Agadir, czyli tylnym wejściem do Maroka
Agadir. To marokańskie miasto położone niemal na samym południu kraju (albo w centrum, jeśli wziąć pod uwagę roszczenia Maroka dotyczące Sahary Zachodniej) często określane jest przez podróżników jako stosunkowo nudny punkt tranzytowy, wart odwiedzenia co najwyżej ze względu na dogodne położenie, umożliwiające obserwację zachodów słońca. Czy słusznie?
Jak najbardziej, kurwa, słusznie.
Znowu wyjdę na malkontenta i buca, ale jeśli miałbym wskazać jeden dzień naszej tygodniowej wycieczki do Maroka, który uznaję za najbardziej zmarnowany, to byłby to właśnie ten spędzony w Agadirze.
Lotnisko w Agadirze
Port lotniczy Agadir Al-Massira nosi wszelkie cechy prowincjalnego portu lotniczego, zaskoczonego wzrostem popularności wśród turystów spragnionych zimowego słońca. Lotnisko jest stosunkowo małe, a późny przylot samolotu relacji Warszawa-Agadir (na tej trasie lata obecnie WizzAir) sprawia, że spędzimy na nim nieco więcej czasu niż byśmy chcieli. Dużym plusem jest to, że po przejściu przez odprawę paszportową (weźcie ze sobą długopis, bo trzeba będzie wypełnić druczek – na miejscu brakuje przyrządów do pisania) od razu można odwiedzić dwie małe wolnocłówki, w których kupicie tani alkohol (więcej pisałem o tym tutaj). Jakimś tam pozytywem jest także mały, wieczorny ruch.
Minusy? Przede wszystkim odległość od miasta. Agadirski port lotniczy leży 20 kilometrów od centrum, a żeby dostać się z niego np. do najtańszych miejscowych noclegów (w okolicach rejonu Banana Village), trzeba przejechać dodatkowo przez całe miasto. Wieczorem nie jest to może wielki problem, ale w dzień Agadir mocno się korkuje, na co warto wziąć poprawkę wracając. Zdecydowanie najszybszą metodą dostania się z lotniska do miasta jest wzięcie taksówki (albo wypożyczenie samochodu), która obciąży nasz budżet kwotą około 200 dirhamów. Komunikacja autobusowa na miejscu jest upierdliwa, bo jak na razie na lotnisko nie kursuje żaden shuttle-bus (ani pociąg) i obładowany tobołami turysta musi telepać się do głównej drogi, skąd może przejechać – linią 22 – do Inazkan. Dopiero stamtąd kursuje bezpośrednie połączenie z Agadirem (trzy linie – najlepiej dopytać). Jedyną zaletą tego wariantu komunikacji jest to, że jedna osoba zamknie się kosztowo w granicach 10 dirhamów.
Ciekawą kwestią jest powrót do Polski. Niezależnie od tego, czy jadąc na lotnisko jesteście już odprawieni, będziecie tak czy owak musieli odstać swoje w kolejce do check-inu – po to, aby odebrać klasyczne, prostokątne bilety. UWAGA: podczas tej „odprawy” istnieje możliwość nadania bagażu do luku (a przynajmniej my się z nią zetknęliśmy). Zmyślny podróżnik zorientuje się na pewno, że dzięki temu mając wykupiony wyłącznie bagaż podręczny może zapakować do niego rzeczy, których w normalnych warunkach nie mógłby wnieść na pokład. Mowa tu na przykład o płynach w dużych butelkach (olejek arganowy w Maroku kosztuje grosze) czy przedmiotach „niebezpiecznych”. Gdybym wcześniej wiedział o tej opcji, moja kolekcja broni białej wzbogaciłaby się zapewne o jakiś marokański sztylet – ich wybór na lokalnych sukach jest naprawdę ogromny.
Atrakcje w Agadirze
Agadir nosi wszelkie cechy typowego kurortu z broszur biur podróży. Długa promenada upstrzona restauracjami, palmy, liczne hotele i ciepło bijące wieczorami od nagrzanego betonu – to jego główne atrakcje. Turysta spragniony umownego „czegoś więcej” raczej nie będzie chciał dłużej w nim siedzieć, bo po prostu nie ma tu co robić. Agadirska plaża – pomimo tego iż ogromna i stosunkowo mało zatłoczona – nie jest najciekawszą w regionie. Znacznie lepiej jest podjechać kilka kilometrów na północ lub na południe i skorzystać z tamtejszych miejscówek.
