Kyrenia, czyli zamki, klasztory… i więcej zamków

W 99% przypadków kiedy mówi się o ciekawych miejscach północnej części Cypru, na pierwszym miejscu wymienia się Kyrenię. Są ku temu dobre powody. Miasto nie tylko samo w sobie jest całkiem ciekawe, ale rzut suchym beretem od niego znajdują się najważniejsze magnesy turystyczne tej części wyspy – zamki: św. Hilariona oraz Buffavento, a także opactwo Bellapais. Bylibyśmy jednak ostatnimi lamusami, gdybyśmy przy okazji naszej wizyty nie zahaczyli o parę mniej znanych miejscówek.

Kyrenia

W Kyrenii przyszło nam spędzić dwie noce. Nocleg, który nagraliśmy sobie na miejscu – Maxim Hostel – był tu przy okazji atrakcją samą w sobie. Nowopowstała noclegownia, prowadzona w prywatnym mieszkaniu pod szumną nazwą hostelu, może nie oferowała luksusowych warunków, ale nadrabiała BARDZO domową atmosferą. Gospodarz dwoił się i troił, abyśmy poczuli się u niego jak w domu, a najlepiej było to widać po przygotowywanych przez niego śniadaniach, zawsze oferowanych w opcji mięsnej bądź wegetariańskiej. Mimo tego, że pokoju było chłodnawo (w końcu mieliśmy grudzień), to w gruncie rzeczy nocleg u Maxima wspominamy nieźle, tym bardziej że miał on nienajgorszą, zbliżoną do centrum miasta lokalizację.

Jeśli szukacie noclegu w Kyrenii, możecie również skorzystać z poniższego linku. Wy znajdziecie tanią ofertę, a mi wpadnie kilka złotych na rozwój bloga i kolejne wyjazdy.Booking.com - nocleg w Kyrenii

Jeśli chodzi o samą Kyrenię, to z jednej strony daleko jej do mało strawnego klimatu przeładowanych turystami miast pokroju Larnaki czy Limassol, a z drugiej – jest ku temu jeden, zasadniczy powód. Kyrenia jest tak naprawdę miastem kameralnym, w którym większość atrakcji skumulowana jest w pobliżu podkowiastego portu oraz strzegącego go zamku. Próżno szukać tu potężnego, spacerowego bulwaru, na którym wieczorem spotkamy rosyjskie czy polskie rodziny, ewentualnie ich głowy pokątnie odlewające się za imponującymi palmami. Kyreński port, od zawsze stanowiący najważniejszą część miasta, jest świetnym miejscem na krótką, wieczorną przechadzkę, której finał najczęściej zastanie Was w jednej z licznych, nieco zbyt drogich knajp, nieodmiennie serwujących meze i inne lokalne przysmaki.

Cypr - Kyrenia wieczorem

Kyreński port wieczorem

Meze w Nazi’s

Jedną z takich restauracji jest lokal o dość niefortunnej nazwie Nazi’s, zlokalizowany na tyle daleko od samego portu, by jeszcze nie powalać cenami. To właśnie tu wybraliśmy się, by wreszcie spróbować słynnego, cypryjskiego meze i – pomimo tego, że kolacja mocno walnęła nas po portfelu – nie byliśmy zawiedzeni.

