Kluż do bram Transylwanii


Jeśli chodzi o ilość turystycznych lotów z Polski, to Kluż-Napoka zapewne wkrótce zdeklasuje Bukareszt. Nie dość, że do Klużu regularnie zaczął latać LOT, i to w zdecydowanie atrakcyjnych cenach (my sami zapłaciliśmy za bilet niecałe 260 zł od osoby), to drugie największe miasto Rumunii dysponuje czymś, o czym stolica tego kraju może tylko pomarzyć: położeniem w Transylwanii. Co więcej, z Klużu-Napoki w ciągu kilku godzin dostaniemy się również do Maramureszu, czyli tego rejonu kraju, na myśl o którym każdy fan drewnianych kościołów momentalnie dostaje tęsknej epilepsji.

Wielu turystów ląduje w Klużu, by po jednej, intensywnej nocy natychmiast z niego uciec i powrócić tylko przy okazji wylotu powrotnego. Nie jest to BARDZO dziwne, zważywszy moc położonych niedaleko atrakcji, ale warto wskazać, że miejscowość ta potrafi pozytywnie zaskoczyć i zrobić solidny podkład pod inne, transylwańskie momenty.

Kluż-Napoka – co tu właściwie jest?

Kluż znany jest przede wszystkim z czegoś, co angielskojęzyczne przewodniki z lubością nazywają vibrant nightlife. Rzeczywiście, główny plac miejski roi się od klubów i barów jak zad rumuńskiego kundla od pcheł. Od picia i imprez trudno uciec, bo miasto jest z gruntu studenckie i nawet w nieco oddalonych od centrum uliczkach można natknąć  się na epickie miejsca, z których na pewno nie wyjdziecie trzeźwi. O dwóch fajnych tego typu lokalach wspomina w swoim wpisie na temat Klużu Kinga z zaprzyjaźnionego bloga Floating my Boat.

Kiedy jednak noc przeminie, niezłym pomysłem będzie połączenie porannego walk of shame ze spacerem po głównej miejskiej arterii i rzutem okiem na to, co Kluż ma do zaoferowania (przynajmniej) pod kątem architektonicznym.

Kluż-Napoka - ulica Eroilor

Eroilor, czyli główna ulica Klużu

Większość tego, co w Klużu-Napoce ładne, znajduje się pomiędzy dwoma placami: Unirii oraz Avrama Iancu. Nad tym pierwszym góruje potężny kościół św. Michała, w kategorii sakralnych budowli gotyckich ustępujący rozmiarem wyłącznie Czarnemu Kościołowi w Braszowie. Pod kościołem, niczym wyjątkowo zjawiskowy dziad proszalny, stoi wykurwisty pomnik Macieja Korwina – króla węgierskiego, wsławionego licznymi reformami i ogólną niechęcią do Polski (przyczyną było między innymi odrzucenie jego propozycji hajtnięcia się z Jadwigą Jagiellonką). Upamiętniająca Maćka statua jest doprawdy imponująca, co jednak nie odstrasza nawalonych studentów, notorycznie zwieszających się z jego wystających części i zostawiających w okolicach pomnika liczne memorabilia (zwykle pod postacią niedopitych browarów).

Kluż-Napoka - plac Unirii

Kościół i pomnik – oba konkretne

Z Piata Unirii bezapelacyjnie wypada ruszyć na wschód ulicą Eroilor, czyli głównym spacerowym deptakiem Klużu Napoki. Po drodze na plac Avrama Iancu radzę zajrzeć do kilku mijanych bram i zobaczyć, jak wyglądają tamtejsze dziedzińce. Na jednym z nich zlokalizowany jest bardzo sympatyczny Zen Hostel, w którym mieliśmy okazję spędzić jedną noc.

Ostatecznie po kilku minutach dojdziemy do drugiego ważnego, miejskiego placu, a właściwie dwóch. Na placu Iancu (nazwanym po słynnym transylwańskim rewolucjoniście i prawniku) możemy obejrzeć sobie najważniejszy kościół prawosławny w Klużu, czyli Sobór Zaśnięcia Matki Bożej, a oprócz niego – pomnik placowego patrona, Pałac Sprawiedliwości oraz Teatr Narodowy. Jeśli w Klużu chcecie spędzić tylko tyle czasu, ile niezbędne, to z tego miejsca możecie już właściwie zawijać się dalej.

Plac Avrama Iancu

Plac Avrama Iancu

Zadania z gwiazdką*

W Klużu-Napoce jest rzecz jasna kilka innych miejscówek, na które można rzucić okiem (z zewnątrz czy od środka), jeśli macie nieco więcej czasu do spalenia. Do najważniejszych zaliczają się: muzeum farmacji, dom urodzenia Macieja Korwina (będący obecnie biblioteką tutejszego uniwersytetu), narodowe muzeum sztuki oraz dwa muzea związane z samą Transylwanią: historyczne i etnograficzne. Do tego dochodzą atrakcje dzielnicy studenckiej (leżącej na południe od centrum) – ogród botaniczny oraz całkiem spory, węgierski cmentarz. Co ważne, większość z tych punktów leży na tyle blisko centrum, że spokojnie dostaniecie się do nich piechotą.

Wielbiciele wycieczek rowerowych mogą skorzystać z tutejszego systemu rowerów miejskich, ale musi im bardzo zależeć, bo wynajęcie takiego środka transportu wymaga specjalnej karty albo rumuńskiego numeru telefonu.

Kluż-Napoka - system rowerów miejskich

Komuś rowerek?

Gdzie się przespać w Klużu?

