Nikozja – podzielona stolica i opuszczone lotnisko

Nikozja, pomimo tego, że jest stolicą Cypru, nie ma szczególnie dobrej prasy. Większość relacji z pobytu w tym mieście jest zgodna co do tego, że na pewno warto do miasta zajrzeć, ale nie jest to totalny must. Zwłaszcza, gdy mamy mało czasu. Sam doradzając niedawno swojej znajomej wskazałem jej, że – skoro ma tylko 3 dni – to spokojnie może sobie Nikozję odpuścić. Dlaczego?

Nikozja – rozdarte serce Cypru

Nikozja praktycznie od zawsze była stolicą Cypru. Jej centralna pozycja i potężne mury obronne uczyniły to miasto naturalnym kandydatem na centrum administracyjne i nie zmienił tego nawet podział stolicy przez Brytyjczyków, będący odpowiedzią na turecko-greckie zamieszki w 1963 roku. „Zielona linia”, nazwana tak dlatego, że podział został przeprowadzony na mapie za pomocą zwykłego, zielonego pisaka, została umocniona po wydarzeniach z roku 1974, kiedy to Turcy bez pardonu wjechali na Cypr, pragnąc wydrzeć go dla siebie w całości. Jeśli mam być szczery, to o atrakcyjności Nikozji świadczy przede wszystkim właśnie ten klimat rozdarcia, odczuwalny tutaj jak nigdzie indziej na Wyspie.

Stolica podzielona jest na część południową (grecką) i północną (turecką). Odrobinę więcej miasta zostało na północy, ale generalnie można powiedzieć, że Zielona Linia dzieli Nikozję na dwie równe połowy. Utarło się mówić, że jeśli szukamy cywilizacji, to trzeba wybrać się na południe; jeśli natomiast zależy nam na odczuciach nieco bardziej „orientalnych”, to warto przespacerować się po północnej części miasta.

Nikozja - południe

Południowa część miasta – ta bardziej cywilizowana

Tak jest chyba w istocie. Południowa połowa Nikozji kusi przeróżnymi muzeami, nowoczesnymi restauracjami ze stolikami oblepionymi przez lokalnych hipsterów oraz handlowymi ulicami pełnymi sklepów znanych marek. Po szybkim przejściu przez słynny checkpoint na ulicy Ledra (trzeba mieć ze sobą paszport oraz dysponować 15-30 wolnymi minutami – kolejki wydłużają się w godzinach szczytu, kiedy ludzie zdążają albo wracają z pracy po drugiej stronie), natychmiast znajdziemy się w nieco innym miejscu, pełnym niewielkich kafejek, wszędobylskich bazarów i wąskich uliczek, po których wałęsają się bezpańskie koty.

Nikozja - Ledra Checkpoint

Nasłynniejszy checkpoint Cypru – ulica Ledra w Nikozji

My w Nikozji byliśmy w sumie tylko „na moment”. Nie mieliśmy ochoty bubrować po tutejszych muzeach (wśród najciekawszych znajdują się podobno: muzeum motocyklowe oraz muzeum bajek, oba znajdujące się przy ulicy Granikou) i przede wszystkim interesował nas meczet Selimiye, Buyuk Han oraz mury otaczające miasto. Wszystkie te rzeczy można zobaczyć w ciągu godziny-półtorej. Zdecydowanie najciekawszy jest tu właśnie meczet, zlokalizowany – jak wiele podobnych budynków – w niegdyś chrześcijańskiej katedrze. Jako że bądź co bądź jesteśmy w Turcji, do świątyni można bez większych problemów wejść, choć Beata zgłosiła mi, że Pan pomagający jej wdziać chustę był trochę za bardzo pomocny.

Nikozja - meczet Selimiye

Meczet Selimiye – wcześniej katedra

Mury miejskie też stanowią jako-taką rozrywkę. Ich charakterystycznym elementem jest 11 równomiernie rozmieszczonych twierdz, tworzących wspólnie bardzo foremny okrąg wokół starej części centrum. Recz jasna, poza murami też da się znaleźć kilka interesujących rzeczy, choć w tym przypadku my ograniczyliśmy się wyłącznie do wizyty… w wesołym miasteczku. Zresztą głównie dlatego, że chcieliśmy przeczekać ogromny korek na wyjazdówce.

Nikozja - na zewnątrz

Mury miejskie ciągną się i ciągną…

Korki to spory problem, podobnie jak ogólna obecność ogromnej liczy samochodów. Do centralnej części Nikozji najlepiej nie pakować się autem – proponuję zostawić je na którymś z licznych parkingów pod murami obronnymi.

Czy Nikozja nas rozczarowała? Nie, ale na pewno nie zachwyciła. Fajnie tu zajrzeć na 2-3 godziny i najlepiej od razu przejść na turecką stronę, która jest po prostu ładniejsza. Tu warto też zaplanować posiłek, bo ceny – pomimo iż zazwyczaj wciąż wyrażane w Euro – są niższe niż po greckiej stronie.

Opuszczone lotnisko w Nikozji

Jeśli szukamy w Nikozji czegoś, co najbardziej ucierpiało w wyniku grecko-tureckiego konfliktu sprzed kilkudziesięciu lat, to będzie to tutejsze międzynarodowe lotnisko. Od czasów wojny cały kompleks jest wyłączony z użytku, a na jego terenie funkcjonuje wyłącznie posterunek sił Narodów Zjednoczonych oraz… schronisko dla zwierząt.

