Recenzja: DJI Osmo Pocket Waterproof Case
DJI Osmo Pocket szturmem zdobyło serca wszystkich amatorów filmowania, którzy potrzebowali małej kamery oferującej pełną, trzyosiową stabilizację. Sam nabyłem ten sprzęt w dniu premiery i od tego czasu używam go regularnie, a zwłaszcza wtedy, kiedy z jakichś względów mogę zabrać ze sobą tylko podstawowy gear foto/video. Oczywiście mały rozmiar idzie w parze z niższą jakością (zwłaszcza zdjęć), ale nie ulega wątpliwości, że Osmo Pocket to urządzenie rewolucyjne, które właściwie od podstaw stworzyło nową klasę gadżetów do filmowania.
Najmniejsze Osmo nie jest jednak kamerą sportową, a co za tym idzie, od samego początku brakowało jej wodoodporności, nie mówiąc już o wodoszczelności. DJI znane jest jednak z tego, że bacznie obserwuje popyt i jeszcze przed premierą Osmo zapowiadało, że do swojej kamery wyprodukuje wodoodporny case, dzięki któremu kamerkę będzie można zabrać ze sobą nie tylko na deszcz, ale również pod wodę. Premiera akcesorium była dość długo przekładana (podobno stały za tym problemy ze szczelnością), ale produkt wreszcie pojawił się na rynku, szybko trafiając również do mojej kolekcji. W tym tekście sprawdzimy, czy warto zapłacić za niego te (upraszczając) oficjalne 55 euro.
Osmo Pocket Waterproof Case – specyfikacja i teoria
Podwodny “garnitur” dla Osmo Pocket to kawałek grubo ciosanego, matowo-czarnego plastiku, zwieńczonego cylindryczną, odkręcaną główką. Według producenta taka konstrukcja ma pozostawać szczelna po zejściu do głębokości 60 m pod wodę, co jest wynikiem dość imponującym. O klarowność obrazu mają dbać specjalne, pochłaniające wilgoć wkładki, które wrzucamy do case’a razem z kamerą. Samo urządzenie jest mocowane w środku „ubranka” za pomocą specjalnego klipsa, przy czym możliwość podstawowego sterowania nim zostaje zachowana, bo na obudowie znajdziemy dwa przyciski, odpowiedzialne za włączanie/wyłączanie Osmo oraz zmianę trybu jego pracy. Do tego mamy jeszcze dwa mocowania, znane powszechnie jako „typ GoPro”, które możemy wykorzystać do przyłączenia dodatkowych akcesoriów albo przytwierdzenia kamery do ciała/jakiegoś uchwytu. Tyle w teorii, bo – umówmy się – wielkiej filozofii tu nie ma.
Osmo Pocket Waterproof Case – praktyka
Oryginalnemu case’owi do Osmo Pocket nie można zarzucić braku wytrzymałości. Materiał jest twardy i bardzo odporny na zarysowania, dotyczy to także poniekąd najważniejszej części, czyli okrągłej szybki, przez którą Pocket wygląda na świat. Mocowanie kamery w akcesorium również nie jest trudne – wystarczy je odkręcić, docisnąć kamerę do końca (uważając na gimbal), zamocować klips i porządnie zakręcić. Tak zabezpieczone urządzenie możemy bez trudu włączać i wyłączać, a także odpalać podstawowe tryby (zwykłe foto i zwykłe video). Warto przy tym pamiętać, żeby przed włożeniem do obudowy włączyć w Osmo Pocket tryb pracy pod wodą, bowiem gimbal będzie zachowywał się wtedy odrobinę inaczej (o przyczynach piszę niżej).
Zapakowane w strój kąpielowy Osmo Pocket pracuje bezproblemowo i stabilnie. Przyciski są duże, a widoczny przez specjalne okienko ekran na bieżąco poinformuje nas o tym, czy (i w jakim trybie) urządzenie działa. Dużym plusem jest również to, że zabezpieczona przez Waterproof Case kamera utrzymuje się na powierzchni wody, więc nie ma możliwości, by poszła na dno w razie ewentualnego zgubienia. Nie testowałem szczelności obudowy na 60 metrach, ale na standardowych 3 czy 4 nie zauważyłem absolutnie żadnych problemów związanych z działaniem ciśnienia. Gwint główki jest zresztą bardzo szeroki, a przyciski od wewnętrznej strony są zabezpieczone gumą.