Tak się złożyło, że w Klużu-Napoce spędziliśmy dwie noce. Pierwszy nocleg zaklepaliśmy sobie jeszcze przed wyjazdem i był to wybór średnio trafiony.

Tad’s TRAVEL to właściwie hostel… i tyle. Jego właściciel bardzo entuzjastycznie NIE mówi po angielsku i ciężko wyciągnąć z tej miejscówki coś więcej poza ogólną oszczędnością kasy (płaciliśmy 30 zł/osobę). Jej lokalizacja ma dwa plusy, w tym jeden mniejszy. Po pierwsze, hostel położony jest w mieszkaniowej części Klużu, dzięki czemu idąc do niego możecie spojrzeć w mniej turystyczną twarz miasta, nieco oszpeconą przez tutejszych komunistów. Drugą zaletą Tad’s TRAVEL jest łatwy dojazd z lotniska. Samochodem na miejsce dostaniecie się dosłownie w 10 minut, więc jeśli nie planujecie dłuższego pobytu w Klużu, to z tego punktu da się z niego szybko uciec. O śniadaniach nic nie wiem, bo – pomimo chęci – nie daliśmy rady dogadać się w tym zakresie.

Jeśli szukacie noclegu w Klużu-Napoce, możecie również skorzystać z poniższego linku. Wy znajdziecie tanią ofertę, a mi wpadnie kilka złotych na rozwój bloga i kolejne wyjazdy.Booking-banner-Kluz

ZEN Hostel to z kolei noclegownia położona w samym centrum, będąca typowym przedstawicielem swojej klasy. Za 55 zł od osoby otrzymacie dostęp do przyzwoitego pokoju zbiorczego oraz dzielonej łazienki, a to wszystko dosłownie 3 minuty spaceru od placu Unirii. ZEN da Wam również dostęp do Wi-Fi oraz hipotetyczne śniadanie bufetowe. Dlaczego hipotetyczne? Specyfika pro-studenckiego hostelu sprawia, że spożycie śniadania w ZEN to swoisty rytuał, połączony z leniwym snuciem się pomiędzy lodówką a stolikami oraz cierpliwym oczekiwaniem na to, aż współbiesiadnik skończy korzystać z jednego z dwóch noży. Biorąc pod uwagę kształt hostelowego posiłku, czyli zimny, średnio-bogaty bufet, doszliśmy do wniosku, że nie mamy ochoty marnować czasu i po prostu skoczyliśmy na szybkiego kebsa.

Kluż-Napoka - ZEN Hostel

Przyjemny dziedziniec ZEN Hostel

Mama Manu

Rzeczonego kebsa dwa razy opędzlowaliśmy w Mama Manu – centralnie położonym fast-foodzie, który (co zaskakujące) jest jedną z niewielu działających w Klużu-Napoce gastronomii 24h. Jakkolwiek by to nie brzmiało, ten nieco odstręczający na pierwszy rzut oka lokal serwuje wielgachne, dojebane warzywami kebaby, które zatankują Was na pół dnia. Waszej szczególnej uwadze polecam Cas Pane, czyli zawinięty w tortillę… smażony ser, występujący również w wersji bez pieczywa (czeski Smazeny Syr to najbliższe słuszne skojarzenie). Podejrzewam, że nie ma w Rumunii wielu potraw, które dawałyby organizmowi tak duży zastrzyk tłuszczu jak Cas Pane, ale pieprzyć to – w końcu jesteście na wakacjach.

Kluż-Napoka - Mama Manu

W środku – wielkie buły z serem

Roata – rumuńskie niebo w gębie

Skoro przy żarciu jesteśmy, to nie śmiałbym nie wspomnieć o Roacie, czyli knajpie, która w Klużu-Napoce wypracowała już sobie konkretną renomę. Aż dziw, że wieczorem nadal da się znaleźć w niej wolny stolik.

Roatę warto namierzyć wcześniej, bo zapewniam Was, że z ulicy ciężko do niej trafić. Położona jest za nieco odpychającą, walącą sikiem bramą, a potem trzeba jeszcze przejść się niezbyt dobrze oświetloną uliczką. Zapewniam jednak, że po trafieniu na miejsce będziecie zachwyceni.

Każdy posiłek w Roacie zaczyna się od szocika on the house, a potem do dyspozycji dostajemy racjonalnie wycenione, bogate menu, które w naszym przypadku było idealnym wprowadzeniem do rumuńskiej kuchni. Nagromadzenie pyszności jest tak duże, że warto racjonalnie ocenić swoje możliwości pochłaniania szamy. Nam się nie udało i deser musieliśmy wciągać przez 30 długich minut, jednocześnie ciesząc się nim i próbując nie porzygać z przepełnienia.

Kluż-Napoka - Roata - shoty

Zaczynamy szocikiem

Nie będę Wam polecał konkretnych specjałów, bo właściwie wszystko w Roacie jest dobre, a do wyśmienitej kuchni dochodzi fajowy, ogródkowy klimat i przesympatyczna obsługa. Dość powiedzieć, że na ostatnie papanasi w Rumunii wpadliśmy do Roaty na trzy godziny przed wylotem, płacąc za nie z góry i rozprawiając się z tym przepysznym deserem w iście rekordowym tempie.

Kluż-Napoka - Roata - polenta

Polenta z całą masą pysznego tłuszczu

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne notki o Rumunii lub polubić mój blog na Facebooku, gdzie na bieżąco informuję o nowych wpisach i wrzucam dodatkowe treści.

REKLAMA:

Skomentuj czy coś:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?