Jak snorkowali w Ngapali

Eksplorację okolic Ngapali zaczęliśmy już drugiego dnia naszego pobytu w tej miejscowości – w końcu ile można siedzieć na plaży i smażyć jajca. Zamiast jednak spacerować gdzieś dalej, od razu porwaliśmy się na kierunek „wodny”.

Wyprawa snorklingowa kosztuje w Ngapali ok. 50 dolców za całą łódkę, na której mieści się 5-6 osób. Nie jest to wiele za pół dnia pływania i kilka malowniczych przystanków, z czego podczas dwóch dostajecie maskę i rurkę, za pomocą której ktoś robił lewatywę Waszemu staremu. Następnie przez circa 30 minut szukacie pod wodą czegoś, na czym warto zawiesić oko. Okolica nie jest specjalnie bogata w faunę morską, ale kilka rybek zawsze się nawinie – w sam na snorklingowe rozdziewiczenie bez brudzenia prześcieradła. Potem można odwiedzić jeszcze jedną albo dwie wysepki, na których w spokoju wysączycie pinacoladę wprost z kokosa i znacznie zwiększycie ryzyko zachorowania na raka skóry. W gruncie rzeczy to przyjemny sposób spędzenia kilku godzin, choć ja osobiście dostałbym szału, gdybym miał się pałętać łodzią po okolicy dłużej niż jeden dzień.

Jeśli chodzi o inne możliwości okołonurkowe, to na ślad pobliskiej szkoły nurkowej natrafiliśmy dopiero przed samym wyjazdem (nie to, żebyśmy intensywnie szukali wcześniej – raczej chodzi o to, że nie przesadza specjalnie z promocją), a ceny oferowanych wypraw przekraczały raczej średni budżet backpackera (choć pewnie dałoby się coś ugrać na tym polu). Jeśli natomiast chodzi o jedną ze słynniejszych miejscowych atrakcji, czyli jedno-, dwu- lub trzydniowy rejs łodzią „Barracuda” w poszukiwaniu ryb, od których jednostka zapożyczyła swoją nazwę, to – poza faktem, że też nie należał on do najtańszych – można o niej zapomnieć. Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie na wjeździe do miasteczka, gdzie rzeczona łódź leży na boku opatrzona tabliczką „for sale”. Przewodnik Lonely Planet nie został jeszcze zaktualizowany o tę informację.

Nie jesteście fanami lizania się z kimś niebezpośrednio za pomocą rurki do nurkowania? Zawsze możecie iść na spacer – kawałek na południe od Ngapali jest wioska rybacka, w której nie ma absolutnie nic poza naprawdę solidną ilością smrodu martwych ryb i tym podobnych. Te ostatnie można oczywiście kupić i przygotować sobie z nich posiłek, o ile naprawdę bardzo Wam się nudzi, a w pokoju macie aneks kuchenny. My z kuchennych utensyliów mieliśmy tylko grzałkę, która podłączona do sieci wywaliłaby prąd w promieniu dwóch kilometrów, więc spasowaliśmy. Plus spaceru jest natomiast taki, że po drodze możecie zaopatrzyć się w alkohol i stosunkowo wyględne pamiątki dla tych członków Waszych rodzin i znajomych, z którymi relację wyceniacie na około dolara. Taniej niestety nie będzie, ale i za tę zawrotną kwotę można nabyć na przykład otwieracze do piwa w kształcie słoni albo twarzy przypominających penisy; obdrapane magnesy czy małe figurki z grubsza przypominające Buddę na ciężkim haju.

Ngapali

A w takim barku walniecie plażowego drina

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?