Moją największą obawą było to, że różnice ciśnień i temperatur sprawią, że szybka znajdująca się przed okiem kamery będzie parować albo choćby zachodzić delikatną mgiełką. Z tą kwestią radzi sobie jednak specjalny pasek, który wkładamy do obudowy razem z Osmo Pocket. Osobną sprawą jest to, jak taki nasiąkający wilgocią pasek będzie na dłuższą metę wpływał na kamerę. Ja po kilku testach (w tym jednym kilkugodzinnym, podczas którego Osmo w ogóle nie opuszczało case’a) nie zauważyłem jednak, by materiał ten jakoś szczególnie zbierał wodę, natomiast jakiekolwiek parowanie nie występowało w ogóle.
So far so good, ale są również minusy tego akcesorium. Najszybciej zauważalną, POZORNĄ wadą jest to, że główka oryginalnego podwodnego etui do Osmo Pocket jest zaprojektowana tak, że tylko jej część jest przeźroczysta. W sposób oczywisty ogranicza to obszar, który może uchwycić kamera. Z drugiej strony, taka budowa akcesorium praktycznie eliminuje główne przekleństwo podwodnych zdjęć, czyli krawędziowe rozbłyski i rozmycia, powodowane dyfrakcją światła nie tylko w wodzie, ale także na obszarze samej obudowy. Z drugiej strony, to „ułatwienie” sprawia, że posługiwania się Waterproof Case’em trzeba się nauczyć, a także pamiętać o każdorazowym włączaniu trybu podwodnego. Ten ostatni jest przeznaczony do użytkowania właśnie z tym konkretnym modelem obudowy, co widać po zmianie zachowania kamery. Początkujący użytkownik na pewno znajdzie w materiale wyjściowym mnóstwo ujęć czy zdjęć, na których jeden z rogów zajęty będzie przez czarną plamę, uwiecznioną tam za sprawą zbyt szybkiego ruchu ręką bądź zwykłej nieuwagi.
Znacznie bardziej denerwującą cechą zestawu podwodnego jest to, że każdorazowa zmiana parametrów filmowania czy zdjęć wymaga wyjęcia urządzenia z obudowy. Możemy zapomnieć o spontanicznych time lapse’ach, ujęciach slow motion czy trybie selfie, który skieruje oko kamery wprost na nieprzezroczystą ścianę wodoodpornego kołnierza. Sprawy nie ułatwia fakt, że projektanci obudowy nie uwzględnili w niej miejsca na dodatkowy moduł sterujący Controller Wheel czy, co gorsze, moduł Wireless, który bardzo przydałby się pod wodą. Ostatnią wadą oryginalnego Osmo Pocket Waterproof Case jest brak standardowego gwintu ¼”. Jego zastosowanie zadowoliłoby tych użytkowników, którzy nie mają ochoty wydawać pieniędzy na akcesoria do mocowania z systemem GoPro.
Osmo Pocket Waterproof Case – podsumowanie
Podwodna obudowa do Osmo to niewątpliwe produkt przemyślany i przetestowany, chociaż wymagający odrobiny cierpliwości i praktyki. Poza „drobnicą” w stylu denerwującego, czarnego kołnierza i ograniczenia ilości trybów dostępnych „od ręki”, właściwie nie ma się tu do czego przyczepić… no, może poza ceną. 55 euro to naprawdę dużo, zwłaszcza jeśli podobne, nieoficjalne obudowy można kupić już za nieco ponad połowę tej kwoty. Tu warto jednak zaznaczyć jedną rzecz. Jeśli Wasze Osmo Pocket zostanie z jakiegoś względu zalane w oficjalnej obudowie od DJI, to chiński gigant przemysłu dronowego powinien Wam to wynagrodzić bez wykrętów (przynajmniej w teorii). Z tego właśnie względu ja postanowiłem zawierzyć właśnie Waterproof Case’owi od DJI, a nie tańszej o 100 zł podróbce. Jeśli jednak Wy macie takową i z powodzeniem z niej korzystacie, to możemy porównać wrażenia w komentarzach.
„Jeśli Wasze Osmo Pocket zostanie z jakiegoś względu zalane w oficjalnej obudowie od DJI, to chiński gigant przemysłu dronowego powinien Wam to wynagrodzić bez wykrętów (przynajmniej w teorii)” – zgadza się, tylko w teorii – w moim przypadku argumentem za umyciem rąk od odpowiedzialności były rzekomo znalezione w obudowie drobiny piasku… (po powrocie z wyprawy, gdzie obudowa podróżowała w bagażu razm z innymi rzeczami…etc). Nie wierzcie obetnicom 🙁
Reklamowałeś u nas czy u DJI bezpośrednio?