Droga przez mękę, czyli pierwsze naprawy VW Transportera, cz. 1

Jak być może niektórzy z Was wiedzą, w wakacje zeszłego roku nabyłem nowy środek lokomocji – pomarańczowego (bo jakże by inaczej) Volkswagena Transportera, typ 3. O całej sprawie pisałem już na blogu – zainteresowanych zapraszam tutaj. Po zakupie nie miałem za bardzo czasu, żeby się samochodem zająć. Na przeszkodzie stanęły kwestie mieszkaniowe, a konkretniej przeprowadzka, w której zresztą busik wydatnie pomógł. Dość powiedzieć, że cały dobytek mój i Beaty przewieźliśmy na miejsce w dwóch kursach, a potem doszły do tego jeszcze wszystkie (i niemałe) zakupy meblowe. Jak się okazało, wysłużony Transporter był w stanie bez większego problemu przewieźć stół, komplet krzeseł oraz nową kanapę. Po przeprowadzce trzeba było zająć się mieszkaniem, a potem nadeszła zima, a bus stanął w garażu, czekając na lepsze czasy.

W styczniu zorientowałem się, że oczekiwanie to warto przyspieszyć, bo niezbędne naprawy same się nie dokonają, choćbym modlił się o to do wszystkich indyjskich bogów na raz. I tak sprawa ruszyła.

Z prezesowską pomocą

Początki były bardzo obiecujące. Finansową pomoc w remoncie samochodu zaoferował mi Prezes firmy, w której pracuję. Słowem wyjaśnienia dodam, że wzmiankowana persona ma długą historię wspierania pracowników w ich inicjatywach – także tych niekoniecznie uznawanych przez większość społeczeństwa za standardowe. Prezes uzbroił mnie zresztą nie tylko w dodatkową gotówkę, ale także w zaprzyjaźnionego mechanika, który miał mi pomóc z Volkswagenem na pierwszym etapie prac. Maciek, bo tak się ów mechanik nazywał, rzeczywiście mocno mi pomógł – nie tylko eksperckim okiem, ale także w tak trywialnych kwestiach, jak choćby odwiezienie na chatę z warsztatu, w którym ostatecznie stanęło auto. Najprościej mówiąc, na początku wydawało się, że będzie z górki.

Tyle, że ze starymi samochodami nigdy nie jest z górki.

Po pierwszym „osłuchaniu” wozu okazało się, że do generalnego remontu nadaje się przednie zawieszenie oraz kilka innych, mechanicznych detali, które jednak nie przerażały pod kątem kosztów. Kwestią wykończenia estetycznego nawet nie zacząłem się przejmować, bo zależało mi przede wszystkim na tym, by samochód był sprawny pod kątem mechanicznym. Czytaj: chciałem, aby był w stanie zawieźć 4 osoby z punktu A do B i nie zesrać się po drodze na kwadratowo.

Naprawa VWT3 - zawieszenie

Przedni „zawias” już gotowy do remontu*

Pomiędzy wstępnymi oględzinami a faktycznym startem prac minęło sporo czasu – głównie ze względu na to, że nikt nie ma na podorędziu zbyt wielu tzw. „wolnych chwil”. Wreszcie jednak udało się namierzyć w Warszawie specjalistę, który samochód był w stanie zrobić, choć – jak to zwykle bywa – był stale zawalony robotą aż po czubek nosa.

W międzyczasie okazało się również, że wóz nie przejdzie przeglądu technicznego. Co ciekawe, nie chodziło tu o kwestie mechaniczne, a o „zwykłą” papierologię. Poprzedni właściciel miał najwyraźniej wywalone na to, co stoi w dokumentach i jeździł autem na przeglądzie, który można było właściwie potłuc o kant dupy. Gdyby Policja chciała się przyczepić do papierów, to nie musiałaby nawet szukać – wystarczyłoby sprawdzić typ pojazdu.

To osobowy czy ciężarowy?

W dokumentach mojego busa nadal figurują następujące fakty: oficjalnie jest to 9-osobowe auto ciężarowe (sic!) z silnikiem 1.6, zamontowanym hakiem i konkretnym numerem VIN. Faktycznie jednak, przed ostatnimi zmianami, auto było właściwie osobowe (i to maksymalnie na dwóch pasażerów), wyposażone w silnik 1.8, a numer podwozia był tak skorodowany, że nie dało się go odczytać. Z dowodem zgadzała się więc właściwie tylko obecność haka. O pokrytych żółtą folią, nieprzepisowych światłach przednich nawet nie wspominam, bo to pierdoła do usunięcia w 20 minut.

