Atrakcje Bergen – architektura i muzea
Omawiając atrakcje Bergen skupię się przede wszystkim na tym, co można zobaczyć w samej miejscowości. Jest to o tyle ważne, że leżące w jej bezpośrednim sąsiedztwie miasta i miasteczka również potrafią dostarczyć podróżniczej rozrywki. Z racji na mój krótki pobyt na miejscu nie byłem jednak w stanie sprawdzić, które z tych miejscowości warte są odwiedzenia. Jeśli macie więcej (ale nie bardzo dużo) czasu, to na pewno warto skorzystać z oferty tutejszych biur podróży, organizujących jedno-, dwu- i wielodniowe objazdówki po okolicy. Ten temat poruszę jeszcze w następnych wpisach.
Bergeńska architektura
Bergen urzeka przede wszystkim bardzo charakterystyczną dla tej części Norwegii architekturą. Drewniane domki ze spiczastymi dachami były kiedyś zamieszkane przede wszystkim przez robotników portowych i trudno je było nazwać luksusowymi rezydencjami. Teraz jednak duża część z nich jest odrestaurowana i pomalowana na jaskrawe kolory, które przyciągają wzrok nawet podczas deszczowej pogody (a tej miałem okazję zeznać od razu po wyjściu z autobusu z lotniska).
Najbardziej znamiennym przykładem wzmiankowanych zabudowań jest ulica Bryggen (wpisana na listę Narodowego Dziedzictwa UNESCO), ulokowana nad zatoką w samym centrum miasta. W rzędzie kilkunastu domków mieszczą się obecnie przeróżne przybytki – od hotelu Radisson Blue, przez bary i galerie sztuki, aż po bezczelnie oficjalny klub nocny, stojący zresztą po sąsiedzku z Radissonem.
Jeśli tego typu architektura jara Was jak węgiel polską gospodarkę, a jednocześnie nie kręcicie kinolem na przedstawicieli dość wiekowej i siermiężnej architektury sakralnej, to śmiało możecie założyć, że przez połowę dnia nie wydacie na zwiedzanie ani grosza. Bryggen to co prawda wizytówka miasta, ale centrum Bergen kusi także rozlicznymi, wąskimi uliczkami, wśród których można zgubić się na parę godzin. Rozmiar centralnej części miasta gwarantuje dodatkowo, że po takim spacerze nie skończymy 30 kilometrów od punktu wyjścia, mając w perspektywie wydanie 50 zł na bilet powrotny.
A jak znudzi Wam się łażenie, to zostają jeszcze te wszystkie muzea i tym podobne bzdury…
Najważniejsze muzea Bergen
W wielu (a jak na mój gust – nawet zbyt wielu) wspomnianych wcześniej budynkach mieszczą się także przeróżne muzea i atrakcje muzeopodobne. Jest ich po prostu od zajebania (oficjalny przewodnik wymienia ponad 30) i jeśli jakiś turbozwiedzacz chciałby obskoczyć wszystkie, to musiałby spędzić na miejscu minimalnie tydzień, jednocześnie biorąc kredyt na tak zwany „cel dowolny”. Jak łatwo się domyślić, ja ostatecznie wzgardziłem kręceniem się po klaustrofobicznych przestrzeniach pełnych zakurzonych pamiątek po nieżyjących ludziach, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy może mieć podobne podejście. Z tego względu wspomnę tylko o kilku tego typu atrakcjach, o których wspomnieć po prostu wypada:
- Muzeum hanzeatyckie – jeśli miałbym wskazać to jedno-jedyne muzeum, które podobno odwiedzić trzeba (ale – jak widać – można przeżyć i bez tej wizyty), to będzie to właśnie to. Zasadniczo to historia regionu w pigułce, strawialna zwłaszcza dla tych, którzy słowo „Hanza” po raz pierwszy spotkali w tym tekście. Wstęp: 100 koron – nawet z Bergen Card.
- Forteca Bergenhus – daleko jej do pełnoprawnego zamku, ale można wejść na wieżę oraz powąchać trochę starych kamieni, datowanych przeważnie na XIII wiek, kiedy to Bergen było politycznym centrum Norwegii. W jej ramach znajdziecie aż trzy oddzielne muzea – wstęp do jednego jest darmowy, a w pozostałych zostawicie po 80 koron (nic, jeśli macie Bergen Card).
- Muzeum Edwarda Griega – każdy kiedyś o nim słyszał, a że gościu miał dom w Bergen, to może warto go odwiedzić i potem błysnąć kulturą na jakiejś imprezie? Poza tym – kiedy ostatnio dowiedzieliście się czegoś o jakimś pianiście? Wstęp: 100 koron (z Bergen Card – 50).