Cypr - Kyrenia - knajpa Nazis

Knajpa o dość… zagadkowej nazwie

Meze to nic innego jak swoisty bufet, serwowany do pojedynczego stolika. Składa się z licznych zimnych przystawek, podawanych na samym początku, dopalanych następnie małymi porcjami dań mięsnych wszelakiej maści. Przeważają różnego rodzaju szaszłyki, wśród których znajdziecie baraninę czy wołowinę, ale na Waszym talerzu mogą wylądować również grillowane podroby. Na początku wygląda to niewinnie i możecie mieć wątpliwości, czy opłacało się przepalić tyle hajsu na porcje mieszczące się w przeciętnej garści, ale im dalej w las, tym głośniej będą protestować Wasze żołądki. Gwarantuję, że jeśli nie wtrząchniecie surówki z buraczków na samym początku, to zostawicie ją na stole aż do momentu opuszczenia lokalu. Ważne info: jeśli przy stoliku siedzą dwie osoby i mówią, że zamawiają meze, to na rachunku zobaczą dwie pozycje o tej nazwie. Tę ucztę można zamówić jednoosobowo wyłącznie w sytuacji, w której przyjdziecie do knajpy w pojedynkę, a to byłoby wyjątkowo smutne. Taka impreza nie jest tania (nasz rachunek opiewał na ponad 150 zł), ale warto się na nią szarpnąć przynajmniej raz.

Cypr - Meze

Połowa posiłku – tu jeszcze próbowaliśmy walczyć

Poza samym portem, wyjątkowo malowniczym zwłaszcza wieczorem, największą atrakcją Kyrenii jest tutejszy zamek, czy właściwie potężna twierdza, wznosząca się na wschodnim krańcu zatoki. Budowla robi wrażenie – w końcu swego czasu zbudowali ją rządzący wyspą Wenecjanie. Podczas ich rządów Kyrenia była właściwie jedynym portem handlowym na północy wyspy, więc trzeba było dobrze go chronić. Pomagał w tym między innymi system łańcuchów, które w razie czego mogły zostać podniesione z wody, by odciąć drogę ucieczki jednostkom pływającym.

Sam się sobie dziwię, ale osobiście nie zawitałem do środka twierdzy – chyba głównie dlatego, że obeszliśmy ją już po wizycie w innych pobliskich zamkach. Jeśli potrzebujecie zachęty, to wspomnę tylko, że w środku, poza charakterystycznymi dla tego typu atrakcji wystawami, znajdziecie najstarszy odłowiony z cypryjskich wód wrak – datowany na 300 r. p.n.e. grecki statek kupiecki.  Poza tym kyreński zamek oferuje możliwość przejścia się po wieżach obserwacyjnych, z których można zerknąć sobie z góry na tutejszą, przyjemną „starówkę”.

Cypr - zamek w Kyrenii

Kyreńska cytadela też mała nie jest

Samo stare miasto oferuje kilka atrakcji dodatkowych, z których jednak największą jest po prostu spokojny spacer wąskimi, stromymi uliczkami, na których w tygodniu nie spotkacie praktycznie nikogo poza localsami. Turyści przyjeżdżają do Kyrenii głównie na objazdówki i w weekendy, dzięki czemu to miasto tak bardzo różni się od kurortów części południowej.

Dla nas Kyrenia okazała się również najlepszą bazą zaopatrzeniową. Wyjazdówki z miasta aż pęcznieją od tanich, sieciowych supermarketów, w których za niewielkie pieniądze można kupić sporo miejscowych dóbr gastronomicznych, takich jak chałwa, ser haloumi czy rachatłukum (kto w ogóle wymyślił tę nazwę…).

Opactwo Bellapais

To, co stanowi o prawdziwej sile Kyrenii na turystycznych mapach Cypru, znajduje się jednak kawałek od miasta. Dosłownie 15 km od centrum miasta piętrzą się zrujnowane wieże zamku św. Hilariona, a jeśli wrócimy z niego do głównej drogi i machniemy się na wschód, to po kilku minutach dojedziemy do wioski Bellapais.

O zamkach północnego Cypru opowiadam oddzielnie w jednym z odcinków mojego video-cyklu jedź, BAW SIĘ!+. Prócz św. Hilariona obejrzycie tam sobie dokładnie twierdzę Buffavento (również zlokalizowaną w pobliżu miasta) oraz mniejszy, ale znacznie mniej popularny wśród mainstream’owych turystów zamek w Kantarze, położony około 70 km od Kyrenii. Jeśli jesteście zainteresowani tą tematyką, to zapraszam tutaj.

