Pjongjang bez nadzoru: atrakcje turystyczne, cz. 2
Po króciutkim przejeździe wylądowaliśmy z Beatą pod zachodniej stronie rzeki Taedong. Nasz czas kurczył się z minuty na minutę, więc szybko weszliśmy do jednego z „turystycznych” sklepów, którego lokalizację wskazał nam nasz znajomy, po czym – zaopatrzeni w butelkę wody – szybkim krokiem skierowaliśmy się w stronę wzgórza Mansu. Postanowiliśmy na ten moment odpuścić sobie wizytę na placu Kim Ir Sena i wpaść tam innego dnia.
Wzgórze Mansu to dom jednego z najbardziej rozpoznawalnych monumentów Korei Północnej (oraz Muzeum Rewolucji, które jednak nie było uwzględnione w naszych planach) – około 22-metrowych, prawdopodobnie wykonanych z brązu pomników Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Pierwsza statua pojawiła się na miejscu w 1972, czyli w roku, w którym Wielki Wódz objął urząd Prezydenta KRLD (gwoli ścisłości przypomnę, że jest nim do dzisiaj – jako Wieczny Prezydent – pomimo swojej śmierci w roku 1994). Pomnik, początkowo pokryty cienką warstwą złota, został wykonany przez Studio Artystyczne Mansudae, spod dłut, pędzli i młotków którego wychodzą wszystkie oficjalne wizerunki wodzów Korei Północnej.
O samym Studiu również warto napisać kilka słów. Pracujące nieprzerwanie od 1959 roku, Studio Artystyczne Mansudae zajmuje się nie tylko swoistym PR-em wierchuszki KRLD, ale także zleceniami z zagranicy (a konkretnie – robi to jego Grupa Projektów Zagranicznych). Zatrudnieni w ramach studia artyści (jest ich około 700) są prawdziwymi mistrzami w swoim fachu – potrafią nie tylko szybko i z azjatycką precyzją wykonać zlecony projekt, ale także dokonywać z nim nawet najpoważniejszych zmian (o tym zaraz napiszę więcej). W związku z tym z ich warsztatu wychodzą obrazy, rzeźby i pomniki zdobiące nie tylko ulice północnokoreańskich miast i miasteczek, ale także projekty zlecone przez wszelakiej proweniencji watażków, wodzów i lokalnych kacyków z całego świata. Prym wiodą przede wszystkim imponujące pomniki, a plotka głosi, że największym odbiorcą tego typu dóbr jest kontynent afrykański. Jeśli kogoś to dziwi, to zapewne urodził się wczoraj albo na Marsie.
Tak czy owak, monument na wzgórzu Mansu to chyba największe dokonanie wspomnianej grupy. Pomnik Kim Ir Sena był zmieniany kilkukrotnie i niemal zawsze w trybie ekspresowym. Po roku 2011 (i śmierci Kim Dzong Ila) modyfikacji uległa nie tylko twarz (dość poważna mina została zastąpiona promiennym uśmiechem, a na nosie Wiecznego Prezydenta pojawiły się okulary), ale także ciuchy, które nosił sportretowany. Koreańska, zapinana pod szyje marynarka zmieniła się w bardziej stylową marynarkę o kroju europejskim. Obok ojca stanął również syn – oczywiście odrobinę niższy i w pozie wyraźnie wskazującej na to, że kierunek krajowi nadal nadaje Kim Ir Sen. Trendy modowe nie pozostały bez wpływu na kolejne losy pomnika, bowiem poniewczasie długi płaszcz Kim Dzong Ila został zastąpiony przez tak ukochaną przez niego parkę. Aż dziw bierze, że podczas cieplejszych miesięcy sportretowani wodzowie nie są przebierani w coś lżejszego.
Prócz nadążających za światem mody statuami na wzgórzu Mansu stoją także dwa dodatkowe monumenty – Rewolucja Socjalistyczna oraz Rewolucyjny Bój Antyjapoński (tłumaczenia moje, ale chyba łapiecie sens). Te dwie konstrukcje ograniczają cały obszar z dwóch stron, a splendoru dodaje im fakt, że średnia wysokość sportretowanego na nich pierdyliona żołnierzy to około 5 metrów.
