Nie po drodze: Park miniatur „Złota góra” (Polska)
Niemal 15 lat temu ktoś w Częstochowie doszedł do wniosku, że skoro i tak ludzie przyjeżdżają tutaj na pielgrzymki, to pewnie będą skłonni wydać trochę kasy na obejrzenie innych obiektów kultu… tyle że w miniaturze. Szybko okazało się jednak, że takie założenie to było błędne, a złotogórski Park miniatur wkrótce stał się celem wycieczek zupełnie innej grupy: wielbicieli urbexu. Nas może niekoniecznie można tak nazwać, ale podczas wyjazdu w 2023 roku również postanowiliśmy tam zajrzeć i nie byliśmy (bardzo) rozczarowani.
Trochę historii
Cała kwestia historyczna nie jest może najważniejsza, ale warto ją przytoczyć. Otóż omawiany Park został otwarty w 2011, w wyrobisku dawnego kamieniołomu, za pieniądze inwestorów z Wieliczki (oraz unijne, a jakże). Z początkowych, śmiałych planów do grand openingu nie przetrwało zbyt wiele założeń. Na miejscu stanęły miniatury wyłącznie świątyń katolickich (a zakładano obecność także innych religii), miast restauracji zakwitła tylko drewniana budka z przekąskami, a o podeszczowym błocie na głównym parkingu miejscowi opowiadali sobie legendy. Dodatkowo, miejsce nie było w żaden sposób reklamowane, a klientów załatwiało sobie… telefonicznie, wydzwaniając do organizatorów pielgrzymek. W połączeniu z dość drogimi jak na ówczesne czasy biletami (21 zł za bilet normalny, 19 za ulgowy), była to prosta droga do porażki biznesowej.
W roku 2012 w Parku zmienił się zarząd, co wyszło mu początkowo na dobre. Ruszyły pierwsze inwestycje, stanął najwyższy w Polsce pomnik Jana Pawła II z twarzą Leszka Millera/Mariusza Pudzianowskiego, a odwiedzających przybywało.
Niestety, powyższe i tak nie pomogło miejscówce. Już pod koniec 2012 roku wyszły na jaw różnego rodzaju nieprawidłowości i zaległości w opłatach, a rok później – pomimo dalszego zbierania pieniędzy za bilety – inwestycja już zaczęła popadać w ruinę. Co zabawne, jeszcze w 2023 roku Park był oficjalnie wystawiony na sprzedaż przez właścicieli firmy, którzy jednak unikali kontaktu z prasą.
Jeśli jesteście zainteresowani bardziej szczegółową historią całego przedsięwzięcia, to zachęcam do lektury tego tekstu w serwisie Noizz, na którym oparliśmy powyższy wywód.
Jak jest teraz
Obecnie Park Miniatur Złota góra to obraz nędzy i rozpaczy, ale ma to swój klimat, który doceniają wielbiciele opuszczonych obiektów. Formalnie, rzecz jasna, wstęp na teren inwestycji jest zabroniony, ale płot leży na ziemi w tylu miejscach, że można tam wejść niemal niechcący.
Najciekawszym elementem „turystycznym” są niewątpliwie same miniatury, po których – na oko – za rok czy dwa może nie być śladu. Budyneczki sypią się od samego patrzenia, ale wdzięcznie pozują do zdjęć, zwłaszcza w towarzystwie psów czy małych dzieci. O jakimkolwiek zabezpieczeniu ekspozycji nie ma oczywiście mowy, więc warto być ostrożnym – jest sporo wystających, ostrych części.
Na terenie parku znajdują się również zabudowania standardowego rozmiaru, w tym domki letniskowe, biura czy szumnie zwane punkty gastronomiczne. Sami jednak po nich nie łaziliśmy, bo już z daleka można zauważyć, że szczególnie tę pierwszą kategorię upodobała sobie miejscowa żulerka, z ochotą konsumując na miejscu różnego rodzaju napoje wyskokowe, a i pewnie nie tylko je.
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, przy odrobinie szczęścia natkniecie się tu tylko na pojedynczych spacerowiczów, dzieciaki, a wieczorami – zapewne też na wspomnianą żulerkę. Na całe to limbo w miniaturze czujnie spogląda papież-Polak, który – jakimś cudem – oparł się ogólnemu wandalizmowi, nawet pomimo niezbyt dobrze oddanej fizjonomii. My, ze względu na panujący podczas naszej wizyty upał, nie dodarliśmy pod pomnik, bo trzeba do niego podejść kawałek przez chaszcze albo zrobić spore koło.
Kwestie praktyczne
To, co zawsze jest problematyczne w przypadku takich miejsc, to informacja odnośnie parkingu i wejścia, więc spieszymy z tipami.
- Wjazd na główny parking – ten od błota – znajduje się od strony ulicy Złotogórskiej, dokładnie w tym miejscu. Mapy Google pokazują, że szlaban jest zamknięty, ale podczas naszego pobytu leżał parę metrów dalej w trawie, więc po prostu wjechaliśmy na teren parkingu i ustawiliśmy naszego busa w cieniu, żeby nie wracać do piekarnika. Jeśli nie jedziecie samochodem, to – zupełnie szczerze – na Waszym miejscu specjalnie byśmy tu nie szli, ale to Wasz wybór.
- Ogrodzenie wokół parku praktycznie nie istnieje, więc do środka można się wbić w dowolnym miejscu. Większość zdewastowanych miniatur znajduje się w dolnej części parku, a momentami ledwie widoczną ścieżką dostaniecie się też na wzgórze, gdzie zapewne szybko namierzycie pomnik Jana Pawła II.
- Jeśli będziecie mieli więcej czasu, to możecie też odbić kawałek na północ i za ruinami tamtej części ogrodzenia staniecie u stóp kamieniołomu, który jest już nieaktywny, ale nadal oferuje widok na odsłonięte skałki. Tu też raczej mało kto zagląda.
Wizyty w Parku miniatur w Złotej górze nie nazwalibyśmy mustem, ale jeśli będziecie zmierzać na południe kraju i poszukiwać miejsca na postój (my nie niepokojeni zjedliśmy tam sobie obiad i wybiegaliśmy psa), to warto zajrzeć, bo takich miejsc na mapie Polski (czy nawet świata) jest bardzo mało.
Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne posty o Polsce i polubić nasz blog na Facebooku.