- Muzea sztuki KODE – są aż 4, wszystkie blisko siebie i w każdym znajdzie się jakaś perełka sztuki „tradycyjnej” (tj. takiej, w której nie ustawia się kibla na środku sali i nie nazywa tego performancem). Na składzie są m.in. obrazy Muncha czy Picassa, więc wysoka kultura pełną gębą. Wstęp: 100 koron/sztukę (darmowy z Bergen Card).
- Bergeńskie akwarium – może nie jest to „muzeum” per se, ale podobno jest dość wypaśne oraz wyposażone w standardowy, „podwodny” korytarz oraz… stado pingwinów. Taka kropla Antarktyki od strony, która niemal wita się z Arktyką. Do Akwarium można się również dostać specjalnym promem. Koszt wstępu: 200-250 koron w zależności od sezonu. Bergen Card poza sezonem uprawnia do wejścia za darmo, a w sezonie – do rabatu 25%.
Inne, „okołomuzealne” atrakcje Bergen
Poza wyżej wymienioną piątką warto wspomnieć jeszcze o mieszącym się w starym szpitalu Muzeum Trądu (tak – TRĄDU), Targu Rybnym (wyglądającym obecnie jak miniaturowa, norweska wersja ultra-hipsterskiej Hali Koszyki w Warszawie) oraz o położonej na wyspie posiadłości Ollego Bulla – skrzypka, o którym nigdy nie słyszałem, mieszkającego swego czasu w budynku zwanym „małą Alhambrą”. Łatwo sobie wyobrazić, że nie jest to przedstawiciel architektury minimalistycznej…
Część bergeńskich muzeów (jak na przykład właśnie posiadłość Ollego Bulla) położona jest poza ścisłym centrum miasta. W ich przypadku naprawdę warto rozważyć zakup Bargen Card – choćby po to, żeby zaoszczędzić na transporcie. No i dlatego, że wstęp z nią do tych „dalszych” muzeów jest przeważnie darmowy.
Robotę robią też tutejsze kościoły. Paradoksalnie, nieco kapryśna (bo deszczowa) pogoda podczas mojej wizyty sprawiała, że nieco ponure, szare bryły tutejszej architektury sakralnej stawały się bardzo klimatycznymi miejscami. Na tym polu polecam przede wszystkim budowle położone na linii ulic Bryggen – Kong Oscars. Mi najbardziej spodobał się Korskirken (Kościół Krzyża), którego pierwsza wersja stała na swoim miejscu najprawdopodobniej już w XII wieku.
Jeśli ktoś ma za dużo kasy, to może rozważać zwiedzenie Bergen na Segwayach (i z przewodnikiem) – taka forma przemieszczania się po mieście w celach turystycznych robi się w Europie coraz bardziej modna, chociaż cena podobnej wycieczki nadal zwala z nóg skuteczniej niż sam Segway. Przygotujcie się na wydatek rzędu 650 koron. Przewodnik prowadzący Was na własnych nogach to opcja dużo tańsza: po Bryggen i „skoligaconych” muzeach oprowadzi Was za 150 koron, a po najważniejszych atrakcjach całego Bergen – za 130. Ta ostatnia opcja to też dobry wybór dla osób nieradzących sobie z angielskim – w Bergen pracuje/mieszka naprawdę dużo Polaków, a niektórzy z nich zarabiają na życie właśnie jako przewodnicy.
Wreszcie, w Bergen jest też dość mocno reklamowy escape room (konkretniej: Escape Bryggen). Głupio mi było iść do niego samemu, bo pewnie bym w nim umarł, ale to ciekawa opcja na rozrywkę alternatywną, tym bardziej że znajduje się on w sercu Bryggen. Wejściówka to 300-450 koron na osobę (w zależności od liczebności grupy), a Bergen Card zapewni Wam 20% rabatu. Drugi escape room w okolicy to Escape Hunt. Ten z kolei oferuje 35% zniżki, jeśli przy rezerwacji online wpiszemy kod Student35.
generalnie nigdzie nie byłem i niczego nie widziałem, ale sobie popiszę to i owo o tym. Brawo
Można się zdziwić, ilu blogerów podróżniczych pisze o miejscach, w których faktycznie nawet nie byli ;). Ja przynajmniej pisałem o tym wprost :). Ponadto, mimo wszystko polecam lekturę wpisów sprzed okresu krótszego niż 7 lat – sporo się w tym czasie zmieniło, także w moim podejściu ;).