Chiwa – brama do Jedwabnego Szlaku
Chiwa to miasto, które śmiało można nazwać bramą do tego, co w Uzbekistanie najlepsze. Stanowi idealny wstęp do zwiedzania Wielkiej Uzbeckiej Trójki (do której należą także Buchara i Samarkanda) – głównie za sprawą swojej kameralności i względnego spokoju, które wraz z postępem podróży na wschód kraju ustępują coraz mocniej przed nawałą turystów. Co interesujące, owi turyści to głównie 60-70-letnie niemieckie pary, uzbrojone w najnowsze bezlusterkowce, klasyczne białe podkolanówki i szorty.
Dzisiaj Chiwa jest świetnym miejscem, aby zacząć poznawać highlighty niegdysiejszego Jedwabnego Szlaku. Najważniejszą atrakcją miasta jest Ichon-Quala, czyli swoista „starówka”, w obrębie której mieści się większość beżowo-brązowej, lokalnej architektury, w większości stojącej na miejscu od zamierzchłych czasów.
Najlepszym sposobem na zwiedzanie Chiwy jest spędzenie na miejscu przynajmniej 2 spokojnych dni, podczas których na luzie obejdziecie całe wewnętrzne miasto i jego najważniejsze atrakcje. Warto zaznaczyć, że do większości z nich wejdziecie z jednym biletem zbiorczym, kosztującym 10 dolców (+ 1 dolar za robienie zdjęć; filmowanie jest płatne dodatkowo, ale mało kto w ogóle to sprawdza). Budowle, których nie wolno ominąć to między innymi: Twierdza Khuna Ark z wieżą widokową (oczywiście oddzielnie płatną: ok. 3000 sum – ta sama kwota obowiązuje na inne wyżej położone punkty); meczet Juma z kolumnami, z których niektóre datowane są na X wiek (i płatnym dodatkowo minaretem); Medresa Islom-Hoja z mauzoleum Pahlavona Mahmuda (niespodzianka – dodatkowo płatnym: 5000 sum) czy wreszcie minaret Kalta Minor. Ten ostatni to najbardziej znana (i chyba najładniejsza) budowla Chiwy, będąca dla odmiany zamknięta dla zwiedzających. Jej niestandardowy, walcowaty kształt spowodowany jest tym, że nigdy nie została ukończona – docelowo miała być najwyższym minaretem w krainie, z którego byłoby widać Bucharrę. Niestety, planujący jego budowę władca zmarł, a projekt został zarzucony. Przylegająca do słynnego minaretu medresa została przerobiona na luksuśny hotel, do którego można wejść za darmo i trochę się po nim rozejrzeć, o ile nie przeszkadza Wam, że poczujecie się jak ostatnie żebrusy.
Wspomniany wyżej bilet obejmuje dokładnie 16 atrakcji na terenie Chiwy, włączając w to kilka miejscówek poza murami miasta wewnętrznego (np. Pałac Isfandiyar, do którego warto zajrzeć, żeby obejrzeć sobie zdobienia ścian jak z ruskiego klubu dla gejów). Na same mury również można wejść, chociaż wydaje mi się, że wizyta na wieży widokowej w Twierdzy albo na którymś z minaretów będzie zupełnie wystarczająca, jeśli chcecie zobaczyć miasto z góry. Najciekawszą formą zwiedzania Ichon-Quala jest jednak po prostu spacer w formacie dowolnym – najlepiej bez mapy. To właśnie podczas niego trafimy na najciekawsze zakątki miasta wewnętrznego, takie jak choćby muzeum medycyny arabskiej czy kopułowe, islamskie cmentarze, wyglądające jak mokry sen fana Tetrisa.
Zdecydowanie polecam również wyjście poza mury Ichon-Quala. Przyczyn – poza wspomnianym wyżej pałacem – jest kilka. Raz, że starą część Chiwy można obejrzeć również ze stojącego nieopodal diabelskiego młyna; dwa, że to właśnie za murami znajdują się jedyne warte polecenia knajpy, które nie mają cen nastawionych pod szastających hajsem, podstarzałych Niemców (my zagustowaliśmy zwłaszcza w lokalu znajdującym się przy północno-zachodnim „rogu” starych murów – po drugiej stronie ulicy Mustaqilik, dawniej Lenina); trzy, że nigdy nie wiadomo, co zaskoczy Was poza wydeptanymi przez turystów ścieżkami. My drugiego wieczoru natknęliśmy się na przykład na lokalny festiwal quasi-cyrkowy, podczas którego można było podziwiać linoskoczków (to jeden z tradycyjnych, uzbeckich „sportów”) oraz siłaczy, z których jeden przepychał samochód za pomocą stalowego pręta umieszczonego na podgardlu. Wreszcie – poza murami znajdziecie też tańsze noclegi, o ile zależy Wam na oszczędności. Nie jestem jednak pewien, czy w tym mieście akurat warto się szczypać z tą kwestią.
Brak komentarzy