Podbraszowskie zamki: Rasnov i Bran
Rumuński Braszów to nie tylko interesująca miejscowość sama w sobie, ale również idealny punkt wypadowy do wielu lokalnych atrakcji. A skoro mowa o Transylwanii, to oczywistym jest, że jedną z najważniejszych będą pobliskie twierdze i zamki: Rasnov, Bran oraz Peles.
Cytadela w Rasnovie
Nie rozumiem, z jakich przyczyn zamek w Bran (o którym będzie mowa zaraz) otrzymał więcej publicznego zainteresowania niż potężna, wpadająca w oko cytadela w Rasnovie. Początkowo, zbudowana w XIII wieku przez Krzyżaków (na miejscu innej, starożytnej fortecy) warownia miała chronić najbliższą okolicę przed najazdami Tatarów i Turków. Po tym, jak Zakon został wygnany z Rumunii, cytadela była systematycznie rozbudowywana przez chłopów i mieszczan, ostatecznie stając się pełnoprawnym zamkiem chłopskim (tu przeczytasz więcej na ich temat). Swoją rolę pełniła do okolic XVIII wieku, kiedy to broń palna zdominowała przemysł wojenny.
Warownia wznosi się na całkiem niemałej górce, wyrastającej w małym, ale bardzo zadbanym miasteczku Rasnov. Pomimo tego, że budowla jest naprawdę okazała, to nawet w ludny, majowy weekend natkniecie się tu na ZNACZNIE mniej turystów niż w pobliskim Branie, słynącym zresztą z przerażających tłumów. W Rasnovie, który od swojego większego brata – Braszowa – ściągnął pomysł z hollywoodzkim napisem, bez problemu znajdziecie miejsce do parkowania oraz jakąś sympatyczną knajpkę, w której w spokoju (i dobrej cenie) zjecie coś dobrego i napijecie się piwa.
Do samej fortecy można dostać się na dwa sposoby: a) podejść do niej od strony dużego parkingu; lub b) wjechać na wzgórze kolejką linową, która z niewiadomych względów jest sprytnie ukryta za rzędem kamienic, stojących u samych stóp wzniesienia od strony centrum miasteczka. Tym, którzy mają mniej czasu, zdecydowanie polecam drugą metodę – wjazd kolejką kosztuje 12 lei (w obie strony), zajmuje jakieś 2 minuty, a dodatkowo gwarantuje rozpoczęcie zwiedzania od miejsca, do którego mało kto dociera.
Kolejne 12 lei wydacie na bilet do samej cytadeli i są to pieniądze, które warto wyłożyć. Zamczysko jest naprawdę duże i w jego wnętrzu spokojnie można spędzić co najmniej godzinę, kręcąc się po odrestaurowanych uliczkach, zaglądając do kramów z pamiątkami czy po prostu podziwiając roztaczające się wokół widoki. Zabudowania warowni są również nieźle opisane, także fani epoki na pewno wyjdą z niej bogatsi o konkretną wiedzę.
Zamek w Branie
Jeśli Rasnov jest ciągle – pomimo swoich rozmiarów – stosunkowo nieodkrytą atrakcją regionu Braszowa, to zamek w Branie jest jego koszmarnym przeciwieństwem. Pomimo tego, iż sama budowla rzeczywiście jest niezwykle malownicza i „transylwańska” z zewnątrz, to nikomu, ale to ABSOLUTNIE NIKOMU nie radzę płacić tych 40 lei (sic!) i wbijać się do środka.
Bran to chyba jeden z najbardziej znanych, rumuńskich zamków i jest tak – cóż – z trywialnej przyczyny. To właśnie tu rozgrywa się akcja słynnego Draculi Brama Stokera, chociaż pierwowzór tej postaci, Vlad Tepes, nigdy nawet nie postawił stopy w jego progach. Dzięki temu, zamek zyskał szaloną popularność wśród turystów i ściągają tu oni całymi hordami.
Bran był kolejną miejscowością, która pozostawała pod władaniem Zakonu Krzyżackiego i to on postawił tutaj pierwszą twierdzę. Po wysiudaniu Krzyżaków, zamek pełnił głównie rolę punktu celnego, co tłumaczy jego stosunkowo mały rozmiar i zwartość – w porównaniu na przykład do opisanej wyżej cytadeli w Rasnovie.
Obecnie zamek w Branie to – najprościej mówiąc – to, co najgorsze w rumuńskim przemyśle turystycznym. Potężny festyn już od wejścia, hordy ludzi, ciągnące się na kilkanaście metrów kolejki do wejścia, dodatkowo płatny DOM STRACHÓW (serio…) oraz pojebane ceny za dosłownie wszystko. Samo wnętrze zamku również dupy nie urywa, zwłaszcza jeśli poruszamy się po nim w żółwim tempie, cały czas słysząc zewsząd polskich Januszów i Haliny, którzy w rubaszny sposób komentują każdy wystający, choćby tylko nieco falliczny element wyposażenia budowli. Generalnie jest masakra i na zwiedzanie zamku w Branie wysłałbym tylko swojego największego arcywroga, którego na szczęście nie posiadam, bo i tak byłoby mi trochę przykro.
Co gorsza, nawet bryłę zamku ciężko uchwycić na zdjęciu. Cała zarośnięta jest wysokimi drzewami – tak, że możecie zapomnieć o ładnym ujęciu z bliskiej odległości. Doprawdy, ciężko mi powiedzieć coś dobrego o tej miejscówce.
Brak komentarzy