Pierwsze kilometry w Bośni: Trebinje, Kravice, Pocitelj

Niniejszy wpis powstał w 2015 roku i opowiadał o Bośni i Hercegowinie z roku 2014. Od tego czasu minęło 7 lat, a ja i Agatka pojawiliśmy się na miejscu ponownie – w roku 2021. Z tego względu postanowiłem uaktualnić notkę i dorzucić do niej zaktualizowane info. Znajdziecie je w zielonych ramkach, takich jak ta.

Dawno, dawno temu w roku 2014

Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Bośnia i Hercegowina nie okazały się dla nas miłością od pierwszego wejrzenia, ale ostatecznie okazały się miłością – i to dość płomienną.

Pierwsze zetknięcie z tym wielokulturowym krajem zaliczyliśmy w Trebinje – stosunkowo niewielkiej miejscowości niedaleko granicy, gdzie zatrzymaliśmy się na mały popas i krótki spacer po tutejszej starówce. Ta ostatnia nie zrobiła na nas wielkiego wrażenia, chociaż przy okazji przekonaliśmy się, że ludzie w mniejszych miejscowościach w Bośni najwyraźniej nie mają nic do roboty w środku tygodnia w 12:00. Wszystkie kawiarnie na głównym placu były po brzegi wypełnione ludźmi, siedzącymi i leniwie sączącymi południową kawkę. Idąc za ich przykładem zajęliśmy miejsce w lodziarni położonej w pobliżu niewielkiej baszty i poprosiliśmy o menu.

Trebinje
Takie lody za 4 zicsy? Tylko w Bośni (2014)

I tu miało miejsce pierwsze pozytywne zaskoczenie. Za całkiem pokaźnych rozmiarów deser lodowy lokal życzył sobie zaledwie około 4 zł od łebka, co było ceną nie tyle niewygórowaną, co wręcz bajecznie niską, zwłaszcza że lody okazały się wyjątkowo dobre i podane w przyzwoity sposób. Podniesieni na duchu ruszyliśmy dalej, zahaczając jeszcze tylko o okoliczny, całkiem sympatyczny w odbiorze, zabytkowy most. Naszym następnym celem był wodospad niedaleko Kravic.

W 2021 roku ceny w Bośni i Hercegowinie nadal utrzymywały się na niskim poziomie, choć na lody za 4 zeta nie było co liczyć. Wyraźnie jednak da się zauważyć, że co bardziej turystyczne miejscówki zaczęły kolektywnie zdawać sobie sprawę ze swojego statusu, co ma odbicie w cenach. Niemniej, na północy kraju nadal możemy wejść do knajpy i nawet nie sprawdzać cen w menu, bo po prostu będzie TANIO.

Tu krótki wtręt technologiczno-nawigacyjny. O ile nawigacja GPS, z której korzystaliśmy, nie miała ze sobą żadnych problemów w Serbii i Czarnogórze, o tyle na niektórych obszarach Bałkanów byliśmy zmuszeni zaufać jej w ograniczonym zakresie. Pierwsze rysy na naszym związku pojawiły się w Kosowie, którego sieć dróg rozwija się w dość dużym tempie, a co za tym idzie – części z nich nie da się uświadczyć nawet na zaktualizowanych mapach (korzystaliśmy z TomToma). Dużym zaskoczeniem było jednak dla nas to, że w Bośni i Hercegowinie było z tym nawet gorzej, co okazało się bardzo frustrujące właśnie w przypadku dojazdu do wodospadu, do którego ostatecznie musieliśmy dostać się niemal na ślepo, posiłkując się wskazówkami uzyskiwanymi w sklepach i na stacjach benzynowych. Było to o tyle utrudnione, że – jak łatwo się domyślić – personel tych przybytków nie posługuje się językiem angielskim na poziomie choćby zbliżonym do komunikatywnego. Koniec końców jednak, jakoś znaleźliśmy drogę.

Rzecz jasna, w 2021 korzystaliśmy ze ściągniętych offline map Google i powyższy problem przestał istnieć. Warto jednak wskazać, że w całej Bośni mieliśmy problem z internetem, bo zakupiona przez nas w Banja Luce karta SIM nijak nie chciała współpracować z moim telefonem. Musieliśmy polegać na lokalnych sieciach Wi-Fi.

