k-popem z głośników był wg mnie żenujący).
Niezły dysonans, tu brak prądu, a tu oświetlone na maksa.
W ogóle nie znam Korei PN, zatem dzięki za ten blog 🙂 Właśnie napawam się kolejnymi wpisami i Korei 🙂
Zapraszam też we czwartek po kilka migawek filmowych i solidną galerię :).
Korea Północna to wciąż fascynująca niewiadoma. Ograniczenia w dostawach prądu są trochę niewyobrażalne z naszego punktu widzenia. Zazdroszczę tego zwiedzania bardzo 😀
Jest to dla mnie niewyobrażalne…
Cóż, takie realia 😉
Łał! Zupełnie jak hitelrowskie damy oglądające auszwitz nocą.
Łał, jestem pewien, że owe damy potem pisały o tym do żurnali, żeby trochę uświadomić ludzi 😉
Będę śledzić Twoje wpisy z KRLD, z chęcią zapoznam się z kolejnymi odsłonami tego tajemniczego kraju. Swoją drogą, jak wcześniej nie było żadnych relacji z Korei Płn, tak teraz pojawia się ich coraz więcej. Rozluźniły się przepisy / polityka turystyczna, czy co?
Nie do końca – wycieczki są dostępne od dawna, a ludzie coraz więcej zarabiają, więc mogą sobie pozwolić. My mieliśmy jednak ten plus, że w praktyce nie byliśmy nadzorowani przez tamtejszą „organizację turystyczną”, także mogliśmy zrobić trochę więcej zdjęć czy filmów.