Pod główny monument na Wzgórzu można oczywiście podejść. „Podejście” jest tu słowem najwłaściwszym, bowiem wiodą do niego ultra-szerokie schody, ze szczytu których surowo będzie na Was patrzył strażnik. Zwyczajem, który wymuszany jest również na turystach odwiedzających Pjongjang, jest nie tylko pokłonienie się pod wizerunkiem Wodzów (chociaż Europejczycy od pewnego czasu mogą po prostu stanąć na baczność – cóż za łaskawość), ale także złożenie pod nim wiązanki kwiatowej, którą można nabyć w pobliskiej kwiaciarni (przyjmującej dolary). To, co dla turystów zza granicy jest „dobrym zwyczajem”, dla miejscowych jest obowiązkiem. Koreańczycy z Północy są do obu wzmiankowanych czynności bezwzględnie zobowiązani, ale indoktrynacja na miejscu jest tak silna, że dla miejscowych jest to tak samo naturalne i oczywiste jak beknięcie po jedzeniu.
Niestety, nie dane było nam się przekonać, jak w 2015 roku wyglądał sam plac pod pomnikami. Na wzgórzu Mansu kręci się zazwyczaj znacznie więcej ludzi niż pod resztą stołecznych pomników – choćby dlatego, że wdzięczni obywatele składają tam podziękowania za swoje sukcesy i uśmiechy losu. My jednak już na schodach zauważyliśmy, że na miejscu jest pusto, a poza nami pod monument nie wspina się kompletnie nikt. Nasze podejrzenia, że monument jest zamknięty dla odwiedzających, potwierdziły się ostatecznie na kilku ostatnich stopniach, kiedy tamtejszy strażnik stanął przed nami na baczność i wyraźnie pokręcił głową. Nauczeni w ambasadzie, że ze strażnikami się nie dyskutuje, potulnie ruszyliśmy w dół, by stamtąd podziwiać to, co podziwiać się dało.
O tym, że na Wzgórze nie podejdzie tego dnia nikt, a nie tylko biali, przekonaliśmy się ostatecznie kilkadziesiąt sekund później, kiedy na schody zaczęła wspinać się mała dziewczynka. Biedactwo przeszło dokładnie taką samą drogę jak my, by na szczycie schodów zostać zawróconą przez nieugiętego wojskowego. Zagadką pozostaje, dlaczego typ nie mógł machać do gości z góry, ale być może nie licowałoby to z powagą miejsca. Chwilę później los dziewczynki podzieliły dwie północnokoreańskie, starsze kobiety, które zaiwaniały pod pomnik z wiązankami tulipanów. Jak się okazało, dzień później monument zniknął pod rusztowaniem, najprawdopodobniej w ramach prac konserwatorskich. Niestety, nic nam nie wiadomo o tym, czy ich efektem były koszule z krótkim rękawem albo nowe szpanglasy z filtrem UV.
Podobał Ci się ten wpis? Poczytaj inne notki o Korei Północnej! Możesz również polubić mój blog na Facebooku – często wrzucam tam dodatkowe treści.
Nieźle. U ciebie zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć. To przebieranie pomników jest bezbłędne 🙂
Cieszę się, że daję radę ;).
Co by nie mówić, lub pisać, pomniki robią wrażenie. Ostatnio jakoś mocniej przywiązuję do nich wagę, w szczególności po tym, jak odkryłam ile ciekawych i czasami przerażających monumentów z czasów komunizmu, znaleźć można na Bałkanach. Generalnie wyprawa śladami pomników może być ciekawym pomysłem 😉
Lubię takie giganty, te są wyjątkowo kiczowate ale jaki kraj … ;p
Fascynujące i przerażające zarazem, czytaliście „Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej”?
Dość dawno temu, kiedy jeszcze nawet nie marzyłem, że kiedykolwiek tam pojadę ;).
Totalny obłęd, ale chciałabym zobaczyć to na własne oczy no i obserwować ludzi, jak się zachowują w stosunku do tych pomników. Dobrze wiedzieć, jak się zachowywać, żeby nie mieć problemów… Podziwiam za tę wyprawę!