Lotnisko zostało ewakuowane „jak stało”, a większość zabudowań i urządzeń – łącznie z kilkoma samolotami – zostało na miejscu i stoi tam do dziś. Tym samym zabudowania szybko stały się swoistym Złotym Graalem fanów urbexu z całego świata, a także upragnionym celem podróży dla fotografów szukających niecodziennych kadrów.

Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że nie szykowałem się do odwiedzin tej niestandardowej miejscówki. W internecie da się znaleźć pewne wskazówki odnośnie dostania się do środka i – przynajmniej w teorii – sprawa miała nie stanowić aż tak dużego problemu. Jeszcze miesiąc przed tym, jak pisałem te słowa, na stronie UNFICYP (tego odłamu sił Narodów Zjednoczonych, który zajmuje się Cyprem) znajdował się formularz, który należało wypełnić i wysłać na maila organizacji. W formularzu trzeba było wskazać cel, datę i zakres planowanej wizyty, a następnie czekać na odpowiedź, która miała nastąpić do 15 dni od jego wysłania.

Niestety, ja się na odpowiedź nie doczekałem, a paręnaście dni temu ktoś na Redditcie napisał, że dostał natychmiastową odmowę. W międzyczasie strona z informacjami dotyczącymi odwiedzin na lotnisku zmieniła kształt – zniknęły z niej informacje odnośnie procedury pozyskania zgody na wizytę. Wygląda więc na to, że zostaje wyłącznie metoda na krzywy ryj.

Jeśli macie jaja większe ode mnie i KONIECZNIE chcecie lotnisko w Nikozji zobaczyć, to macie następujące opcje:

  • Na szpiega – lotnisko można objechać i w kilku miejscach podejść pod ogrodzenie na tyle blisko, by – za pomocą teleobiektywu – machnąć kilka zdjęć. Weźcie jednak pod uwagę, że cały obszar jest patrolowany, a czasy, w których można było przejść przez siatkę i nie natknąć się na nikogo po drugiej stronie, już dawno minęły. Pakując się w ten sposób na lotnisko ryzykujecie ogromną burę, z deportacją i konfiskatą sprzętu włącznie. Szturm główną bramą również nie wchodzi w grę, bo już kilka kilometrów od niej wszędzie straszą zakazy wjazdu.
  • Na wielbiciela czworonogów – na terenie lotniska znajduje się schronisko dla psów, które można odwiedzić celem adopcji zwierzaka. Schroniska nie da się odwiedzić „z marszu” – trzeba się umówić. Nie szukałem kontaktu do tej instytucji, bo wydawało mi się to moralnie wątpliwe, ale generalnie jadąc do niej przejeżdżacie przez lotnisko, co (podobno) umożliwia zrobienie kilku fot z partyzanta. Nie liczcie jednak na możliwość poszwendania się po budynkach. Wizyta w schronisku jest również obowiązkowa, bo będą tam o Was pytać.
  • Na golfistę – w pobliżu lotniska jest również podobno pole golfowe, z którego widać część zabudowań. Jeśli macie w sobie krew Tigera Woodsa (byle nie za dużo), to jest to jakaś opcja, ale – ponownie – raczej nie wejdziecie na sam teren lotniska.
Lotnisko w Nikozji - brama główna

Główny wjazd na lotnisko – najdalej jak udało nam się dotrzeć

Wygląda jednak na to, że na ten moment lotnisko w Nikozji jest off-limits dla zwykłego turysty. Po sieci krążą również plotki, że cały teren ma być wkrótce rekultywowany i przywrócony do użytku, choć ciężko jeszcze stwierdzić, w jakiej dokładnie formie. Fajnie by było, gdyby władze zrobiły z niego muzeum, ale nie sądzę, by ktoś „na górze” chciał tak „marnować” tak ogromny i dogodnie położony teren.

A co pod Nikozją?

Pomijając opuszczone lotnisko, w niewielkiej odległości od Nikozji jest też kilka miejsc, które można odwiedzić jadąc do/ze stolicy Cypru.

Na północy mamy rzecz jasna Kyrenię (Girne) – jedną z najważniejszych turystycznych miejscowości tureckiego Cypru, wraz z otaczającymi ją, fenomenalnymi zamkami. O Kyrenii jeszcze rozpiszę się oddzielnie, bo opisanie jej w formie niewielkiej ramki na pewno nie oddałoby jej sprawiedliwości.

Na południe od podzielonej stolicy znajdziemy z kolei między innymi Perę – niewielką wioskę, uznawaną przez niektórych za jedną z najsympatyczniejszych po greckiej stronie. Jako że osobiście rzygam nieco takimi wioseczkami (Lefkara i kilka innych w zupełności mi starczyło), postanowiłem zaciągnąć Beatę na drugą stronę autostrady A1 i odwiedzić…

 

Agios Sozomenos

Ta opuszczona wioska to kolejne miejsce na Cyprze, w które bardzo rzadko trafiają grupy wycieczkowe. Aby pokazać ją Wam dokładniej, przygotowałem dla Was krótki film:

 

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne notki o Cyprze lub polubić mój blog na Facebooku, gdzie na bieżąco informuję o nowych wpisach i wrzucam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?