A warto było się pomęczyć. Wodospad w Kravicach jest niezwykle wręcz spektakularny i budzi bardzo mocne skojarzenia z podobnymi atrakcjami w Laosie czy innych krajach azjatyckich. No, może poza ilością ludzi na miejscu – w Kravicach było ich od pyty, choć rozmiar „kompleksu” sprawia, że każdy znajdzie tam dla siebie trochę miejsca. Wodospad, a właściwie wodospady, to nie pojedyncza struga, a dość duże zagłębienie w terenie, do którego woda spływa z kilku miejsc. Teren dysponuje również rozległym, malowniczym kąpieliskiem, z którego niestety nie zdążyliśmy skorzystać – pora była już dość późna (na miejscu byliśmy około 16:00), a my planowaliśmy na ten dzień nocleg w Mostarze. Z tego powodu pokręciliśmy się trochę po okolicy i jak niepyszni znów zapakowaliśmy do samochodu. Największego focha miała B., której nie w smak był fakt tego, że nie umoczyła nawet stopy. Na szczęście wieczór miał przynieść jej definitywną poprawę humoru.

Kravice
Kawałek Azji w środku Bałkanów (2014)

Kravice AD 2021

W roku 2021 roku przybyliśmy z Agatką do Kravic na pół dnia, z zamiarem skorzystania z kąpieliska. Na wejściu przywitała nas niemiła niespodzianka, gdyż wstęp na teren kąpieliska okazał się płatny (w sezonie letnim było to 20 marek na osobę, czyli circa 40 zł – niemało). 7 lat wcześniej nie było o tym mowy – pod wodospady wchodziło się za darmola… ale i infrastruktura była wtedy znacznie uboższa. Parę lat później pod ożywczymi strugami znaleźliśmy jedną dużą restaurację, kilka mniejszych barów oraz zabudowę pomocniczą pod postacią wygrodzonych mostków i przejść.
To wszystko zadziałało na pewną niekorzyść całego miejsca. O ile same wodospady nadal robią ogromne wrażenie, tak ilość ludzi na miejscu jest nieco przerażająca (o weekendzie nawet nie wspomnę). Szczęściem, na uboczu nadal da się znaleźć spokojniejsze miejsca, z których pod strugi trzeba się po prostu kawałek przejść (co nie jest problemem, kiedy temperatura powietrza przekracza 35 stopni). Mimo wszystko, wodospady w Kravicach to nadal jedno z najpiękniejszych miejsc w Bośni i Hercegowinie i jeśli będziecie w ich okolicach, to KONIECZNIE musicie o nie zahaczyć.


Jednym z zasadniczych elementów składowych magii Bośni i Hercegowiny jest to, że jest ona wręcz do dzikiej nieprzytomności upstrzona malowniczymi miejscowościami. Mijany przez nas Stolac zaprezentował nam słusznej wielkości, widoczny z drogi zamek, a położony tuż przy drodze Pocitelj skusił nas na tyle, że pomimo uciekających minut postanowiliśmy zatrzymać się w nim na kilkadziesiąt minut i chociaż z dołu obejrzeć sobie kolejną twierdzę, jak również kilka innych zabytkowych budowli. Dodatkowego czaru miasteczku dodawał fakt, że wszystkie te do zesrania cudowne rzeczy zgromadzone są na obszarze tak niewielkim, że da się je objąć pojedynczym zdjęciem. Popędzani przez nieubłagany zegar i narastający w trzewiach głód, byliśmy jednak zmuszeni ponownie wsiąść do samochodu i dojechać wreszcie do tego pieprzonego Mostaru, który szybko okazał się tym zajebistym Mostarem.

Pocitelj
Tyle dobra na jednym zdjęciu (z 2014 roku)

Koniecznie sprawdź także inny wpisy dotyczące drugiej wyprawy z 2014 oraz naszej mini-wyprawy z 2021 roku. Możesz również przejrzeć wszystkie wpisy dotyczące Bośni i Hercegowiny.

Comment 1

  1. FUKO 27 września 2021

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?