Silnik wodą zalany

Traf chciał, że kiedy wreszcie wybrałem się do warsztatu, Warszawę chwycił w swoje szpony najgorszy mróz. Bus przestał pod robotą przepisowe 8 godzin pracy, a kiedy zbierałem się do mechanika, ledwo odpalił (w końcu to Diesel). Czego nie wiedziałem to to, że w zbiorniku płynu chłodniczego w owym momencie przeważała woda, która przez kilka godzin z satysfakcją zamarzła na kość, najprawdopodobniej już w pierwszych minutach po uruchomieniu upieprzając mi dokumentnie silnik. Z tego faktu zdałem sobie sprawę gdzieś w okolicy centrum handlowego Arkadia, kiedy przez ramię zobaczyłem kłęby siwego dymu dobywające się spod pokrywy jednostki napędowej. Z nawiewem rozwalonym na maksa (a mimo to zamarzając na kość), dotoczyłem się jakoś do warsztatu, gdzie diagnoza była szybka i bezlitosna: uszczelka pod głowicą jest dmuchnięta, a silnik – najprościej mówiąc – zajebany na amen. Zaczęło się wprost fenomenalnie.

Klnąc w duchu poprzedniego właściciela (oraz swój brak doświadczenia samochodowego), który do chłodziwa dolał za dużo wody, na klatę przyjąłem informację, że w tej sytuacji właściwie lepiej będzie poszukać nowego silnika, niż zajmować się remontem starego. Problem polegał na tym, że na silnikach nadających się do VW T3 znam się mniej więcej tak, jak na jakichkolwiek innych, czyli w ogóle.

Naprawa VWT3 - przekładka silnika

Silnik znalazł się dość szybko*

Tu jednak los uśmiechnął się do mnie półgębkiem. Zupełnym przypadkiem, późniejszej rozmowie telefonicznej mojej i mechanika przysłuchiwał się inny specjalista, który posiadał właściwą jednostkę. Akurat wyciągnął ją ze swojego busa, który dostał w zamian znacznie mocniejsze serce. Okazało się, że silnik to młodsza wersja pudła, które zmarło nagłą śmiercią w moim Volkswagenie, więc jego przełożenie było znacznie prostsze, niż gdybyśmy mieli ładować tam cokolwiek innego. Summa summarum, największym bólem było to, że musiałem wydać niemal 2000 zł więcej niż początkowo planowałem… a wszystko to przez wodę wlaną do płynu chłodzącego.

No to remontujemy

Skoro silnik był załatwiony, to można było wreszcie zacząć prace.

Na pierwszy ogień poszło to nieszczęsne zawieszenie z przodu. Po krótkiej, internetowej sesji zakupowej, w warsztacie wylądowały wszystkie niezbędne sprężyny, amortyzatory, poliuretany, drążki i inne duperele, które miały wkrótce odpowiadać za komfortową jazdę busem. Udało się nawet dostać używane łączniki drążków stabilizatora – te szpargały w dobrym stanie to rzadkość. Padła również propozycja, żeby przy okazji wszystkie elementy mocniej zabezpieczyć antykorozyjnie, ale po krótkim wahaniu zrezygnowałem z tej opcji, bo podniosłoby to cenę remontu tej części wozu o dodatkowy 1000 zł. Czas pokazał, że ów tysiąc faktycznie lepiej było zostawić sobie w kieszeni.

Mechanik-specjalista stanął na wysokości zadania. Wszystkie roboty nie tylko raportował, ale również na bieżąco robił zdjęcia, które dostawałem do wglądu. Naocznie mogłem się przekonać, że przednie sprężyny były w opłakanym stanie (jedna była najnormalniej w świecie pęknięta), a po skończonej robocie układ prezentował się o niebo lepiej niż przed nią. Byłem BARDZO zadowolony do momentu, w którym okazało się, że remont zawieszenia pochłonął całą kwotę „zapomogi” od Prezesa. Potem byłem już tylko zwyczajnie zadowolony.

Naprawa VWT3 - opalanie

Z zawiedzeniem było trochę roboty – zapiekło się, skubane*

Po zawieszeniu przyszła pora na przekładkę silnika. Cała procedura była stosunkowo nieskomplikowana dla kogoś, kto się na tym zna, więc po jednym dniu nowa pikawa już siedziała na miejscu. Przy okazji okazało się, że ze starej udało się odzyskać niedawno regenerowaną pompę paliwową, którą to mechanik poradził zostawić sobie na przyszłość albo po prostu opchnąć za kilkaset złotych komuś, kto będzie zainteresowany. Z dwóch silników specjalista powyciągał najlepsze elementy i złożył puchę opartą na tym z niedmuchniętą głowicą. Już pierwsza przejażdżka ujawniła, że nowa jednostka jest nieco cichsza od poprzedniej, a ponadto jej wstawienie wyeliminowało część problemów, które były na liście to do na początku prac – głównie kilka wycieków i przeróżnych luzów. Z portfela ubyło kolejnych kilka banknotów, ale już było widać koniec…

Pozornie.

Część druga dostępna tutaj.

*Zdjęcia: Karol W.

Interesuje Cię tematyka remontu naszego Volkswagena? Sprawdź inne wpisy i filmy, które powstały w związku z niekończącym się remontem naszego samochodu. Możesz również polubić nasz blog na Facebooku – często wrzucamy tam dodatkowe treści i informujemy o aktualizacjach!

Brak komentarzy

Dodaj komentarz:

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

error

Podobało się? Może zostaniemy w taczu?