Jeśli nie chcemy plażować czy odpoczywać w najprostszym rozumieniu tego słowa, to… możemy iść na zakupy. Problem polega na tym, że Agadir jest generalnie drogi i – poza pamiątkami – nie bardzo jest sens wywalać w nim kasę. Przykładowo, żarcie na miejscu potrafi kosztować niemal dwa razy więcej niż w położonym kawałek drogi na wschód Tarudant. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że w Agadirze alkohol dostępny jest znacznie szerzej niż w większości innych miast kraju – turyści robią swoje.
No ale dobra – nie jest tak, że KOMPLETNIE nic tu nie ma. Poza bulwarem (wcale ładnym), plażami i niespecjalnie urodziwym centrum miasta (większość oryginalnych zabudowań została zrównana z ziemią podczas trzęsienia w 1960 roku), odwiedzający Agadir może zobaczyć jeszcze tutejszą kasbę, czyli twierdzę górującą nad miastem. Co by nie mówić, to konkretne zamczysko zlokalizowane jest w bardzo imponującym miejscu, to jest na szczycie wzgórza widocznego z niemal każdego miejsca w Agadirze. Sama budowla nie robi może wielkiego wrażenia, ale roztaczające się z niej widoki – już tak. Wstęp do środka jest bezpłatny (nie licząc parkingu „co łaska”), ale – jeśli nie macie do dyspozycji samochodu – swoje wybulicie za dostanie się na szczyt wzgórza. Obawiam się, że bez pomocy czterech kółek się nie obejdzie.
Poza twierdzą, Agadir dysponuje jeszcze kilkoma parkami, muzeami, paroma łaźniami i mariną, w której cumują wypaśne jachty (a turystów kuszą najdroższe restauracje). My uznaliśmy jednak, że zamiast nich obejrzymy sobie coś w okolicy.
Paradise Valley
Jedną (i chyba jedyną) okoliczną atrakcją Agadiru jest „słynna” Paradise Valley, do której łatwo traficie z wioski Tamraght lub z samego miasta. Droga do doliny ma około 35 kilometrów i tak naprawdę to ona jest największą atrakcją. Trasa wije się wśród skalnych wąwozów, co i raz zbliżając się do strumienia, w którym niektórzy zmyślni właściciele kawiarni ustawiają krzesełka i stoliki. Licznie występują palmy, ostre zakręty i ciekawe formacje skalne.
Tym większe może być Wasze rozczarowanie kiedy już dojedziecie do samej Paradise Valley. Rajska Dolina nie urywa dupy, a dodatkowo jest już przekształcona w mocno turystyczną miejscówkę. Restauracyjni zaganiacze nie dają żyć, a „finałowe” jeziorko zobaczycie dopiero po tym, jak przeskoczycie kilka hałd śmieci. Polecam tylko tym, którzy do Agadiru przylecieli na weekend – wszyscy inni, planujący wycieczkę w głąb kraju – mogą sobie Rajską Dolinę spokojnie odpuścić. Na wschodzie naprawdę zobaczycie ciekawsze rzeczy.
Nocleg w Agadirze
Na sam koniec kwestia praktyczna. Jeśli planujecie spać w Agadirze, to najtańszą opcją będzie ucieczka z samego miasta, zdominowanego przez 3-, 4- i 5-gwiazdkowe hotele dla wielbicieli all-inclusive i ulokowanie się gdzieś w pasie Tamraght-Taghazout. To drugie miasteczko znane jest także jako Wioska Surferów, w związku z czym bez trudności znajdziecie tam przyjazny hostel lub riadę, które zaoferują dobry klimat za przyzwoity hajs (powiedzmy, że do 100 dirhamów od osoby). W pakiecie zazwyczaj jest także śniadanie i prawilny taras, na którym posiłek ten można spożyć. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie tylko zaoszczędzicie trochę pieniędzy, ale także będziecie mieli możliwość szybkiego dostania się na plażę, jeśli najdzie Was taka ochota.
a jak sie dostać do Tamraght?
O ile wiem, to w stronę miejscowości kursują autobusy, ale najszybciej i najpewniej będzie taksówką :).
Tak myśle że w maju przyszłego roku wybiore się do Tamraght na tydzień. zaznaczam ,że wczesniej byłem w Maroku. Tam miałbym plaże nad oceanem i rzeczkę przy Aourir. Jak sądzisz to dobry pomysł ?
Czemu nie – ja pewnie i tak wziąłbym samochód, żeby się poszlajać, ale na początek wystarczy ;).
Słaby blog nudnego starego kawalera 😉
O gustach dyskutować nie będę, ale z moim stanem cywilnym trochę przesadziłaś. W czerwcu się żenię ;).