The best of bałkańkie żarcie

Nie pozostawię Wam złudzeń. Jeśli jesteście wegetarianami i kiedykolwiek pojedziecie na Bałkany, to dwa najbardziej znamienite okazy tamtejszej szamy będą poza Waszym zasięgiem. I, to również trzeba jasno stwierdzić, pożałujecie wtedy Waszej decyzji o niejedzeniu mięsa.

Belgrad - Tri Szeszira

Tu już zjadłem plieskavicę i została po niej tylko smutna buła

Serbia, a wraz z nią większość państw z nią graniczących, stoi przede wszystkim hamburgerami. Znawcy kuchni bałkańskiej złapią się pewnie za serce czytając, że ich ukochana plieskavica została porównana do tak plebejskiego żarcia, ale fakt pozostaje faktem – rzeczona potrawa to kawał kotleta, podawany zazwyczaj z bułką, warzywami i rozmaitymi sosami. Fakt, od klasycznego hamburgera odróżnię plieskavicę to, że kotlet zrobiony jest z co najmniej dwóch rodzajów mięsa, w tym z wołowiny, wieprzowiny czy baraniny, niemniej najpopularniejszy sposób jej podawania (z wolnostojącej budki i grilla, który ostatnio myty był tuż po produkcji) i spożywania (we wspomnianej już bułce) wzbudza jednoznaczne skojarzenia. Nie znaczy to jednak, że plieskavica jest zła – o… co to, to nie. Jej zwyczajowy rozmiar sprawia, że jeden posiłek z niej złożony starczy Wam na pół dnia solidnego marszu po serbskich bezdrożach, a serwowane wraz z nią sosy zrobią Waszym kubkom smakowym tak dobrze, że nie będą już chciały bzykać się z nikim innym. Do tego często zdarza się, że do kotleta i bułki sami możecie nawciskać warzyw ze stojącego nieopodal barku. My, jako nieodrodni Polacy, kursowaliśmy do niego dwa do trzech razy na spożywaną bułę, dopóki kichy nie zakrzyknęły, że już dosyć tej cebuli.

Cevapcici, czy też cevapi, to bliski kuzyn plieskavicy, choć uliczne serwowanie jeszcze bardziej zatarło granicę między nimi. Cevapi dostaniecie (niemal) zawsze w bułce typu kebab, a od większej siostry odróżnia je to, że mięso ląduje w pieczywie w formie pięciu ręcznie ukształtowanych kiełbasek. Skład potrawy również jest podobny, choć nieco różni się od kraju do kraju, a mi osobiście ten wariant mięsnego jeża odpowiada bardziej o tyle, że „paróweczki” są mocniej przypieczone.

Te dwie rzeczy są na Bałkanach wyborem uniwersalnym, powszechnie dostępnym i tanim. Stosunkowo niezłą plieskavicę wciągniecie w Serbii (czy okolicach) za równowartość 5-6 zł i nie będziecie musieli już jeść kolacji. Przy odrobinie szczęścia dokarmicie także lokalną populację bezpańskich psów, bo porcje potrafią być naprawdę ogromne.

To załatwia Wam obiady. A co ze śniadaniami?

Bałkany, podobnie jak Kaukaz, to jeden z tych pięknych regionów, gdzie zawód piekarza nie tylko nie umarł, ale wręcz cały czas kwitnie jak róż pąki. Idąc ranną porą przez dowolne miasto, bardzo szybko natraficie na piekarnię, od góry do dołu wypchaną wszelkiego typu bułkami z mięsem, serem, szpinakiem itp. Stęsknieni za zachodem będą mogli zjeść hot-doga na zimno, a także wcale niezłe mini- (i nie tylko mini-) pizze, które znakomicie podładują akumulatory. Z kolei ci najbardziej wymagający mogą spróbować kolejnej miejscowej specjalności: burka.

Burek, to – wbrew nazwie – wcale nie wyrób azjatyckich imigrantów, który jeszcze kilka godzin wcześniej wcinał resztki Waszego cevapcici. Wyrób ten występuje w przeróżnych kształtach i rozmiarach, często przyjmując formy fikuśnego, zakręconego jak karuzela balasa, pieroga napuchniętego jak trup na plaży lub po prostu trójkątnego, kojarzącego się z tortem wycinka. Burek to tak naprawdę turecki pomysł, co nie dziwi zważywszy na historię regionu. Co za tym idzie, ciasto (zwane filo) stanowiące jego największą część znacie już zapewne z baklawy, a jego immanentną cechą jest to, że jest tłuste i rumiane jak Ryszard Kalisz. Głęboko pod nim znajdziecie z kolei nadzienie, którym może być dosłownie wszystko – od truskawek, przez szpinak, aż po (sądząc z burka, którego spróbowałem z Nisu) psie gówno. Całość jest (zazwyczaj – patrz: wyjątek obok) smaczna, pożywna i kaloryczna jak jasny skurwysyn, co jest zresztą cechą charakterystyczną dla większości potraw kuchni bałkańskiej. Niemniej, w moim osobistym rankingu burek sromotnie przegrywa z cevapi (ale tych drugich raczej nie spożywa się na śniadanie).

Niski burek

Burek skonsumowany przez nas w Niszu

Te trzy rodzaje bomb energetycznych znajdziecie praktycznie na całych Bałkanach, z ewentualnymi drobnymi różnicami wynikającymi z narodowych dziwactw czy też preferencji. Ich cechą wspólną (poza tym, że najecie się nimi do syta) jest jeszcze kajmak – typowy dla tego regionu ser (albo raczej niepełnosprawne dziecko sera i śmietany), pakowany niemal do wszystkiego – od plieskavicy po burka. To między innymi jego nielicha ilość sprawia, że już po kilku gryzach dowolnej bałkańskiej szamy będziecie się czuli jakbyście zjedli kostkę masła.

Oczywiście, prócz powyższych potraw, region Serbii i okolic oferuje kilka innych przysmaków. Nimi jednak zajmę się już przy okazji relacji z miejsc, w których się na nie natknęliśmy.

Koniecznie sprawdź także inny wpisy dotyczące drugiej wyprawy z 2014 oraz naszej mini-wyprawy z 2021 roku, która również zaprowadziła nas na Bałkany!

komentarze 2

  1. balkanyrudej 5 marca 2015
    • Piotr Brewczyński 5 marca 2015

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?