Bellapais znana jest przede wszystkim z malowniczych jak jasna cholera ruin klasztoru, unieśmiertelnionych w książce Lawrence’a Durrella pt. Gorzkie cytryny Cypru. Jeśli o niej nie słyszeliście, to się nie martwcie – ja dowiedziałem się o niej dopiero pisząc ten wpis.

Cypr - opactwo Bellapais 1

Chyba najbardziej znana część opactwa

Byłe opactwo jest rzeczywiście bardzo malownicze (na tyle, że trafiło na okładkę przewodnika Lonely Planet po Cyprze), a spacer po nim spokojnie zagospodaruje godzinkę Waszego czasu. Spod ruin XII-wiecznej, będącej niegdyś schronieniem dla mnichów zbiegłych z Palestyny po jej upadku w 1187 roku, rozciąga się również satysfakcjonujący widok na okolicę, ze szczególnym uwzględnieniem licznych, burżujskich posiadłości. Spokojnie możecie pobawić się tutaj w „policz cholerne baseny”. Po odwiedzinach w samym klasztorze warto również przespacerować się po miejscowych uliczkach, będących łatwo dostępną kwintesencją cypryjskiej idylli.

Cypr - miasteczko Bellapais

Uliczki Bellapais

W drodze do Kantary

Jeśli przyjdzie Wam na myśl machnąć się z Kyrenii do zamku w Kantarze (patrz wyżej), to mam dla Was jedną, najważniejszą radę – wyruszcie w miarę wcześnie. Pomijam tu już nawet kwestię tak zwanej żółwiowej plaży (jeśli chcecie tu zobaczyć żółwie, to musicie trafić na odpowiedni termin), czy kilku „przydrożnych” klasztorów, jak choćby Antifonitis (UWAGA: do większości z nich wejdziecie – nawet w sezonie – maksymalnie do 17:00). To, co stanowi o wyjątkowości podróży na linii Kyrenia-Kantara, to… sama droga.

Cypr - droga do Kantary

Kto nie lubi takich zapomnianych miejscówek…

Tak się bowiem składa, że przybrzeżna trasa wiodąca z głównego miasta regionu do najbardziej odizolowanego z północnocypryjskich zamków, jest upstrzona przeróżnymi, nieoznaczonymi na mapach ruinami. Na jedne z większych natkniecie się już 26 km za Kyrenią, a na kolejne spore – niemal dokładnie dwa razy dalej – na 52 kilometrze drogi. Nie mam bladego pojęcia, czym te budowle były i z jakich czasów pochodzą, ale podejrzewam, że ich opuszczenie miało coś wspólnego z konfliktem grecko-tureckim. Konstrukcje nie są nijak oznaczone, nie ma przy nich żadnych tablic ani budek biletowych. Ot, wystarczy na moment zjechać z głównej drogi na szutrówkę i podjechać nad samo morze. Jeśli lubicie takie quasi-urbexowe klimaty, to na pewno będziecie bardzo usatysfakcjonowani.

Dalej na Karpas

Jeśli poniesie Was aż za Kantarę, to możecie spodziewać się jednego: będziecie jednymi z naprawdę nielicznych turystów na miejscu. Półwysep Karpas nadal leży daleko za utartymi, turystycznymi szlakami, a kusi przede wszystkim odciętymi od świata ruinami kościołów (w Agia Triada znajdziecie między innymi jedną z najlepiej zachowanych na Wyspie mozaik podłogowych), paroma podziemnymi grobowcami oraz widokami z samego koniuszka Cypru. Jestem pewien, że ten rejon aż roi się od ukrytych przed masową turystyką, wartych poznania lokalizacji, ale będę to musiał sprawdzić dopiero przy okazji następnej wizyty na miejscu.

Podobał Ci się ten wpis? Możesz poczytać inne notki o Cyprze lub polubić mój blog na Facebooku, gdzie na bieżąco informuję o nowych wpisach i wrzucam dodatkowe treści.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?